Dzień po ogłoszeniu prohibicji witryny sklepów przy głównej ulicy w Czeskim Cieszynie nagle opustoszały. Pozostały tylko tandetne figurki, tanie tekstylia i słynne lentilki.
O dziewiętnastej trzydzieści ogłoszono w telewizji prohibicję, a już około dwudziestej pierwszej „U Huberta” w czeskim Cieszynie pojawili się policjanci, prosząc o wycofanie alkoholu powyżej dwudziestu procent z baru. Bo może powodować utratę wzroku i śmierć. Od razu w gospodzie można było usłyszeć żarty typu „Jak się nazywa rum z kofolą? Stevie Wonder”.
Do Cieszyna zaczęły od tego momentu podjeżdżać samochody polskich i czeskich ekip telewizyjnych, żeby robić ujęcia na tle mostu granicznego. To bardziej działa na wyobraźnię, bo przecież trefny alkohol przyszedł z pogranicza i jest jego produktem. Gazety lokalne prześcigają się w okładkach ze „śmiercionośną trucizną” czy „zarazą z Czech”. Czeska prasa komentuje z kolei, że alkohol metylowy najprawdopodobniej pochodzi z kraju morawsko-śląskiego. Jego produkcja nie ma z „centrum” (czyli Pragą) wiele wspólnego. Kto zawinił i kto odpowiada za nielegalne rozlewnie alkoholu – to główne pytania.
Można odnieść wrażenie, że od dawna nie dyskutowano tak wiele o polsko-czeskich relacjach. Jak pisze prof. Halina Rusek, antropolożka, do 2012 dziekan Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, to właśnie handlowe kontakty najbardziej rozwinęły się w wyniku „otwarcia granic”. Na początku lat 90. lepiej funkcjonowały targowiska; pomimo przeniesienia części straganów do sklepów czy marketów wycieczki po alkohol (o jedną trzecią tańszy niż w Polsce) nie ustały.
Przystanek na toaletę i zakupy
Most Przyjaźni w Cieszynie przemierza codziennie, szczególnie w sezonie wakacyjnym, dużo wycieczek. Turystów raczej łatwo rozpoznać: robią sobie zdjęcia i wyłączają telefony, tak jakby po przekroczeniu „granicy” miała natychmiast zaniknąć polska sieć. Wysiadają na parkingu przystosowanym do potrzeb przejścia „tam i z powrotem”. Większość autokarów zatrzymuje się tu właśnie po drodze gdzieś indziej. Cieszyn to przystanek na toaletę (notabene na dworcu dla mieszkańców nie ma WC) i zakupy po czeskiej stronie. Cała wyprawa zajmuje piętnaście, dwadzieścia minut.
Grzegorz Studnicki, pracownik Muzeum Śląska Cieszyńskiego, mówi, że takie wycieczki niczego nie zwiedzają, docierają najwyżej do rynku i wzgórza zamkowego. Dla miasta nie mają większego znaczenia, tylko czasami kupują pamiątki inne niż produkty spożywcze i monopolowe „za mostem”. Poza tym przynoszą miastu raczej straty w postaci spalin. Nie ma jednak na razie pomysłu, jak zatrzymać autokary na dłużej niż wyprawa „po śliwowicę”.
Potraviny, lentilki i puste witryny
Dzień po ogłoszeniu prohibicji witryny sklepów przy głównej ulicy w Czeskim Cieszynie, które na co dzień wyglądają jak przeładowany pulpit komputera, nagle opustoszały. Pozostały tylko tandetne figurki, świecące obrazki, przyprawy do potraw, tanie tekstylia i słynne lentilki. Właścicielami wielu sklepików i sprzedawcami są głównie Wietnamczycy. Pracują razem z Polakami i Czechami. Pojawili się już w latach 70.– mieli pracować w przemyśle. Ich małe biznesy zaczęły sprawnie działać pod koniec lat 90.
Teraz nerwowo palą papierosy przed sklepami, nad którymi przeważnie wynajmują mieszkania. Zresztą pracują w nich właściwie bez przerwy od niedzieli do niedzieli. Alkohol jest jednym z najlepiej sprzedających się produktów, bez niego sklepy nie miałyby szans. Handel przygraniczny to ich całe życie, a po wycofaniu wysokoprocentowego alkoholu obroty natychmiast spadają. Część pracowników musi iść na udawany „urlop chorobowy”, bo zwyczajnie nie ma co robić w pracy. Za to po polskiej stronie teraz większy ruch. Cztery dziewczyny pracujące w sklepie na zmiany mówią, że przychodzi więcej Czechów po wódkę.
Studiuj w Cieszynie!
Słuchamy audycji w Trójce. Słuchacze twierdzą, że „kto pije, to jego problem” i że państwo nie powinno płacić za leczenie chorych, którzy spożywali alkohol z metanolem. Dzwoni też absolwent Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie. Prowadzący od razu pyta „To chyba nie takie proste studiować przy granicy?”.
