Zatem seks w Powstaniu istniał. Ale że nie chcieli rodzić dzieci w piekle, dla piekielnych potrzeb, wobec tego sprawę po prostu wytarto, wymazano, wygumkowano.
Rozmowa przez barykadę, z polonistą z mojego pokolenia. „Kronos? Czy naprawdę trzeba TO było wydawać? Czego się z TEGO dowiem o Gombrowiczu WAŻNEGO?”. W pierwszej chwili nie zrozumiałem (zanim sobie nie przypomniałem wszystkiego). Gombrowicz bez seksualności? Miłosz bez seksualności? Herbert bez seksualności? Hertz i Krzeczkowski bez seksualności? Maria Dąbrowska bez seksualności? Jarosław Iwaszkiewicz bez seksualności? AK-owcy bez seksualności? Powstańcy warszawscy bez seksualności? Księża bez seksualności? Autor niniejszego felietonu bez seksualności? Mój rozmówca tu cytowany bez seksualności? Jarosław Marek Rymkiewicz bez seksualności? Adam Michnik bez seksualności? Jadwiga Staniszkis bez seksualności? Barbara Toruńczyk bez seksualności?
Henry Miller (w innych kontekstach czasem problematyczny), Charles Bukowski (podobnie) – w Polsce ci staruszkowie, dla mnie świętej pamięci, wciąż okazują się emancypacyjni na maksa w 2013 roku. W 69. rocznicę Powstania Warszawskiego. Lao Che bez seksualności? „Powstańczy hip-hop” bez seksualności? „Muzealnicy” bez seksualności (to ostatnie nawet by mnie bawiło, ale to nieprawda)?
Nie, to nie moje „lewackie nawrócenie” te wszystkie pytania. Kiedy jeszcze przebywałem po innej stronie naszego ideologicznego mopsożelaznego piecyka, też tego nie rozumiałem. Na jednym ze spotkań z młodszymi ode mnie (dziś dojrzalsi ode mnie, niektórzy „muzealnicy”, niektórzy „konserwatyści”, niektórzy „politycy”) opowiadałem im o Trzebińskim, który zawsze mnie bardziej niż fascynował. Także o jednej z jego rodzinnych legend (wypartych, może nieprawdziwych), że umierając, pozostawiał dwie „wdowy”, z tego jedną w ciąży. I dorzucałem jakieś opracowanie z późnego PRL-u (czy dziś jakiś „muzealnik” zająłby się tym tematem?) zamieszczające świadectwa warszawskich ginekologów z okresu okupacji. O ponadprzeciętnej liczbie skrobanek w podziemiu AK-owskim i Szarych Szeregów, co się wiązało ze skokowym obniżeniem wieku inicjacji płciowej w „podziemnej Warszawie”.
Zatem seks istniał. I oczywiście należało rodzić dzieci w piekle, dla piekielnych potrzeb. Ale że tego nie chcieli robić, rodzić dzieci w piekle, dla piekielnych potrzeb, wobec tego sprawę po prostu wytarto, wymazano, wygumkowano, głowa do wycierania.
Pamiętam, jak po tamtym moim spotkaniu z młodzieżą (która dziś jest starsza ode mnie) podchodzili do mnie nieśmiało ludzie płci obojga z pytaniem, właściwie nie pytaniem, raczej deklaracją: „Dlaczego pan mówi o nich TAKIE rzeczy?”. A ja (kontestator kontestujący kontestację), po raz pierwszy słysząc wtedy to pytanie i po raz pierwszy zastanawiając się nad odpowiedzią, pomyślałem sobie i zaraz powiedziałem im na głos (bo żadnej samokontroli jeszcze wtedy we mnie nie było), że przecież „tylko prawda jest ciekawa”, że tylko „myśl przeparta przez ciało”, że tylko „skok i decyzja” warte są swej ceny. „A jeśli chcecie świętych młodzieńców i święte dziewice, to co światu po was?”. Wszystko groch o ścianę, skoro seksualność wykluczono tu z obszaru „prawdy”.
Przez ćwierć wieku, które pamiętam, nic się nie zmieniło. Agresja wobec hipotezy „Zośki” homoseksualisty Elżbiety Janickiej to w rzeczywistości jedna z form agresji wobec hipotezy „Zośki” seksualisty. Tak samo jak atak na homoseksualistów za ich „wyuzdanie”. Za to, że poprzez swoją tożsamość „demonstrują seks” (wedle tej nowej arcypolskiej teorii społecznej w heteroseksualnych rodzinach seks służy wyłącznie „zastąpieniu emerytalnemu” i dlatego powinien być sponsorowany przez państwo).
Zapadnicy w Turcji „piją alkohol” (cyt. za Gilles Kepel). A zapadnicy w Polsce? „Uprawiają seks”? Na czym polegałaby ich specyfika, ich gigantyczna prowokacja w obszarze „wolności negatywnej”? W liberalnym centrum „wolność negatywna” to banał, na peryferiach wciąż najcięższa (bo rzadko najlżejsza) z transgresji.
W ten sposób upolitycznia się wszystko. Ideologizuje. Ale to nie transgresiści, nie „lewacy” upolitycznili seks w Polsce, zideologizowali. Nie oni zamienili całe nauczanie polskiego Kościoła w jedną nieudolnie tłumioną seksualną obsesję. Nie na „lewaków” można to zwalić (choćby nawet „lewacy” chcieli odegrać taką rolę, w Polsce są na to o wiele za słabi, choć starszy inteligencki konserwatywny salon warszawski chętnie to wszystko na „lewaków” zwala). Seks w Polsce upolityczniła, zideologizowała represja. Wyparcie będące jedyną differentia specifica całej dotychczasowej „mainstreamowej” kultury polskiej. Wyparcie o konsekwencjach sprawiających, że także do Polski stosuje się dzisiaj przyjazny komplement, jakim Joyce obdarzył współczesną mu cierpiącą Irlandię. „Maciora pożerająca własne dzieci”. „Maciora pożerająca własne dzieci”. „Maciora pożerająca własne dzieci”.
Oczywiście nie jest aż tak źle, nigdy nie jest aż tak źle i nigdy nie było. Jest jeszcze inna Polska, w ogóle są jeszcze inne Polski. Pozwalające żyć, czasem nawet żyć pomagające. Choć szczerze mówiąc, nie potrafiłbym mówić o nich tak samo przekonująco jak o „maciorze”, bo to z nią spędziłem większość mego czasu. I dlatego wiem, czuję, że ona ciągle tu jest. Wciąż tak samo potężna, wciąż tak samo głodna. Domaga się nowej ofiary z własnych dzieci. Przy okazji każdej rocznicy, każdego politycznego przesilenia, każdej poważniejszej katastrofy komunikacyjnej. I dlatego trzeba się angażować politycznie w Polsce. Przeciwko maciorze (może to nawet jest maciora patriarchatu).