Muzyka

Niech żyje bal. Tańcz i bądź, kim chcesz

Nie tylko w serialu „Pose” zobaczycie barwny świat, którego żywiołem jest voguing. Tancerze i performerzy, Bożna Wydrowska i Danil Vitkovski, opowiadają o balach, wolności i queerowaniu polskiej rzeczywistości.

Sylwia Hejno: Czym jest kultura ballroomów, którą współtworzycie?

Bożna Wydrowska: Ta kultura powstała na początku lat 70. w Harlemie dzięki czarnym drag queens, które stworzyły bezpieczne miejsce dla osób LGBTQ+ pochodzących z różnych mniejszości. Był to efekt nierówności społecznych na tle rasowym czy klasowym oraz panujących ówcześnie silnych nastrojów homofobicznych. Bale stały się miejscem, gdzie można było celebrować swoją tożsamość i poniekąd spełniać marzenia.

Duality Kiki Ball Oslo. Fot. Ortenheim Photographer

Jeśli spojrzymy wstecz, to takie bale istniały już w II poł. XIX wieku, tylko niestety były rasistowskie.

B.W.: Rzeczywiście, niebiałe osoby musiały się „wybielać” i dostosowywać do tamtejszych kanonów piękna, aby wziąć w nich udział i zająć miejsce na podium. To były tzw. pageants, konkursy piękności dla draq queens. Jeżeli chodzi o bale, to pierwszy datuje się na 1869 rok. Kiedyś były to ogromne widowiska na kilka tysięcy osób. W 1931 roku policja, reagując na kulturowe eksperymenty z lat prohibicji i nadejście kryzysu, zaczęła naciskać na społeczność miast i obrała bale za swój cel. Mimo represji bale wciąż jednak cieszyły się popularnością, a sale dodatkowo wypełniali emigranci uciekający przed drugą wojną światową. Niestety sytuacja się radykalnie zmieniła w latach 60., odkąd w Stanach Zjednoczonych zaczęto jeszcze bardziej penalizować homoseksualizm.

W jaki sposób odkryliście tę kulturę i zaczęliście tańczyć vogue?

Danil Vitkovski: W 2014 roku przypadkiem trafiłem na taneczny obóz voguingowy, tańczyłem wtedy różne style. Zapamiętałem z tamtego czasu, że panowało przekonanie, jakoby vogue był dla dziewczyn, co jest nieprawdą. Niektórzy dziwnie na mnie wtedy patrzyli. Postanowiłem się zbuntować.

B.W.: Zawsze miałam w sobie dużo męskiej energii, tańczyłam break dance i popping. W 2012 roku poznałam na obozie tanecznym Javiera Ninję z lconic House of Ninja.

Osoby związane z tą kulturą grupują się w tzw. domach. Dom Ninja powstał w latach 80. z inicjatywy Willy’ego Ninji, nazywanego ojcem chrzestnym voguingu. Obecnie na jego czele stoi Javier. Dużo opowiadał nam o kulturze ballroomu, o tym, kim są club kids…

A kim są?

B.W.: Nowojorską subkulturą klubową słynącą z ekstrawagancji i szalonych kostiumów.

Javier prowadził zajęcia m.in. z kategorii „face”, gdzie trzeba wyeksponować strukturę twarzy, jej rysy, swój wdzięk i piękno. To był dla mnie szok kulturowy, zaczęłam robić intensywny research. Odkryłam, że świetnie się w tym odnajduję, w tym mocnym rodzaju bycia i przestylizowanym ruchu. Czułam, że wracam do czasu dzieciństwa, do czystej ekspresji i autentyczności.

W czasie balu pojawiają się wspomniane „kategorie”. Jest ich dużo? To rodzaj klucza, dzięki któremu różne osoby mogą się pojawić na wybiegu?

D.V.: To konkursy na różne tematy, może to być performance, moda, sylwetka czy sex siren, gdzie chodzi o ekspresję seksualności. Są one na tyle różnorodne, aby każda osoba mogła się w nich odnaleźć i się zaprezentować. Istnieje stały kanon takich kategorii, ale i można je wymyślać na bieżąco.

W twoim filmie A Stranger tancerz Yevgeniy mówi, że dopiero kiedy tańczy vogue, może poczuć się w pełni sobą. Bal to dla niego święto wolności.

B.W.: To prawda, bal daje taką wolność. Można próbować nowych rzeczy, ale można też ich doświadczać, nie ma konieczności, by występować. W ballroomie każdy potrzebuje czegoś innego.

D.V.: Bal to miejsce bezpieczne. Można pokazać prawdziwego siebie i się nie bać, że się spotka z hejtem. Można eksperymentować ze swoim ciałem, ze strojem i nikogo to nie zdziwi.

Performance Bożny Wydrowskiej w Labiryncie. Fot. Emilia Lipa

Z balami związane są też wspomniane przez was domy, które często zastępowały te prawdziwe. Na ich czele stały „matki” i „ojcowie”. Czasy były szalenie opresyjne – rasizm, homofobia, epidemia AIDS i związane z nią napiętnowanie. To wszystko sprawiało, że osoby z mniejszości seksualnych trafiały na ulicę.

D.V.: Pewne wyobrażenie o tamtych czasach może dawać serial Pose. Chociaż jest to opowieść fabularna, to mówi o realnych sytuacjach. Często się zdarzało, że gdy młody człowiek dokonywał coming outu, rodzina wyrzucała go na bruk, tak silna była presja społeczna. Jeśli miał szczęście, to trafiał na ballroomowe matki i ojców stojących na czele danego domu i mógł się w ten sposób odnaleźć, mieć swoją przystań, zyskać dach nad głową. To było wspaniałe, bo queerowe dzieci dostawały szansę, by gdzieś przynależeć, mieć bliskich i rodzinę – taką z wyboru. Teraz jest inaczej, chociaż ta funkcja opieki i wspierania się wciąż jest bardzo ważna.

B.W.: Lata 70. to także rozwój kultury gangów. Osoby przynależące do mniejszości seksualnych odczuwały podwójną presję, nie tylko ze strony białej heteronormy, ale i ze strony czarnej społeczności propagującej dyskurs macho. Dom pełnił więc też funkcję ochronną.

Jak wyglądają Bale u Bożeny? Hasło pierwszego, tego z 2016 roku, brzmiało „Paris is burning”. To także tytuł słynnego dokumentu Jennie Livingston.

B.W.: Spotkaliśmy się w niezbyt dużym gronie w klubie na warszawskiej Pradze. Na balu było raptem kilkanaście kategorii. To niewiele. Na Zachodzie bale mogą trwać do białego rana. W Warszawie nie było jeszcze występów drag queens. Zorganizowałam je za trzecim razem, bo wiedziałam, że w Warszawie istnieje spora społeczność drag. Chciałam stworzyć taką przestrzeń, w której różne osoby z queerowego środowiska mogłyby się ze sobą spotkać.

Kiki House of Sarmata to jeden z trzech domów w Polsce. Na czele stoicie wy – Mother Bożna Milan Sarmata oraz Father Danil Milan Sarmata. To duża odpowiedzialność?

B.W.: Tak, poza aspektem przynależności domy pracują na swoją renomę. Każdy ma inną nazwę i specyfikę. A „Sarmata” to nazwa dobrze zakorzeniona w naszej polskiej historii. Chcieliśmy nawiązać do słowiańskości, naszości, bo z tym kojarzy się Sarmacja. Nie odtworzymy tego, co się działo na Zachodzie, ale możemy celebrować swoją wyjątkowość i queerować dzisiejszą rzeczywistość.

Zrobiliście to w performansie Un mélange d’emotions mitigés w Galerii Labirynt, w którym opowiadacie o ciele, emocjach, fantazjach, tożsamości. Granice męskości i kobiecości stają się płynne.

D.V.: Sięganie w tańcu po dwa żywioły – męski i kobiecy – jest dla mnie bardzo ważne, a pogodzenie ich było trudne. W Ukrainie, skąd pochodzę, panuje silna homofobia, której doświadczyłem także ze strony rodziny. Wszędzie dominują wzorce toksycznej męskości. Latami musiałem tłamsić tę kobiecą stronę siebie. Dziś mogę w tańcu pokazać euforię wynikającą z tego, że w końcu mogłem pozwolić jej dojść do głosu.

Euforia to jedno, ale jest też traumatyczna strona seksualności. W przeszłości byłem ofiarą molestowania seksualnego. Z powodu mitu, że chłopcy muszą być silni i nie mogą wyrażać swoich emocji – ja też nie mogłem o tym nikomu powiedzieć. Jest to po prostu temat tabu.

Duality Kiki Ball Oslo. Fot. Ortenheim Photographer

B.W.: Moja historia jest podobna, też czułam presję społeczną, aby dopasować się do określonej wizji kobiecości narzuconej przez męskie spojrzenie. Moja część performance’u to swego rodzaju zwierzenie na temat energii męskiej i kobiecej, które posiadamy w sobie niezależnie od płci.

Bardzo inspirują mnie ballroomowe fem queens – transpłciowe kobiety, które łączą w sobie oba te pierwiastki. Kiedy tańczę, utożsamiam się z fem queen – mogę być kobietą, mężczyzną, mężczyzną, który staje się kobietą lub na odwrót.

Mamy różne doświadczenia, ale właśnie w ballroomie możemy je przepracować oraz nieustannie budować nowe tożsamości.

***

Sylwia Hejno – dziennikarka, redaktorka, krytyczka. Autorka tekstów o kulturze i sztuce.

Danil Vitkovski aka Danil Milan Sarmata – pochodzący z Ukrainy voguer. Członek międzynarodowego The Royal House of Milan z siedzibą główną w Nowym Jorku oraz Father pierwszego vogue house’u w Warszawie: Kiki House of Sarmata. Prowadził warsztaty towarzyszące wydarzeniom kultury ballroomowej w Polsce, Rosji, Niemczech oraz w Ukrainie i na Węgrzech. Wygrywał duże bale w Hiszpanii, Włoszech, Niemczech, Norwegii, Czechach, Słowenii, Polsce, Rosji oraz Ukrainie. Obecnie mieszka i rozwija tę kulturę w Warszawie, pracuje jako tancerz i choreograf.

Bożna Wydrowska aka Mother Bożna Milan Sarmata – artystka wizualna, performerka, choreografka oraz tancerka. Członkini Royal House of Milan, kuratorka Bali u Bożeny. Inicjatorka warszawskiego Kiki House of Sarmata. Pojawiła się w wielu produkcjach teatralnych np. Iwona, księżniczka Burgunda (reż. G. Jaremko), Dobrze ci tego nie opowiem (reż. Anna Karasińska) oraz w Musicalu o Musicalu Metro (reż. R. Wasiewicz); a także w przestrzeniach galeryjnych, m.in.: w Galerii Piktogram, Czułości, Królikarni, CSW Zamek Ujazdowski, Galerii Labirynt w Lublinie czy Calvert 22 Foundation w Londynie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij