Przyszła pandemia, a wraz z nią ożywienie debaty o bezwarunkowym dochodzie podstawowych (BDP). Mówi się o zaletach tego rozwiązania. Wymieńmy więc też wady. Komfort i prostota BDP sprawią, że państwo przestanie pełnić rolę instytucji, która ma obywateli ubezpieczać, dbać o powszechny dostęp do usług publicznych. BDP nie zniweluje nierówności – pieniądze na świadczenie będą szły z podatków, a te w Polsce relatywnie bardziej obciążają osoby biedne niż bogate. To nie wszystko.
Kryzys wywołany epidemią COVID-19 odkurzył pomysły wprowadzenia bezwarunkowego dochodu podstawowego (BDP). Zwolennicy i przeciwnicy tego rozwiązania przywołują wiele argumentów filozoficznych, lecz zdecydowanie zbyt mało uzasadnień ekonomicznych. Co więcej, brakuje w tych dyskusjach porównań BDP z innymi politykami społecznymi, takimi jak zasiłek dla bezrobotnych czy transfery socjalne.
Chcecie posłuchać o jakiejś działającej tarczy antykryzysowej? Oto ona
czytaj także
Stawiamy tezę, że BDP jest narzędziem mało efektywnym. Co gorsza, w kontekście obecnego kryzysu gospodarczego może przyczynić się do dalszego wzrostu nierówności. W publicznej debacie pojawia się wiele definicji BDP, które często są sprzeczne. Dlatego ważne jest, by sprecyzować najpierw, co właściwie rozumiemy pod pojęciem BDP. My postanowiliśmy oprzeć się na najbardziej popularnej definicji pojawiającej się w książce Basic Income: A Radical Proposal for a Free Society and a Sane Economy czy u Guya Standinga w Basic Income.
Bezwarunkowy Dochód Podstawowy jest zatem:
- powszechny, czyli trafia do każdego obywatela;
- bezwarunkowy, czyli aby go otrzymać, nie trzeba niczego wykazywać;
- dostarczany w formie pieniędzy;
- regularnym przypływem, a nie jednorazową zapomogą.
W świetle tej definicji nie ma w Polsce żadnego programu społecznego, który można by uznać za BDP. Dla przykładu Rodzina 500+ nie jest ani powszechna, ani bezwarunkowa, ponieważ mogą to świadczenie otrzymać tylko rodzice posiadający dzieci; zasiłek dla bezrobotnych również nie jest, ponieważ dostają go tylko bezrobotni. Z drugiej strony, publiczną edukację (do poziomu szkoły średniej) można uznać za powszechną i bezwarunkową, ale nie spełnia ona dwóch ostatnich warunków.
Idea BDP zyskała wielu zwolenników zarówno z lewej, jak i prawej strony politycznego spektrum. Główne argumenty za to techniczna łatwość wprowadzenia oraz brak stygmatyzacji osób, które dochód podstawowy otrzymują. Co więcej, gdy BDP ustawiony jest na odpowiednio wysokim poziomie, może zlikwidować biedę i przyczynić się do spadku nierówności poprzez zapewnienie komfortowej podłogi dochodowej. Prawica dodatkowo upatruje w BDP możliwość zlikwidowania innych, istniejących już programów socjalnych oraz ich (w założeniu kosztownej) biurokratycznej nadbudowy. Zapewnienie takiej podłogi dochodowej pozwoliłoby też wyciszyć debatę o nierównościach, w ramach której lewa strona często nawołuje do ograniczenia dochodów i majątków najbogatszych.
Jak pokazuje raport Banku Światowego, pomimo szerokiej dyskusji na temat BDP żaden kraj nie zdecydował się na wprowadzenie tego rozwiązania, z wyjątkiem Mongolii i Iranu. Ta pierwsza wprowadziła dochód podstawowy na dwa lata w czasie nagłego wzrostu cen surowców mineralnych, a ten drugi na rok, kiedy zastąpiono subsydia do elektryczności transferem pieniężnym dla wszystkich obywateli. Często przywoływanymi przykładami są: Finlandia – ale tam dochód dawano tylko bezrobotnym; miasto Oakland – ale tam transfer dotyczył tylko stu rodzin; oraz Alaska – gdzie dochód nie jest gwarantowany, bo zależy od zysków stanowych funduszy. Tak więc z empirycznych badań nie dowiemy się, jakie są skutki wprowadzenia BDP na jakość życia i nierówności. Szczególnie gdyby miało to mieć miejsce w całej gospodarce – rzutowanie wniosków z lokalnych eksperymentów na całą gospodarkę ma siłą rzeczy ograniczony potencjał (w ekonomii zwany problemem walidacji zewnętrznej). Możemy za to (i poniekąd musimy) posłużyć się argumentami z teorii ekonomii.
W naszej ocenie wprowadzenie BDP doprowadzi do śmierci idei państwa opiekuńczego. Korzystając z komfortu i prostoty BDP państwo przestanie pełnić rolę instytucji, która ma ubezpieczać obywateli na wypadek ryzyka (utraty pracy, choroby, niepełnosprawności, starości) i zapewnia równość szans przez powszechnie dostępne usługi publiczne (edukacja, ochrona zdrowia, transport) i transfery do wybranych grup (np. pomoc socjalna). To tak, jakby państwo odrąbało sobie ręce, za pomocą których naprawia społeczeństwo. Zamiast tego zostanie maszynką, która w automatyczny i niewyrafinowany sposób przetwarza przychody podatkowe w dochód podstawowy. Z pewnością – będzie to urządzenie tanie i sprawne. Ambitne rozmachem finansowym, ale nie aspiracjami społecznymi. O tym, że zagrożenie dla państwa opiekuńczego jest realne, świadczą argumenty podnoszone w światowej debacie. W Indiach jako głównego argumentu za ewentualnym wprowadzeniem BDP używano właśnie tego, że zastąpi on „nieefektywny” system socjalny ukierunkowany na biednych.
Dochód podstawowy na czas pandemii? Brazylia testuje takie rozwiązanie lokalnie
czytaj także
Żeby zrozumieć, dlaczego BDP w niewielkim stopniu zniweluje nierówności, musimy zastanowić się, w jaki sposób rząd będzie musiał go finansować. Odbędzie się to przez system podatkowy (np. VAT czy PIT), być może częściowo również przez inflację (która też jest formą podatku). Kłopot w tym, że obydwie metody są w naszym kraju degresywne, tzn., że relatywnie bardziej obciążają osoby biedne niż bogate. Tym samym „rozdanie wszystkim po równo” – jak postulują zwolennicy BDP – przy obecnym systemie podatkowym może oznaczać transfer netto od biedniejszych do bogatszych. W rezultacie ogólny efekt wprowadzenia BDP na nierówności będzie znikomy (a nawet wzmacniający). Jednocześnie uciszy jakiekolwiek głosy nawołujące do prawdziwej, „trudnej” redystrybucji przez stawki podatkowe i transfery warunkowe, tym samym otwierając drogę do dalszej akumulacji.
Zwolennik BDP powinien w tym momencie podnieść argument, że przecież system podatkowy w Polsce również należy zmienić. Zgodzimy się. Co więcej, uważamy, że taka reforma jest potrzebna sama w sobie – bez związku z BDP. Prowadzimy na ten temat badania, nasza grupa ekspercka wydała na ten temat raport, pisaliśmy o tym wielokrotnie, również w kontekście obecnego kryzysu.
Ale może po stronie wydatków można mieć jednocześnie BDP, zasiłek czy inne programy socjalne? Tylko teoretycznie. Wymagałoby to bowiem bardzo dużego wzrostu dochodów fiskalnych państwa. Dla przykładu – BDP ustalone na poziomie 1500 zł (połowa mediany płac) kosztowałby budżet prawie 580 mld zł rocznie. To jedna czwarta polskiego PKB i ponad 40 proc. wydatków sektora publicznego. Z punktu widzenia ekonomii politycznej podniesienie budżetu państwa w skokowy sposób o prawie połowę jest niemożliwe. Z punktu widzenia ekonomii to z kolei niepożądane – BDP jest nieefektywnym narzędziem wyrównywania szans, ubezpieczania od ryzyka i pomocy najbardziej potrzebującym. W naszej opinii dodatkowe przychody budżetu (zebrane np. na skutek reformy zwiększającej progresję podatkową) lepiej przeznaczyć na wyzwania rozwojowe, usługi publiczne i ulepszenie innych, celowych transferów społecznych.
W przeciwieństwie do BDP istniejące narzędzia polityki państwa, takie jak zasiłek dla bezrobotnych, mogą radykalnie poprawić sytuację osób na rynku pracy – zarówno bezrobotnych, jak i pracujących. Coraz więcej badań pokazuje przecież, że siła rynkowa pracodawców w stosunku do pracowników zwiększa się. Pracodawcy w mniejszym stopniu konkurują między sobą o pracowników (zwłaszcza tych nisko wykwalifikowanych), co powoduje, że płaca może być ustalona znacznie poniżej ich faktycznej produktywności. Jeśli jednak osoby niepracujące otrzymują odpowiednio wysoki zasiłek, radykalnie zwiększa to płace pracowników i ogranicza zyski firm przy zachowaniu produktywności i ograniczeniu wydatków w porównaniu do BDP (szczegółowo, na prostym przykładzie wyjaśnia to Paweł Bukowski w innym artykule). Zasiłek powoduje bowiem, że pracodawca musi zapłacić przynajmniej tak samo dużo swoim pracownikom – po to, by ktokolwiek zechciał pracować. BDP nie wywiera takiego efektu na płace i zyski, właśnie dlatego, że udzielany jest on każdemu bez względu na to, czy pracuje czy nie. Tym samym wprowadzając zasiłek możemy jednocześnie pomóc osobom bezrobotnym i naprawić rynek pracy tak, żeby bardziej sprawiedliwie wynagradzał pracowników. Z BDP to niemożliwe.
Kluczowym wyzwaniem dla polityki gospodarczej w pierwszej fazie wielkiego lockdownu jest zahibernowanie gospodarki tak, aby pracownicy mogli wrócić do swoich miejsc pracy, gdy pandemia minie. Gdyby hibernacja się nie udała, to polityka gospodarcza poniosłaby klęskę – tymczasowy lockdown wywołałby falę bezrobocia. Wiemy tymczasem z badań, że efekty bezrobocia są długotrwałe oraz że osoby szukające pracy w recesji doświadczają trwałego spadku dochodów. Tymczasem dochód podstawowy, przez swoją bezwarunkowość, nie gwarantuje w żaden sposób ciągłości zatrudnienia. Tym samym jest gorszym rozwiązaniem niż pomoc dla przedsiębiorców warunkowana utrzymaniem przez nich zatrudnienia.
czytaj także
Najprostszy argument zostawiliśmy na koniec: nie widzimy ekonomicznego uzasadnienia dla pomysłu, aby wspierać dochodem podstawowym osoby, które obecny kryzys przechodzą suchą stopą – np. przedsiębiorców i zatrudnionych na wyższych stanowiskach w branżach finansowej, IT, telekomunikacyjnej, energetycznej czy, żeby daleko nie szukać, dwóch niżej podpisanych wykładowców akademickich.
***
Paweł Bukowski – badacz i wykładowca na Centre for Economic Performance, London School of Economics and Political Science (LSE) oraz w INE PAN. Doktoryzował się z ekonomii na Central European University (CEU) w Budapeszcie.
Wojciech Paczos – makroekonomista, wykładowca w Cardiff University i w INE PAN. Ukończył doktorat w European University Institute we Florencji, absolwent warszawskiej SGH.
Autorzy są założycielami Grupy Eksperckiej „Dobrobyt na Pokolenia” oraz członkami Concillium Civitas.