Wygaszanie terroryzmu przez środki bezpieczeństwa ma swoje granice.
Już na drugi dzień po zamachach w Brukseli „Jerusalem Post”, główna anglojęzyczna gazeta w Izraelu, publikuje artykuł o tym samym tytule. „Wynik wielu lat zaniedbania” i „kolosalna porażka służb bezpieczeństwa i wywiadu” pisze o zamachach autor, Yossi Melman. Według niego Europa straciła kolejną okazję, żeby skorzystać z izraelskiego know-how w dziedzinie bezpieczeństwa.
Zanim zostałem Europejczykiem, byłem obywatelem Izraela. Myślę, że autor ma rację i myli się jednocześnie.
Cena środków bezpieczeństwa
Wielopoziomowe środki bezpieczeństwa zostały wprowadzone na międzynarodowym lotnisku Ben Guriona w Tel-Awiwie i w wielu portach lotniczych na całym świecie, gdzie operuje El-Al, narodowy przewoźnik Izraela. To rzeczywiście zapobiegło atakom na izraelskie samoloty podobnym do kilku dramatycznych porwań przez palestyńskich terrorystów w latach 70. Zabezpieczanie ruchu lotniczego ma jednak swoją cenę. Obecnie pasażerowie muszą pojawić się w terminalu jakieś trzy godziny przed odlotem, a wielu cudzoziemców opowiada o ciągnących się godzinami i upokarzających przeszukiwaniach i przesłuchaniach.
Tzw. „Mur bezpieczeństwa” na Zachodnim Brzegu Jordanu rzekomo efektywnie powstrzymuje zamachy samobójcze, jak te, które były skierowane na izraelskie autobusy podczas Drugiej Intifady (2000–2005). Ale jednocześnie ta 8-metrowa ściana stała się najbardziej rozpoznawalnym symbolem okupacji i, wraz z towarzyszącym jej systemem zmilitaryzowanych punktów kontrolnych, fizyczną manifestacją coraz drastyczniejszego łamania praw człowieka wobec ludności palestyńskiej.
Strefa Gazy jest de facto największym gettem na świecie. Jej bombardowanie z powietrza, lądu i morza latem 2014 roku przynajmniej chwilowo zatrzymało grad wystrzeliwanych z niej rakiet. Ale podczas gdy ekstremiści Hamasu poprawiają zasięg pocisków domowej roboty, moi rodzice i inni Izraelczycy szykują swoje pokoje-schrony wymagane przez nowe prawo we wszystkich nowo wybudowanych budynkach, przygotowując się do następnej rundy konfrontacji.
Niezorganizowany „terroryzm”
Ponadto, artykuł Melmana pomija milczeniem nową falę terroru, która dręczy Izrael od września 2015 r. Seria występujących prawie codziennie ataków z użyciem ostrych narzędzi już została określona jako „Intifada jednostek”. Zamiast próbować dotrzeć do sedna palestyńskiego terroryzmu i pracować na rzecz trwałego politycznego rozwiązania konfliktu, przywództwo państwa Izrael trzyma się starych nawyków i leczy objawy (rosnące wyzwania związane z bezpieczeństwem), a nie samą chorobę (okupację). W rezultacie, zagrożenia terrorystyczne raz po raz mutują i pojawiają się w coraz to bardziej przerażających formach. Brak perspektyw politycznych zwiększa na niespotykaną dotychczas skalę wśród ludności palestyńskiej liczbę chętnych do zaangażowania się w gwałtowny opór. Wściekłość i zaślepiająca solidarność jednostek stopniowo zastępuje działanie siatek terrorystycznych.
Nastolatka z nożyczkami i staruszek ze śrubokrętem, jakkolwiek absurdalnie może to zabrzmieć, to nowa forma politycznie zmotywowanej przemocy. Tylko czy można to wciąż określić jako terroryzm?
W większości przypadków Izraelskie służby reagują z niepohamowaną, często śmiertelną, siłą graniczącą z bezprawną egzekucją. Przemoc systemowa wpisana w okupację pozbawia wyobrażalnej przyszłości zarówno Palestyńczyków jak i Izraelczyków i przekształca się w spontaniczne wybuchy okrucieństwa.
Leczenie objawów czy właściwa terapia?
W ostatnich miesiącach w Europie znacznie wzrosła liczba ofiar, które zginęły z rąk islamistów. Na razie reakcje europejskich rządów były impulsywne i krótkowzroczne: przymykanie oczu na cierpienie uchodźców na granicach Europy, dalsza dyskryminacja już upośledzonej części własnej ludności i coraz częstsze ograniczenia podstawowych praw i swobód dla reszty (szczególnie w kontekście prawa ruchu transgranicznego), prawa do prywatności itd.
Taktyka pomijająca korzenie radykalizacji, a skupiająca się jedynie na „środkach bezpieczeństwa” może jedynie zaostrzyć sytuację. Nie oczekujmy więc od niej wzrostu bezpieczeństwa.
To nie lek, lecz nieodłączna część tego samego syndromu, który od dłuższego czasu negatywnie oddziałuje na Izrael i coraz bardziej rozprzestrzenia się na Europę.
Wyraźnie już widać, że nie obejdzie się bez konfrontacji z najostrzejszymi objawami. Europejskie władze (zwłaszcza te belgijskie) będą musiały przyznać się do poważnych niedociągnięć. Ponadto, poszczególne kraje europejskie, ale także Europa jako całość, powinny zająć się istniejącymi lokalnymi sieciami radykałów. Za granicą natomiast niezbędne będzie wsparcie miejscowych sił umiarkowanych w walce z samozwańczym Państwem Islamskim.
Izraelska „holistyczna doktryna bezpieczeństwa” stanowi jednak mocny dowód na to, że środki bezpieczeństwa i operacje wojskowe, niezależnie od ich zaawansowania, nie zapewnią ostatecznej i długotrwałej ochrony.
Beznadzieja jako broń
Zabezpieczymy lotnisko – terroryści przerzucą się na autobusy i kawiarnie. Wzniesiemy coraz wyższe i mocniejsze bariery wokół całych społeczności, sterroryzujemy ich nocnymi aresztowaniami, wypełnimy niebo dronami wywiadowczymi, sprawimy, by codzienne dojazdy stały się amfiladą punktów kontrolnych – a zobaczymy jak coraz więcej zwykłych ludzi zamienia się w terrorystów.
Inaczej mówiąc, utrudnimy zdesperowanym dostęp do broni, a oni już znajdą sposób, aby przeistoczyć swoją beznadzieję w broń przeciwko nam. Trzeba walczyć z zaczątkami beznadziei, a nie z ludźmi pozbawionymi nadziei.
Rozwiązania siłowe są dobrym narzędziem zniechęcenia, ale nie są skuteczne w walce z desperacją.
W 2011 roku w atakach samotnego wilka Andersa Breivika zginęło 76 osób. Tak zareagował ówczesny premier Norwegii Jens Stoltenberg: „Norweska odpowiedź na przemoc – to więcej demokracji, więcej otwartości i szerszy udział w życiu politycznym.” Tego Europa też powinna się nauczyć.
***
Daniel Tkatch – urodził się w Kazachstanie, studiował fizykę, historię sztuki i filozofię w Izraelu, Niemczech i Belgii. Obecnie mieszka w Brukseli. Zajmuje się filozofią polityczną i estetyką na Uniwersytecie w Lowanium. Laureat Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej 2014.
Tłum. z ang. Daniel Tkatch i Katarzyna Sobieraj
**Dziennik Opinii nr 101/2016 (1251)