Egzotyczna koalicja „socjaldemokratów” i neonazistów rysuje się jako scenariusz niepokojąco prawdopodobny.
Najważniejszy news stycznia dotarł do nas ze Słowacji: po prawie dwóch latach przed sądem stanęli oskarżeni o zlecenie, zaplanowanie i przeprowadzenie zabójstwa dziennikarza śledczego Jána Kuciaka i jego narzeczonej. Morderstwo i późniejsze masowe protesty wywarły – i nadal wywierają – ogromny wpływ na słowacką politykę.
Słowacja po zabójstwie Kuciaka: Nacjonaliści i neofaszyści u bram
czytaj także
Przyda się więc krótkie podsumowanie tego, co wiemy dziś o tej historii.
Przed śmiercią Kuciak prowadził wnikliwe śledztwo na temat kontrowersyjnej (czytaj: kryminalnej) działalności Mariana Kočnera – człowieka w przeszłości oskarżonego o machinacje na rynku nieruchomości, pranie brudnych pieniędzy, oszustwa finansowe, uchylanie się od płacenia podatków i tradycyjną środkowoeuropejską korupcję, tyle że akurat w pięknym stylu i z rozmachem. W jednej z rozmów telefonicznych, których nagrania wyciekły w ubiegłym roku, chwali się na przykład, że ma w kieszeni ówczesnego premier Roberta Ficę i że, czego dowiodły dane odczytane ze skonfiskowanej komórki Kočnera, jest to zaledwie wierzchołek góry lodowej.
Morderstwo Kuciaka wywołało trwającą wiele miesięcy falę masowych protestów, które doprowadziły do dymisji kilku osób, w tym samego premiera (o ile tak można określić zamianę stanowiska szefa rządu na intratną posadkę „zwykłego” przywódcy partii rządzącej), jak również szefa policji (który skończył, o dziwo, jako doradca Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Czech – czyż to nie fascynujące, na jaką gościnność mogą liczyć zagraniczni oszuści w moim antyimigracyjnie usposobionym kraju?).
czytaj także
No więc co z tym procesem? Oprócz oskarżonego o zlecenie zabójstwa Kočnera, który w przeszłości groził Kuciakowi (śledztwo w sprawie tych gróźb zostało najpierw zawieszone, a ostatecznie umorzone przez policję), przed sądem stanęli dwaj mężczyźni, którzy dokonali tego czynu – jeden z nich się przyznał – oraz pośrednicząca między Kočnerem a zabójcami Alena Zsuzsová, wieloletnia współpracownica Kočnera i ogólnie dość ciekawa postać.
Vydavateľ Denníka N Lukáš Fila vyrozprával, ako mu písala Alena Zsuzsová obvinená z objednávky vraždy Jána Kuciaka #MarianKočner #VraždaJánaKuciaka https://t.co/4XUBBBrRZp pic.twitter.com/ifps9tCHpx
— Denník N (@dennikN) January 15, 2019
Według zeznań świadków jej rola polegała na wykorzystywaniu fałszywych kont w mediach społecznościowych do nawiązywania kontaktów z wpływowymi politykami, biznesmenami i osobami wysoko postawionymi w systemie sprawiedliwości w celu uzyskania kompromitujących informacji, które mogłyby zostać wykorzystane do szantażu.
Zsuzsová podejmowała również rozmaite próby wywierania nacisków w imieniu Kočnera podczas jego pobytu w więzieniu. Prowadzone jest też śledztwo w sprawie jej powiązań z planowaniem dwóch kolejnych morderstw.
Zarówno Zsuzsová, jak i Kočner niewiele jak dotąd powiedzieli i prawdopodobnie będą grać na zwłokę, szukać kruczków prawnych i odwoływać się do wyższych instancji; prawdopodobnie miną lata, zanim zapadnie wyrok (jeśli w tym zakątku świata w ogóle można wydać wyrok na kogoś tak wpływowego jak Kočner). A media z czasem zaczną stopniowo tracić zainteresowanie. Jednak najciekawsze w tym wszystkim są zeznania świadków, którzy opisują gigantyczne i rozległe wpływy Kočnera wśród słowackich polityków i w sądownictwie.
Szczególnie osobliwy był na przykład motyw byłego prokuratora generalnego Dobroslava Trnki, zatrzymanego przez policję z powodu nagrania wideo, na którym był on i były minister finansów, a które to nagranie prokurator przechowywał w imieniu Kočnera. Policja zwolniła go jednak następnego dnia z aresztu, stwierdzając, że nie było podstaw prawnych, by podejrzewać, że prokurator nadużył władzy, i ignorując treść trzymanych w sejfie nagrań.
„Może Słowacy wcale nie są aż tak konserwatywni i katoliccy?”
czytaj także
„Załatwiłem to z sądem”
Takie historie i wypowiedzi wywierają dziś największy wpływ na scenę polityczną na Słowacji: zaufanie do rządu (a ostatecznie także do państwa) leci w dół na łeb, na szyję. Najpopularniejszą obecnie partią pozostaje wprawdzie rządząca i – jak pokazuje proces – całkowicie pogrążona w korupcji i powiązaniach z Kočnerem SMER-SD („socjaldemokracja”). Jednak z sondaży wynika, że zaledwie 19% wyborców planuje ją poprzeć w nadchodzących w lutym wyborach. W miarę ujawniania kolejnych skandali nie należy się spodziewać, by ten odsetek wzrósł.
Fantastyczne wieści, prawda? Koniec z korupcją, koniec z rządami mafii, koniec z oszustami u władzy! Stare wychodzi, nowe przychodzi – dawajcie do władzy tych z drugiego miejsca!
Aha, tak się składa, że na drugim miejscu są neonaziści.
„Spokojnie, mam plan B”
Dalej robi się jeszcze lepiej. Ustalono, że Kočner potrzebował rządu SMER-SD do tego, by go krył i trzymał z dala od niego śledczych, którzy mogliby się nim zainteresować. Jak wynika z nagrań jego rozmów telefonicznych, był gotów posunąć się naprawdę daleko, by nie dopuścić do utraty władzy przez obecnie rządzących.
W marcu 2018 roku, u szczytu fali protestów w reakcji na zabójstwo Jána Kuciaka, partia SMER-SD stanęła w obliczu potencjalnego kryzysu, gdy ich partnerzy koalicyjni zagrozili wycofaniem się z rządu, co mogło skończyć się wyłącznie jego upadkiem. Kočner pospieszył wówczas rządowi na ratunek z planem B.
Na wypadek, gdyby doszło do rozpadu koalicji, obiecywał, że sam ma wystarczająco dużo szabel w parlamencie, by utrzymać rząd SMER u władzy. Pozyskał głosy neonazistowskiego ugrupowania LSNS w zamian za pewien niewiele znaczący drobiazg – miał mianowicie doprowadzić do tego, by Sąd Najwyższy odrzucił wniosek o zakaz działalności dla LSNS jako ruchu ekstremistycznego, a nie partii politycznej. „Załatwiłem to tak, że sąd powie, że to nie faszyści” – napisał Kočner do Zsuzsovej w 2018 roku.
czytaj także
Co czeka Słowację po wyborach?
Koalicja „socjaldemokratów” i neonazistów na Słowacji rysuje się jako scenariusz niepokojąco prawdopodobny.
Trwająca właśnie kampania wyborcza partii SMER-SD skupia się w znacznie mniejszym stopniu na samej partii i tym, co ma do zaoferowania (sprytne posunięcie, biorąc pod uwagę całą tę ujawnioną korupcję), a bardziej na oczernianiu rywali. Spoty dotyczą partii Za Ludí (konserwatyści z byłym prezydentem Andrejem Kiską na czele, obecnie na czwartym miejscu w sondażach) i libertariańsko-eurosceptycznej SaS (popiera ich nieco ponad pięć procent wyborców).
Wykorzystują do tego typowe dla siebie fałszywe oskarżenia, chętnie też straszą wyborców uchodźcami. Jedna rzecz jest w tym szczególnie zastanawiająca: jeśli opierasz kampanię na oczernianiu i ośmieszaniu konkurencji, to trudno o łatwiejszy cel niż neofaszyści, prawda? Hasła w zasadzie same się piszą, przykłady kompletnej politycznej nieudolności partii LSNS nasuwają się same. Jednak na tym froncie – cisza w eterze.
Co więcej, faktyczny lider SMER-SD Robert Fico (zmuszony do dymisji w związku z morderstwem Kuciaka) otwarcie popierał LSNS, broniąc ich rasistowskiej retoryki. Założenie, że w ten sposób już dziś zabiega on o powyborczego koalicjanta, nie jest w żadnym stopniu abstrakcyjne.
W tym całym chaosie tli się jedno światełko: bez względu na to, jak będzie wyglądał kolejny parlament Słowacji, jest bardzo mało prawdopodobne, by ktokolwiek miał w nim silną większość. W SMER mogą sobie co najwyżej pomarzyć o ponownym uzyskaniu 28% miejsc. Nawet jeśli zdecydują się na współpracę z LSNS, i tak będą musieli zdobyć poparcie wielu mniejszych ugrupowań. Patrząc z zewnątrz na możliwe scenariusze i skład osobowy sceny politycznej, największą nadzieją dla Słowacji pozostaje nieskuteczny i niezdolny do wyrządzania większych szkód rząd.
Wybory parlamentarne na Słowacji odbędą się za miesiąc, 29 lutego 2020.