Dzięki studentom, którzy pojawiają się w październiku, przygranicznym sklepom przybywa klientów. Większość nie zastanawia się, dlaczego alkohol, który kupują po czeskiej stronie, jest tańszy. Przewożenie go do miast, głównie w województwie śląskim, z których pochodzą, to już rytuał – powód częstszych powrotów do domu i stały element studiowania. Zbierają zamówienia od znajomych i rodziny, czasami sprzedają drożej. Raczej nie dyskutuje się o jakości alkoholu, tylko o jego cenie.
Z Cieszyna można dojechać na imprezę studencką do Ostravy, gdzie wiele knajp na ulicy Stodolnej kupowało równocześnie podrabiany i legalny alkohol. Podrabiany był tańszy i pomagał utrzymać klientów, legalny był koniecznością, żeby puby w ogóle mogły funkcjonować. Tak przynajmniej twierdzą Radim i Marek, którzy pracują w czeskich kopalniach. Śmieją się, że teraz na Stodolnej nie będzie „akcji”, czyli „przeceny” alkoholi. Podobno jakiś właściciel gospody zrobił dla żartu napis: „Promocja! Cztery rumy i okulary przeciwsłoneczne gratis”
Półka poniżej 20%
Dalej od granicy sytuacja jest trochę inna. Można spokojniej obejść prohibicję – w odczuciu większości mieszkańców nie dotyczy ona „zwykłych” obywateli, tylko handlarzy.
Koszarzyska (Košařiska). Podjeżdżamy tylko na chwilę do znajomych, którzy właśnie obchodzą święto razem z sąsiadami. Mają na sobie tradycyjne (a raczej quasi-tradycyjne) stroje i tradycyjnie witają „półką”. Półka to kieliszek z alkoholem na bazie spirytusu, który podaje się gościom. Na imprezach czy ważnych wydarzeniach półki za dziesięć koron (czyli ok. dwóch złotych) sprzedają kluby miłośników regionu czy kulturalno-oświatowe. Półkę wypada też postawić; taki lokalny koloryt. Śmiejemy się, że tym razem rozcieńczyli napój z powodu prohibicji. Później znajomi chowają trunek do chaty, a my jedziemy jeszcze dalej od granicy.
Mocne wino
Rožnov pod Radhoštěm. Jesteśmy we „Vrahu”, gdzie właśnie odbywa się koncert trzech zespołów: z Polski (Czosnek), Czech (Yarvar Cocha) i Stanów Zjednoczonych (Cross Stitched Eyes) .”Vrah” to centrum kultury alternatywnej, działa od ponad dziesięciu lat. Dzisiaj poza koncertami otwarto wystawę rysunków dzieci. Już przy wejściu widać, że jest tak, jak przed prohibicją. Niektórzy tylko przelewają wódkę do butelek po winie, ale raczej po to, żeby było z czego żartować. Po wprowadzeniu prohibicji pije się po prostu „mocniejsze” wino.
Podczas ostatniego koncertu wokalista schodzi ze sceny trochę wcześniej niż reszta zespołu, żeby przygotować się do sprzedawania winyli. Od początku trasy zjechali już dwadzieścia pięć miast w całej Europie. Rožnov to przystanek na drodze do Wiednia. Pytam o prohibicję, nikt nic nie wie. Uznają informację za zabawną, będą o prohibicji opowiadać w innych miejscach.
Przemytnicy
Wracamy do domu. Jest trzecia w nocy, zatrzymuje nas polska straż graniczna.
– Czy przewozicie jakiś alkohol?
– Nie.
Trzeba otworzyć bagażnik, gdzie znajdują się łyżwy, namiot i fotelik dla dziecka, czyli bałagan. Możemy spokojnie przewieźć pod tym nawet dziesięć litrów tuzemaka (czyli rumu tuzemskiego, który uchodzi za najbardziej niebezpieczny). Zmęczona i senna straż nawet nie prosi o podniesienie rzeczy, żeby sprawdzić, czy na pewno nie jesteśmy przemytnikami.
Prawie wszędzie poza oficjalnym handlem, czyli supermarketami, gospodami, średnimi i małymi sklepami, nadal można kupić i wypić, co się chce. Prohibicja to okazja do wzmożonej pracy dla nielegalnych miejsc wyrobu alkoholu, choć oczywiście wymusza na jego producentach większą ostrożność. Niewielu mieszkańców rozumie zagrożenie; nie za bardzo potrafią wskazać powody, dla których władze czeskie postanowiły ukarać drobnych sklepikarzy. Wielkie koncerny przecież jakoś sobie poradzą, a supermarkety nie żyją wyłącznie z alkoholu – w przeciwieństwie do małych punktów sprzedaży przy granicy.
Tekst powstał w ramach projektu „Obywatelski Transfer Kultury”. Projekt pokazuje różne formy obywatelskiego zaangażowania Czechów i Polaków w kulturę, poszukuje też odpowiedzi na pytanie o rolę kultury w procesach wspierających przemiany społeczno-polityczne. Partnerami i uczestnikami projektu są internetowe czeskie pismo społeczno-kulturalne Advojka (www.advojka.cz) i Centrum Środkowoeuropejskiej Architektury (www.ccea.cz) oraz fundacja ArtTransparent.
W ramach projektu w lipcu czescy dziennikarze i aktywiści odwiedzili instytucje kultury w Katowicach, Bytomiu i Wrocławiu.
Projekt finansowany jest ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych.