Nie wiem, czy gorsze od uprzedzeń nie są uprzedzenia przekute w zjadliwą ideologię.
Podobno przed wojną każdy Polak miał swojego Żyda. Co to oznaczało? Na pytanie, co myśli o narodzie żydowskim, odpowiadał, że to mordercy Chrystusa i śmierdzący czosnkiem krętacze. – A Abramek? – O, to zupełnie coś innego. Złoty człowiek, dobry i uczciwy, jak robić interesy, to tylko z nim.
Ten stary szmonces dobrze punktuje polski antysemityzm. Z jednej strony stereotypy i uogólnienia, którym przeczy doświadczenie, więc tym gorzej dla doświadczenia. A z drugiej protekcjonalizm i kreowanie się na dobrego i sprawiedliwego, który potrafi docenić zalety nawet u przedstawiciela nielubianej grupy.
Dzisiaj można by to przerobić na dowcip o katolickiej prawicy. Geje? Potworne homolobby promujące grzech i siejące zgorszenie. Terroryzujący normalnych ludzi. Niemoralni i chorzy. Po czym dodaje się: ale nie myślcie, że jestem nietolerancyjny. Mam przyjaciół gejów. Niejedno takie zapewnienie z prawej strony padło, a ostatnio do zapewniających dołączył nawet Tomasz Terlikowski.
Załóżmy, że w zapewnienia te uwierzę. Prawicowy katolik może z kimś się przyjaźnić i jednocześnie masowo produkować pogardę do ludzi takich, jak jego przyjaciel. Odmawiać im podstawowych praw. A może polscy katolicy są też chrześcijanami?
Zgodnie z zasadami swojej religii, choć potępiają grzech, to miłują grzeszników? Jednak miłowanie i kolegowanie się to nie to samo. Szczególnie trudne musi być kolegowanie się z gejami, którzy pozostają w dobrych, trwałych związkach, nie zamierzają ze swego grzechu rezygnować, za niego nie żałują i żadnej poprawy nie obiecują. Każdą chwilą swego życia obrażają Chrystusa i sprawiają mu ból. To zatwardziali grzesznicy, źli ludzie. Czy dobry człowiek może lubić złych ludzi, czy powinien raczej poprzestać na ich miłowaniu? Ja chyba nie chciałabym utrzymywać kontaktów z kimś kto, powiedzmy, notorycznie bije swoją żonę i dzieci. Czyżby notoryczne sprzeciwianie się Bogu i obrażanie go było mniejszym grzechem? Nie mnie się wypowiadać. Zresztą mam inną hipotezę.
Tak, katolik może przyjaźnić się z gejem, ponieważ jest hipokrytą. Albo też normalnym człowiekiem, który, szczególnie jeśli naprawdę zna jakichś przedstawicieli tej mniejszości, wie, że i oni są normalnymi ludźmi. Jedni dobrzy, inni może źli, tak jak wszyscy. A odruch konserwatywny, o ile go naprawdę posiada, każe mu docenić tych, którzy pozostają w trwałych, lojalnych związkach i prowadzą nudne, mieszczańskie życie rodzinne (czyli zatwardziałych grzeszników). Całe to potępianie homoseksualizmu jest więc głównie narzędziem politycznej walki, sposobem odróżniania się, pretekstem do siania nienawiści i pielęgnowania resentymentów.
Czy oznacza to, iż owi polityczni hipokryci w istocie nie są homofobami? Są – ideologicznymi. Nie wiem, czy gorsze od uprzedzeń nie są uprzedzenia przekute w zjadliwą ideologię, która może je przeżyć i kąsać dalej. Zastanawiam się też, czy nie dotyczy to całej tzw. obyczajówki. Dzieci z in vitro, seks pozamałżeński, rozwody… To naprawdę tak oburza? Kogo? Redaktora Lisickiego?
Na koniec jednak inna obserwacja. Deklaracje prywatnych, towarzyskich kontaktów z gejami zdarzają się niejednokrotnie. Nigdy natomiast nie widziałam tego typu deklaracji w stosunku do lesbijek. Znajomą lesbijką jakoś nikt się nie pochwalił. Czy to oznacza, że lesbijki, w przeciwieństwie do gejów, unikają kontaktów z prawicowcami i katolikami? Nie dadzą się lubić?
Czy – jak zwykle – nie istnieją?