Świat

„Tylko ty możesz ocalić państwo żydowskie”. Jak Bibi dogadał się z Bennym

„Netanjahu wyczuł Gantza, który wychował się w rodzinie ocalałych z Holocaustu. Przekonał go, że to właśnie on jest dziś osobą, która może ocalić państwo izraelskie”. Korespondencja Jagody Grondeckiej.

W minioną środę późnym wieczorem Beniamin Netanjahu odetchnął z ulgą. Sąd Najwyższy zdecydował, że mimo ciążących na nim zarzutów kryminalnych polityk może ponownie stanąć na czele izraelskiego rządu. A te są poważne.

Netanjahu jest oskarżony o korupcję, defraudację i nadużycie zaufania. Proces miał ruszyć 17 marca, ale szef resortu sprawiedliwości z jego własnego gabinetu przełożył go na 24 maja ze względu na epidemię. Sam Bibi zarzutom zaprzecza. Twierdzi, że padł ofiarą prowadzonego przez lewicowe media i polityków „polowania na czarownice”, a oskarżenia są motywowane politycznie.

Środowy wyrok Sądu Najwyższego to zwieńczenie już niemal ponad rocznej batalii o utworzenie jakiegokolwiek gabinetu politycznego w Izraelu, który prowadziłby kraj przez trudne czasy. Dwie poprzednie rundy wyborów okazały się niekonkluzywne – żadnej z partii nie udało się stworzyć większościowej koalicji. Wydawało się, że i tym razem trudno będzie przełamać polityczny impas.

J.T. Gross: Postawcie pomniki wywiezionym z miasteczek Żydom zamiast Kaczyńskiemu

(Nie)oczekiwana zmiana premierów

Ostatnie wybory odbyły się 2 marca. Wygrał je Likud, konserwatywna partia Netanjahu. Jednak zarówno on, jak i jego główny rywal, szef centroliberalnej koalicji Niebiesko-Białych Benny Gantz, mieli za mało mandatów, żeby stworzyć rząd (wymaga to większości 61 miejsc w 120-osobowym parlamencie).

Benny Gantz dotychczas był największym rywalem Netanjahu, choć w przeciwieństwie do niego nie jest politycznym weteranem. Jak wielu izraelskich polityków, w poprzednim życiu związany był z armią. W 2011 roku doszedł na sam szczyt, zostając szefem Sztabu Generalnego. Dopiero w 2019 roku, na krótko przed wyborami parlamentarnymi, stanął na czele ugrupowania Moc Izraela, wchodzącego w skład koalicji Niebiesko-Białych, stając w szranki z Bibim. Zdobył wówczas mandat posła do Knesetu, ale nie cieszył się nim długo – po tym, jak Netanjahu nie udało się w wyznaczonym terminie stworzyć rządu, parlament uległ rozwiązaniu, a Bibi i Benny ponownie ruszyli do wyścigu o najwyższe stanowisko w państwie.

Gantz, podobnie jak wielu polityków opozycji, do najnowszych wyborów szedł z hasłem odsunięcia Bibiego od władzy. Podczas swojej kampanii nazywał go dyktatorem, porównywał do tureckiego prezydenta Recepa Erdoğana i zaklinał się, że ze skorumpowanym politykiem rządu nie stworzy. Ale trudne czasy wymagają trudnych decyzji. 20 kwietnia dotychczasowi rywale ogłosili, że porozumieli się w kwestii utworzenia rządu jedności narodowej. Zgodnie z umową Netanjahu miałby piastować urząd premiera przez pierwsze 18 miesięcy, po czym zastąpić miałby go Gantz.

Pozostając na stanowisku szefa rządu, Netanjahu wciąż będzie sprawował kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości. Mimo że stanowisko szefa resortu ma przypaść Niebiesko-Białym, zgodnie z umową koalicyjną premier Netanjahu będzie miał prawo weta w sprawie nominacji prokuratorskich oraz wszystkich innych wyższych stanowisk publicznych przez co najmniej pierwsze sześć miesięcy trwania koalicji. To wszystko ma niebagatelne znaczenie w procesie przeciwko Netanjahu.

Gdy tylko Gantz porozumiał się z Bibim, jego koalicja rozpadła się z wielkim hukiem. Opuścili go polityczni partnerzy, jak Jair Lapid i Mosze Jaalon. Wściekli są też na niego sami Izraelczycy, którzy zarzucają mu zdradę i pogwałcenie demokratycznych standardów. W gruncie rzeczy trudno znaleźć korzyści polityczne płynące z jego ustawki z Netanjahu.

„Wyjaśnienie tego jest bardzo skomplikowane”, uważa Gonen Ben Itzhak, prawnik, współorganizator protestów w Tel Awiwie i był oficer izraelskiego kontrwywiadu Szin Bet. „Dziś pracuję jako prawnik, ale studiowałem także psychologię. Kiedy próbuję wyobrazić sobie, jakie były motywy Gantza, to dochodzę do wniosku, że Netanjahu wyczuł jego słabe punkty. A jeden z nich to fakt, że Gantz wychował się w rodzinie ocalałych z Holocaustu. Według mnie Netanjahu zdołał go przekonać właśnie tym, że wmówił mu, że to właśnie on jest osobą, która może dziś ocalić państwo izraelskie”.

Psychologiczna intuicja Ben Itzhaka nie powinna być lekceważona. To on zasłynął pozyskaniem najcenniejszego szpiega w historii swojej agencji, Musaba Hassana Jusufa, syna przywódcy Hamasu.

„A więc Gantz uwierzył, że sprzymierzenie się z Netanjahu i tym samym uniknięcie czwartych wyborów, zwłaszcza w obliczu kryzysu spowodowanego przez COVID-19, jest konieczne dla ratowania Izraela. Tymczasem jesteśmy w środku kryzysu praworządności. Gantz zdecydował się przyłączyć do Netanjahu i tym samym sprzeciwić się woli większości Izraelczyków. To jest coś, co może się zdarzyć nawet w demokracji. Problem polega też na tym, że istnieje zagrożenie dla izraelskiego systemu sądownictwa. Netanjahu nieustannie naciskał na Sąd Najwyższy, nastawiał ludzi przeciwko niemu” – mówi Ben Itzhak.

Trump do Palestyńczyków: Uważajcie, może być jeszcze gorzej

W sobotę odbyły się dwa protesty w obronie praworządności w Tel Awiwie – jeden w Dżaffie, drugi na placu Rabina, w niedzielę dwa kolejne pod Sądem Najwyższym. Współorganizuje je Ben Itzhak.

„Likud zastraszał sąd, że jeśli Netanjahu nie otrzyma mandatu, Izrael czekają kolejne wybory. Kilka tygodni temu Edelstein, przewodniczący parlamentu, postanowił nie wykonać zalecenia Sądu Najwyższego. Tak po prostu. I nic się nie stało, prawie nikt nie zaprotestował. Jak to możliwe, że parlamentarzysta lekceważy wyroki Sądu Najwyższego? To bardzo niebezpieczne, a większość ludzi wydaje się tego nie rozumieć”.

Szef Likudu jest oskarżany przez wielu o budowanie w kraju atmosfery podobnej do tej, jaka w 1995 roku doprowadziła do zamachu na premiera Icchaka Rabina. Na kilka tygodni przed zabójstwem Rabina sam Netanjahu, wówczas polityk opozycji, brał udział w wiecu prawicy w Jerozolimie, którego uczestnicy nazywali ówczesnego premiera „zdrajcą”, „mordercą” i „nazistą” za podpisanie porozumienia pokojowego z Palestyńczykami.

„Przed wyrokiem słyszałem nawet zwolenników Netanjahu mówiących, że jeśli Sąd Najwyższy zdecyduje, że Netanjahu nie może być premierem ze względu na ciążące na nim zarzuty, jego sędziowie powinni dostać kulkę w głowę. Oczywiście nie oczekiwałem żadnej reakcji od Netanjahu, ale od Gantza, który przedstawiał się jako zbawca izraelskiej demokracji, już tak. Tymczasem ten nie powiedział nic. Pamiętajmy, że w 1995, tuż przed zabójstwem Rabina, też życzono mu śmierci. I też na to nie reagowano, ludzie wzruszali ramionami i mówili, że słowa nikogo nie zabiją. A tak się właśnie stało”.

Wolna od Żydów, katolicka, militarna, męska – to faszystowski ideał, który spełnia się w Polsce

Aneksja jako polityczna łapówka dla prawicy

Netanjahu u steru to złe wieści także dla Palestyńczyków. Porozumienie zawarte między Likudem a Niebiesko-Białymi wyznacza 1 lipca jako datę rozpoczęcia jednostronnej aneksji przez Izrael dużych fragmentów terytorium Zachodniego Brzegu, co stanowi istotny element tzw. planu stulecia Trumpa, który jakiś czas temu przedstawił światu jego zięć Jared Kushner.

Palestyna: między Izraelem a zięciem Trumpa

Jeśli jednak izraelski rząd podejmie odpowiednie działania, wszelkie inne elementy planu będzie można uznać za niebyłe. Po aneksji Zachodniego Brzegu szanse na jakiekolwiek negocjacje między Izraelem a Palestyną zostaną w zasadzie zaprzepaszczone.

Pomysł aneksji palestyńskich terytoriów nie cieszy się w izraelskim społeczeństwie jednakową popularnością. Niebiesko-Białych nazywa się czasami „partią generałów” – ze względu na silną reprezentację byłych dowódców izraelskich sił zbrojnych wśród jej członków. Sam Gantz piastował urząd Szefa Sztabu Generalnego Sił Obronnych Izraela, podobnie jego partyjny kolega Gabi Aszkenazi, który najpewniej otrzyma teraz tekę szefa MSZ.

Tymczasem ponad 220 izraelskich generałów, admirałów, dowódców Mosadu, Szin Bet i policji podpisało list otwarty do swoich dawnych kolegów po fachu zasiadających obecnie w parlamencie, wzywający ich do zablokowania jednostronnej aneksji Zachodniego Brzegu przez Izrael. Powód? Zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego Izraela przez otwarcie puszki Pandory.

„Ryzyko jest oczywiste. Po pierwsze, ten plan całkowicie ignoruje fakt, że żyjący tam Palestyńczycy wcale nie chcą być częścią naszego państwa. Jeśli anektujemy te tereny, musimy uczynić ich obywatelami Izraela i nadać pełnię praw. W przeciwnym razie staniemy się państwem apartheidu – czego rządzący deklarują, że nie chcą. Jeśli z kolei nadamy Palestyńczykom pełnię praw obywatelskich, upadnie koncepcja Izraela jako państwa żydowskiego” – mówi Ben Itzhak. „Wydaje mi się, że część ultrakonserwatywnej prawicy uważa, że nic się nie stanie. Że nawet jeśli wprowadzimy jakąś formę apartheidu, Bóg nas zbawi, więc nie przejmują się realnymi konsekwencjami tego, co zamierzają zrobić”.

„Plany aneksji Zachodniego Brzegu to polityczna łapówka dla skrajnej prawicy”, uważa Daoud Kuttab, palestyński dziennikarz i profesor dziennikarstwa na Uniwersytecie Princeton. „Izrael okupuje te terytoria od bardzo wielu lat, a Netanjahu od wielu lat jest premierem i nigdy nie próbował ich zaanektować. Dlaczego teraz? Tonący brzytwy się chwyta. Netanjahu ma nadzieję, że ten ruch przysporzy mu zwolenników na prawicy i uratuje przed więzieniem. To bardzo niebezpieczne, kiedy krajem rządzi ktoś, kogo przyszłość i wolność zależą od tego, czy pozostanie przy władzy czy nie”.

Izrael wybiera: wojna lub jeszcze więcej wojny

„O aneksji zdecyduje dwóch mężczyzn”

Czy istnieje zatem jakakolwiek nadzieja na uratowanie bliskowschodniego procesu pokojowego? Po co Izraelowi ten ruch? Przecież i tak okupuje te ziemie, ich aneksja nie przyniesie żadnego zysku, tylko wielkie straty polityczne. W normalnych warunkach podejmowanie tak nieuzasadnionych i strategicznych decyzji, które mogą wywołać narodowy i międzynarodowy kryzys, byłoby całkowicie nieakceptowalne.

„Decyzję co do aneksji Netanjahu podejmie za dwa, trzy, cztery miesiące. Jest świetny w trzymaniu wszystkich swoich opcji otwartych. Teraz chce, żeby wyglądało na to, że zamierza przeprowadzić aneksję, żeby utrzymać przy sobie prawe skrzydło. Być może, kiedy czas nadejdzie, wycofa się z tego, bo uzna, że ten ruch wywoła za dużo problemów” – uważa z kolei Anshel Pfeffer, brytyjsko-izraelski dziennikarz, korespondent dziennika „Haaretz” i autor książki Bibi. Burzliwe życie i czasy Beniamina Netanjahu.

„Myślę, że decyzja o aneksji jest zależna od dwóch mężczyzn: Donalda Trumpa i króla Abdullaha II [władcy Jordanii – przyp. J.G.]”, mówi Kuttab. „Trump do tej pory był bardzo proizraelski. Apetyt Izraela zaostrzył się po planie przedstawionym przez jego zięcia. On zakłada jednak aneksję w ramach wymiany ziem. Oczywiście dla Palestyńczyków ta wymiana nie jest korzystna, bo Izrael bierze kluczowe tereny, a Palestyna dostaje pustynię. W przypadku jednostronnej aneksji to nie jest już jednak zmiana, a więc przeczy bazowym założeniom planu Trumpa” – mówi Kuttab.

A dlaczego król Abdullah? Umowa mówi o tym, że aneksja musi być przeprowadzona w porozumieniu ze społecznością międzynarodową i nie powinna narażać traktatów pokojowych Izraela. „Mamy takie dwa – z Jordanią i Egiptem. Tereny, o których mowa w planie aneksji, leżą przy granicy z Jordanią, a więc to dla tego kraju kwestia egzystencjalna. To Jordańczycy mogą traktat zawiesić albo anulować. Ale dla ich króla to będzie bardzo poważna decyzja. Będzie potrzebował po swojej stronie wsparcia Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Arabii Saudyjskiej. Bez nich nie będzie chciał antagonizować swojego państwa ze Stanami Zjednoczonymi, od których dostaje miliardy dolarów w ramach pomocy militarnej. Jeśli te państwa, a do tego Egipt i Unia Europejska osiągną wspólne stanowisko, to Netanjahu ciężko będzie podjąć decyzję o aneksji” – wyjaśnia Pfeffer.

„Mam dobrego przyjaciela w jednym z dużych palestyńskich miast na Zachodnim Brzegu” – mówi Ben Itzhak. Rozmawiałem z nim kilka dni temu i powiedział, że obawia się, że jeśli Izrael będzie przymierzał się do takiego ruchu, to może wywołać reakcję w postaci powstania. Ludzie są przestraszeni i mają dość”.

Coraz częściej słychać głosy, że Izrael może pójść za przykładem innych państw i korzystając z pandemicznego kryzysu będzie próbował przepchnąć niedemokratyczne ustawy. „Już to zrobili”, mówi Ben Itzhak. „Pod przykrywką walki z epidemią Szin Bet dostał przyzwolenie na szpiegowanie obywateli, namierzanie ich telefonów komórkowych. Dzięki temu mogą łatwo przyglądać się twoim kontaktom, sprawdzać, z kim się spotykasz. Ja nie mam nic do ukrycia, ale w demokratycznym państwie nie powinno się używać służb specjalnych do śledzenia własnych obywateli. Zwłaszcza że w kontekście koronawirusa to nawet nie przynosi pożądanych efektów – wielu spośród zarażonych to ultraortodoksyjni Żydzi, którzy nie noszą przy sobie telefonów komórkowych”.

Cokolwiek się zmieni, wszystko zostanie po staremu

„Jeśli Gantz myśli, że będzie premierem, to jest idiotą”

Czy Netanjahu stracił polityczny instynkt? „Wiele mogę o nim powiedzieć, ale nie, że jest głupi” – mówi Ben Itzhak. „Rozumie politykę o wiele lepiej niż ktokolwiek inny w Izraelu. Ale jego sposób działania jest mafijny, jest kryminalistą. W tej chwili ma trzy zarzuty, a to pewnie tylko część jego przewinień. Ludzie się go boją, a to daje mu coraz większą siłę. On nigdy nie odda Gantzowi władzy. Jeśli Gantz myśli, że będzie premierem, to jest idiotą”.

Innego zdania jest Pfeffer. „Za 18 miesięcy Netanjahu zrobi cokolwiek, co w tym momencie będzie najlepsze dla niego. Nie musi podejmować tej decyzji teraz. Może okazać się, że bardziej opłaci mu się trzymanie się umowy. Wybory za półtora roku mogłyby nie być dla niego korzystne ze względu na proces i recesję gospodarczą, w jakiej może znaleźć się Izrael z powodu pandemii. Jeśli Gantz będzie wtedy rządził, to na nim skupi się krytyka. No i nie trzeba być głową państwa, żeby faktycznie rządzić. Możliwe, że Gantz obejmie stanowisko, ale to Netanjahu zachowa władzę. O ile dobrze pamiętam, najpotężniejszy człowiek w Polsce nie tylko nie jest premierem ani prezydentem, a nawet nie ma żadnego oficjalnego stanowiska w państwie”.

Keret: Lider Izraela? Zbir, złodziej i dupek, byle chronił przed większymi dupkami

W ciągu najbliższych 18 miesięcy może się sporo wydarzyć. Netanjahu grozi do 10 lat więzienia, jeśli zostanie skazany za korupcję, oraz do trzech lat za defraudację i nadużycie zaufania. Według izraelskiego prawa oskarżony szef rządu musi zrezygnować jedynie wtedy, gdy zostanie skazany, a wyrok skazujący będzie podtrzymany w procesie odwoławczym, który może ciągnąć się latami.

Jak to w ogóle możliwe, że polityk tak skompromitowany, niewiarygodny dla dużej części społeczeństwa i w dodatku mający przed sobą całkiem realne widmo wieloletniej odsiadki po raz kolejny – już piąty! – usadowił się na stanowisku głowy państwa? Przez wielu komentatorów i dziennikarzy Netanjahu bywa nazywany „magikiem”, „królem Bibim” czy „Houdinim” – właśnie w uznaniu dla jego nieprzeciętnych zdolności politycznych.

Pożegnanie z peruką [o serialu „Unorthodox”]

Netanjahu przekonał samego siebie i wielu Izraelczyków, że jego pozostanie przy władzy to kwestia życia i śmierci nie tylko dla niego, ale dla Izraela. Większość Izraelczyków uważa jednak, że to pogwałcenie demokratycznych reguł” – mówi Pfeffer.

„Gantz był wykończony prowadzeniem kampanii przez przeszło rok, Netanjahu nie. W tej bitwie nie chodzi tylko o to, która ze stron ma większą władzę, ale jak tę władzę wykorzysta. Gantz nie był w stanie zmobilizować innych polityków tak jak Netanjahu. Ten, choć miał mniej ludzi w Knesecie, potrafił nakłonić ich do współpracy. Wielu spośród potencjalnych koalicjantów Gantza przestraszyło się nagonki, jaką prowadził Netanjahu, i potężnej machiny politycznej, która za nim stoi. Gantz został zepchnięty do narożnika. Bał się kolejnych wyborów, a Netanjahu wykorzystał okoliczności, czyli pandemię koronawirusa, żeby przekonać go, że muszą teraz pracować razem” – tłumaczy.

„Netanjahu nie jest magikiem” – mówi Pfeffer. „Jest politycznym profesjonalistą zdolnym do ciągłej walki. Wie, jak prowadzić kampanię, jak się pokazać wyborcom. Wie, na jakich strunach ma zagrać. Wie też, że kampanię prowadzi się przez cały czas, nie tylko przed wyborami. Podobnych polityków jest bardzo mało, nie tylko w Izraelu, ale na całym świecie. A to wszystko oznacza, że Netanjahu jest dobrym politykiem, skutecznym, skupionym na wygrywaniu wyborów, ale nie oznacza wcale, że jest osobą moralną”.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jagoda Grondecka
Jagoda Grondecka
Iranistka, publicystka i komentatorka ds. bliskowschodnich
Dziennikarka, iranistka, komentatorka ds. bliskowschodnich. W 2020 roku została laureatką nagrody medialnej Pióro Nadziei.
Zamknij