W alchemicznej naturze ideologii leży ciągłe wzajemne mieszanie, łączenie i zapożyczanie różnych postulatów. Nie jest to zjawisko obce czeskiej scenie politycznej, która zaprosiła ostatnio do parlamentu Tommy'ego Robinsona.
Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać osoby Tommy’ego Robinsona (de domo Stephen Yaxley-Lennon). Jednak być może nie wszyscy wiedzą, że ten ultraprawicowy antyislamski aktywista został poproszony o wystąpienie podczas (odwołanej już) konferencji zorganizowanej przez czeski parlament. Quo, do diabła, vadis, Czechio?
Męczennik na ołtarzu wolnego świata
Na wszelki wypadek zacznijmy od przedstawienia postaci. Po raz pierwszy o Robinsonie zrobiło się głośno jako o założycielu i liderze ultraprawicowego ugrupowania English Defense League (EDL), dokąd trafił po krótkim epizodzie w British National Party (BNP). Trzon EDL stworzyło kilka grup kibiców piłkarskich, którzy mieli na pieńku z niewielką społecznością islamską w Luton, czego powodem był sam fakt istnienia tejże społeczności.
Podstawę programową grupy stanowi postulat, że islam jest religią prymitywną, nietolerancyjną (przyganiał kocioł garnkowi), nieprzystającą do brytyjskiego społeczeństwa i należy z pełnym okrucieństwem zwalczać każdy jego przejaw. Do wyznawców rasizmu kulturowego w stylu EDL przyznają się tacy bohaterowie jak Anders Breivik czy Darren Osborne, choć grupa zaprzecza bezpośrednim powiązaniom z tymi postaciami.
Ale wróćmy do Robinsona: w 2013 roku odszedł z EDL, zarzucając partii stosowanie zbyt brutalnych metod (biorąc pod uwagę jego kartotekę, wie, co mówi), bo jego zdaniem islam należy zwalczać (taaa…) z użyciem nowych metod demokratycznych. Obrał drogę aktywizmu, początkowo ramię w ramię z brytyjską odnogą Pegidy, a później jako „niezależny dziennikarz” opisujący przestępstwa, których sprawcami byli muzułmanie.
W trakcie swej poczciwej pracy nieraz napotykał stróżów prawa: został ukarany grzywną za publiczne i fałszywe (podrabiał nawet zdjęcia) oskarżenia o gwałt, który zarzucił piętnastolatkowi wyłącznie dlatego, że ten był Syryjczykiem. Swoją karierę w dzisiejszej postaci Robinson zawdzięcza jednak aresztowaniu za obrazę sądu po tym, jak nagrywał na wideo oskarżonego z nieprzychylnym komentarzem (najwyraźniej w nadziei na kolejną publiczną kampanię linczującą muzułmanów).
Wywołało to masowe protesty skrajnej prawicy, a kiedy sytuacja się uspokoiła i Robinson uniknął kary z powodów formalnych, zyskał sławę męczennika na ołtarzu wolności nienawistnego słowa, który postawił się skorumpowanym mediom i systemowi sądownictwa – cokolwiek to miałoby znaczyć. Nałożony na niego zakaz publikowania postów na Twitterze i Facebooku tylko wzmocnił ten obraz.
I tu pojawia się pytanie: czegóż to wcielenie patriotycznych cnót właściwie szuka w Czechach?
Orędownicy konserwatyzmu
Konferencja, na której miał przemawiać, została odwołana w przeddzień imprezy, kiedy Robinson zdążył już dotrzeć do Pragi. Tematem konferencji miała być rodzina i jej prawa w XXI wieku. Trudno wyobrazić sobie temat, który byłby większym ideologicznym polem minowym. Zanim jednak o tym, przyjrzyjmy się osobom, które za nią stały.
Oficjalnie konferencję zorganizowała para posłów: niepozorny członek rządzącej populistycznej partii ANO Milan Pour, którego rola w całej sprawie jest wyłącznie anegdotyczna, oraz niezrzeszona obecnie senatorka Jitka Chalánková, której konserwatywne poglądy okazały się zbyt konserwatywne dla konserwatywnej partii TOP 09.
czytaj także
Obrończyni „chrześcijańskich wartości”, kobieta, która zasugerowała, że kobiety niezamężne powinny mieć zakaz stosowania sztucznego zapłodnienia, mająca cokolwiek surrealistyczne poglądy na temat dzieci w opiece zastępczej, które uznała za towar wędrujący z rąk do rąk, gdyż bycie rodziną zastępczą „to niesamowicie lukratywny biznes”.
Anonsowani prelegenci rekrutowali się z podobnych kręgów ideowych: był wśród nich np. konserwatywny chadek, europoseł Tomáš Zdechovský, były polski ambasador w Norwegii Sławomir Kowalski (podzielający bojowe nastawienie Zdechovskiego i Chalánkovej wobec złych, bardzo złych norweskich władz), a także poseł z szeregów socjaldemokracji, Jaroslav Foldyna, znany przede wszystkim ze swoich nacjonalistycznych, antygejowskich, antyimigranckich, a jednocześnie bardzo, baaardzo prorosyjskich poglądów, czy wreszcie Petr Bystroň, poseł z antyimigranckiej niemieckiej partii AfD.
Generalnie była to plejada mówców, którzy podzielają swój światopogląd i wzajemnie poklepują się po plecach, zamiast rozmawiać o realnych problemach. Oto widzimy, jak konserwatyzm, nacjonalizm i ksenofobia kotłują się w jednym, przestronnym worku starej, dobrej głupoty. Robinson – zaproszony jako „ekspert od przestępstw na dzieciach” (tych popełnionych lub potencjalnie popełnionych przez muzułmanów) – pasuje tutaj jak ulał.
czytaj także
Ideologiczne sploty
Wśród mówców można wyróżnić trzy wspólne motywy: nacjonalizm, ksenofobię i konserwatyzm (bezpiecznie skrywające się pod szyldem „wartości chrześcijańskich”), z nastrojami antyunijnymi w tle. Każdy z prelegentów identyfikuje się z co najmniej dwoma z tych światopoglądów, dlatego należało się spodziewać, że konferencja przyniesie raczej oczywiste odpowiedzi na stawiane sobie pytania.
Na przykład taki Robinson: jego dyżurny temat to „gangi muzułmańskich gwałcicieli” terroryzujące Wielką Brytanię. Pomijając dość podejrzaną logikę takich opowieści i dyskusyjność przytaczanych dowodów, pozostaje pytanie, na ile debata na ten temat jest istotna na czeskim gruncie. Otóż wcale. Tutejsze rodziny mają zupełnie inne problemy, a przestępstwa popełniane na dzieciach są zgoła odmiennego charakteru.
Jednak zaproszenie kogoś, kto będzie mówić, powiedzmy, o nadużyciach seksualnych w Kościele katolickim i próbach zamiatania tego pod dywan, czyli problemie bardzo palącym w tym regionie, wprowadziłoby zbyt duże ideologiczne zamieszanie. Lepiej przecież kiwać głową, że muzułmanie są źli, bo tak twierdzi jakiś miły pan z mównicy.
czytaj także
Po drugie, niezwykle aktualną kwestią związaną z „prawami rodziny” – cokolwiek one znaczą – byłoby poruszenie tematu małżeństw jednopłciowych (co ciekawe, konferencję ogłoszono w czasie, kiedy dyskutował nad tym parlament, co naturalnie było całkowicie przypadkowe). Być może konferencja wniosłaby coś dobrego, gdyby przyznano, iż w zasadzie mamy XXI wiek, a definicja „tradycyjnej rodziny” od jakiegoś czasu systematycznie się zmienia, ewoluuje, zamiast kurczowo trzymać się Starego Testamentu, jak przystało na każdego porządnego fundamentalistę. Szkoda, że wszyscy prelegenci byli albo konserwatywnymi katolikami, albo po prostu przeciwnikami homoseksualizmu.
I znów wracamy do tego, że cała impreza nie miała na celu debaty, lecz potwierdzenie, że „prawa rodziny” przysługują tylko prawym, porządnym białym rodzinom chrześcijańskim, które codziennie odmawiają pacierze i błagają o pokojową eksterminację wszystkich innych religii i ras w ich kraju. Tymczasem Bogu dzięki za reżim konserwatywny, który niestrudzenie stoi na straży rodziny, chroniąc ją przed kryminalistami, czyli tymi, którzy ośmielają się być inni.
Zaproszenie kogoś, kto będzie mówić, powiedzmy, o nadużyciach seksualnych w Kościele katolickim, wprowadziłoby zbyt duże ideologiczne zamieszanie.
W alchemicznej naturze ideologii leży ciągłe wzajemne mieszanie, łączenie i zapożyczanie różnych postulatów. Nie jest to zjawisko obce czeskiej scenie politycznej. Z tą różnicą, że zazwyczaj przypisuje się takie tendencje małym partiom klasyfikowanym jako ekstremistyczne, np. ultraprawicowej SPD, której nieobecność na liście mówców jest zastanawiająca. Być może organizatorzy chcieli, żeby była to impreza poważna, gdzie mówcy zaprezentują swoje poglądy w sposób strawny dla mediów głównego nurtu i wyborców, co w obecności partii postrzeganej jako banda kłamców i idiotów mogłoby spalić na panewce. Dobrze w takim razie, że zaprosili Tommy’ego Robinsona.
Jeden krok w przód, dwa – w tył
Nie żartowałem. Gdyby nie zaproszenie Robinsona, do którego dokopały się dzień przed konferencją media, cała ta farsa rozegrałaby się według planu i zostałaby zaprezentowana w mediach na poważnie. Tymczasem Czechy stały się świadkiem zdumiewających zawodów w dyscyplinie dystansowania się od konferencji: kto szybciej i kto bardziej.
Pierwsze słowa krytyki skierowała partia Piraci i ambasador Wielkiej Brytanii w Pradze, zapytujący co też, do diaska, ultraprawicowy ekstremista będzie porabiać w parlamencie. Informacja o tożsamości jednego z prelegentów najwyraźniej zaskoczyła również kilku zaangażowanych w program imprezy polityków: Zdechovský odwołał swój udział, twierdząc, że nie miał pojęcia, o kogo chodzi, bo Robinsonie wiedział tylko tyle, że „zajmuje się tematem przemocy wobec dzieci” (najwyraźniej sprawdzenie informacji na temat innych mówców przed przyjęciem zaproszenia na imprezę byłoby afrontem dla jego geniuszu), a zresztą i tak jest zbyt zajęty walką z Norwegią, by stawić się na konferencji. Następnie swoją rezygnację zgłosił Kowalski, a tuż po nim wycofała się Chalánková, wykręcając się nieobecnością Kowalskiego.
Zamieszki w Chemnitz jako dwie opowieści o współczesnych Niemczech
czytaj także
W tym momencie udziałem w konferencji byli już zainteresowani wyłącznie radykalni nacjonaliści, Bystroň i Foldyna. W końcu Milan Pour, prawdopodobnie uświadomiwszy sobie, że konferencja utraciła właśnie swój konserwatywno-religijny mandat i na afiszu ostała się jedynie otwarta nietolerancja – a na dodatek jego własna partia umyła ręce – odwołał całą imprezę w wieczór poprzedzający jej rozpoczęcie. Robinson spędził noc w Pradze na piciu i pogawędkach z przedstawicielami czeskiej sceny islamofobicznej. Wszystko dobre, co się dobrze kończy, nieprawdaż?
Ale w całej tej sprawie jest jeszcze jedna postać, która odegrała ciekawą rolę. Otóż standardowa wymówka Poura, który rzekomo „nie miał pojęcia, co to za człowiek”, jest stosunkowo wiarygodna, bo to nie on rozsyłał zaproszenia. Całą winę zrzuca na Milana Roháča, który miał poprowadzić spotkanie i sam jest dość zagadkową osobą. Aktualnie pełni funkcję lidera ugrupowania Młodzi Patrioci, wcześniej współpracował z Martinem Konvičką i był częstym gościem audycji o teoriach spiskowych.
O udziale Robinsona w konferencji poinformował dzień przed jej rozpoczęciem, wyjaśniając, że utrzymywał to w tajemnicy „ze względu na prasę”. Na szczęście prasa zwróciła uwagę na ten komunikat i skonfrontowała tezy Poura z rzeczywistością. Nawiasem mówiąc, tę samą informację podali mniej więcej w tym samym czasie prorosyjscy antyimigranccy aktywiści oraz maniak teorii spiskowych Žarko Jovanovič, czuły nacjonalista i kumpel Roháča.
czytaj także
Łatwo się już chyba domyślić, kto tak naprawdę zaprosił Tommy’ego Robinsona, jednak pozostaje pytanie za milion dolarów: do jakiego szczebla czeskich władz jest w stanie przeniknąć ultranacjonalizm?