Agnieszka Wiśniewska

Tylko stoczni żal

Stocznia zaginęła i dziś za bramą główną znajduje się kawał pola.

Wycieczka do Stoczni Gdańskiej. Kolejny raz pokazuję to miejsce znajomym z zagranicy albo z innego miasta, choć sama nie jestem z Gdańska i też na Stoczni jestem turystką. Znajomym z Polski nie trzeba opowiadać o Solidarności, tym z zagranicy coś tam opowiedzieć warto – że strajk, że ruch robotniczy, Wałęsa, związek zawodowy. Stajemy przed bramą Stoczni i wtedy padają pytania o trzy wielkie krzyże i zdjęcie Jana Pawła II. Dodaję, że w Polsce kościół miał i ma duży wpływ na życie społeczne i polityczne. Od razu widzimy też ogromny budynek Europejskiego Centrum Solidarności. Nie widzimy za to stoczni, bo stoczni tam już praktycznie nie ma.

ECS robi ogromne wrażenie. Wielka, nowoczesna bryła w kolorze rdzy. – Czy to nawiązanie do ideałów solidarności, które pokryła rdza? – pyta ktoś. Raczej nie. – Może do zardzewiałego kadłuba statku – dodaje inna osoba.

Widać, że Solidarność jest dla nas ważna, skoro wybudowaliśmy tak imponujące Centrum, żeby ją upamiętnić. Dbamy o pamięć o naszej historii. Wnętrze ECS też zachwyca rozmachem – ogromna przestrzeń, zieleń, duża sala kinowa, sale konferencyjne, restauracja. Do tego wielki długopis z Janem Pawłem II. Znajomi wybuchają śmiechem na widok gigadługopisu. No fakt, trochę nas poniosło w upamiętnianiu podpisania porozumień sierpniowych za pomocą postawienia w holu ECS dwumetrowej repliki długopisu.

Wystawa stała opowiada historię strajku. W salach na piętrach ECS stoją szafki, takie same, w jakich robotnicy trzymali ubrania. W sumie najpewniej te same. Przecież jeszcze niedawno takie szafki można było spotkać w stoczniowych budynkach. Budynki zburzono a ich wnętrza zrekonstruowano w ECS. – Po co wyburzono piękne budynki stoczniowe, żeby to, co się w nich znajdowało, zrekonstruować 100 metrów dalej w sali wystawienniczej? – zadaję sama sobie pytanie i nie znajduję odpowiedzi. Może budynki były stare i ich remont drogi? Tak. Były stare. Tak, trzeba dużo pieniędzy, żeby np. przeprowadzić ich renowację i w ich wnętrzach, oryginalnych przestrzeniach, gdzie pracowali twórcy ruchu robotniczego Solidarność stworzyć przestrzeń wystawienniczą do opowiedzenia historii Solidarności. – Ale przecież budowa ECS tania raczej nie była, więc widać na upamiętnianie historii S hajs się znaleźć dało? – znów pytam sama siebie.

Wystawa stała w ECS to opowieść o strajku, Solidarności i tym, jak po strajku „obaliliśmy komunizm”. W zasadzie o tym, jak źle było za komuny i jak ją obalaliśmy mówi się więcej niż o strajku i Solidarności. Pojawia się więc cenzura, „rozmowa kontrolowana”, walka ludzi kultury, czyli jak rockami obalali komunę, jak Jarocin obalał komunę, jak teatr i film obalały komunę. Ile razy to oglądam zastanawiam się, jakim cudem i kim ta komuna trwała, skoro wszyscy ją obalali?

ECS jest typem muzeum-lunaparku, o których pisał Jakub Majmurek. Ładnie się opowieść skleja – JPII tu, JPII tam – ale o tym, w jakich warunkach robotnicy w stoczni pracowali, czemu i jak się organizowali, czemu po latach nie wszyscy byli zadowoleni z tego, jak potoczyła się historia, nic się nie dowiaduję. Może w muzeum nie ma miejsca na zadawanie pytań?

Burzenie stoczni i postawienie obok gigantycznego, dominującego przestrzeń centrum narzuca opowieść o strajku i Solidarności. Redukuje ją do jednej narracji. No i zapomina o tym miejscu, w którym stoi. Bo koniec końców najbardziej stoczni żal.

Na klatce schodowej z Instytucie Sztuki Wyspa znajdującym się na terenach postoczniowych wisi kartka A4 z informacją o tym, że zaginęła stocznia gdańska. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, gdzie ją odnaleźć, proszony jest o kontakt. Zawsze porusza mnie to ogłoszenie.

Stocznia zaginęła i dziś za bramą główną znajduje się kawał pola. Ocalała sala BHP. Za salą teren Stoczni przecina nowa droga. Stoi wciąż budynek dyrekcji. On, podobnie jak sala BHP, był świadkiem historii, został upamiętniony na zdjęciach i przebił się do zbiorowej świadomości. I może dlatego ocalał. Jeszcze. To, co do świadomości się nie przebiło, zginęło.

Do stoczni zaczęłam jeździć kilka lat temu. Mniej więcej w momencie, kiedy moja mieszkająca w Gdańsku koleżanka przestała w ogóle do stoczni chodzić. Było to dla niej za trudne.

Naczytałam się o strajku, naoglądałam zdjęć i cieszyłam się, kiedy mogłam osobiście zobaczyć stocznię. I smuciłam, kiedy coraz mniej był z roku na rok do oglądania. Do stoczni zabieram przyjaciół, gości, którzy odwiedzają Krytykę Polityczną. Niedawno poszliśmy tam grupą z KP działającą w różnych miastach w Polsce. Część z nas była na stoczni przed laty, jeździła subiektywną linią wymyśloną przez Grzegorza Klamana i słuchała opowieści o zakładzie z ust pracujących w nim przed laty robotników. Dokumentowaliśmy wtedy „miejsca transformacji” w Polsce, Niemczech i na Ukrainie. Transformacja trwa.

Stocznia znika. Opowieść o niej zostaje sprowadzona do wielkiego długopisu i dziesiątków zdjęć Jana Pawła II. Ruch feministyczny przez lata walczył o przypomnienie roli kobiet w historii strajku i Solidarności. W Gdańsku ogromną pracę wykonała Metropolitanka. Może czas na walkę o przypomnienie historii robotników, opowiedzenie o ich pracy? O stocznię walczyli artyści – to oni przed laty weszli tu i „pracowali na pamięci”. Dokumentowali stocznię jak Michał Szlaga, tworzyli tu – jak artyści związani z Kolonią Artystów, zapraszali tu twórców i przygotowywali wystawy, jak Instytut Sztuki Wyspa. Subiektywna Linia Autobusowa była jednym z takich działań. Innymi była np. wystawa Drogi do wolności, której elementy – dwie ogromne, choć tycie przy postawionym obok ECS, prace Grzegorza Klamana – stoją tuż za bramą stoczni. Prace artystów olano. W przenośni i dosłownie. Smród moczu od dawna unosi się wokół rzeźb Klamana.

Bardzo dobrze, że powstało centrum upamiętniające Solidarność. Jednym z dramatów transformacji jest nie tylko to, że ludzie, którzy pracowali w padających jak muchy zakładach tracili pracę, ale też to, że tracili biografie. Po latach nie mogli z dumą pokazać wnukom, czym się zajmowali, bo z tego ich zajmowania w zbiorowej pamięci zostało tyle, że robili na nierentownym zakładzie, którego przydatność wreszcie za wolnej Polski kapitalizm mógł ocenić. I najczęściej ocenił na pałę. Stoczniowcy mieli przynajmniej historię strajku. Chociaż tyle dumy, której nikt im nie zabierze. Ale czy na koniec ta duma musiała się zmienić w gadżet postawiony na gruzach autentycznie pięknej przestrzeni przemysłowej?

Ludzie, jak jedziecie nad morze, darujcie sobie Monciak czy selfie pod Neptunem, jedźcie na stocznię. Resztki jeszcze stoją!

**Dziennik Opinii nr 142/2016 (1292)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij