Kinga Dunin

Klienci prostytutek są żałośni

Może publicznie mało który mężczyzna, z tych którzy publicznie istnieją, przyzna się do kontaktów z prostytutkami, prywatnie jednak chętnie się pochwali. To nie jest już wstydliwe tabu, a coraz częściej zwyczaj korporacyjny czy towarzyski. Czy warto zatem wytykać im hipokryzję? Pewno warto. Jeśli w świecie, w którym, jak to się mówi, od zawsze istniała i istnieć będzie prostytucja, chcemy tę kwestię uregulować, to poza zdjęciem odium z prostytutek wypadałoby też ujawnić ich klientów. Znam parę ładnych nazwisk, które może kiedyś ujawnię. Na razie coming out wykonał Marek Raczkowski i czekamy na następne. No panowie, podobno nie ma się czego wstydzić! Szczególnie jeżeli jest się dobrym klientem, który nie bije, płaci, sprawdzi PESEL.

Sylwia Chutnik próbuje pokazać, co się dalej za tym kryje – alfons, który połowę pieniędzy odbierze, przemoc, brak ochrony socjalnej i prawnej. Ale z tym można walczyć. Zalegalizować, uczynić z tego normalny biznes, normalne usługodawczynie i usługobiorców w ramach wolnorynkowej umowy. Oskładkowanej. Bo akurat jestem za oskładkowaniem umów. Ojcowie na osiemnastkę będą stawiali synkom wizytę w luksusowym burdelu. Zero zakłamania, żadnej szarej strefy, seksualne zaspokojenie dla panów, szanowany zawód dla pań. A przy okazji łatwiej będzie walczyć z patologiami.

Jestem za. Żeby była jasność, w jakim świecie żyjemy.

A co z równością i vice versa? Oczywiście prostytutki męskie. Gdyby Marek Raczkowski wydał już wszystko na dziwki i narkotyki oraz stracił natchnienie, mógłby wybrać sobie też taki zawód. Mogłabym sobie zamówić go z agencji, a on nie mógłby wybrzydzać. Jak ładnie by się postarał, dorzuciłabym mu parę groszy. Oraz będąc dobrą panią wysłuchała jego życiowej historii. O ile miałabym czas i ochotę. Bo to ja płacę i ja decyduję, jak dobrą panią mam ochotę być.

Spokojnie, panie Marku, nawet w takim wymarzonym super liberalno-rynkowym świecie, nie skorzystałabym. Ponieważ etycznie taka sytuacja jest dla mnie nie do przyjęcia. Wcale nie dlatego, iżbym uważała, że seks jest do zaakceptowania tylko w pakiecie z małżeństwem, miłością, związkiem i zobowiązaniami – chodzi o ocalenie go przed rynkiem. Jako osoba konserwatywna i staroświecka oraz lewicowa nadal chciałabym uważać uprawianie seksu za sferę kontaktów podmiotowych, a nie rynkowych. I sukces feminizmu polegający na tym, że jak burdele dla facetów, to i dla kobiet, nie jest moim ideałem.

Poza tym, dzisiaj, jeśli nawet istnieje drobny segment rynku usług seksualnych przeznaczony dla kobiet, dominujące jest przekonanie, że to panie świadczą panom. I kiedy Raczkowski pisze, „Pokaż mi kogoś, kto nie był w burdelu”, to nie ma na myśli chyba swojej matki? To wszyscy mężczyźni byli albo przynajmniej chcieliby tam być. Według Raczkowskiego każdy mężczyzna jest potencjalnym klientem i tylko hipokryzja sprawia, że się do tego nie przyznaje. Ale jeśli każdy mężczyzna jest potencjalnym klientem, to każda kobieta jest potencjalnym towarem. Każdy mężczyzna jest potencjalnie gotowy potraktować kobietę jak towar. I to go właśnie kręci.

Nie chodzi tu przecież o niedostępność doznań seksualnych. Jak ktoś nie znajdzie w najbliższym otoczeniu, jest internet. Swingersi, dogersi, bdsm, portale niematrymonialne. Czego tam nie ma? Władzy. Trzeba znaleźć się wraz z innymi w sytuacji poszukującego i obiektu, dogadać się, ustalić reguły. Naprawdę zderzyć się z drugim człowiekiem, a nie z człowiekiem-towarem, towarem za który zapłaciłem, nawet jeśli potem nie wiadomo, co z nim począć. Nawet jeśli powstaje wrażenie, że towar ten traktuje się jak człowieka. (Tu polecałabym lekturę Hańby Coetzeego. Szczególnie historię złudzenia bohatera, że zaprzyjaźnił się z prostytutką, która stale go obsługiwała.)

Ja raczej nie mam złudzeń. Nieurynkowiony seks nie jest miejscem powszechnej równości i szczęśliwości. Nie brak tu też etycznych dylematów. Ale jest to przynajmniej podmiotowe i nie daje w tak prosty sposób władzy nad ciałem drugiego człowieka.

Władza jest łatwa, spotkanie z kimś trudniejsze. Prawdziwi mężczyźni (obojga płci) nie chodzą na łatwiznę, są gotowi skonfrontować się z inną osobą. Klient prostytutki, albo ktoś, kto uważa to za oczywiste zachowanie mężczyzny, jest dla mnie przede wszystkim żałosny. Sorry. I wiem, a przynajmniej mam taką nadzieję, że jest wielu mężczyzn, którzy ani nie byli w burdelu, ani o tym nie marzą. Kobieta, jeśli sama wybrała taki sposób zarobkowania i jest nim usatysfakcjonowana – zachowuje swoją podmiotowość. Jej nie chodzi o seks, ona go tylko używa. Póki będą klienci, będzie i podaż.

I chcę, żeby to było jasne, to nie jest felieton o rozwiązaniach prawnych. Karanie klientów, np. w Szwecji, ma symboliczne znaczenie, ale i niepożądane skutki uboczne. Jednak nie wszystko, co legalne, musi mi się podobać. I oczywiście lepsi są szczodrzy i mili klienci niż banda pijanych troglodytów, ale jedni i drudzy tworzą kulturową normę, jedną z wielu, która mi nie odpowiada. 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij