Meksyk 1971: Mundial, którego nie było

Przed finałem niechcianych przez FIFA Mistrzostw Świata kobiet w 1971 r. kobiece ciała znów stały się polem bitwy w wojnie o emancypację. Bitwy wygranej i przegranej jednocześnie.
Wojtek Żubr Boliński
Kadr z trailera filmu Copa 71. Fot. Youtube

Już dwadzieścia lat przed pierwszym oficjalnym kobiecym mundialem zorganizowano Mistrzostwa Świata Kobiet w Meksyku. Finał turnieju obejrzało na żywo 110 tys. ludzi, co jest wynikiem tak imponującym, że sensacyjny byłby w męskiej piłce nawet dzisiaj. A potem wymazano go z historii.

Pierwsze kobiece Mistrzostwa Świata FIFA zorganizowała w 1991 roku w Chinach, ale dopiero kobiecy mundial w USA z 1999 roku rozbujał zainteresowanie kobiecą piłką na dobre. Jeśli Amerykanie uznają, że da się na czymś zarobić, to cały świat uznaje, że mają rację.

Dlatego choć lubimy uważać piłkę nożną za europejski sport, to właśnie USA stanowią  centrum kobiecego futbolu. To tam wydaje się największe pieniądze na rozwój i marketing oraz na transfery. To dzięki Stanom kobieca piłka nożna jest dziś najszybciej rozwijającym się sportem na świecie. Mogło być inaczej, ale europejska UEFA i globalna, acz europocentryczna FIFA oraz federacje krajowe długo opierały się przed kobiecym futbolem, wręcz aktywnie go zwalczając.

Jak mężczyźni zabrali kobietom piłkę nożną

czytaj także

Lubimy uważać Europę za progresywną, a wiek XX za wyjątkowy pod tym względem. Może zatem dziwić, że obfituje on w przykłady odgórnych zakazów gry w piłkę dla kobiet. A jednak już dwadzieścia lat przed pierwszym oficjalnym kobiecym mundialem zorganizowano Mistrzostwa Świata Kobiet w Meksyku. Finał turnieju w roku 1971 obejrzało na żywo 110 tys. ludzi, co jest wynikiem tak imponującym, że sensacyjny byłby w męskiej piłce nawet dzisiaj. A potem wymazano go z historii.

Niesprzyjające okoliczności

Po tym, jak angielska federacja piłkarska Football Association zakazała rozgrywać kobietom mecze piłkarskie na zarządzanych przez siebie stadionach, w następnych latach w ślad za nią poszły inne kraje. Od lat dwudziestych do końca lat sześćdziesiątych  kobieca piłka została zakazana m.in. w Norwegii, Belgii, Danii, Francji, Czechosłowacji, RFN, Kanadzie, Nigerii (gdzie zakaz miał charakter kolonialny) czy Brazylii.

Szczególną nadgorliwością w tym względzie wykazano się w ostatnim z wymienionych państw. Brazylijczycy uznali, że decyzje administracyjne to za mało i postanowili kobiecą piłkę… kryminalizować, czym wyłączyli kobiety z partycypacji w niezwykle istotnej części swojej kultury. Stan ten trwał w Brazylii przez 38 lat (1941-1979).

Jak zatem możliwe, że w takim klimacie, a do tego przy sprzeciwie FIFA, udało się w 1971 roku zorganizować Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej Kobiet i przy okazji zapełnić jeden z największych piłkarskich stadionów na świecie? Dlaczego ktoś się tego w ogóle podjął?

Odpowiedź jest prosta – dla pieniędzy.

Rok wcześniej Meksyk organizował mundial mężczyzn. Mistrzostwa Świata 1970 to pierwszy turniej piłkarski transmitowany na żywo w kolorze. Okraszony koncertowymi występami Brazylijczyków z Pele i Niemców z Gerdem Muellerem na czele okazał się ogromnym sukcesem, oczywiście także komercyjnym. Meksykańscy sponsorzy nie chcieli pozwolić na to, by piłkarski szał wygasł. Dostrzegli, że warto kontynuować trend i w kolejnym roku znowu zorganizować wielki turniej, futbolowe święto, stanowiące przy okazji świetną przestrzeń reklamową. Problem w tym, że FIFA organizuje mundial co cztery lata.

Meksykański biznes zwrócił się więc w stronę piłki kobiecej, przez FIFA całkowicie ignorowanej. Pomysł na zorganizowanie kobiecego mundialu polegał na nawiązaniu kontaktu z europejską marką alkoholi Martini & Rossi. Włoska firma (dziś część globalnego koncernu Bacardi) dostrzegła komercyjny potencjał kobiecej piłki na długo przed włodarzami FIFA. Latem 1970, kiedy na meksykańskich murawach Pele odgrywał swój mundialowy „last dance” w blasku fleszy, we Włoszech odbywał się o wiele mniejszy „Martini & Rossi Cup”. To wydarzenie bywa do dziś określane jako nieoficjalne Mistrzostwa Świata Kobiet, głównie dlatego, że oprócz drużyn z Europy zagrały w nim także Meksykanki. Finał w Turynie oglądało na żywo około 50 tys. ludzi. Stanowiło to na tyle duży sukces, że Martini & Rossi zgodziło się rok później zorganizować i sponsorować kolejny nieoficjalny mundial kobiet, tym razem na dużo większą skalę.

Można jednak domniemywać, że meksykańscy oficjele zarządzający piłką nożną kierowali się nie tylko potencjalnymi zyskami, ale i względami ambicjonalnymi. Reprezentacja Meksyku na tamten włoski turniej w 1970 roku wybrała się bowiem niemal bez wyposażenia. Zawodniczki miały jedynie stroje meczowe, ufundowane przez Martini. Brakowało całej reszty – dresów, kompletów treningowych, czy nawet… flagi Meksyku. Tę piłkarki miały wykonać samodzielnie, chałupniczymi metodami przerabiając flagę Włoch.

Mimo takich warunków zajęły trzecie miejsce, a jedna z nich, Alicia Vargas, zdobyła najwięcej bramek (ex aequo Kirsten Evers z Danii), zyskując przydomek „La Pele”. Wtedy w Meksyku stało się jasne, że kolejne takie wydarzenie musi odbyć się właśnie tam i że tym razem Meksyk potraktuje kobiecy futbol na serio.

Czy kobieca piłka nożna jest feministyczna? [rozmowa z Karoliną Wasielewską]

Na drodze próbowała stanąć FIFA. Organizacja zarządzana wówczas przez Anglika Stanleya Rousa w odróżnieniu od Włochów i Meksykanów nie dostrzegała w kobiecej piłce potencjału na dochodowe widowisko. Dlatego już w latach 60. powstała FIEFF (Federation of Independent European Female Football), organizacja mająca wypełnić tę niszę. Stała ona zarówno za turniejem we Włoszech w 1970, jak i za tym meksykańskim rok później. Nie założyły jej jednak kobiety chcące uprawiać piłkę nożną czy feministki walczące o emancypację. FIEFF to inicjatywa, za którą stał europejski, głównie włoski, biznes. Ktoś po prostu dużo wcześniej niż FIFA i UEFA dostrzegł, że w kobiecej piłce są pieniądze i wystarczy się po nie schylić.

FIFA przeciwko kobiecej piłce

Ignorowanie piłki nożnej kobiet nie wystarczyło – mężczyźni z FIFA próbowali storpedować organizację turnieju w Meksyku. Zagrozili tamtejszej federacji wykluczeniem męskiej kadry ze swoich rozgrywek (czyli głównie Mistrzostw Świata) oraz karami finansowymi w wypadku, gdyby udostępniła zarządzane przez siebie stadiony kobiecym rozgrywkom.

Bardzo możliwe, że groźba ze strony FIFA paradoksalnie przyczyniła się do medialnego i komercyjnego sukcesu kobiecych mistrzostw z 1971 roku. Z powodu zablokowania stadionów federacji organizatorom pozostały do dyspozycji dwa obiekty znajdujące się w rękach prywatnych firm, głównie koncernów medialnych. Jednym z nich był Estadio Azteca w Mexico City, jedna z największych sportowych aren świata, symbol meksykańskiej piłki i futbolu w ogóle. Miejsce, gdzie rok wcześniej Brazylia zdobywała (męskie) Mistrzostwo Świata w starciu z Włochami.

Stojąc przed koniecznością zapełnienia tak gigantycznego obiektu, organizatorzy uznali, że należy zintensyfikować działania promocyjne i podejść do turnieju jeszcze bardziej na serio. Tak też się stało; zawody były ogromnym medialnym wydarzeniem, o którym nieustannie trąbiły media w całym kraju. Mecze były transmitowane w telewizji (zawodniczki z Europy przyznawały potem, że oglądanie kobiecej piłki na ekranie telewizora było dla nich wówczas przeżyciem dość surrealistycznym). Na obu stadionach promowało się kilkadziesiąt, głównie meksykańskich, firm.

Ta atmosfera wielkiego piłkarskiego święta szczególnym zaskoczeniem była  dla piłkarek reprezentacji Anglii. W kraju nikt się nimi nie interesował, a w Meksyku już na lotnisku były przywitane jak gwiazdy z pierwszych stron gazet.

Jeśli jednak ktoś spodziewa się tutaj emancypacyjnej historii, w której wszystko było cudownie, to już sprowadzam na ziemię (nie po raz pierwszy i nie ostatni w tym tekście). Promocja turnieju w Meksyku była intensywna, ale i pełna elementów kontrowersyjnych, które dziś nazwaliśmy po prostu seksistowskimi. Mówiąc językiem marketingu i reklamy: główną grupą docelową, do której chciano dotrzeć, byli mężczyźni interesujący się futbolem. Dlatego też mogli spotkać się w mediach np. z komunikatami o tym, że zawodniczki będą miały na sobie szczególnie krótkie szorty.

Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Jamie De Haro w rozmowie z „New York Timesem” określał meksykański turniej jako połączenie dwóch największych męskich pasji, czyli futbolu i kobiet. Całej ten promocji intensywnie towarzyszył też kolor różowy – na różowo przebierali się kibice, malowano elementy stadionów, tak też była ubrana obsługa. To, co dziś spotkałoby się z krytyką, ponad pół wieku temu było jeszcze całkiem przezroczyste.

Jak przebiegał mundial w 1971 roku

Turniej otwierał mecz gospodyń przeciwko Argentynkom. Na oczach stu tysięcy widzów na stadionie Meksykanki wygrały 3:1. W tej samej grupie były jeszcze Angielki, przed którymi stało najtrudniejsze wyzwanie. Miały pechowy kalendarz i jako jedyne w grupie musiały rozgrywać mecze przez dwa dni z rzędu. Poniosły dwie wysokie porażki i odpadły, kończąc fazę grupową bez punktów, ze stosunkiem bramek 1:8, co było najsłabszym wynikiem – nie tylko w ich grupie, ale i w całej fazie grupowej.

W drugiej grupie dwa dni z rzędu grały z kolei Włoszki, ale sprostały temu wyzwaniu i awansowały z drugiego miejsca. Wygrała reprezentacja Danii, a z dalszej rywalizacji odpadły, zajmując miejsce trzecie, Francuzki.

Roger Domeneghetti na łamach piłkarskiego kwartalnika „The Blizzard” opisywał w 2019 roku bodaj najmniej znany epizod z tamtego turnieju, jakim był mecz barażowy o piąte miejsce między Anglią i Francją. Po grupowej porażce Angielki były gotowe wracać do domu, ale zostały poproszone o zostanie na turnieju do końca. Mecz przegrały 3:2. Nie mogła w nim wziąć udziału czołowa piłkarka, Michele Wolf – po prostu nie dostała aż tyle wolnego i musiała wrócić do kraju, aby pracować w sklepie. Dodatkowo angielska drużyna była tak zdziesiątkowana po rywalizacji grupowej (dwie zawodniczki z nogą w gipsie!), że w meczu o piąte miejsce miała ratować się… „wypożyczeniem” trzech piłkarek meksykańskich.

Tak więc w półfinałach spotkały się Dania z Argentyną (5:0) i Meksyk z Włochami (2:1). Ten drugi mecz zasługuje na szczególną uwagę. Jeśli dziś wielu mężczyzn wciąż nie traktuje kobiecej piłki poważnie, to nie można było tego powiedzieć już w 1971 o arbitrze tamtego spotkania, Francuzie nazwiskiem Frère. Robił on bowiem co tylko mógł, aby to Meksykanki wygrały i ostatecznie dopiął swego. Nie pomogło nawet to, że Włoszki miały w składzie Elenę Schiavo, dość powszechnie uważaną wówczas za najlepszą piłkarkę globu. Kapitanka Italii robiła co mogła, by wziąć swoje koleżanki na plecy i zanieść do finału, ale dwie nieuznane przez sędziego (do dziś trudno racjonalnie uzasadnić, dlaczego) bramki i dwa podyktowane karne dla Meksykanek okazały się nie do przeskoczenia – tego się nie dało wygrać.

Sfrustrowane pracą sędziego i wrogością trybun Włoszki grały coraz ostrzej, co skończyło się wreszcie regularną bójką na murawie. Sędzia skończył mecz dziesięć minut przed czasem. Wśród materiałów z tamtego zajścia można znaleźć fotografię, na której jedna z włoskich piłkarek zostaje zniesiona na noszach.

W meczu o trzecie miejsce Włoszki wygrały 4:0 z Argentyną. Dzień później odbył się wielki finał na Azteca Stadium w meksykańskiej stolicy, oglądany na żywo przez 110 tys. ludzi, a według niektórych źródeł frekwencja przekroczyć miała nawet 112 tys.

Transgresja wynagrodzenia za pracę

Tuż przed meczem miał miejsce ogólnonarodowy skandal związany z reprezentacją Meksyku. Otóż piłkarki miały czelność… zażądać pieniędzy. Bezpośrednią przyczyną miało być spotkanie z zawodowymi meksykańskimi piłkarzami. Mieli oni zwrócić uwagę zawodniczek, że na turnieju zarabiają sponsorzy i organizatorzy, że ich gra generuje wpływy z biletów i reklam, podczas gdy one same nie dostają nawet rekompensaty za poświęcony czas. Więc się o taką rekompensatę upomniały.

Kraj szybko obiegła plotka, że reprezentantki kraju przed samym meczem stawiają ultimatum – pieniądze albo nie gramy. Czy kogoś zdziwi, że nikt nawet nie rozważał zapłacenia piłkarkom, opinia publiczna nie stanęła po ich stronie, a gdyby faktycznie odmówiły gry (czego wcale nie zapowiadały), po prostu zostałyby w całym kraju uznane za zdrajczynie?

Polki na Igrzyskach Olimpijskich. Kiedy władza naprawdę doceni kobiety w sporcie?

Meksykańska dziennikarka sportowa Marion Reimers, w filmie dokumentalnym Copa 71 z 2023 r. komentuje tę sytuację następująco: „Pieniądze są pierwszym krokiem do niezależności. Gdy kobiety zaczynają domagać się pieniędzy za pracę, pojawia się olbrzymi opór. Jesteście chciwe, zbyt ambitne, mało pomocne. Te kobiety kwestionowały bardzo wiele norm. Nie wiem, czy zdawały sobie sprawę z tego, jak wiele robią dla kultury, albo ze znaczenia swojego gestu. Przełożyły go na coś, co było bardzo transgresywne i niezwykle odważne w tamtych czasach”.

W ten sposób kobiece ciała znów stały się polem bitwy w wojnie o emancypację. Bitwy wygranej i przegranej jednocześnie. Wygranej, bo sam finał był ogromnym zwycięstwem w naruszaniu patriarchalnego status quo (choć z wypowiedzi samych jego uczestniczek można wywnioskować, że nie myślały o tym w ten sposób, były po prostu dziewczynami kochającymi grać w piłkę). Bitwy przegranej, ponieważ była to emancypacja koncesjonowana – jej warunki dyktowali mężczyźni, którzy zarabiali na niej pieniądze i musieli się na nią zgodzić.

Odbyła się rozmowa piłkarek z burmistrzem Meksyku, który nie pytał, czy w ogóle chcą pieniędzy, tylko co ma przekazać mediom i społeczeństwu – czy zagrają, czy nie. Podkreślmy raz jeszcze – możliwości zapłacenia im nikt nie brał nawet pod uwagę.

Zagrały, oczywiście, że zagrały. W negocjacjach z pozycji siły nie miały żadnej karty przetargowej, a odmawiając, naraziłyby się całemu krajowi.

Zagrały jednak przede wszystkim dlatego, że tego właśnie chciały. Wyjście na mecz finałowy na wypełniony po brzegi Estadio Azteca było spełnieniem ich marzeń.

Zapomniany finał, wymazana gloria  

Nie da się dziś ocenić, na ile ta sytuacja przełożyła się na formę Meksykanek w finale, ale Dania odniosła nad nimi pewne zwycięstwo 3:0, a wszystkie bramki zdobyła 15-letnia Susanne Augustesen. Czterdzieści osiem lat później duńska bramkarka, Birte Kjems wspominała na łamach Guardiana:

„Po trzecim golu Susanne usłyszałyśmy coś dziwnego. Aplauz ze strony trybun. Potem powiedziano mi, jak bardzo rzadkie i wyjątkowe jest, żeby meksykańscy kibice na Azteca wiwatowali na cześć drużyny gości”.

Dunka przyznawała, jak bardzo niesamowitym przeżyciem był dla niej cały ten mecz, podczas gdy w kraju grywała głównie dla widowni liczącej od pięćdziesięciu do stu osób.

Przykład bohaterki finału Susanne Augustesen pokazuje, że możesz w wieku 15 lat zdobyć hat-tricka w finale Mistrzostw Świata na oczach 110 tys. ludzi na jednym z największych stadionów globu, a mimo to popaść w zapomnienie. Władze duńskiej federacji piłkarskiej się o to postarały.

Za uformowaniem duńskiej kadry na turniej w Meksyku (oraz rok wcześniej we Włoszech) stała Kvindelig Fodbold Union. Powstała ona dlatego, że męska federacja DBU, wspierana przez europejską UEFA, oficjalnie zabraniała kobietom grać na swoich stadionach. W praktyce w najlepszym wypadku po prostu kobiecą piłkę ignorowała.

Co jest nie tak z wielkim sportem i dlaczego wszystko?

Kiedy Dunki wróciły do kraju w glorii mistrzyń świata, głos zabrał Vilhelm Skousen, prezes DBU, oznajmiając, że ten stan rzeczy będzie kontynuowany. „Nie możemy i nigdy nie będziemy w Danii traktować kobiecej piłki poważnie” – miał powiedzieć w mediach.

Jednak ostatecznie Duńczycy nie mieli wyjścia. Sukces mundialu w Meksyku otworzył oczy władzom UEFA na fakt, że na kobietach kopiących piłkę da się zarabiać. Podległym krajowym związkom nakazano otworzyć się na rozgrywki pań i duński związek zrobił to już 1972 roku. Tyle, że na własnych zasadach i na zasadach UEFA.

Zignorowano wszystko, co zbudowano do tej pory. Kobiety mogły rywalizować tylko wśród drużyn już zrzeszonych w DBU i UEFA, co mocno cofnęło osiągnięcia duńskiej kobiecej piłki. Kobiecą reprezentację powołano całkowicie od nowa, a Susanne Augustesen, bohaterka finału z 1971 roku, robiąca karierę we włoskich klubach (grała tam aż do 1995 roku, zdobywając ponad 600 goli) nigdy nie została do niej powołana.

W wypowiedziach duńskich uczestniczek tamtego mundialu usłyszeć można, że tuż po powrocie zostały przywitane na lotnisku i cieszyły się przez moment zainteresowaniem mediów. Trwało to chwilę, po czym wszystko się urwało, a mistrzostwa świata w Meksyku zostały w Danii nie tyle zapomniane, co wymazane.

Wierni po porażce?

Jeszcze bardziej uderzający jest przypadek reprezentantek Anglii. Za organizację kadry odpowiedzialny był Harry Batt, pracownik fabryki w Luton, brytyjski delegat w kobiecej organizacji FIEFF oraz założyciel żeńskiej drużyny Chiltern Valley Ladies, stanowiącej trzon tamtejszej nieoficjalnej kadry narodowej. Angielska Football Association jeszcze w 1971 roku, tuż po meksykańskim turnieju, cofnęła zakaz gry na swoich stadionach dla kobiet i rozpoczęła proces otwierania się na kobiecą piłkę, a pierwszy oficjalny mecz Angielki rozegrały już w roku 1972. Kobieca piłka została więc niejako zaakceptowana i wchłonięta w oficjalne struktury, jednak nie było w nich miejsca dla Harry’ego Batta, który został objęty środowiskowym ostracyzmem. Drużyna Chiltren Valley Ladies została rozwiązana. Jak dla „Daily Telegraph” opowiadał w 2021 roku jego syn, dla Harry’ego Batta miało to być na tyle wstrząsające, że nigdy więcej nie rozmawiał z nikim o piłce nożnej.

Wiele zawodniczek spotkało się z przykrymi konsekwencjami. Część z nich zrezygnowała z pracy lub studiów, aby wyjechać na mundial, a po powrocie nikt na nie nie czekał. Tuż po lądowaniu miały zostać powitane jedynie przez spacerowicza z psem, który zapewne znalazł się tam przypadkiem. Część jednak nadal była piłkarkami, np. Louise Cross, która zawiesiła buty na kołku pięć lat później. Według niej po powrocie z turnieju grała w klubie zdecydowanie mniej i zmieniło się jej traktowanie przez inne zawodniczki.

Róbmy tę piłkę kobiecą!

Niepozbawiony znaczenia jest tu zapewne słaby wynik osiągnięty przez drużynę Harry’ego Batta w Meksyku i fakt, że piłka nożna do dziś bywa dla Anglików przesadnym powodem do dumy (Anglicy długo odmawiali na przykład udziału w oficjalnych, męskich mundialach, uważając to za niegodne dla ich piłki nożnej). W efekcie meksykański występ „Lost Lionesses”, jak nazywa się tamtą kadrę, postrzegany był jako samowolka i skompromitowanie dumnej futbolowej nacji Synów Albionu na arenie międzynarodowej.

Jeśli media po turnieju wypowiadały się o nich jakkolwiek, to raczej w takim właśnie tonie. Kapitanka Carol Wilson została zaproszona na publiczne wydarzenie organizowane przez Newcastle United tylko po to, by tuż po wyjściu na scenę zostać ośmieszoną i upokorzoną przez prowadzącego i widownię. W Copa 71 przyznaje, że większość z członkiń tamtej drużyny nie miała ze sobą kontaktu przez 50 lat. Na nowo połączyła je (i odkryła dla świata) prawdopodobnie… kampania reklamowa Nike z 2021 roku.

 

Dziś FIFA i UEFA przypinają sobie medale za zwalczenie nierówności płci, organizują szereg kampanii społecznych i spotów wizerunkowych mówiących o tym, że rasizm jest zły, a świat to jedna wielka, kolorowa, skupiona wokół piłki nożnej rodzina, której siłą jest jej różnorodność. Te same organizacje nie mają problemu z utrzymywaniem kontaktów ze zbrodniczymi reżimami. W 2022 roku FIFA ociepliła mundialem wizerunek Kataru, nawet przesuwając turniej z lata na zimę ze względu na upały. UEFA wciąż dopuszcza izraelskie kluby do rozgrywek. Ale jeśli martwi was, że w piłce nożnej liczą się dziś tylko pieniądze, nieważne jak byłyby krwawe, pocieszcie się, że nie zawsze tak było i wróćcie pamięcią do czasów, w których oprócz pieniędzy liczyły się także wartości, jak np. zakazywanie kobietom gry w piłkę bez żadnego powodu.

**
Wojtek Żubr Boliński – twórca opiniotwórczego programu o charakterze egalitarnym Gilotyna.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij