Amazon, Microsoft czy Alphabet (Google) próbują przedstawiać się jako korporacje, które dużą uwagę przywiązują do myślenia przyszłościowego. Jednak jeśli chodzi o podejście do katastrofy klimatycznej, okazują się takimi samymi dinozaurami jak koncerny naftowe. Big Tech żyje z nimi w mocnej symbiozie.
Zacznijmy od małego eksperymentu. Zmieńcie język wyszukiwarki Google’a na angielski i wpiszcie w niej frazę fossil fuels (z ang. paliwa kopalne) albo net zero (czyli zerowa emisyjność netto). Bardzo możliwe, że w wynikach wyszukiwania na pierwszych pozycjach zobaczyliście coś takiego:
Unlike Facebook, Google doesn’t have an ad library, so we had to gather this information ourselves by plugging in search terms and recording the ads we saw. One in five ads (1,600) in our sample were from companies with significant interests in fossil fuels: pic.twitter.com/SqeVy67Xcv
— Niamh McIntyre (@niamh_mcintyre) January 5, 2022
Firmy zajmujące się produkcją paliw kopalnych są jednymi z największych klientów wykupujących reklamy figurujące w wyszukiwarce Google’a. I oczywiście hasła, pod które profilują te reklamy, dotyczą głównie kryzysu klimatycznego czy paliw kopalnych. Opłacone przez nie linki mają kierować nas do treści uwypuklających pozorne proekologiczne ruchy korporacji bądź bagatelizujących ich negatywny wpływ na klimat. Z analizy organizacji InfleunceMap oraz dziennika „The Guardian” wynika, że w przypadku 78 haseł związanych z klimatem jedna na pięć reklam zaobserwowanych podczas badania (w sumie było ich 1600) pochodzi od firm przemysłu paliw kopalnych.
W pierwszej dwudziestce firm, które zamieściły tego rodzaju reklamy, znaleźli się giganci – ExxonMobil, Shell, Aramco, finansujący inwestycje w ten sektor bank Goldman Sachs czy firma doradztwa strategicznego McKinsey, która świadczy tego rodzaju usługi wielkim emitentom. Reklamy firmy Shell pojawiły się w przypadku 86 proc. wyszukiwań dla hasła „net zero”. Goldman Sachs, który pożyczył branży paliw kopalnych prawie 19 mld dolarów w samym 2020 roku, był trzeci na liście reklamodawców. Trzeba podkreślić, że Google nie ma publicznie dostępnej biblioteki reklam, co utrudnia innym organizacjom analizowanie takich treści.
Ale technologiczni giganci angażują się w przemysł paliw kopalnych także bardziej bezpośrednio.
Brudne technologie
Amazon, Google i Microsoft podpisały umowy z gigantami branży paliw kopalnych – według portalu Gimzodo dużą część z nich w 2018 roku – na dostarczanie usług automatyzacji, przechowywania danych w chmurze oraz wykorzystania sztucznej inteligencji. A wszystkie te narzędzia mają za zadanie sprawić, by wydobycie paliw kopalnych było jeszcze efektywniejsze, a więc zyski jeszcze bardziej okazałe.
Firmy ubezpieczeniowe sponsorują węgiel. „Czy liczą się dla was tylko zyski?”
czytaj także
Google w 2018 roku uruchomił nawet specjalny dział zajmujący się między innymi ropą i gazem – Google Cloud Oil, Gas, and Energy. Do kierowania tym działem korporacja zatrudniła nawet Darryla Willisa, który 25 lat przepracował w koncernie naftowym BP. Dziennik „The Wall Street Journal” opisał na swoich łamach, jak Willis spędził rok na negocjowaniu z koncernami lukratywnych umów. Google Cloud Oil, Gas, and Energy zawarł umowy między innymi z takimi firmami, jak francuski gigant naftowy Total (na rozwój narzędzi sztucznej inteligencji, które mają zwiększyć efektywność wydobycia), amerykański koncern Anadarko Petroleum czy bank inwestycyjny Tudor, Pickering, Holt & Co, finansujący koncerny naftowe.
Gazy cieplarniane przyjazne roślinom? Takimi bzdurami karmią nas koncerny paliwowe
czytaj także
Dział zajmujący się gazem i ropą posiada także Amazon Web Services, a z usług firmy korzystają tacy giganci jak BP czy Royal Dutch Shell. Amazon także oferuje koncernom naftowym wykorzystanie sztucznej inteligencji do opracowania narzędzi zwiększających wydobycie surowców.
Microsoft natomiast w 2018 roku na konferencji sektora naftowego Abu Dhabi International Exhibition & Conference zaprezentował wystawę zatytułowaną Empowering Oil & Gas with AI. Dotyczyła ona wykorzystania sztucznej inteligencji dla optymalizacji wydobycia. Microsoft wcześniej podpisał także umowę z gigantem energetycznym Chevronem w celu usprawnienia jego wydobycia i dystrybucji ropy. Firma (a konkretniej Microsoft Azure) sprzedała też oprogramowanie związane z uczeniem maszynowym Shellowi oraz nawiązała współpracę z Equinor (dawniej Statoil). Według raportu Greenpeace z 2020 roku to właśnie Microsoft wydaje się mieć najwięcej umów z firmami naftowymi i gazowymi na technologię AI we wszystkich fazach produkcji ropy naftowej.
Greenpeace w swoim raporcie zatytułowanym Oil in the Cloud, traktującym o powiązaniach sektora Big Tech z branżą paliw kopalnych, zauważył, że emisje dwutlenku węgla z wyżej opisanych kontraktów nie są objęte raportowaniem przez firmy technologiczne, co ukrywa wpływ ich technologii na postępującą katastrofę klimatyczną.
„Przemysł naftowy i gazowy przynosi miliardy dolarów zysku wielkim firmom technologicznym, a jednak emisje dwutlenku węgla związane z tymi kontraktami nie są odzwierciedlone w żadnych opublikowanych przez nie danych dotyczących śladu węglowego. Wielka trójka firm oferujących technologię chmury musi publicznie zobowiązać się do tego, że nie będzie już oferować sektorowi paliw kopalnych rozwiązań służących do poszukiwania, wydobywania, rafinacji lub dystrybucji paliw kopalnych” – konkluduje raport.
Datki na dezinformację
Wśród Big Techu zdarza się także finansowanie innych instytucji, które podważają naukę o klimacie. W 2019 roku „The Guardian” ujawnił, że Google wspierał kilkanaście organizacji, które prowadziły kampanie przeciwko ustawodawstwu klimatycznemu, kwestionowały potrzebę działania wobec katastrofy klimatycznej lub aktywnie dążyły do wycofania polityki ochrony środowiska przyjętej za kadencji Baracka Obamy. Mowa tu o Competitive Enterprise Institute (CEI), która miała przekonać Donalda Trumpa do wycofania się z porozumienia paryskiego, a także American Conservative Union, American Enterprise Institute i Cato Institute.
Banki bardziej zielone? W kwestii klimatu wciąż niczego się nie nauczyły
czytaj także
Google i Microsoft sponsorowały także w 2019 roku LibertyCon – coroczny zjazd libertariańskiej grupy Students for Liberty, na którym szerzono dezinformację klimatyczną. Innym sponsorem zjazdu była Koalicja CO2 – grupa, która za zadanie postawiła sobie… promowanie pozytywnych informacji na temat emisji dwutlenku węgla. Jak donosił portal Mother Jones na wydarzeniu Koalicja CO2 rozdawała broszury, które mówiły, że „nasze życie i planeta Ziemia ulegną poprawie dzięki dodatkowemu atmosferycznemu dwutlenkowi węgla”. Przedstawicielstwo Google’a zapytane przez portal o ten fakt, stwierdziło, że „współpraca firmy z organizacją zewnętrzną nie oznacza, że popierają jej cały program”. Microsoft oświadczył natomiast, że „nie oczekuje, by agenda jakiejkolwiek organizacji była zgodna z ich własną we wszystkich obszarach polityki”.
Czcze obietnice
Jednocześnie wielkie technologiczne korporacje składają wiele ekologicznych obietnic. Dla przykładu Google zadeklarował, że do 2030 roku wszystkie centra danych firmy będą korzystały z bezemisyjnej energii elektrycznej. Microsoft obiecał, że w 2030 osiągnie ujemne emisje netto, a do 2050 usunie wyemitowany przez siebie w ciągu całej działalności dwutlenek węgla. Amazon w 2020 roku kupił natomiast aż 3 GW czystej energii.
Jednak wszystkie te działania i deklaracje w perspektywie brudnego mariażu Doliny Krzemowej z korporacjami produkującymi paliwa kopalne trzeba uznać po prostu za greenwashing. W tym przypadku jak na dłoni widać, że nowe technologie mogą służyć nie tylko do polepszania jakości życia społeczeństw, ale też po prostu do jej pogorszenia. Rozwój branży paliw kopalnych to oprócz pieniędzy dla korporacji, także zatrute środowisko i dokładanie się do katastrofy klimatycznej. A to zjawiska, które odczujemy na sobie wszyscy, ale im jesteśmy ubożsi, tym odczujemy je prędzej i mocniej.
**
Mateusz Czerniak – dziennikarz klimatyczny i środowiskowy. Obecnie pisze dla portalu ekologicznego Zielona Interia. Wcześniej był związany z serwisem INNPoland (grupa NaTemat) oraz Wirtualną Polską. Publikował także w weekendowym magazynie tej ostatniej.