Powiedz.
No powiedz.
Nigger.
Nie możesz, prawda? Nie umiesz.
Powiedz.
No powiedz.
Nigger.
Nie możesz, prawda? Nie umiesz.
Siedzimy u mnie. Jeden kolega przegląda gazetę, drugi opowiada o trzech białych, których doświadczył w swoim życiu. Bo białych się nie poznaje – białych się doświadcza.
Tłumaczę, że w szkole musiałam przeczytać całą książkę Zabić drozda na głos, omijając każdą wzmiankę o nigger. Nauczyłam się nie mówić. To nie znaczy, że nie myśleć. Tylko nie mówić.
„Nie mów, spoko. Wiem, czym jestem, jak mnie widzą”.
Opowiada dalej: „Trzecia biała osoba, której doświadczyłem, nazywała się Kristina i była ze Szwecji. Spotkaliśmy się na imprezie. Powiedziała coś, co sprawiło, że poczułem z nią więź. Podeszła do mnie, blisko, i powiedziała: mieszkam z moim chłopakiem w jednym domu. Sposób, w jaki to powiedziała, sposób, w jaki na mnie popatrzyła… miałem wrażenie, że zaraz mi powie, że mnie kocha. I pokochałem ją. Ją i sposób, w jaki tańczyła – jak większość białych nie umiała dobrze tańczyć, nie ruszała zgrabnie tyłkiem czy ramionami – tańczyła sztywno, sztucznie, ale z rozmachem, gnała beztrosko po całym parkiecie. Była wszędzie. Potem zaprosiła mnie na imprezę do siebie do domu. Na imprezie byli głównie biali – czyli najwyższy poziom. Wiadomo było, że mają pracę, pieniądze, że najprawdopodobniej mieszkają w domach z generatorami, gdzie nie przeszkadza im ciągły brak prądu. Na drugim poziomie są czarni, którzy mają pracę, pieniądze, mogą trzymać się z godnością, a nawet liczyć na zainteresowanie dziewczyn. Na trzecim – czarni bez pracy, bez pieniędzy, ale z godnością. Ja byłem na drugim poziomie: miałem pracę, całkiem dobrze mi szło. Starałem się pomóc posprzątać po imprezie, ale Kristina powiedziała, że nie trzeba, więc bawiłem się dalej. A potem poszedłem do domu”.
Tutaj jego twarz się zacina. Siedzi na moim łóżku – chudy, w czarnej kurtce i dżinsach, składa i rozkłada nerwowo ręce, pociera czoło.
„Wiesz, ja jestem jak żółw – jak coś mnie zrani, to nie biję, nie robię się agresywny, po prostu chowam się w swojej skorupie i mnie nie ma”.
„Raczej jak ślimak” – mówi kolega, śmiejąc się i przeglądając gazetę. „Od razu cię rozdeptują”. Gazety w Zimbabwe są drogie – kosztują przynajmniej dolara, mało jest osób, które mogą sobie pozwolić na ten luksus codziennie. Dolar – jeden dolar amerykański, bo zimbabweańskie już dawno wyszły z obiegu, choć rząd ciągle ogłasza szybki powrót do poprzedniej waluty, nigdy oficjalnie nie przechodząc na amerykańskiego dolara i południowoafrykańskie randy – to dużo pieniędzy: można kupić bochenek chleba, doładować telefon, dojechać do miasta tam i z powrotem. Większość czyta więc nagłówki artykułów, które są codziennie rozwieszane w całym Harare. Ogłaszają dużymi czarnymi literami: FOREIGN PROPHETS CAUSE PROBLEMS. MUGABE AFRAID OF PRISON. MUGABE SOLDIERS STEAL FOOD. Gazet jest teraz więcej. Parę lat temu była jedna – Herald, prowadzona przez rząd. Obecnie, od kiedy opozycja została wprowadzona do rządu przez GNU – Government of National Unity – istnieją też opozycyjne gazety, które również rozwieszają nagłówki. Hasła zmieniają się codziennie. Sytuacja w kraju nie bardzo.
Kolega na łóżku mówi dalej, nie zważając na kuzyna.
„Parę dni później dowiedziałem się od znajomej, że Kristina napisała do niej SMS-a, że impreza udała się, ale straciła coś dla niej bardzo cennego, i czy może mnie zapytać, czy tego przypadkiem nie wziąłem”.
„Bo jesteś nigger. Oczywiście, że będą cię podejrzewać” – kolega mówi zza gazety.
„Myślała, że zabrałem jej sztućce. Bo jestem czarny. Bo jestem czarny” – mówi ze smutkiem, jakby pogodzony z tym, choć nie do końca.
***
Siedzimy w małym barze w samym centrum Harare – drewniane stoły, smutna kelnerka, dym, piwo, na dużym ekranie telewizora mecz Ukraina – Anglia.
F. mówi: „Życie jest po to, aby żyć. A wy, intelektualiści, wy myślicie za dużo. W dodatku myślicie, że wasze myślenie nam pomoże. Intelektualiści nigdy nie pomogli, nigdy nie pomogą Zimbabwe”.
S. emocjonuje się: „Ale dobrze grają! Ukraina gra fantastycznie! Ale nie wygrają. Nie z Anglikami, z ma-colonizers” (czyli kolonizatorami, w Shon-glish).
F. mówi dalej: „Są cztery kategorie ludzi – teoretycy, praktycy, reflektywiści i aktywiści, czyli tacy, jak ja. Teoretycy wymyślają teorie, które magicznym sposobem mają zmienić to, co ma być zmienione. Praktycy spisują prawa, robią z teorii rzecz materialną. Reflektywiści obserwują, jak teoria działa, co nie działa, co się dzieje, ale nic nie robią. A aktywiści obserwują, notują, starają się zrozumieć i zmienić życie na lepsze. Tutaj nie potrzebujemy teoretyków – Zimbabwe to kraj pełen teoretyków, ludzi którzy uczyli się całe swoje życie. Wszyscy tutaj są fantastycznie wyedukowani – sam nasz prezydent skończył siedem fakultetów i jako nauczyciel, po objęciu władzy w 1980, od razu zajął się reformą szkolnictwa, zwłaszcza, że przedtem szkoły były segregowane według rasy. Nauczycieli się szanuje. Ludzie się uczą. Ale teorie nam nie pomagają – osamotniają ludzi, wręcz krzywdzą. Nie jesteś tutaj, aby być sama. Jesteś tutaj, aby być z ludźmi, aby ich zmienić, pozwolić na to, aby oni ciebie zmienili. Życie jest po to, aby żyć. Przestań tyle myśleć”.
S. nie zważa na to, co mówi F. Siedzi napięty, wpatrzony w ekran, co chwilę mrucząc: „Dobrze grają. Ale wygrać nie mogą.”
F. odwrócony od ekranu, tłumaczy dalej: „To jest tak – co studiujesz? Historię? Teatr? Ludzie, którzy studiują, nigdy nam nie pomogli. Zastanawiają się, czytają książki, ale czasami mi się wydaje, że ich umysły stają się coraz bardziej zamknięte na świat. Na nasze życie. A my rozmawiamy z ludźmi, otwieramy się na nich. Twój umysł – choć rozmawiasz z ludźmi – wydaje mi się zamknięty. Ja ci opowiadam o masonach, o tym, że możliwe, że ich organizacja jest naprawdę niebezpieczna, lub o feminizmie, że nie działa w Afryce. Ty jesteś tak przywiązana do swoich teorii, że nie możesz nawet wyobrazić sobie, że mam rację. Mój umysł jest otwarty – rozmawiam z ludźmi, zauważam sposób, w jaki działa świat. Zimbabwe pełne jest problemów, sprzeczności, rzeczy, których nie da się zrozumieć. Bo życia nie da się zrozumieć. Jest po to, aby żyć. Chcesz przykładu? Spójrz na mnie. Przez wiele lat uprawiałem seks bez prezerwatyw. Teoretycy mówią, że powinienem mieć AIDS, prawda? A nie mam. Pamiętaj – życie jest po to, aby żyć, nie aby je zrozumieć”.
GOL! Ukraina strzeliła gola – cały bar krzyczy, ludzie podskakują, przewracają krzesła, gratulują sobie nawzajem. Za chwilę jednak sędzia ogłasza, że gol jest nieważny. Radość gaśnie jak przerwany prąd. S. załamuje się: „Mówiłem, nie mogą wygrać. Chociaż grają lepiej – nie mogą wygrać”. Shame – w tym kraju to nie wyraz wstydu, ale empatii.
F. nie zważa na fale emocji obecnych: „Studiowałem psychologię, socjologię – pisałem egzaminy za moją siostrę. W tym kraju wszyscy są wyedukowani ponad potrzebę – ten kraj jest pełen teoretyków. Ale to nie słabość – bo nasze słabości będą naszą siłą”.
Anglia wygrywa. S. jest nie w humorze, następne piwo nie pomaga. „Chodźmy stąd”. Ludzie wstają, zataczają się, bar się zamyka. Na zewnątrz ciemne ulice Harare, gdzie co chwilę światło gaśnie lub zapala się w którymś z okienek. Kobiety siedzą na chodniku, sprzedając kępki muriwo (zielonych warzyw) i piramidy pomidorów.
S. stoi przy wejściu: „Nie mieli szans” – mówi. „Nie da się wygrać z krajem, który rządził światem przez dwieście lat i nadal czerpie korzyści z dawnego imperium. Takie jest życie.
Jutro wstanie, pójdzie do pracy, spotka się z ludźmi, których będzie przekonywał do zainwestowania w kraj, którego nie chce opuścić. Kraj, którego nie opuścił, nawet gdy nie było jedzenia, gdy brakowało nadziei, kiedy cała rodzina rozpierzchła się po świecie – RPA, Wielka Brytania, Stany. Teraz jedzenie jest – importowane z RPA. Nadzieja też – choć jedynie na życie po wyborach, które ciągle są odwlekane.
Zanim wychodzimy, F. zostawia na stolę broszurę Prawników dla Praw Człowieka w Zimbabwe (Zim Human Rights Lawyers). „Niech czytają!”. Uśmiecha się pijany i mówi: „Chodź, suko!”, używając polskiego słowa, którego go nauczyłam.
Powiedz.
Powiedz Nigger.
Powiedz, suko!
Nigger, I’m not your suka.