Kraj

Jak to możliwe, że wyborcy Razem i Konfederacji są do siebie podobni?

To w sumie zabawne, że gdy przyjdziesz do domu, w którym jest wiele książek, to bardzo prawdopodobne, że będzie to dom lewaków albo konfiarzy. Tyle że ci pierwsi będą mieli Piketty’ego, historie ludowe i coś o LGBT, a ci drudzy „Atlasa Zbuntowanego”, jakieś fantasy i Waldemara Łysiaka.

Być może ze wszystkich teorii domorosłych publicystów politycznych to teoria podkowy – o tym, że przeciwieństwa się przyciągają – jest tą najbardziej durną. Nie, w polityce dwa przeciwne poglądy się po prostu odpychają, ale nie zmienia to faktu, że istnieją pewne podobieństwa między ugrupowaniami z przeciwnych politycznych biegunów.

A więc czy to się komuś podoba, czy nie, istnieją pewne podobieństwa między elektoratami parlamentarnej Lewicy – zwłaszcza partii Razem – i Konfederacji. Warto te podobieństwa sobie uświadomić także w Lewicy, dzięki czemu można podpatrzeć, jak ci z przeciwnego obozu politycznego sobie radzą i dlaczego są dziś na ustach wszystkich.

Mentzenowi nie chodzi „tylko o podatki”. Chodzi o wyzysk i upokarzanie słabszych

W czym są podobne obie partie i ich wyborcy? Przede wszystkim to partie antysystemowe, z tym że owa antysystemowość rozumiana jest przez nie zupełnie inaczej. Lewica, a zwłaszcza jej lewe skrzydło w postaci Razem, rozumie antysystemowość jako walkę z dominującym dyskursem – jeśli nie kapitalistycznym, to przynajmniej wolnorynkowym. Dla Lewicy cała konkurencja to partie wolnorynkowej prawicy, tworzące pewną spójną wizję wolnego rynku w państwie nie-opiekuńczym.

Dla Konfederacji z kolei systemem są partie nie-prawicowe, a za takie mają nie tylko Lewicę, ale wszystkie inne partie, które niedostatecznie akcentują walkę o reformy wolnorynkowe. Dla Lewicy systemem jest dogmatyzm wolnorynkowy i brak opiekuńczości państwa, dla Konfederacji – dogmatyzm antywolnorynkowy i brak nieregulowanego rynku. Jednocześnie obie partie i ich elektoraty jako system postrzegają PO-PiS, z jego poparciem wobec wolnorynkowo-regulowanej hybrydy, jaką jest współczesny system ekonomiczno-polityczny nie tylko w Polsce.

Obie partie i ich elektoraty stoją wobec identycznego dylematu. W jakim stopniu pozbywać się własnych skrajnych skrzydeł, przynajmniej formalnie, i iść w kierunku centrum? To stary dylemat tożsamościowy, który kiedyś Leszek Kołakowski tłumaczył na przykładzie Kościoła w latach 70.: albo poluzowanie ortodoksji i otwarcie na świat, skutkujące większym poparciem, ale odejściem od radykalnej dogmatyki, albo odwrotnie – zwarcie szeregów i ortodoksyjna czystość.

Obie partie próbowały w przeszłości iść skrajnym frontem, co doprowadziło je do bolesnych porażek wyborczych. Sojusz Razem z Piotrem Ikonowiczem czy wyniki Korwina poniżej progu pokazały, że jedyną drogą jest droga ku centrum. Dlatego Razem skończyło z okrzykami w stylu „precz z SLD” czy „znajdzie się cela dla Leszka Millera” oraz pozbyło się komunizujących tekstów i działaczy; dlatego Mentzen schował do szafy Korwina i Brauna, a marsze niepodległości w końcu udało się ucywilizować i zakończyć kibolskie bijatyki.

Polityk Konfederacji Korony Polskiej składa zażalenie na mój spektakl: pochwa obraża jego uczucia religijne

Strategia wyciszania radykalnych skrzydeł wynika także z tego, że obie partie i ich wyborcy uważają, że są przyszłością. Demograficznie mają rację – sondaże wskazują, że chce na nie głosować najwięcej młodych osób. Lewica jest popularna zwłaszcza wśród młodych kobiet, a Konfederacja – młodych mężczyzn. Ten wgląd w przyszłość sprawia także, że obie partie celowo i bez obaw sięgają po tematy przyszłości.

Katastrofa klimatyczna to najlepszy przykład. Tak jak partie dominującego centrum nie chcą mówić o pomysłach na jej przeciwdziałanie i walkę ze skutkami, by nikogo nie zniechęcić, tak Lewica i Konfederacja przeciwnie. Tyle że pierwsi mówią o pilnej potrzebie wzmocnienia polityki klimatycznej, a drudzy o równie pilnej potrzebie jej demontażu. Podobnie jest w przypadku podatków, mieszkaniówki czy w ogóle ekonomii.

Dzieje się tak dlatego, że oba elektoraty także mają część wspólną – większość elektoratu obu partii to osoby z wyższym wykształceniem. Tak, w przypadku wielkomiejskiej Lewicy to truizm, ale jak wskazuje Łukasz Pawłowski z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, podobnie jest w przypadku Konfederacji.

To w sumie zabawne, że gdy przyjdziesz do domu, gdzie jest wiele, często zbyt wiele książek, to bardzo prawdopodobne, że będzie to dom lewaków albo konfiarzy. Tyle że ci pierwsi będą mieli Piketty’ego, historie ludowe i coś o LGBT, a ci drudzy Atlasa Zbuntowanego, jakieś fantasy i Waldemara Łysiaka.

Wyższe wykształcenie obu grup wyborczych i przekonanie, że przyszłość należy do nich, determinuje poniekąd strategie wyborcze w czasie teraźniejszym. Obie grupy wyborców zdają sobie sprawę, że zdobycie władzy to jeszcze nie ten moment, więc dopuszczają sojusze. Co ciekawe, w obu tych sojuszach zarówno Lewica, jak i Konfederacja mają pełnić funkcję co najwyżej ideologicznych strażników, którzy powstrzymają zapędy dominującego Lewiatana. Lewica w sojuszu z libkami ma bronić cięcia socjalu, a Konfederacja ma bronić dalszego ulegania „polityce rozdawnictwa”. Taktyczny sojusz na dziś, będący platformą do skoku po władzę w dalszych rozdaniach, to kolejny element wspólny dla obu partii i ich elektoratów.

Można by tę listę jeszcze spokojnie ciągnąć, ale powyższe punkty wystarczą, żeby dojrzeć pewne podobieństwa. Z jednym małym „ale” – Konfederacja jest o wiele lepsza w social mediach, Facebooku, Instagramie, TikToku. Chyba tylko na Twitterze nie wygrywają. Mało tego, Konfederacja ma też własnych influencerów, nie tylko Mentzena, ale na przykład Cejrowskiego czy całe uniwersum Weszło Krzysztofa Stanowskiego, którego twórcy chyba dopiero ostatnio zrozumieli, jakiego dżina ich „chłopski rozum” tym razem wypuścił z butelki.

Konfederacja – dzieci kukurydzy III RP

Gdy więc patrzymy na podobieństwa partyjnej taktyki, retoryki, czy nawet cech wspólnych obu elektoratów, które sobą nawzajem się brzydzą, zauważmy jednocześnie, że Konfederacja potrafi pokonać w internecie Lewicę, której social media wyglądają fatalnie. To kluczowe również dlatego, że to właśnie wynik Lewicy i Konfederacji może rozstrzygnąć, w którą stronę ostatecznie przechyli się wahadło wyborcze.

PiS w starciu z koalicją PO-Hołownia-PSL mogłyby mieć zbliżony wynik. Zadecyduje ten trzeci. Pytanie, czy będzie to Lewica z Razem, czy Konfederacja. Przez dłuższy czas prowadziła Lewica, teraz prowadzi Konfederacja, ale różnica jest w granicach błędu statystycznego. Niewykluczone, że Lewica może się czegoś z praktyki politycznej Konfederacji nauczyć. Obu partii nie łączy wcale tak mało, a ci drudzy przynajmniej jakoś umiejętniej – choćby w ostatnich miesiącach – potrafią ukrywać swoje wady, a eksponować zalety.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij