Dziecięca wyobraźnia nie jest taka słodka, jak chcielibyśmy ją widzieć. Kinga Dunin czyta „Rok, w którym nauczyłam się kłamać”, „Nikt nas nie upomni” i „Lato Adeli”.
Lauren Wolk, Rok, w którym nauczyłam się kłamać, przeł. Sebastian Musielak, Dwie Siostry 2019
Tamtego roku, kiedy skończyłam dwanaście lat, nauczyłam się kłamać.
Nie mówię tu o niewinnych kłamstewkach, które zdarzają się dzieciom. Mówię o prawdziwych kłamstwach wyrosłych z prawdziwego strachu – o słowach i czynach, które wyrwały mnie z dotychczasowego życia i bez pardonu rzuciły w zupełnie nową rzeczywistość.
Nawet gdybyśmy nie znaleźli na okładce porównania tej powieści do Zabić drozda (1960) Harper Lee, trudno byłoby nie mieć takich skojarzeń. Ale może dziś nie jest to, w każdym razie w Polsce, już tak powszechnie znana książka, chociaż miała mnóstwo wydań (ostatnie chyba w 2016 roku). Rzecz dzieje się na amerykańskim południu. Adwokat broni czarnego niewinnie oskarżonego o gwałt, stara się uchronić go przed linczem. Staje się obiektem nienawistnych ataków, podobnie jak jego dzieci. To z punktu widzenia jego córki poznajemy całą historię. Ostatecznie oskarżony zostanie skazany na śmierć. Świat nie jest sprawiedliwy.
W powieści Wolk historia rozgrywa się na amerykańskiej wsi w czasach II wojny światowej. Na obrzeżach społeczności mieszka dziwak, trochę miejscowy wariat, odmieniec, weteran I wojny, który może skrywa jakąś mroczną tajemnicę i nigdzie nie pokazuje się bez broni. Kiedy zaginie nastolatka, stanie się oczywistym podejrzanym. Po jego stronie stanie bohaterka powieści, która wie także, że wbrew powszechnym wyobrażeniom na temat dziewczynek zaginiona nie była aniołkiem, właściwie była wcieleniem zła, i tu może autorka nieco przesadziła. Ale w Zabić drozda również oskarżająca młodego Afroamerykanina o gwałt rodzina nie była święta.
czytaj także
Stereotypy, dyskryminacja, zbiorowość obawiająca się innego, skłonna do wydawania pochopnych wyroków, a nawet do linczu… Ten wymiar tych powieści chyba nie wymaga omówienia. Jedna i druga to pozycje pisane z punktu widzenia dziecięcej narratorki, bardzo przystępne. Rok, w którym nauczyłam się kłamać w jasny sposób zaadresowany jest do młodszego czytelnika. Zabić drozda nie było tak pomyślane, ale np. na stronie akcji Cała Polska Czyta Dzieciom jest rekomendowana od 12 lat. Od dwunastu, ale do zawsze. Myślę, że Wolk też ma taki potencjał, może wciągnąć czytelników w każdym wieku.
I jeszcze coś je łączy. Dzieci otrzymują tu wsparcie od rodziców, z domu wynoszą pewien zestaw wartości, przyzwoitość, a te zostają zderzone ze światem, który, no właśnie – nie jest zbyt przyjazny, bywa niesprawiedliwy, dobro wcale w nim nie zwycięża albo nie od razu. A jednak warto być przyzwoitym człowiekiem! W sumie jest to więc literatura dydaktyczna, w czym nie widzę zresztą nic złego.
*
Agnieszka Wolny-Hamkało, ilustracje Ilona Błaut, Nikt nas nie upomni, Hokus-Pokus 2016
To będzie historia o dziewczynce,
która o północy pytała: czy jest południe?
Czy jest lato?
Oraz najlepiej zjadała kamienie i często mówiła:
jestem najlepszą zjadaczką kamieni luksusowych.
Agnieszka Wolny-Hamkało, ilustracje Agnieszka Kożuchowska, Lato Adeli, Hokus-Pokus 2019
Na klatce schodowej Adela jeszcze mówiła do swojego psa, ale już nie tak jak w mieszkaniu, kiedy nikt nie słyszał. Nie była już całkiem swobodna, pozwalała sobie jednak na ziewnięcie, tarcie oczu, drapanie się po głowie, poprawianie skarpet.
Dwie cienkie, kwadratowe książki, w których ilustracje pełnią bardzo ważną rolę. W pierwszej z nich Adela jest dzieckiem, a w drugiej kimś pomiędzy – już nie dzieckiem, jeszcze nie podlotkiem. W obu ma dwóch kolegów, Franka i Julka. I te książki na pewno nie są dydaktyczne.
Punkt widzenia dziecka zwykle jest literackim chwytem służącym przefiltrowaniu rzeczywistości przez niewinność i naiwność. W tym wypadku jednak dość odmiennym od innych znanych stylizacji na „dziecinność”, gdzie na przykład, szczególnie w prozie pisanej przez mężczyzn, eksponuje się wczesnochłopięce doświadczenia seksualne. Dziecięcy bohater, retrospekcje i reminiscencje z czasów dzieciństwa to niezwykle częsty element literackich kreacji. Poza tym istnieje przecież cały ogromny segment literatury dla dzieci, młodszych i starszych nastolatków, która ma korespondować z doświadczeniem młodego czytelnika, a także zwykle trochę wychowywać i uczyć.
I trzeba przyznać, że na tle tej bardzo bogatej oferty książki Wolny-Hamkało są czymś oryginalnym. I też trudno je przyporządkować jakiejś określonej wiekowo grupie odbiorców – z pewnością nie są to młodsze dzieci.
czytaj także
W Nikt nas nie upomni – ta pozycja chyba bardziej przypadła mi do gustu – ogromną rolę odgrywają ilustracje: komiksowe, fantastyczne, dynamiczne, agresywne, dominujące często nad tekstem i zupełnie niekojarzące się z kiczem dziecinnych książeczek à la Disney. Gdyby sięgnął po nią młodszy czytelnik, na pewno trafiłyby w upodobania młodocianych fanów literatury fantasy. Dla starszego czytelnika są natomiast częścią przekazu: dziecięca wyobraźnia nie jest taka słodka, jak chcielibyśmy ją widzieć.
Bohaterowie tej prozy, białego wiersza, czasem dziecinnych rymowanek, wymknąwszy się spod kontroli dorosłych – w tym celu trzeba wyrzucić komórki – robią to, czego nie wolno, fantazjują, powtarzają: „dupa, dupa, dupa”, i walczą z jesienią. A autorce przeważnie udaje się utrzymać równowagę między poetycznością a prowokacją. Przeważnie.
Ilustracje do Adeli są subtelniejsze, niejednoznaczne, czasem więcej ukrywają, niż pokazują, a bohaterka wyłania się na nich z niedookreślonego chaosu (popatrzcie na okładkę). Dziewczynka jeszcze rzuca kamieniami w auta, ale już myśli o dotyku mężczyzny. Bawiąc się z kolegą, rozbiera się, kładzie, a on pokrywa ją kolorowymi żelkami; chłopiec będzie je potem dzień po dniu zjadał. Taka erotyczno-infantylna scenka nie całkiem przekonuje, bo może jest symboliczna w zbyt oczywisty sposób. Nie wiem, czy w Lecie Adeli udało się autorce stworzyć konsekwentny język, w który można by uchwycić to dziecino-niedziecinne doświadczenie. Ale może właśnie o to chodzi, że to jest taki niekonsekwentny okres w życiu.
Nastolatki powinny być piękne – taki przekaz wywiera olbrzymią presję [rozmowa]