Cezary Michalski

Imperium powracające jako farsa

Brytyjskie częściowe wybory do władz lokalnych tym razem odbyły się w wiejskich hrabstwach zamieszkanych głównie (choć nie wyłącznie, gdyż w wielu przypadkach dawne „wiejskie okręgi” są już dziś sypialniami wielkich postprzemysłowych brytyjskich miast) przez małe wspólnoty, w których „wszyscy wszystkich znają”, gdzie nie lubi się odmieńców i obcych, gdzie pieniądz, „urodzenie” albo chociaż snobizm decydują o miejscu w społecznej hierarchii. Tam najchętniej wywiesza się insygnia brytyjskiego imperium, udając między sobą, na zasadzie niewypowiedzianej sąsiedzkiej umowy, że takie imperium ciągle jeszcze istnieje.

Hrabstwa, w których odbyły się wybory do władz lokalnych, w większości były od wieków rządzone przez Partię Konserwatywną. I to właśnie one stały się polem pierwszego poważnego politycznego sukcesu Nigela Farage’a i jego Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa.

Statystycznie rzecz biorąc, to Partia Pracy, a nie partia Farage’a, odniosła w tych wyborach największe zwycięstwo. Zyskała 291 nowych radnych i władzę w dwóch hrabstwach. Podczas gdy UKIP zyskała „zaledwie” 139 i to, czy będzie gdziekolwiek choćby współzarządzała, zależy wyłącznie od decyzji Torysów. Nawet moje hrabstwo Nottinghamshire otaczające z bardzo bliska dawne przemysłowe miasto Nottingham przeszło po tych wyborach pod władzę Labour. W ten sposób przynajmniej na szczeblu lokalnym będę przez parę miesięcy w roku pozostawał pod władzą centrolewicy, gdyż resztę mego życia – jako mieszkaniec III RP i jako mieszkaniec Wielkiej Brytanii – spędzam pod władzą różnych odmian prawicy.

Ale choć statystyczny sukces odniosła w tych wyborach Labour, to największy sukces polityczny odniósł właśnie Nigel Farage, bo w okręgach, gdzie odbyły się częściowe wybory, nowych 139 radnych dorzucił do ośmiu zaledwie radnych dotychczasowych. A w tzw. „ogólnokrajowych projekcjach wyborczych” jego partia uplasowała się na trzecim miejscu, niedaleko za Labour i Torysami. To na jego rzecz porzuciły macierzystą Partię Konserwatywną tysiące jej wieloletnich, nieraz wielopokoleniowych wyborców. Pytani o powody, odpowiadali głośno, że tylko Farage wyprowadzi Anglię z Unii, dodając półgłosem: „tylko Farage uczyni Anglię ponownie białą” (co w tutejszym języku oznacza także „bez Polaków”), a jeszcze ciszej dorzucając: „Cameron za bardzo podlizuje się gejom”.

Największy jednak sukces Farage’a to wpływ, jaki wynik tych wyborów może mieć na Partię Konserwatywną, a właściwie już ma. Ważne postacie tej partii, a nie tylko, jak dotychczas, frakcja antyeuropejskich radykałów-dziwaków, zaczęły naciskać Camerona, żeby przed Farage’em skapitulował do końca. Proponują, by referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE zorganizować nie po wyborach parlamentarnych 2015 roku, jak to deklarował Cameron, który referendum nie chciał i nie chce, ale przed przyszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Polityka Chamberlaina, jak wiemy, zawsze sprawdzała się umiarkowanie. Trzeba oddać Czechosłowację, inaczej Londyn zostanie zbombardowany. I Czechosłowację oddano, i Londyn znalazł się pod bombami. Ale Chamberlainów jest w dzisiejszej Partii Konserwatywnej całe mnóstwo, a Cameron… no cóż, nie jest niestety Churchillem.

Zanim kolejni polscy antysystemowcy zachwycą się Nigelem Farage’em (spędziłem niedawno zbyt długą część pewnej imprezy, rozmawiając z czterdziestoletnim dzieckiem świetnej inteligenckiej rodziny warszawskiej, który się właśnie na Farage’a nawrócił z samobójczej przekory), warto przedstawić program jego partii, pozwala bowiem zrozumieć, jakimi środkami budowana jest atrakcyjność dzisiejszej europejskiej antysystemowości. I jak bardzo ta antysystemowość bywa społecznie, politycznie i ekonomicznie jałowa. Zacznijmy od sztandarowego żądania Farage’a, aby Wielka Brytania natychmiast wystąpiła z Unii. Nawet ono ubrane zostało w lekkostrawną obietnicę „aksamitnego rozwodu”, który miałby polegać na tym, że UK wycofa się ze wszystkich wynegocjowanych z Brukselą wspólnych rozwiązań prawnych dotyczących migracji, wymiany informacji, ujednolicania rozmaitych standardów… A także przestanie odprowadzać jakiekolwiek składki do unijnego budżetu. Jednak – jak obiecuje Farage – gospodarka brytyjska nadal będzie miała uprzywilejowany dostęp do unijnego rynku. Na jakiej zasadzie? Ze strachu przed wyspiarskim imperium? Z fascynacji dla najbardziej dzisiaj konkurencyjnych towarów wytwarzanych na Wyspach, jakimi są brytyjska muzyka pop (Adele) czy usługi doradców finansowych z londyńskiego City w zakresie unikania płacenia podatków? Tego Farage już nie tłumaczy.

Jest za to w programie jego partii postulat, który może się spodobać nawet antysystemowej lewicy. Wprowadzenie bezzwrotnych grantów na kształcenie studentów zamiast obecnych studenckich pożyczek. A także bony edukacyjne znacznej wartości, które mogłyby wędrować za uczniem. Składa się to na program wyrównania szans edukacyjnych bardziej radykalny od tego, który realnie wprowadził Blair, a który właśnie niszczą Torysi, znacznie podnosząc koszt studiów, co sprawia, że nawet gwarantowane przez państwo niskooprocentowane pożyczki stały się dla biedniejszych studentów, nie chronionych finansową potęgą własnych „rodzin na swoim”, zbyt wielkim życiowym ryzykiem. Co w zamierzeniu Torysów miało doprowadzić do skokowego zmniejszenia liczby osób decydujących się na studia wyższe. I doprowadziło.

Jednak zanim się zachwycicie „bezzwrotnym stypendium dla każdego ucznia”, które oferuje wam Nigel Farage, zwróćcie uwagę na ograniczenia. Szczodrość „tylko dla białych”, czyli dla Anglików, dopiero po całkowitym zamknięciu Wysp na imigrację. I po wyrzuceniu obcych. Do tego obniżenie podatków dla wszystkich, z docelowym wprowadzeniem jednolitej stawki podatku dochodowego. Skąd wziąć pieniądze, jeśli bogatsi będą płacić mniej? Oczywiście z cudownego rozmnożenia dochodów budżetu znanego neoliberałom pod nazwą „krzywej Laffera”, która miała gwarantować, że obniżenie wysokości podatków doprowadzi do tego, że chętniej będziemy je płacić. Krzywa Laffera pozostała niepewną teorią, podczas gdy amerykańskie programy ulg podatkowych dla najbogatszych obywateli i korporacji nie powstrzymały ich ucieczki z powszechnego systemu opodatkowania. Więc i w Wielkiej Brytanii cudu nie będzie. Tymczasem z tego właśnie cudu partia Farage’a chce odbudować imperialną flotę, a także zastąpić stare rakiety z głowicami jądrowymi Trident nową, „rdzennie angielską”, tarczą antyrakietową operującą z lądu, powietrza i wody (tym razem w Farage’a zasłuchał się Komorowski). Krótko mówiąc, Falklandy bis, tyle że gdzie dziś znaleźć jakąś nową przygłupią argentyńską juntę, która znienacka zajmie np. Kajmany, dając odbudowanemu przez Farage’a imperium okazję do niebywale skutecznego rewanżu.

Spoza imperialnych obietnic Farage’a przebija strach narodu, który gdzieś podświadomie wie, że jego imperium już nie ma. I ten strach, bez rozwiązań, jest największą polityczną siłą UKIP. Nad Europą w ogóle nie krąży dziś widmo żadnego projektu, a tylko strach napędzając „antysystemowe” partie.

Imperium powracające jako farsa to zawsze jest faszyzm. Faszyzm, czyli nacjonalizm bezsilny, bezradny, opuszczony przez Zeitgeist, który może już tylko niszczyć, ale nie potrafi budować. Nie tylko w Polsce, nawet w Wielkiej Brytanii.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Cezary Michalski
Cezary Michalski
Komentator Krytyki Politycznej
Publicysta, eseista, prozaik. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem również slawistykę w Paryżu. Pracował tam jako sekretarz Józefa Czapskiego. Był redaktorem pism „brulion” i „Debata”, jego teksty ukazywały się w „Arcanach”, „Frondzie” i „Tygodniku Literackim”. Współpracował z Radiem Plus, TV Puls, „Życiem” i „Tygodnikiem Solidarność”. W czasach rządów AWS był sekretarzem Rady ds. Inicjatyw Wydawniczych i Upowszechniania Kultury. Wraz z Kingą Dunin i Sławomirem Sierakowskim prowadził program Lepsze książki w TVP Kultura. W latach 2006 – 2008 był zastępcą redaktora naczelnego gazety „Dziennik Polska-Europa-Świat”, a do połowy 2009 roku publicystą tego pisma. Współpracuje z Wydawnictwem Czerwono-Czarne. Aktualnie jest komentatorem Krytyki Politycznej
Zamknij