Świat

„Żyć według Tory”. Jak pandemia uderzyła w ultraortodoksyjnych Żydów

Ultraortodoksyjni wyznawcy judaizmu nie tylko w Izraelu łamią antycovidowe zasady. Jednocześnie nie ma chyba nikogo, kto byłby w stanie ich przed tym powstrzymać.

Wielu polityków i działaczy prozdrowotnych w Izraelu domaga się wprowadzenia surowych kar wobec ultraortodoksyjnych Żydów, którzy ignorują restrykcje sanitarne rządu izraelskiego dotyczące zwalczania koronawirusa.

Izrael właśnie wychodzi z drugiego lockdownu, podczas którego znacznie ograniczono kontakty międzyludzkie. Teraz, zachowując oczywiście dystans, można odwiedzać znajomych w ich domach, można odejść od swego domu dalej niż na 100 metrów oraz zamówić jedzenie na wynos z restauracji.

Rząd otwiera też żłobki i przedszkola dla dzieci do sześciu lat. Znów będzie można korzystać z parków narodowych i plaż. Zgromadzenia na otwartej przestrzeni mogą liczyć do 20 osób, wewnątrz budynków – do 10 osób. Do biur mogą wrócić ci, którzy nie mają kontaktu z klientami. Wszyscy muszą utrzymywać dystans dwóch metrów i nosić maseczki na twarzy.

To dopiero pierwszy etap wychodzenia Izraela z zupełnego zamknięcia. Rząd uzależnia kolejne etapy od wzrostu zachorowań, który można śledzić na specjalnej mapie pokazującej wykryte przypadki COVID-19:

Izraelski lockdown działa. Miesiąc temu chorowało 60 tysięcy osób, dziś już około 20 tysięcy. Łącznie w Izraelu wykryto ponad 300 tysięcy przypadków zarażenia koronawirusem, z czego wyzdrowiało 283 205 osób, a zmarło 2 278 (dane na 21 października).

Rabin zmienia zdanie

Chociaż haredim (ultraortodoksi) są w Izraelu mniejszością, to jednak mniejszością bardzo wpływową. Netanjahu potrzebuje ich głosów, by wciąż być premierem. Ultraortodoksyjni Żydzi stanowią 10 proc. izraelskiego społeczeństwa, a jednocześnie, jak podał rząd na początku października – 40 proc. nowych przypadków COVID-19 tygodniowo.

Świat ultraortodoksów nie jest jednolity. Dzieli się na setki grup liczących od kilkudziesięciu do tysięcy członków, z których każda ma własne zasady oraz lidera lub liderów. Część rabinów namawia do bojkotu higienicznych zaleceń izraelskich władz, inni zaś proszą o wstrzemięźliwość i dostosowanie się do zaleceń epidemiologicznych.

Rabin Issachar Dow Rokach, lider chasydzkiej sekty Belz, uznał, że przestrzeganie przepisów sanitarnych nie może odbywać się kosztem życia religijnego. „Niektórzy uważają, że wymagania władz powinny być spełnione, jakby to była jedyna Tora [w znaczeniu „zbiór zasad postępowania” – red.]. Ale my musimy kontynuować życie według Tory jak zwykle”.

W październiku w związku z uroczystym zakończeniem cyklu czytania Tory (Simchat Tora) odbyło się wiele zgromadzeń, podczas których próżno było szukać osób w maseczkach lub zachowujących dystans społeczny. Nie wspominając nawet o pilnowaniu ograniczeń dotyczących zgromadzeń.

W mieście Modi’in Illit policjanci interweniowali w synagodze, nakazując zebranym rozejście się i karząc niektórych mandatami za nieprawidłowe noszenie maseczek.

Pod koniec września policja wyprowadziła z jerozolimskiej synagogi mężczyznę, który zamiast przebywać na kwarantannie, poszedł się modlić. Został on ukarany grzywną w wysokości 5000 szekli (ok. 5000 zł) i umieszczony w domowej izolacji.

Na początku października grupy ortodoksyjnych Żydów starły się z policją w stolicy Izraela, protestując przeciwko narzuconym ograniczeniom. Haredim rzucali w policjantów kamieniami i metalowymi prętami. Aresztowano 17 osób.

Pomimo obowiązujących obostrzeń sanitarnych do szkół i seminariów religijnych w całym kraju poszły dziesiątki tysięcy dzieci. Ultraortodoksyjni uczniowie wrócili do religijnych szkół i jesziw w najbardziej newralgicznych dzielnicach Jerozolimy. Stało się to pomimo decyzji rządu o zamknięciu wszystkich placówek edukacyjnych w „czerwonych strefach”.

Mir Yeshiva w Jerozolimie. Jedna z największych jesziw na świecie ma ponad 6000 uczniów. Fot. U.S. Embassy Jerusalem, Flickr.com

Do nieprzestrzegania lockdownu namawiał do niedawna wpływowy, 92-letni rabin Chaim Kaniewski. Odradzał on studentom jesziw poddawanie się testom na COVID-19, bo mogłoby to zakłócić ich studia nad Torą, dyrektorom jesziw nakazywał zaś, by nie stosowali kwarantanny u uczniów, którzy byli w kontakcie z nosicielami wirusa.

Na początku października rabin Kaniewski dokonał jednak wolty. Wezwał społeczność haredim do przestrzegania zaleceń Ministerstwa Zdrowia, a testy przesiewowe nazwał elementem ratowania życia (co jest najwyższą zasadą w judaizmie, pozwalającą odrzucić w tym celu wszystkie inne). Dzień po tej enuncjacji ogłoszono, że rabin sam zachorował na koronawirusa i jest pod opieką lekarzy.

To nie koniec. Rabin od tego czasu wydobrzał i… kolejny raz nakazał dyrektorom jesziw otwarcie uczelni. Znów wbrew wytycznym Ministerstwa Zdrowia.

Matchmaking w czasach zarazy

– Haredim to nie jest jeden blok. To nie jest jednorodna grupa. To polifonia głosów, w której pojawiają się przeciwne, zupełnie ze sobą niezgodne opinie – podkreśla prof. Kimmy Caplan w Uniwersytetu Bar-Ilan, z którym rozmawiam przez komunikator internetowy.

Część ultraortodoksów podporządkowała się rządowym restrykcjom. Ale nie wszyscy. Według danych z początku października 24 proc. badanych haredim miało pozytywny wynik testu na koronawirusa. Połowa zakażonych dzieci wychowuje się w rodzinach ultraortodoksyjnych. Współczynnik śmiertelności w tej społeczności jest jednak niższy – może dlatego, że większość chorych to ludzie młodzi.

Jak wygląda codzienne życie haredim? Mężczyźni nie pracują, zajmują się studiowaniem Tory. Ich żony zajmują się domem, często dorabiają jako krawcowe, pomoce biurowe lub asystentki stomatologiczne. Rodziny są wielodzietne (średnio mają siódemkę dzieci, ale niektóre nawet 12–14), a co za tym idzie, w większości są ubogie. Wszyscy członkowie rodziny muszą zmieścić się w jednym, często niezbyt przestronnym mieszkaniu. Gdy pojawia się wirus, trudno się przed nim w takich warunkach uchronić.

Haredim modlą się trzy razy dziennie, niekoniecznie za każdym razem w tej samej synagodze. Spotykają więc wielu ludzi, z którymi mają bezpośrednie kontakty.

– Ich naczelną wartością są wspólne modlitwy, wizyty w synagogach, religijny system edukacji, bycie razem – mówi mi prof. Caplan. – Jeżeli nie mogą się spotkać i modlić, oznacza to zabranie im części ich życia. Normalnie młodzi mężczyźni spędzają czas w jesziwach. Przez ostatnie kilka miesięcy były one zamknięte. W tym czasie można było się przejść po zamieszkanych przez haredim okolicach w Izraelu i zobaczyć, jak ci ludzie chodzą po ulicach, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nauczanie przez telefon lub Zoom nie daje takiego efektu jak wspólne studia w grupie – tłumaczy naukowiec Uniwersytetu Bar-Ilan.

Niektóre ultraortodoksyjne grupy nie pozwalają swoim członkom korzystać z internetu. Jeśli w domu jest smartfon, dzieci nie zostają przyjęte do szkoły religijnej. Wszystko po to, by uchronić religijnych Żydów przed wpływami świata zewnętrznego.

Wyobraźmy sobie teraz rodzinę z kilkorgiem dzieci w wieku szkolnym. Każde z nich zaczyna zdalne zajęcia o godzinie ósmej, a w domu jest tylko jeden tradycyjny aparat telefoniczny. Nie tylko nie mają jak się nim dzielić, ale wysłuchanie zajęć w ten sposób jest nie lada wyzwaniem.

Ludzie żyjący według takich zasad nie mają więc ani wiedzy wyniesionej ze świeckiej szkoły, ani szansy na samodzielne wyłuskanie jej w internecie. Informacje o świecie czerpią od rabinów, którzy nie zawsze stanowią najpewniejsze źródło – przynajmniej jeśli chodzi o wiedzę z zakresu epidemiologii.

Zamknięte synagogi i jesziwy to dla części ultraortodoksów dramat konieczności odnalezienia się w świecie, po którym nikt nigdy nie uczył ich się poruszać. Mężczyźni teoretycznie mogą nadal studiować w domach, ale jeśli mieli jakąś pracę, to z dużym prawdopodobieństwem ją stracili. Jeśli ich żony również nie pracują, to cała rodzina musi utrzymać się ze stypendium przyznawanego za naukę w jesziwie.

Problemy finansowe dotyczą wszystkich, ale im jesteś biedniejszy, im mniej masz zasobów, tym boleśniej je odczujesz.

Co jeszcze zmieniła pandemia w życiu ultraortodoksów? Życie uczuciowe.

Każda z ultraortodoksyjnych grup ma zaufane osoby odpowiedzialne za swatanie przyszłych małżonków. Przed epidemią młodzi najpierw poznawali rodziców potencjalnej żony lub męża, a dopiero kiedy im przypadli do gustu, mogli spotkać się ze sobą.

Pierwsza godzina małżeństwa. Fot. Elliot Margolies, Flickr.com

Zależnie od grupy, do której należeli, decyzję o ślubie podejmowano czasem po zaledwie jednym 20-minutowym spotkaniu przyszłych małżonków, ale mogło też takich randek być kilka. Teraz wszystko odbywa się przez telefon lub online. To duże wyzwanie, również emocjonalne, dla każdej ze stron. Młodzi Żydzi czują się tym upokorzeni i sfrustrowani.

Izrael protestuje

W Izraelu wiele się o haredim mówi – że nie pracują jak inni, nie służą w wojsku, nie podporządkowują się zasadom, a swoje narzucają innym (to ze względu na nich w Izraelu nie można wziąć ślubu cywilnego).

– Zapytaj rządu, dlaczego nie wymusi na nich po prostu stosowania się do zasad? Czemu nie wprowadzi kar dla tych, którzy łamią reguły, niezależnie od tego, kim są? Jeżeli zapytasz parlamentarzystów w Knesecie, czy chcą, aby każdy służył w wojsku, większość odpowie, że tak. Ale takie prawo nigdy nie zostało zatwierdzone – mówi prof. Caplan.

Dlaczego? Bo reprezentujący świat ultraortodoksów politycy są od lat języczkiem u wagi i w zasadzie każda partia musi się z nimi liczyć. Tym bardziej dominujący w koalicji rządzącej Likud i premier Benjamin Netanjahu, któremu udało się utrzymać swoje stanowisko dopiero po trzecich w ciągu półtora roku wyborach.

„Tylko ty możesz ocalić państwo żydowskie”. Jak Bibi dogadał się z Bennym

Żeby pozostać u władzy, Netanjahu nie może zrazić do siebie żadnego koalicjanta, czym coraz bardziej zraża zmęczone lockdownem społeczeństwo. Coraz więcej osób mówi „Netanjahu «lech»”, czyli po hebrajsku „odejdź”. Napięcie społeczne rośnie z miesiąca na miesiąc.

– Izraelczycy są serdeczni, przytulają się, całują, utrzymują bliskie relacje. Obecne zachowanie, wymuszone epidemią, jest przeciwko naszej naturze. Dystans społeczny jest ciężki, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni – wyjaśnia prof. Caplan.

Dlatego Izraelczycy od miesięcy protestują przeciwko nieustannym restrykcjom, nieudolności rządu i podejrzanemu o korupcję premierowi. A ultraortodoksi, tak aktywni w protestach w początkowej fazie epidemii, teraz po prostu łamią narzucone im nakazy.

Choć izraelskie Ministerstwo Zdrowia właśnie tę grupę społeczną uważa za najbardziej narażoną na zakażenie i rozsiewanie dalej COVID-19, nikt nie ma ani pomysłu na podporządkowanie ultraortodoksów ogólnym regułom gry, ani też w tym politycznego interesu.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij