Polska prywatnym osobom, które wbrew ostrzeżeniom MSZ podróżują do Ukrainy i wożą humanitarkę, sprzęt wojskowy czy drony, daje medale i zaprasza do Belwederu. Dla niosących pomoc Gazie rząd ma połajanki, oskarżenia o „narażanie polskiej dyplomacji” i dywagacje na temat obciążenia ich kosztami własnej ewakuacji.
Donald Tusk, Rafał Trzaskowski czy Radosław Sikorski ciągle nie mogą uwierzyć, że młodym ludziom naprawdę zależy na sprawach, które gromadzą ich na protestach, zaś pomysł, że ktoś zupełnie bezinteresownie poświęcałby swój czas, energię albo ryzykował własne życie czy wolność, walcząc o prawa człowieka, nie mieści im się w głowach. Rozumieją publicity stunty, ubieganie się o nagrody tej czy innej fundacji, popieranie tego co akurat jest modne wśród liberalnej klasy średniej, ale faktyczne, motywowane wyższymi wartościami działanie polityczne jest dla nich niezrozumiałe. Dlatego wzbudzają obrzydzenie coraz większej części wyborców, zwłaszcza młodych.
Flotylla Sumud zatrzymana
Około 450 wolontariuszy z kilkudziesięciu krajów (44 delegacje) zostało aresztowanych przez izraelskie służby podczas próby przełamania blokady morskiej, którą Izrael otoczył Strefę Gazy w 2007 toku. Na 44 łodziach wieźli pomoc humanitarną – mleko modyfikowane dla niemowląt, jedzenie, leki. Sami Palestyńczycy, poddawani od dwóch lat ludobójstwu, podkreślali w mediach społecznościowych, że ten wyraz solidarności ma dla nich olbrzymie znaczenie – to zresztą od nich, głównie rybaków odciętych od możliwości połowu, wyszedł pierwotny pomysł utworzenia międzynarodowej floty, która przełamałaby oblężenie Gazy od morza.
Global Sumud Flotilla pod ostrzałem. Sikorski: narażacie Polskę
czytaj także
Nieznane są szczegóły na temat tego, co obecnie dzieje się z aktywistkami i aktywistami z flotylli, ale ze szczątkowych informacji wynika, że zostali przetransportowani do więzienia Ktzi’ot, położonego na pustyni Negew. To największy izraelski zakład karny pod względem powierzchni, znany z bardzo surowych warunków – palestyńscy więźniowie przetrzymywani są w namiotach, odmawia im się dostępu do podstawowych środków higieny czy świeżych ubrań, a także leków, co prowadzi m.in. do chorób skóry, o czym pisał izraelski magazyn +972.
Wśród zatrzymanej załogi flotylli Sumud są dziennikarze i politycy z państw europejskich, w tym Franciszek Sterczewski z Koalicji Obywatelskiej. W sieci pojawiło się nagranie, na którym widać, jak izraelski minister bezpieczeństwa Itamar Ben-Gvir odwiedza siedzących na podłodze pojmanych, nazywając ich terrorystami. Nie wiadomo, jaki będzie ich los, chociaż Izrael zapowiedział szybkie deportacje. Wiemy za to, ze w przeszłości pojmanym „terrorystom” palestyńskim urządzał piekło na ziemi, stosując w swoich obozach tortury i gwałty.
Kto broni swoich obywateli, a kto Izraela?
Dziesiątki państw na świecie zostały zmuszone do reakcji – lub jej wymownego braku – w wyniku ujęcia flotylli. Niektóre, jak Turcja, Malezja czy RPA – potępiły akt jako bandycki i niezgodny z prawem, wzywając do uwolnienia swoich obywateli pod groźbą sankcji. Inne – jak Kolumbia – nie czekały i wydaliły izraelskich dyplomatów oraz zerwały umowy handlowe. W Polsce skończyło się na złośliwych przytykach ministra Sikorskiego, Donalda Tuska czy rzecznika prezydenta, którzy spekulowali sobie na temat obciążenia polskich uczestników flotylli kosztami ewakuacji.
czytaj także
W setkach miast na świecie ujęcie flotylli wywołało protesty. We Włoszech zablokowano całą stolicę i most łączący Wenecję ze stałym lądem. W Hiszpanii doszło do masowych demonstracji i starć z policją. W Polsce tysiące ludzi wyszły na ulice, m.in. w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu i Krakowie. Wśród skandowanych haseł można było usłyszeć: „Wstydź się Radek!”, „Radek Sikorski do dymisji” czy „Radek, Radek, you can’t hide, you’re supporting genocide”. Jednocześnie media społecznościowe szefa MSZ zalewają komentarze wyrażające oburzenie jego postawą wobec flotylli i samego ludobójstwa.
Młodsze pokolenia rozliczą rząd Platformy Obywatelskiej
Polska wolontariuszom, prywatnym osobom które wbrew ostrzeżeniom MSZ podróżują do Ukrainy i wożą humanitarkę, sprzęt wojskowy czy drony, daje medale i zaprasza do Belwederu.
Premier, rzecznik prezydenta czy minister spraw zagranicznych, wolontariuszom, którzy jadą z pomocą humanitarną przerwać blokadę morską w Gazie, gdzie trwa ludobójstwo, grozi palcem i traktuje jak przygłupie, atencyjne dzieciaki.
Dwa bardzo podobne, szlachetne w intencji działania są traktowane odmiennie, w oparciu o ich „geopolityczną” kalkulację. Wiadomo, Rosja jest blisko i się jej boimy, Izrael jest daleko i sprzedaje nam nowe technologie zbrojeniowe, a dobre relacje z nim są gwarantem dobrych relacji z USA, które traktujemy jako jeden z głównych gwarantów swego bezpieczeństwa. Stąd mordowanie cywilów i toczenie wojny najeźdźczej przez Rosję spotyka się ze strony naszego rządu z mocnym sprzeciwem i sankcjami, ludobójstwo w Gazie – z anemicznymi wyrazami zaniepokojenia.
Bierze się to w dużej mierze z tego, że ten rząd nie wierzy w etykę w polityce. Wierzy za to w interes. PO – i w dużej mierze PiS – opiera się na wizji polityki jako władzy dla samej władzy, polityki, która jest wytłumaczeniem i celem samym w sobie. Gdzie podejmuje się działania dla zdobycia i utrzymania władzy, a nie dlatego, że są właściwe, albo unika, bo są niewłaściwe. W tym paradygmacie brak integralności czy zajmowanie skrajnie odmiennych stanowisk z miesiąca nie miesiąc nie jest obciążeniem. Jest cnotą.
Sytuacja w Gazie to ludobójstwo zdaniem ONZ, Amnesty International, Lekarzy Bez Granic, Instytutu Lemkina i szeregu innych ciał, ale nie zdaniem polskiego ministra, który argumentuje, że „nie należy używać za dużych słów bez powodu, bo potem zabraknie nam ich, kiedy naprawdę będą potrzebne do opisania rzeczywistości”. Ta pozornie wyszukana intelektualnie postawa rozpada się jednak – co jest znamienne dla tego pokolenia polityków – w kontakcie z publiką z trzeciej dekady XXI wieku, która może sobie sprawdzić, że takiego umiarkowania Sikorski nie przejawiał, kiedy nazywał przeciwników politycznych faszystami, a ich rządy dyktaturą.
Sikorskiemu nie jest wstyd – bo jest cynicznym liberałem. I jak to cyniczny liberał zakłada, że tylko on przy stole ma dwie szare komórki, zawsze obróci kota ogonem, trochę zaczaruje, trochę nagnie fakty, nie będzie pamiętał co mówił wcześniej i jakoś to przejdzie. Tak się dzieje, jeśli się zakłada, że polityka i etyka to dwie zupełnie rozłączne kwestie.
Wszystko jednak wskazuje na to, że w etykę i integralność w polityce w dużej mierze wierzą millenialsi i zetki. Młodsze pokolenia częściej podkreślają znaczenie uczciwości, przejrzystości i spójności działań polityków z deklarowanymi wartościami. Ważne są dla nich kwestie moralne związane z klimatem, prawami człowieka, równością. Na te „naiwne dzieciaki” zajmujące się głupotami poważni politycy narzekają już prawie dwadzieścia lat. Rzecz w tym, że „młodsze pokolenia” to już obecni 20-, 30- i nawet 40-latkowie, coraz większa grupa wyborców. Taka, która będzie miała problem z podwójnymi standardami.
Koalicja Obywatelska przez ignorowanie tego etycznego aspektu konsekwentnie kopie sobie grób i pozbawia szansy na rządzenie w przyszłości. Od ściemniania Ostatniemu Pokoleniu w trakcie kampanii prezydenckiej (Rafał Trzaskowski obiecał im spotkanie w zamian za zawieszenie protestu, a po wyborach je odwołał), machaniu nam przed oczami prawem do aborcji czy związków partnerskich, których nie zamierzali wprowadzić, przez ustawki z blokowaniem dostępu obywateli na rady miasta w Warszawie czy nagłą zmianę stosunku do kryzysu migracyjnego po wygranych wyborach, po Gazę i selektywne sięganie po ukrainofobię, liberałowie pracowali na to, że coraz więcej z nas się nimi po zwyczajnie brzydzi – i nigdy więcej, choćby nie wiadomo co, nie odda na nich głosu.