Świat

Sassen: Żaden system władzy nie trwał wiecznie

Być może potrzebujemy ISIS, żeby zdać sobie sprawę, że coś w naszym świecie jednak nie działa.

Jakub Dymek: „Globalizacja” nie wydaje się już pojęciem tak „gorącym”, jak w latach 90. i na początku XXI wieku. Dziś mamy „innowacje”, „cyfrową demokrację”, „internet rzeczy”. A jednak, gdy konfrontujemy się z problemami takimi jak traktat handlowy TTIP, tak zwany kryzys migracyjny czy rosyjska agresja na Ukrainę, to wracają do nas nierozstrzygnięte dylematy i sprzeczności globalizacji właśnie. Jak to się stało, że nasze globalne problemy zostały zasłonięte i zdominowane przez myślenie technologiczne?

Saskia Sassen: To bardzo interesujący przypadek podstawienia czegoś „nowego”, by uciec od nierozwiązanego „starego”. Oczywiście, takie nowe pojęcie niczego nie rozwiązuje, ale chwilowo zakrywa zastane problemy – tak właśnie jest z „innowacjami”, które stały się rodzajem fetysza i przejęły pole dyskusji o wyzwaniach wcześniej utożsamianych z globalizacją.

Wyobrażenia towarzyszące słowom takim jak „innowacje” i „technologie” są dziś dalece bardziej optymistyczne niż wówczas, kiedy te pojęcia umocowały się na dobre w zachodnim słowniku. Rodzi się interesujące napięcie między tymi wyobrażeniami a rzeczywistością, ponieważ wcale nie tak łatwo uciec od „starego”. Weźmy plac Tahrir. Wielu uważało, że to rewolucja „facebookowa”…

…niektórzy dalej są tego pewni i nawet piszą o tym całe książki!

No właśnie. A przecież najistotniejszym czynnikiem umożliwiającym tam komunikację były meczety. Świat przez internet tylko dowiadywał się, co się tam dzieje, ale to wszystko nie działo się przecież „na Facebooku”!

W przeszłości mieliśmy takie okresy, kiedy dostępne nam instrumenty opisywania teraźniejszości i tego, co znane, okazywały się zawodne. Zrozumieliśmy to dopiero później, kiedy rzeczy wcześniej niedostrzegane się nagle uwidoczniły i uzupełniły obraz, który stał się wówczas pełniejszy. Dziś jesteśmy właśnie w takim momencie. Wyczerpaliśmy instrumentarium obiektywnego, zdystansowanego oglądu świata – nie wiemy, co widzimy lub czego nie widzimy… Siedem tysięcy ludzi tonie, a my nie wiemy nawet, jak nazwać tych ludzi.

Czy to migranci, czy uchodźcy?

No właśnie. Pojawia się coś, na co nie mamy nazwy. Umiemy nazwać modele gospodarcze z poprzednich wieków, ale nie potrafimy już adekwatnie określić dzisiejszego.

Nie wiem, czy pani czyta science-fiction, ale w Peryferalu Williama Gibsona, bohaterowie rozpieszczeni światem bez problemów sami wstrzykują sobie choroby zakaźne, by zaznać rzeczywistości w jej niedoskonałym kształcie – by poczuć się „autentycznie”. Zniesmaczony tym faktem jeden z bohaterów tłumaczy, że „oni nie odrzucają nowoczesności, ale chcą posmakować jej inaczej”…

O boże! Ale to jest wspaniałe zdanie.

Na drugim końcu przedstawionego przez Gibsona spektrum są „neoprymitywiści” wszelkiego sortu, którzy korzystają ze wszystkich osiągnięć technologii, żeby choć część świata ściągnąć z powrotem w stan przednowoczesny. Żeby ludzie mieli technologię, ale żyli według reguł i w świecie wymyślonym kilka lub kilkanaście wieków wcześniej. Czy właśnie dlatego nie rozumiemy „Państwa Islamskiego” i Boko Haram, bo nie umiemy ich rozpoznać jako nowoczesnych tworów właśnie?

ISIS jest dla nas być może takim gibsonowskim zastrzykiem rzeczywistości. Być może potrzebujemy ISIS, żeby zdać sobie sprawę, że coś w naszym świecie jednak nie działa. A gdybyśmy tak potraktowali topniejące lody na biegunach? Wówczas może zasadne byłoby pytanie, „Co myśmy zrobili w tej sprawie?”. Zniknie kawałek Ziemi, to żeśmy zrobili! Czy ISIS jest najbardziej destrukcyjną siłą na świecie? Nie. To śmieszne. ISIS po prostu jest najbardziej widoczny, położyliśmy go sobie jak na talerzu i oglądamy, jak niszczy pomniki i miejsca historii. To oczywiście szokujący i bolesny widok, być może po prostu to też widok brutalniejszy niż codzienne zniszczenie środowiska, które sobie fundujemy.

Potworności umiemy dostrzec, ale czy umiemy rozpoznać skrajną wersję tego, co znane i oswojone?

Gdy znane nam rzeczy materializują się w swojej pełnej i skończonej formie – stają się niewidzialne. Jest coś takiego, co powoduje, że mimo ogromu danych, jaki mamy na dany temat, nie zakorzenia się on w naszej świadomości.

Nikt nie wstaje rano i nie myśli o zmianach klimatycznych. Prawie nikt. Jednym z elementów wypierania zmian klimatycznych jest to, że odmawia się traktowania ich w kategoriach naszej sprawczości, czegoś na co mamy wpływ. Zwalnia nas to z odpowiedzialności za nie. Może z egoistycznego punktu widzenia łatwiej znieść koniec świata niż porażkę naszej zdolności do jego kształtowania?

ISIS znajduje się w centrum naszej uwagi, bo pokazuje, jak nad pewnym wycinkiem świata utraciliśmy kontrolę, ale jednocześnie ogniskuje nasze zainteresowanie na możliwościach jej odzyskania – możemy zrzucić bomby, wysłać drony albo żołnierzy i sytuacja zostanie opanowana.

Na moich zajęciach pokazuję studentom slajd z napisem „Nasze dzieła”. Na jednym obrazku widać jakiś piękny przedmiot, a na kolejnym Morze Aralskie. To morze, którego już wkrótce nie będzie i z którego znikną miliony, miliardy metrów sześciennych wody. Jasne jest, że to, co się dzieje z Morzem Aralskim, to nasze dzieło, że to coś, co zostało przez nas „zrobione”. To powinno głośno wybrzmieć.

Dlaczego zatem, jeśli mamy i wiedzę, i narzędzia, by choć z najbardziej ewidentnymi problemami się zmierzyć, jednak tego nie robimy? Czy to kwestia tego, co nazywa się „wolą polityczną”?

Powiedzmy, że historia nie bardzo skłania do wniosku, żeby kiedykolwiek tak to działało: „Mamy wiedzę i narzędzia, dodajmy do tego wolę polityczną i tak uporamy się z jakimś problemem”. W całej historii, nazwijmy to, sprawczość wiedzy manifestowała się tylko w pewnych epizodach, mikroświatach, wyjątkowych momentach, które do dziś podziwiamy. Starożytny Rzym, Zachodnia Europa, cywilizacja Chin – z jej bosonogimi lekarzami i tak dalej – wieNadza, z którą pracujemy, używamy jej do czegoś świadomie. Dziś, oczywiście czasem też się to zdarza – weźmy przykład epidemii Eboli, z którą walczy się dokładnie na podstawie tej świadomej wiedzy, o której rozmawiamy.

Jednak „narzędzia”, o których mówimy i które pozwalają na te godne podziwu momenty historii, nie tylko nie są wieczne, ale się po prostu zużywają.

Na przykład liberalna demokracja oczywiście umożliwiła nam wiele wspaniałych rzeczy i możemy wyróżnić etapy jej autentycznej wielkości, ale dziś jest w stanie rozpadu.

Nie ma możliwości, żeby było inaczej?

Żaden system władzy nie trwał dotąd wiecznie, dlaczego ten miałby? Systemy nie zmieniają się dzięki wielkim momentom w rodzaju rewolucji francuskiej, ale poprzez stopniową utratę pewnych możliwości. System władzy zmienia się, podążając za możliwościami, które zaczynają się manifestować gdzieś indziej. Mówimy o takim własnie przypadku: o rozwiązaniu problemów, których nie mamy możliwości rozwiązać w ramach liberalnej demokracji, bo takie możliwości już przeszły do innego systemu. Jakiego? Tego nie potrafimy określić czy nazwać. Dlatego chcemy jednocześnie zachowania systemu liberalnej demokracji i możliwości działania, która już dawno znalazła się poza tym systemem.

Są jednak widoczne nowe ruchy w ramach tego systemu, które poszukują możliwości działania poza typowymi dla liberalnej i utożsamionej z państwem demokracji drogami…

…tak, i z prawa, i z lewa. Zmiana systemu władzy nie oznacza wymazania poprzedniego. Oznacza raczej, że wiele z tego, co było, zostaje, ale funkcjonuje już zgodnie z inną logiką organizacyjną. To właśnie zaczęło się dziać z liberalnymi demokracjami wraz z nadejściem neoliberalizmu. Podstawowe elementy myślenia ekonomicznego pozostały takie same, administrowanie odbywa się za pomocą tych samych komórek, to plus wiele innych rzeczy tworzy wrażenie, jakby wszystko było po staremu – a nie jest! Bo inaczej zorganizowano te elementy. Ale znów, jak w przypadku zmian klimatycznych: nie widzisz w tym nic potwornego, bo to tylko skrajna forma tego, co znane i oswojone. Z kolei brutalność policji w USA to na przykład potworna sytuacja, która wymyka się spod kontroli, ale wpada w nasze pole widzenia dopiero wówczas, gdy zostanie przedstawiona jako coś nadzwyczajnego, wyjątkowe nadużycie władzy – jak przy okazji Baltimore.

Czyli wracamy do tego, od czego zaczęliśmy, nieadekwatności słownika?

Często mówię do akademików i na koniec też powiem coś akademickiego. Skoro żyjemy w czasie, kiedy wiele rozpoznanych kategorii traci swoją użyteczność – dochód na głowę brutto, klasa średnia, państwo narodowe – a tym samym nasza teoria przestaje odpowiadać naszemu doświadczeniu (choć doświadczenie też nas zwodzi), koniecznością staje się jak najszybsze porzucenie tych kategorii. Jasne, w naukach ścisłych udało nam się stworzyć wiele świetnie funkcjonujących teorii i modeli. Ich nie wyrzucajmy. Nie chodzi o porzucenie wszystkiego, co wiemy, i wyjście z jakąś teorią przeczącą całej dotychczasowej wiedzy. Chodzi raczej o destabilizowanie utrwalonych pojęć, zadawanie zastanej wiedzy pytań z pozycji, które dziś są ciągle niewyraźne. To pierwsze, co musimy dziś zrobić, żeby się czegoś dowiedzieć.

Prof. Saskia Sassen – światowej sławy badaczka globalizacji i migracji, uważana za autorkę pojęcia „globalne miasto”, w Polsce nakładem wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego ukazała się jej książka „Globalizacja. Eseje o nowej mobilności ludzi i pieniędzy”. Wykłada na uniwersytecie Columbia oraz na London School of Economics.

**Dziennik Opinii nr 132/2016 (1282)

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij