Prezydent Donald Trump rozkręcił amerykańską gospodarkę i pokonał Państwo Islamskie, a jakby tego było mało, w tym samym roku zdążył jeszcze naprawić amerykańskie więziennictwo. A wy nadal będziecie się czepiać.
Słyszeliście może, że Trump właśnie „pokonał” Państwo Islamskie i w związku z tym wycofuje amerykańskie wojska z Syrii? To nie jedyny jego sukces w tym miesiącu. We wtorek, 18 grudnia, amerykański senat walnie przyjął (stosunkiem 87 do 12 głosów) tzw. First Step Act, czyli długo oczekiwaną reformę więziennictwa na poziomie federalnym.
Już kilka miesięcy temu ustawa gładko przeszła przez Izbę Reprezentantów, za to w senacie spodziewano się silnej opozycji. Głównie dlatego, że zdaniem demokratów jest niewystarczająca (większość osadzonych odbywa karę w więzieniach stanowych, nie federalnych), a dla republikanów posuwa się za daleko, bo republikanie od lat zgarniają głosy wyborców dzięki polityce „stanowczej walki z przestępczością” (tough on crime); zresztą Trump też lubi uchodzić za twardziela.
czytaj także
Tymczasem okazało się, że senat przyjął ustawę bez oporów. Już dawno republikanie i demokraci nie głosowali tak zgodnie. Ale tych, których cieszy, że od czasu do czasu Kongres jest w stanie odłożyć na bok partyjne interesy w imię większego dobra, zapewniam, że za wcześnie na radość. Republikanie zdecydowali się poprzeć reformę, której od lat domagają się demokraci (ostatnio – Bernie Sanders i Hilary Clinton w kampaniach prezydenckich) głównie dlatego, że chciał tego zięć Trumpa, Jared Kushner.
W Stanach Zjednoczonych za kratkami siedzi ponad dwa miliony więźniów. Wśród nich tysiące ofiar republikańskiej „wojny z narkotykami”, cała masa osób cierpiących na różnorakie choroby umysłowe oraz nieproporcjonalnie wielu Afroamerykanów i Latynosów. A wszystko to za pieniądze podatników (stąd od pewnego momentu za reformą więziennictwa opowiada się nawet część libertarian pokroju braci Koch).
Żeby zrozumieć, skąd wzięła się ta niespodziewana empatia i zaangażowanie Jareda w sprawę, należy się cofnąć do roku 2005, kiedy to jego ojciec, Charles Kushner, nowojorski deweloper i postrach rynku nieruchomości, trafił do paki za oszustwa podatkowe, nielegalne dotacje polityczne i zastraszanie świadków. Przesiedział 14 miesięcy. To właśnie wtedy jego deweloperskie imperium trafiło w nieporadne ręce młodego Jareda.
A żeby było zabawnie, Charliego przyskrzynił jeden z największych przydupasów Trumpa, Chris Christie, wtedy prokurator federalny, potem bardziej znany jako charyzmatyczny gubernator New Jersey. Christie sam rozważał start w kampanii prezydenckiej; gdy okazało się to mało realne, skwapliwie zadeklarował lojalność wobec kandydata Trumpa. (Działo się to jeszcze w czasach, gdy obecny wiceprezydent Mike Pence, głowa Senatu Mitch McConnell i spiker Izby Paul Ryan byli w głębokiej opozycji). Mimo starannie kultywowanego lizusostwa, Christie nigdy nie otrzymał posady w gabinecie Trumpa. To przede wszystkim sprawka Jareda, który nie wybaczy Christiemu NIGDY.
Kushner, podobnie jak jego małżonka, Ivanka Trump, oficjalnie piastuje stanowisko starszego doradcy w Białym Domu. Od samego początku prezydentury Trumpa znalazł partnera w Dicku Durbinie, demokratycznym senatorze ze stanu Illinois, który reformę więziennictwa forsuje od dziesięciu lat, a ostatnio często gościł na kolacji w nowym domu Ivanki i Jareda w waszyngtońskiej Kaloramie.
czytaj także
W urabianiu teścia Jared korzystał z pomocy takich sław jak Kim Kardashian i Kanye West, którzy w tym właśnie celu złożyli wizytę w Białym Domu. Kushner ma podobno nad drzwiami plakat, który dostał od Kanyego, z napisem „Bringing Dignity to Forgotten America” (Przywracamy godność zapomnianej Ameryce) i dedykacją: „Jaredowi, jego przyjaciel Ye.”
Nic dziwnego, że Trump w końcu sam wyraził poparcie dla reformy więziennictwa – ostatecznie ludziom należy się w życiu „druga szansa”.
Za Obamy reforma więziennictwa była blokowana w Senacie przez lidera republikańskiej większości i jednego z najtwardszych graczy w Waszyngtonie – Mitcha McConnella. Od czasu, kiedy w 1988 roku George Bush (ojciec) zniszczył w prezydenckiej kampanii swojego demokratycznego rywala Michaela Dukakisa, każdy szanujący się republikanin deklaruje stanowczą walkę z przestępczością. Poszło wtedy o sprawę Williego Hortona, czarnego przestępcy, który popełnił zbrodnię na weekendowej przepustce z więzienia. Sztab Busha zrobił wszystko, by przekonać Amerykę, że za zbrodnię odpowiedzialna jest pobłażliwość demokratów takich jak Dukakis. Udało mu się.
czytaj także
Jak donosi New York Times, gdy McConnell usłyszał, że Trump błogosławi reformę, natychmiast zjawił się w Białym Domu, żeby przemówić prezydentowi do rozsądku. Przeciwny ustawie był także prokurator generalny Jeff Sessions, typowy konserwatywny republikanin. Nie wiadomo dokładnie, jak przekonano McConnella. Wiadomo za to, że Trump wezwał na pomoc Jareda, a nawet medialnego magnata Ruperta Murdocha, który służy Trumpowi jako nieformalny doradca.
Słowem, szopka prawdziwie noworoczna, a sama ustawa – oprócz tego, że niesie obietnicę kolejnych reform (stąd nazwa „first step”, pierwszy krok), tak naprawdę niewiele zmienia.
czytaj także
Po pierwsze, ustawa nie wpłynie na orzekane wyroki – nie znosi na przykład obowiązujących kar minimalnych. Sędziowie nadal będą „tough on crime” i nadal będą puszkować ludzi za trawę i krak. Reforma obejmuje wyłącznie ludzi, którzy już siedzą w więzieniu: wprowadza rozbudowany program rehabilitacji i zbierania „punktów” za dobre sprawowanie. Takimi punktami więźniowie będą mogli zapracować na wcześniejsze zwolnienie lub zamianę więzienia na areszt domowy.
„Najważniejszą rzeczą, jaką chcemy zrobić, jest zdefiniowanie celu więzienia” – tłumaczył Kushner w Białym Domu. „Czy celem więzienia jest karanie, izolowanie więźniów, czy też rehabilitacja?”
Oczywiście, żeby rozbudować programy rehabilitacyjne i prowadzić warsztaty dla więźniów, potrzeba funduszy, i to też jest nie w smak konserwatystom. Ale o deficycie budżetowym w administracji Trumpa głośno się nie mówi. Z pomniejszych zmian, ustawa ma podobno poprawić kondycję zakładów karnych, polepszyć warunki przetrzymywania uwięzionych kobiet w ciąży oraz osadzać więźniów możliwie jak najbliżej miejsca zamieszkania ich rodzin.
czytaj także
Jak wspomniałam, ustawa obejmuje tylko więzienia federalne, gdzie odbywa karę 10 procent osadzonych. Jej połowiczność martwi aktywistów walczących z przetrzymywaniem ogromnej liczby Amerykanów za kratkami. Jednak zdaniem zwolenników ustawy, dzięki programom rehabilitacyjnym populacja więzień zacznie spadać.
Tak czy owak, reforma ma ogromne znaczenie symboliczne jako zmiana nastawienia rządu do więziennictwa w ogóle – Donald Trump znów ma się czym pochwalić. Teraz może powiedzieć, że nie tylko rozkręcił gospodarkę, nie tylko „pokonał” ISIS, ale też naprawił amerykańskie więziennictwo. Fuck you, Obama.