Antysemityzm w życiu politycznym III RP nie jest zjawiskiem marginalnym. Fragment książki Bożeny Keff.
Postawa ta krzewi się w Polsce tak silnie, jakby zupełnie zapomniano o minionej zagładzie, a nawet jeśli się o niej pamięta, to w taki sposób, jakby niewiele znaczyła.
Kiedy na przełomie lat 80. i 90. XX wieku powstała III Rzeczpospolita, realna wydawała się szansa na to, że będzie to kraj, który dość szybko się zdemokratyzuje i, jako że rozstawano się z systemem, który nie dawał większej szansy różnorodności postaw, wysoko będzie cenił pluralizm, czyli wielość postaw i koncepcji. Pod koniec lat 90. XX wieku oficjalne miejsce zajął dyskurs patriotyczny/nacjonalistyczny, to znaczy politycy wszystkich głównych orientacji politycznych uznali lub ulegli opinii, że najwyższą i niekwestionowaną wartością powinna być wspólnota zwana „narodem”. Napisałam patriotyzm/nacjonalizm, ponieważ granica między tymi pojęciami jest niezwykle łatwa do przekroczenia, niezwykle łatwo jest przejść od pojęcia patriotyzmu do nacjonalistycznej postawy oraz interpretować patriotyzm w duchu nacjonalizmu.
Jednak więź narodowa nie jest jedyną więzią łączącą tę wspólnotę, w której żyjemy. Można samą wspólnotę określać jako społeczeństwo, przyjmując społeczny typ więzi za ważniejszy niż narodowy, i na przykład wyżej cenić sprawiedliwość społeczną, równość, działanie wspólnot lokalnych, ekologię etc.
Wybrany typ wartości określa, jaki typ społeczeństwa będzie tym, wobec którego czulibyśmy się „patriotycznie” zobowiązani i który cenimy. Nacjonalizm nie daje tego wyboru.
Po 1968 roku liczba Żydów w Polsce jest znikoma, a wątki antysemickie w polityce bardzo obfite. Typowe dla Polski jest to, co się nazywa „judaizacją wrogów”, czyli nazywanie „Żydem” każdego, kto wydaje się wrogi, obcy lub po prostu ma inne poglądy i myśli inaczej. Bycie Żydem nie jest w Polsce nadal neutralnym faktem, zatem nazwanie „Żydem” polityka jest komunikatem, który informuje, że odmawiamy tej osobie kwalifikacji na reprezentanta/reprezentantkę Polaków i osobę z gruntu obcą. Komunikat „Żyd” mówi, że ta osoba nie jest godna zaufania; jest nielojalna, zdradziecka, dopuści się manipulacji, oszustw i kradzieży.
W czasie wyborów prezydenckich w 1990 roku, w których konkurowali Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki, Wałęsa zasugerował, że Tadeusz Mazowiecki jest Żydem. Sztab wyborczy Tadeusza Mazowieckiego przyjął wtedy z rąk biskupa coś w rodzaju „certyfikatu o aryjskości”, czyli zapewnienie, że rodzina Mazowieckich od XV wieku była katolicka (a więc nieżydowska); i kolportowano to zaświadczenie. To chyba jedyny tego rodzaju przypadek w dziejach europejskiej polityki po roku 1945, od czasu uchylenia ustaw norymberskich. Nie wydaje się, by Wałęsa był zażenowany swoją sugestią lub by Tadeusz Mazowiecki dostrzegał coś niegodnego w przyjęciu tego swoistego zaświadczenia. Poprzedni prezydent Polski, Wojciech Jaruzelski, przez lata pierwszy sekretarz PZPR, do roku 1968 usuwał z wojska, często ich degradując, oficerów Żydów, którzy zaczynali w nim służbę, podobnie jak on, w czasie II wojny światowej. Do 1968 roku w polskim wojsku nie było już praktycznie Żydów na żadnym stanowisku. Generał Jaruzelski wyraził żal z powodu tej swojej działalności. Lech Wałęsa i Tadeusz Mazowiecki nigdy nie odnieśli się samokrytycznie do swoich postaw ani też nie byli za nie szczególnie krytykowani.
Polskie standardy, jeśli chodzi o antysemityzm, i podobnie o rasizm, homofobię, mizoginię, są niebywale niskie. Często po prostu ich nie ma, i antysemityzm jest traktowany jak każdy inny uzasadniony pogląd.
W każdym razie – co stanowi istotne novum wobec krajów zachodu Europy – w III RP ci, którzy się odwołują do antysemityzmu w polityce, w nauce, w publicystyce, w życiu publicznym, nie kompromitują się i nie zaznają bojkotu towarzyskiego. Antysemickie pisma i literatura nie są ścigane. Ukazują się legalnie i legalnie szerzą antysemityzm. Antysemityzm jest legalny, nie jest to jednak feler prawa, które daje możliwość ścigania i karania tej postawy, ale problem powszechnego przyzwolenia na antysemityzm, na nierozpoznawanie go jako zjawiska szkodliwego społecznie, godnego napiętnowania.
Z wielu antyżydowskich haseł najbardziej nośne w III RP jest hasło „żydokomuna”, używane przez prawicowe ugrupowania i środowiska. Podciąga się pod nie całą lewicową polską tradycję, żeby móc ją odrzucić jako obcą i wrogą. Służy też dyskwalifikowaniu całego okresu trwania i dorobku PRL-u, jako tworu niepolskiego, bolszewickiego – gdzie bolszewicki oznacza zarówno dyktaturę, jak i to, co rosyjskie i żydowskie. Prawicowy mit na temat PRL-u mówi, że było to miejsce, w którym (prawdziwi) Polacy byli prześladowani, siedzieli w więzieniach lub stawiali opór, rządziła zaś „żydokomuna” , prześladując naród polski. Ta mityczna opowieść jest prosta i popularna. W znacznym stopniu wizję tę podzielają słuchacze Radia Maryja i czytelnicy wielu narodowo zorientowanych gazet, jak „Nasz Dziennik”, „Najwyższy Czas”, „Gazeta Polska”, a także „Rzeczpospolita” i wiele innych. Na przykład w miesięczniku „Uważam Rze Historia”, w roku 2012 w każdym numerze poruszano tę kwestię. Układa się ona w poniższe wątki:
1. Wątek żydowskich komunistów w Polsce, których dziełem był polski komunizm, a potem i system panujący w PRL. Polacy nie mieli z tym nic wspólnego. Jeśli zabijano Żydów w Polsce, to z powodów ideologicznych, a nie rasistowskich. Żydowscy komuniści często zasługiwali na swój los.
2. Kolejnym wątkiem są Żydzi uratowani przez Polaków, w tym także przez antysemitów, ponieważ w Polsce NAWET antysemici ratowali Żydów. Polacy ogólnie nie są zdolni do zadawania innym cierpień i krzywd.
3. Wątek rywalizacji polsko-żydowskiej i konfliktu polsko-żydowskiego przed wojną; nie był to antysemityzm, tylko wzajemna agresja dwóch grup o podobnych zasobach sił. Czyli interpretacja w myśl symetryczności relacji Polaków do Żydów i Żydów do Polaków.
W tego rodzaju nacjonalistycznym dyskursie „dobrzy Żydzi” to ci, którzy byli/są izraelskimi nacjonalistami lub faszystami, więc przede wszystkim ci, których tu nie ma.
Mniej wyrafinowana wizja przeszłości i współczesności, często klerykalna, upatruje w Unii Europejskiej siedlisko żydowskiej władzy. „Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela”, jak głosiły transparenty słuchaczy Radia Maryja przed referendum na temat przystąpienia Polski do Unii. Moskwa była synonimem władzy „żydobolszewickiej”, Unia – „żydowsko-kapitalistycznej”, „lobby homoseksualnego i proaborcyjnego”. Unia jest postrzegana jako łatwe narzędzie władania Polską, swego rodzaju królestwo zła, które przyciąga po to, by zatruć i doprowadzić do rozpadu dóbr duchowych, takich jak tradycja oraz obyczaje; i można to postrzegać jako nowe wcielenie diabła działającego w sojuszu z Żydami. Polski Kościół katolicki, w postawie autorytarny, w poglądach często nacjonalistyczny, nierzadko antysemicki, z zasady homofobiczny i nieżyczliwy wobec kobiet, wytwarza i podtrzymuje ten typ mentalności, w którym podział na nas i na tych, którzy nie są nami, i przez to są naszymi wrogami, jest nieprzekraczalny.
Miejscem kojarzonym w tej mitologicznej wersji świata z żydowską polityczną władzą w Polsce jest już od lat „Gazeta Wyborcza”, nosząca miano żydowskiej gazety („gazeta koszerna”, „jidyszecaitung”). Zapewne z wielu powodów równocześnie: personalnych, związanych z żydowskim pochodzeniem długoletniego redaktora naczelnego, Adama Michnika, i kilku innych redaktorów, światopoglądowo związanych z jej nieprawicowym (choć i nielewicowym) charakterem, a także z powodu pewnej wrażliwości na zagadnienie antysemityzmu.
Polska i żydowska pamięć historii – dwie wersje
Jednym z najważniejszych obszarów, na których toczą się zmagania o kształt tożsamości i pamięci społecznej, jest pamięć historyczna, a dokładniej jej zawartość. Nie jest ona ani neutralna, ani nie odwzorowuje „po prostu faktów”. Fakty historyczne to nie tylko to, co się wydarza w historii, ale zdarzenia wybierane z przeszłości jako materiał budujący określoną wizję dziejów i interpretowane w określony sposób.
Po 1989 roku debata na temat Żydów w przeszłości Polski po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej rozwinęła się bardzo wszechstronnie. Wychodzi bardzo wiele publikacji, w których rewidowane są stereotypowe przekonania na temat obecności Żydów w polskiej kulturze, na temat stosunku Polaków do Żydów w czasie wojny i po wojnie, na temat powszechności antysemickich uprzedzeń w polskiej mentalności, zarówno dawniej, jak i obecnie. Mam na myśli cały szereg książek, takich jak Sąsiedzi i Strach Jana Tomasza Grossa na temat zbrodni w Jedwabnem, Pamięć nieprzyswojona Michaela Steinlaufa, historycznego dzieła z kluczem psychoanalitycznym, My z Jedwabnego Anny Bikont, dokumentalnego zapisu trudnego dochodzenia prawdy o zbiorowym morderstwie Żydów, czy też publikacji literaturoznawczych: Do Europy tak, ale z naszymi umarłymi i Bohater, spisek, śmierć Marii Janion, antropologicznych: Rzeczy mgliste, Legendy krwi, Okrzyki pogromowe Joanny Tokarskiej-Bakir, kulturoznawczych: Festung Warschau Elżbiety Janickiej, interpretującej teksty z czasów zagłady, a także książki Jacka Leociaka, prace Aliny Całej, Jana Grabowskiego, Dariusza Libionki, Barbary Engelking, o literaturze i kulturze jidysz i mnóstwo innych, których wymienić tu nie sposób. Działają instytucje kultury, jak krakowski Festiwal Kultury Żydowskiej, lubelski ośrodek „Brama” etc.; inaczej mówiąc, jeśli chodzi o temat żydowski, to trwa intensywna, choć też elitarna rewizja polskiej historii, historii literatury, obyczajowości, religijności – całej kultury.
Szczególnie ważne wydaje się to, że stosunek do tematu żydowskiego stał się elementem walki o polską tożsamość. Czy opowiadamy się za taką polskością, która wyklucza innych i przeczy własnym najgorszym aspektom, czy też stać nas na to, by opowiedzieć sobie bardziej bolesną, ale i bardziej prawdziwą wersję własnych dziejów?
Temat żydowski żyje w literaturze, w filmie i w sztukach plastycznych. Jest to ogromna zmiana jakościowa.
Jednocześnie ukazuje się cały szereg pism i książek o wymowie czysto antysemickiej, jak chociażby publikacje Leszka Bubla, Roberta Jerzego Nowaka, by wymienić te najprymitywniejsze, ale też mnóstwo innych, pozornie poważniejszych. Działają skrajnie prawicowe, narodowe organizacje, jak Młodzież Wszechpolska i ONR.
Niestety, często na zarzut o szeroko rozpowszechniony antysemityzm wielu Polaków odpowiada atakiem, przeczy, odwraca problem, obraża się – krótko mówiąc, prezentuje postawy, które nie służą ani wiedzy o własnej historii, ani porozumieniu. Powszechny jest w Polsce wizerunek „Żyda z pieniążkiem”, malowany, rzeźbiony lub w postaci magnesu na lodówkę, który wiesza się w domu, by zapewnić sobie powodzenie finansowe. Ten wizerunek pochodzi z samego serca odwiecznego stereotypu antysemickiego i jest bardzo obraźliwy, co Żydzi (raczej nie ci z Polski) i cudzoziemcy rozpoznają bez wątpliwości, jednak Polacy mają trudność z przypisaniem wizerunku do stereotypu, tak bardzo ten stereotyp jest w Polsce niewidoczny jako stereotyp, bo funkcjonuje jako element rzeczywistości. Jedynym wyjściem byłoby uzupełnić programy szkolne rzetelną wiedzą o uprzedzeniach, stereotypach, nacjonalizmie, antysemityzmie i rasizmie.
Poza tym tylko to mogłoby zbliżyć pamięć Żydów i Polaków. Poważnym problemem jest to, że pamięć Żydów, których przodkowie mieszkali kiedyś w Polsce, na temat tego, jaka była w tym kraju historia Żydów, jest zupełnie inna od pamięci przekazywanej w Polsce i wśród Polaków na ten sam temat. Pamięć amerykańskich Żydów czy Izraelczyków na temat ich przeszłości w Polsce i pamięć wielu Polaków na temat przeszłości Żydów w Polsce to najczęściej dwie różne historie.
Często w Polsce mówi się o żydowskim antypolonizmie i stawia się go naprzeciwko polskiego antysemityzmu jako siłę symetryczną wobec niego. „Antypolonizm” jednak nie jest żadną trwałą, propagowaną przez setki lat, zakorzenioną religijnie, rozwiniętą w ideologię postawą. Zestawianie go z antysemityzmem jest niepoważne intelektualnie. Zła opinia Żydów na temat powszechności polskiego antysemityzmu wynika z gorzkiej historii Żydów z Polski, jest realną pamięcią ran, upokorzeń i odrzucenia. Tę zgeneralizowaną postawę wzmacnia polska gotowość do przeczenia, do odpowiadania napaściami nie tylko na krytykę, ale także na podejmowanie refleksji. Jednocześnie złą opinię Żydów o Polsce, np. w USA, podtrzymuje ostry i nieukrywany często antysemityzm w niektórych środowiskach polonijnych. „Antypolonizm” nie spowodował niczyjej śmierci, pogromu, wygnania, wykluczenia ani dyskryminacji i zestawianie go z antysemityzmem służy złej sprawie.
O tym, jak silny jest napór antysemickiego wzorca w kulturze, świadczy pośrednio tożsamość wielu polskich Żydów z tej niewielkiej grupy, jaka pozostała. Można opisać ją w kategoriach żydowskiej samonienawiści, choć można też odwołać się do pojęcia sublokatorki, by użyć tytułu książki Hanny Krall, w której znalazła się historia żydowskiej dziewczynki ukrywanej w czasie okupacji w szafie. Żydzi, którzy się wychowali i dorośli w Polsce, zazwyczaj – mniej lub bardziej – zdają sobie sprawę z nasilenia polskiego antysemityzmu. Często uczą się go negować, głównie dla swojego lepszego samopoczucia, i równie często przyswajają sobie, w całości lub częściowo, ten antysemicki wzorzec. Jest to szczególnie widoczne u tych, których rodziny, rodzice czy dziadkowie przeżyli wojnę dzięki pomocy Polaków. Generalizując doświadczenie swoich rodziców lub dziadków, nie zgadzają się z twierdzeniem, że polski antysemityzm jest powszechny, bo przeciwna postawa znaczyłaby, jak czują, że nie doceniają narodu tych, dzięki którym ich rodzice przeżyli (choć między narodem a jednostkami związek bywa bardzo problematyczny). Bardzo często nie mogą, i nawet nie potrafią, wypowiadać się z żydowskiego punktu wiedzenia, bo go nie znają, nie czują, nie identyfikują się z nim. Na ogół więc wypowiadają się z pozycji polskich nacjonalistów, a nawet szowinistów, podkreślając to, co deprecjonuje Żydów i apoteozuje Polaków. Zazwyczaj podzielają tę wizję nowszej historii Polski, w której zło przypisuje się żydowskim komunistom, a z kolei opinie na temat polskiego faszyzmu czy antysemityzmu uznaje się za nieprawdziwe, „histeryczne” lub „przesadzone”. Zgodnie z odwieczną tradycją tego rodzaju opinie wypowiadane przez ludzi, którzy – jak mówią – mają żydowską identyfikację, są traktowane jako „obiektywne” źródło autorytetu. „Pan X jest polskim Żydem i sam pan X twierdzi, że w Polsce nie ma antysemityzmu”. Lub: „Pan X twierdzi, że komunizm w Polsce zaprowadzili Żydzi i że żydowscy komuniści krzywdzili Polaków. Jest to poważna opinia, bo pan X sam jest Żydem”. W tym sposobie myślenia myli się geny ze świadomością. Nie trzeba być Żydem, żeby mieć rzetelną wiedzę na temat sytuacji Żydów w Polsce czy we Francji. Można być Żydem i mieć kompletnie mylną ocenę swojej sytuacji; i to samo dotyczy wszystkich ludzi.
Wydaje się, że ceną, jaką Żydzi płacą ostatnio w Polsce za swobodne mówienie o swoim żydostwie czy żydowskim pochodzeniu, jest polski nacjonalizm, zwany czasem łagodniej i neutralnie „patriotyzmem”, lub innego rodzaju rytualny ukłon w stronę tzw. tradycyjnych polskich wartości.
Nie jest to oczywiście nic, czego wymaga się oficjalnie, ale ludzie czują i nieomylnie rozpoznają treści zawarte w kulturze, tak często powtarzane w różnej formie, a potrzeba przynależności stanowi bardzo silną motywację.
Nadal zresztą w języku odbija się stygmat żydowski – do pochodzenia żydowskiego trzeba się „przyznawać”, jak do przestępstwa. Pochodzenie francuskie, greckie, hiszpańskie po prostu się ma, nie trzeba się do niego „przyznawać”.
Fragment książki Bożeny Keff, Antysemityzm. Niezamknięta historia, wydawnictwo Czarna Owca 2013
Czytaj także:
Bożena Keff: Antysemityzm nie jest poglądem
Michał Bilewicz, Powrót wypartego chałaciarza