Jeszcze niedawno, gdy Lis był naczelnym „Newsweeka”, sam nawoływał, by nie dawać amunicji wrogowi. Tą komiczną amunicją miało być „tęczowe disco pod Pałacem w Boże Ciało”. Dziś mam wrażenie, że Lis pierwszy przybiegłby nago pod pałac z trąbką i wuwuzelą.
Pierwsze pocałunki miłości pojawiają się tuż po spacerze z psem. W zależności od tego, na kogo jest teraz sezon i kto przeszkadza jaśnie panu Tuskowi, nasz myśliwy celuje swoją flintę ironii i dowcipu a to w Lewicę, a to w PSL, a to w Polskę 2050. Potem następuje fala kolejnych wzmożeń, epickich gierek słownych, chwila przerwy od coraz bardziej rytualnego wyzywania PiS i finał w postaci kolejnych fotek własnej książki.
Uniwersum Tomasza Lisa na Twitterze jest równie przewidywalne, co fascynujące. Pozwala spojrzeć w głąb człowieka, który budzi się i zasypia z ciągłą nienawiścią do wszystkiego, co sprzeciwia się dominacji Platformy Obywatelskiej – partii fajnych Polaków, uśmiechniętych jak sam Tomasz Lis.
czytaj także
Ostatnio obchodziliśmy tzw. tydzień hołowniany, więc w ofercie powróciły wszelkie wyzwiska na Szymona Hołownię – od kretów po zdrajców, co i tak powinno cieszyć. W końcu Lis nazwał go niedawno „Szymonem Kałownią”.
Dla Lewicy to również nic nowego – gdy zgodziła się na słynną ustawę za ratyfikacją Funduszu Odbudowy, dzięki czemu to UE trzyma za twarz PiS, a nie PiS UE, była także wyzywana od „kolaborantów” przez sympatyków Platformy. Partii, w której jest pewnie więcej byłych kolaborantów Jarosława Kaczyńskiego niż pedofilów w polskim Kościele.
Tydzień przed marszem miliona Lis osiągnął jednak nowe rekordy. Najpierw wypuścił jeden ze swoich błyskotliwych twitterowych pocisków, czyli głośne „Znajdzie się komora dla Dudy i Kaczora”. Po awanturze i usuwaniu Lis przeprosił.
I ja mu naprawdę wierzę. Po prostu szczytem intelektualnego wyrafinowania dla Lisa jest rymowanka albo rzekomo wieloznaczny skrótowiec, które jako żywo przypominają „POlszewików Obywatelskich” autorstwa sekty smoleńskiej. Tak pewnie było i z „Kałownią”, i z „komorą”. Nie pierwszy to w Polsce poeta, tak brutalnie przez rodaków nierozumiany.
PiS jak to PiS, odpowiedział po swojemu, czyli spotem o Auschwitz, dzięki czemu Tomasz Lis mógł sobie bez fałszywej skromności przypiąć order. Kolejny zresztą.
Wczoraj byłem zdruzgotany, że przez nieuwagę dałem paliwo przekręcającej słowa i manipulującej faktami PiS-owskiej propagandzie. Dziś widać, ze przy okazji pomogłem im pokazać kim naprawdę są i do czego są zdolni.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) May 31, 2023
Jeszcze zabawniej było chwilę później, gdy to właśnie na koncie twitterowym Tomasza Lisa pojawił się słynny rant Andrzeja Seweryna o tym, że wszystkim tym faszystom, Orbánom, Kaczyńskim trzeba przypierdolić. Lis próbował post skasować, ale było już za późno. Rant poszedł w świat, a PiS dostał piękne paliwo dla swojego przemysłu nienawiści. I chociaż Lis zaprzeczał, jakoby otrzymał nagranie bezpośrednio od Andrzeja Seweryna, to przecież mógł je dostać od kogoś innego z kręgu znajomych aktora. Film pewnie krążył w zaufanym kręgu, aż trafił do Lisa, który sobie tylko znanym sposobem uznał, że bluzgi na Kaczyńskiego pomogą w marszu 4 czerwca.
Możemy oczywiście uważać, że bluzganie o biciu Kaczyńskiego przez aktora, przedstawiciela elity, nie ruszy zwykłego Kowalskiego, który przecież tak tych elitarnych aktorów lubi, o czym przekonali się chociażby Krystyna Janda i Marek Kondrat. Tyle że jak Braun będzie krzyczał, że kogoś trzeba pobić, albo posłanka PiS powie, że przemocy „nie pochwala, ale rozumie”, to po setce pana Seweryna będzie trochę głupiej się oburzać.
czytaj także
Pytanie, kiedy Platforma zda sobie sprawę, że Tomasz Lis bardziej jej szkodzi, niż pomaga, bo że tak jest, staje się coraz bardziej oczywiste. Szkodzi, bo doskonale wpisuje się w pisowską narrację o tym, że „ci szaleńcy będą rządzić”. Doskonale reaguje na pisowskie jechanie prętem po klatce. Jak PiS podkręca tempo i dociska polaryzację, to zawsze może liczyć, że Lis napisze coś o „komorach”, nawet jeśli nie wprost, że chodzi o komory gazowe; że mu puszczą nerwy i znowu coś chlapnie.
Politycy PO się tego przez lata nauczyli, ale dziś bardzo ważą słowa w sieci, bo wiedzą, że w każdej chwili mogą być przedmiotem wizualizacji w szczujni TVP. Dlatego też ostatni transparent w Poznaniu o tym, że „Bóg zabrał nie tego Kaczyńskiego”, bez względu na to, czy była to pisowska prowokacja, czy nie, został błyskawicznie zdjęty przez organizatorów.
Tak, wiem, w razie czego TVP coś i tak zmanipuluje czy też wygrzebie ze śmietnika, ale chyba lepiej nie dawać im kontentu na złotej tacy. A Lis daje im non stop. Dokładnie tak, jak kiedyś dawał Lech Wałęsa, zanim kompletnie odleciał do innej galaktyki. Co znamienne, jeszcze niedawno, gdy Lis był naczelnym „Newsweeka”, sam nawoływał, by nie dawać amunicji wrogowi. Tą komiczną amunicją miało być „tęczowe disco pod Pałacem w Boże Ciało”. Dziś mam wrażenie, że Lis pierwszy przybiegłby nago pod pałac z trąbką i wuwuzelą.
Tomasz Lis pojechał na wakacje, ale piekło płonie coraz raźniej
czytaj także
Owszem, Tomasz Lis nie jest członkiem Platformy, ale i tak jest z nią kojarzony. Cokolwiek powie albo napisze, traktowane jest jako głos tego środowiska. To ogromny przywilej, ale też odpowiedzialność. W pewnym sensie Lis dla PO stał się tym, kim wcześniej dla PiS-u (a teraz Konfederacji) stał się Ziemkiewicz. Facetem z zasięgami, który nawilża swoim, ale umiarkowaną resztę odstrasza. Lewica pewnie za takie zasięgi dałaby się pokroić, ale problem w tym, że tych „swoich” u Lisa czy Ziemkiewicza jest już po osiem milionów i gdyby nagle dziś obaj zniknęli ze sceny, to wyborców ani PO, ani PiS by nie ubyło.
Wciąż jednak część wyborców, patrząc na przemysł hejtu, który produkują obaj panowie, odczuwa estetyczny wstręt. Zwłaszcza że u Lisa ten hejt jest skierowany ku potencjalnym sojusznikom. Jeśli śmieje się z ciebie nawet „libkowy sojusznik” Migalski, a uwagę, że przesadzasz z Hołownią, wygłasza sam Roman Giertych, to może jednak jest coś na rzeczy. Nie mówiąc o tym, co piszą dziennikarze po każdym kolejnym wyskoku, jak chociażby po nazwaniu radia Tok FM „Ćwokiem FM”.
Sama Platforma coraz bardziej sobie zdaje z tego sprawę. Oto bowiem sam Rafał Trzaskowski na pytanie o tekst Tomasza Lisa o „komorze” powiedział w jednym wywiadzie bardzo wyraźnie: „Uważam, że bardzo wiele osób powinno na stałe odłączyć się od Twittera. Po prostu”. Kiedy ostatnio wierchuszka PO skrytykowała tak jednego ze swoich?
Platforma prawdopodobnie zrozumiała więc już, że facet, którego na Twitterze followuje milion osób, ale którego nowe audycje, już nie pod wielkimi markami, generują niewielkie zainteresowanie, przestał być dla niej kimś, kto pomaga, a stał się kimś, kto przeszkadza. Lis jako naczelny „Newsweeka”, który notabene zrobił z tej gazety hołdysowe „Uważam RZE”, to jednak wciąż sojusznik. Lis piszący 37 tweetów z wyzwiskami w kierunku potencjalnych sojuszników to problem. Nawet jeśli dla Hołowni to pewna paradoksalna korzyść, to dla PO głównie kłopot, gdy przyjdzie do układania wspólnych list albo rządzenia – bo będą układać się z wyklętym zdrajcą.
Tym samym na aktywności Lisa korzysta jedynie PiS. To nie jest nawet kazus Giertycha, który przynajmniej wykorzystuje zasięgi do pchania żenujących, ale jednak retweetowanych hasztagów.
Referendum migracyjne: desperacki skok PiS w pogoni za wymykającą się władzą
czytaj także
PiS potrafił schować na wybory czy to prezesa, czy Macierewicza. Pora chyba, aby swojego Macierewicza schowała Platforma. Nawet jeśli nie jest oficjalnie w partii, to przecież Donald Tusk może go poprosić, aby już przestał tweetować. W końcu czego się nie robi dla idola, któremu we własnych programach telewizyjnych organizowano urodziny, a na Twitterze zachwycało się jego wysportowaną klatką piersiową.