HADOPI, uchwalone we Francji najbardziej restrykcyjne w Europie prawo antypirackie, okazało się drogie i nieskuteczne.
Po trzech latach od wprowadzenia we Francji najbardziej restrykcyjnego w Europie prawa antypirackiego pojawiła się wreszcie szansa na jego złagodzenie. Aurélie Filippetti, nowa ministra kultury w rządzie socjalisty Jean-Marca Ayrault, w wywiadzie dla „Le Nouvel Observateur” powiedziała, że będzie postulować o „znaczne zmniejszenie środków” na HADOPI, czyli Wysoki Urząd ds. Rozpowszechniania Utworów i Ochrony Praw w Internecie.
Ustawa o HADOPI, przegłosowana przez Zgromadzenie Narodowe w maju 2009 roku, przewiduje odcięcie dostępu do sieci za trzykrotne naruszenie praw autorskich. Przepisy zakładają również karę pozbawienia wolności do dwóch lat lub grzywnę w wysokości do 300 tysięcy euro dla wszystkich użytkowników i użytkowniczek dzielących się bezpośrednio dziełami chronionymi prawem autorskim.
U podstaw tego prawa przygotowanego przez konserwatywny rząd Sarkozy’ego legło przeświadczenie, że przedsiębiorstwa z branży muzycznej i filmowej tracą na piractwie zbyt wiele (we Francji dziennie ściąganych jest pół miliona filmów), a straty dotykają także francuski rynek pracy.
Filippetti przyznaje w wywiadzie, że agencja okazała się zbyt droga i niewydolna. HADOPI, której utrzymanie kosztuje 12 mln euro rocznie, ogranicza jedynie ruch w sieciach peer-to-peer. Zakładano, że przyczyni się do wzrostu sprzedaży płyt i utworów muzycznych, ale ta spada. Liczba osób korzystających z torrentów miała się od października 2010 roku zmniejszyć o blisko 2 miliony. Doraźna walka z „piratami” nie przynosi jednak rezultatów, bo ci, którzy nie wiedzą, że udostępniają pliki z naruszeniem praw autorskich, robią to dalej, a bardziej świadomi internauci są w stanie wypracować inne metody dostępu do plików, np. streaming, czyli słuchanie muzyki „na żywo” z poziomu strony internetowej, bez konieczności ściągania pliku na dysk twardy.
Z kolei straty przemysłu muzycznego mogą wynikać z innych powodów: utrzymującego się spadku sprzedaży nośników fizycznych i jednoczesnego wzrostu sprzedaży treści cyfrowych – obecnie aż 32 procent dochodów koncernów płytowych pochodzi z muzyki bez nośnika. Muzyka jest drugą – po grach – branżą, w której najszybciej rozwija się sprzedaż w postaci niematerialnej.
Agata Sczerbiak: Witamy demokrację, żegnamy ACTA
Być może zapowiedź francuskiej ministry to zielone światło dla zmian w prawie antypirackim. Najwłaściwsze w tej sytuacji wydają się takie rozwiązania systemowe, które będą zawierać ułatwienia dla internautów i internautek oraz sprzyjać szerszemu dostępowi do legalnego i taniego streamingu plików. Wbrew pozorom nie wymaga to wcale całkowitego zniesienia praw autorskich, rezygnacji z patentów czy deprecjacji własności intelektualnej. Możliwe jest zastosowanie wielu innych strategii, na przykład skrócenie okresu ochrony praw autorskich z obecnych 70 lat od śmierci autora/autorki do 5 (tak proponuje szwedzka Piratpartiet). Można również propagować wśród twórców licencje Creative Commons.
Najgorętsze spory dotyczą jednak nowego sposobu finansowania twórczości. Pojawiają się pomysły zbiorowego licencjonowania treści i innych form finansowania publicznego, a ostatecznie powszechnego dochodu gwarantowanego, którego wprowadzenie oznaczałoby uznanie faktu, że każda osoba jest dziś twórcą wartości. Pytanie, na ile rozwiązanie kwestii związanych z ochroną praw autorskich możliwe jest w istniejącym systemie gospodarczym, a na ile wymaga przekroczenia jego horyzontu. Część nowych ruchów politycznych i społecznych, jak partie piratów, próbuje osiągnąć ten cel, działając w obecnych warunkach. Niektórzy działacze na rzecz wolnej kultury, jak Michel Bauwens, podkreślają jednak rosnącą potrzebę bardziej radykalnych przeobrażeń.