Dlaczego tak wiele z nas wyszło na ulice polskich miast i miasteczek 3 października?
Skala i wyjątkowość tej akcji dotarły do mnie nie podczas przemieszczania się od jednej do drugiej czarnej pikiety w różnych punktach Warszawy, nie podczas wielkiej demonstracji na Placu Zamkowym, ale gdy wieczorem w internecie zobaczyłam relacje z dziesiątek mniejszych miast, miasteczek i miejscowości, o których dotąd nie słyszałam. Od razu zaczęłam udostępniać wszystkie znajdowane na FB informacje o pikietach, marszach, blokadach, zdjęcia ubranych z powodu protestu na czarno całych klas i przysięgam, że miałam w oczach łzy wzruszenia.
Jak się to robi poza Warszawą?
Sępólno Krajeńskie, 9 312 mieszkańców i fantastyczne hasło: „Myślę, czuję, decyduję”. Zawiercie, gdzie mieszka 51 tys. osób – tam szło się z hasłem „Chcieliście Polski walczącej? To ją macie”. Mieszkanki Drawska Pomorskiego, gdzie mieszka około 11 tys. osób, zorganizowały blokadę centrum miasta, chodząc po pasach – i była to naprawdę potężna blokada. W Ornecie – 9 tys. mieszkańców – oglądam przemarsz ulicami miasta pokaźnej grupy kobiet i mężczyzn w czerni. W Gubinie, gdzie mieszka kilkanaście tysięcy, protestujące jako chyba jedyne w kraju nie musiały używać parasolek, a w słońcu prezentowano hasła „Dzieci z miłości i wyboru, nie z gwałtu”.
W Gryficach (16 tys. mieszkańców) protestujące utworzyły wielki krąg trzymających się za ręce na głównym placu. W Żychlinie, Tarnowskich Górach i Działdowie licealistki i licealiści przyszli do szkoły w czarnych ciuchach, tak samo gimnazjalistki w Pruszkowie i uczennice i uczniowie Zespołu Szkół w Ptaszkowie.
Poza tym Płock, Rzeszów, Katowice, Słupsk, Suwałki, Starogard Gdański, Puławy, Piaseczno, Legionowo, Ostrów Wielkopolski, Biecz, Zielona Góra, Ostrzeszów, Chojnice, Białystok, Cieszyn, Kalisz, Kostrzyn n/o, Bytom, Działdowo, Gorzów Wielkopolski, Piotrków Trybunalski, Zakopane, Świdnica, Ostrółęka, Głogów, Leszno, Zduńska Wola, Tomaszów Mazowiecki, Chełmno, Tarnobrzeg, Giżycko, Ozorków, Więcbork, Lublin, Chrzanów, Świnoujście, Piaseczno, Żagań, Olsztyn, Ełk, Stargard, Czeladź, Toruń, Lidzbark Welski, Opole, Dąbrowa Górnicza, Szczecin, Kielce, Kalisz, Nowy Sącz, Bełchatów, Radom, Łódź, Częstochowa, Jelenia Góra, Gdynia, Gdańsk, Bydgoszcz, Szczecin. Wreszcie Kraków, Poznań, Wrocław i Warszawa. Tyle udało mi się znaleźć i wrzucić na walla FB, a to na pewno nie wszystko. Wedle bardziej systematycznych obliczeń partii Razem akcje protestacyjne zorganizowano w 142 miejscach w Polsce i wzięło w nich udział niemal 150 tys. osób.
To pierwsza tak powszechna, pozametropolitalna mobilizacja od czasów pierwszej Solidarności. Do tego absolutnie oddolna – począwszy od organizacji i pomysłu na to, co robić 3 października, a skończywszy na hasłach.
Dlaczego tak wiele kobiet wyszło na ulice miast i miasteczek 3 października? Kim są te kobiety i czego chcą?
Czego chcą kobiety?
Spójrzmy na hasła, które pojawiały się na pikietach i demonstracjach w całym kraju:
Politycy precz od mojej macicy
Myślę, czuję, decyduję
Rząd taki gibki, że wchodzi nam do cipki
Wolny wybór
Od macicy wara
Boję się żyć w tym kraju
Mocy zamiast przemocy
Oprócz macicy mamy mózgi
Nie jestem za aborcją. Jestem za wolnym wyborem
Mordercy, fanatycy, sadyści
Edukacja seksualna zamiast represji
Żyję w wolnej Polsce. Mam wolny wybór
Wybór należy do mnie
Rząd nie ciąża usunąć można
Wolny wybór
Bóg dał nam wolną wolę, kim jesteście, że chcecie nam ją odebrać?
Wolność kocham i rozumiem, wolności oddać nie umiem
Nie!!! Dla robienia z kobiet biologicznych pojemników
Żaden polityk nie ma prawa decydować o prawach kobiet
Jesteśmy wkurwione
Kurwa, serio?
No woman, no kraj
Martwa dziecka nie urodzę
Widzicie gdzieś tu hasło o kompromisie? Ja też nie, a spisałam skrupulatnie wszystkie hasła uwiecznione na zdjęciach. Tym, co od razu rzuca się w oczy przy nawet pobieżnej analizie treści, jest wolny wybór. Wolność i godność kobiet.
Moim zdaniem przekaz Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, przekaz oddolny i nieuzgadniany z żadną „centralą”, był bardzo spójny – to walka o uznanie podstawowego faktu, że kobiety są dorosłe, odpowiedzialne. Niezależnie od tego, jak wygląda ustawa, wybór ostatecznie powinien należeć do nich.
Kobiety uczestniczące w Czarnym Poniedziałku trafnie odczytały intencje ekipy rządzącej i części opozycji. Oczywiście dość łatwo zrozumieć, skąd te intencje się biorą. Gdy nie możesz zapanować nad niepewnością świata – gospodarką czy sprawami międzynarodowymi – chcesz panować choćby nad tymi, które wydają się słabsze. W batalii o prawo do aborcji w ogóle nie chodzi o dobro dzieci, o życie czy ochronę czegokolwiek. Chodzi o mizoginię – nienawiść do kobiet.
Ludzie, którzy nienawidzą kobiet
Mizoginia polega na przekonaniu, że kobieta nie jest dorosłym człowiekiem. Jest czymś między zwierzęciem a rozkapryszonym dzieckiem, niepanującym nad seksualnym pożądaniem i tkwiącym w okowach wiecznej histerii, na dodatek po prostu głupim i umysłowo ograniczonym. Jest odwrotnością wyobrażenia osoby dorosłej – odpowiedzialnej, racjonalnej, zdyscyplinowanej, świadomej i po prostu mądrej – zarówno wiedzą ekspercką, jak i doświadczeniem życiowym.
Stąd wypowiedź biskupa Hosera, który opowieścią o antykoncepcyjnych funkcjach stresu podczas gwałtu zrównuje kobietę ze zwierzęciem. Tak jak jaszczurki w chwilach zagrożenia gubią ogony, kobietom podczas gwałtu zamyka się układ rozrodczy.
Stąd również wypowiedzi Pawła Kukiza i innych polityków jego ugrupowania o seksualnej rozwiązłości kobiet, których głównym motywem jest konieczność wzięcia kobiet w karby, bo inaczej będą się puszczać. Takich wypowiedzi zresztą jest cała masa w internecie.
Stąd „eksperckie” komentarze w rodzaju tego, który obejrzałam w poniedziałek rano na TVN24, gdzie adiunkt z SWPS tłumaczył nam wszystkim, że wszystko zostało niewłaściwie zorganizowane, protest jest typowo wielkomiejski, a ogólnie to trudno coś więcej powiedzieć – czyli: „Nie wiem, ale się wypowiem, bo nawet jeśli ja nic nie wiem, to moje nic znaczy więcej od kobiet, które będą protestować”. Taka praktyka ma już nawet swoją nazwę, to mansplaining – termin ukuty przez Rebeccę Solnit, opisujący zjawisko, gdy mężczyźni obsadzają się w roli ekspertów i tłumaczą kobietom rzeczy, którymi to kobiety się zajmują.
Stąd wreszcie pogardliwe „Niech się bawią” ministra Waszczykowskiego. Im cały czas wydaje się, że kobiety nie są w pełni ludźmi, a przynajmniej dorosłymi ludźmi. Że te twory dziecko-puszczalsko-zwierzęce trzeba dyscyplinować i karać.
Im cały czas wydaje się, że kobiety nie są w pełni ludźmi, a przynajmniej dorosłymi ludźmi. Że te twory dziecko-puszczalsko-zwierzęce trzeba dyscyplinować i karać.
Polscy politycy żyją w świecie fantazji – fantazjują o moralnym uwzniośleniu poprzez cudze cierpienie, czego wyrazem jest ustawa antyaborcyjna (zarówno ta obecna, jak i zaostrzający ją projekt). Fantazjują o kontrolowaniu moralnie niedorozwiniętych zwierzo-dziecko-puszczalskich.
Widać to było również w pospiesznym i przeprowadzonym na granicy legalności odrzuceniu projektu Ordo Iuris. Kobiety potraktowano trochę tak, jak traktuje się dziecko, które dostaje histerii w sklepie. Żeby uniknąć skandalu, kupuje mu się w końcu najtłustsze chipsy albo najbardziej błyszczącą zabawkę, byle tylko przestało wreszcie ryczeć i „robić wstyd” (w końcu relacje o Czarnym Poniedziałku poszły w świat). A potem i tak robi się swoje. Stąd wystąpienie premier Szydło o konieczności zadbania o kobiety „po trudnych ciążach” i zapowiadany własny projekt PiS-u zakazujący aborcji (choć nieco mniej drastyczny niż ten autorstwa Ordo Iuris).
Kobiety, które znają swą wartość
Podczas gdy posłowie mówią do swoich fantazmatów, polskie kobiety już od dawna znają swoją siłę i wartość – w końcu to pokazały. I w sumie nieważne, czy to wpływ Manify, czy Kongresu Kobiet, wszystkich tych książek typu Dziewczyny z Powstania, Dziewczyny Andersa, Dziewczyny wyklęte czy Zemsta jest kobietą albo przedsiębiorczyń spod znaku Sukcesu pisanego szminką czy Solejukowej, Hadziukowej i reszty charyzmatycznych bohaterek serialu Ranczo (jakoś niedocenianego przez wielkomiejskie środowiska), które od dawna biorą sprawy w swoje ręce.
Wszystkie te medialne i społeczne przekazy łączy jedno – siła kobiecego sprawstwa, czego efekty mogłyśmy zobaczyć 3 października. Kobiety, w całej swej realności i dojrzałości, wyszły na ulice i zagroziły buntem. Nie chcą, by ktoś fantazjował o ich realnym cierpieniu.
Protestujące w Czarny Poniedziałek kobiety przewartościowały dotychczasową debatę o aborcji, w której kobieta była obiektem, a nie działającym podmiotem. Udało im się jednak również poszerzyć nasze rozumienie strajku.
W końcu pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna zaczęto mówić o obywatelskim strajku generalnym.
Co ciekawe, wcześniej ten temat podchwycili poszczególni pracodawcy niż związki zawodowe. Choć po kilku dniach OZZ Inicjatywa Pracownicza, OPZZ i ZNP wyraziły wsparcie i solidarność dla protestujących, to nie był to natychmiastowy odruch. W przekazie FZZ prawo do aborcji nazwano kwestią światopoglądową. Widać, że sprawa aborcji, nawet w powiązaniu z protestem zahaczającym o prawa pracownicze, stanowi dla reprezentacji świata pracy nie lada zagwozdkę.
Kobiety Czarnego Poniedziałku przewartościowały indywidualny wymiar prawa do aborcji, stawiając siebie i swoje decyzje na pierwszym miejscu. Konieczne jest jednak równoległe przemyślenie strukturalnego wymiaru prawa do aborcji.
Wyjść ze strefy cienia
Jeśli aborcja jest kwestią światopoglądową, to co taką kwestią nie jest?
Jeśli aborcja jest kwestią światopoglądową, to co taką kwestią nie jest? Przecież stanowisko, że praca nie jest towarem takim jak pasta do zębów, to też jakiś światopogląd.
Aborcja cały czas funkcjonuje w polskiej debacie publicznej w XIX-wiecznym kostiumie. To wstydliwe i grzeszne usuwanie konsekwencji rozwiązłego życia, za które trzeba zapłacić traumą. To zupełnie inny wymiar życia, pozostający w strefie cienia, poza zwykłymi relacjami na rynku pracy, w rodzinie, w społeczeństwie.
Dopóki nie wskaże się bezpośredniego powiązania prawa do aborcji z całą resztą społecznego życia, dyskusja zawsze będzie tkwić w martwym punkcie, a kobietom odmawiać się będzie wsparcia z powodów „światopoglądowych”.
Tymczasem sięgając po formułę strajku, kobiety zamazały rozróżnienie na „lewicę socjalną” i „lewicę obyczajową” – sztuczny podział, który utrzymuje się chyba wyłącznie z powodu skrywanej mizoginii części szeroko pojętej lewej strony (do której wliczam częściowo też związki zawodowe).
Nie ma lewicy „obyczajowej” i „socjalnej”, tak jak nie ma produkcji bez reprodukcji. Gdyby nie praca reprodukcyjna, czyli rodzenie, wychowywanie, dbanie o dom, jedzenie, ubieranie, edukację dzieci – to, mówiąc krótko, nie byłoby niczego, a przede wszystkim nie byłoby produkcji. Ani kapitalistycznej, ani jakiejkolwiek innej.
Dlatego prawo do aborcji nie jest jakąś ciemną, boczną uliczką życia kobiet, tylko elementem polityki zdrowotnej, która z kolei jest częścią polityki społecznej, która wiąże się z polityką gospodarczą, polityką rynku pracy czy polityką fiskalną.
Oznacza to, że prawo do aborcji jest częścią większej układanki, na którą składają się: edukacja seksualna, dostępna i tania antykoncepcja, skuteczne egzekwowanie alimentów, wsparcie dla dzieci i dorosłych z niepełnosprawnościami i ich rodzin, powszechnie dostępne żłobki, przedszkola, świetlice szkolne oraz system opieki nad osobami starszymi, powszechny dostęp do ochrony zdrowia dobrej jakości, a także przeciwdziałanie dyskryminacji na rynku pracy i ochrona praw pracowniczych.
Im lepiej działają pozostałe elementy, tym rzadziej korzysta się z prawa do aborcji.
Tak powinna wyglądać ochrona życia – indywidualne prawo do wyboru po stronie kobiet i strukturalne uwarunkowania w sferze produkcji i reprodukcji zapewniające godne życie.
Jestem przekonana, że to szansa na ponadklasowe porozumienie kobiet. Wszystkie, niezależnie od klasy społecznej, jesteśmy traktowane jak zwierzo-dziecko-puszczalskie. Wszystkie, niezależnie od klasy społecznej, powinnyśmy być traktowane jako osoby dorosłe i odpowiedzialne. Wszystkie mamy prawo do wolnego wyboru.
Walka trwa!
Na kogo mogą liczyć kobiety w tej walce? Czy mogą liczyć na polityczną opozycję?
Przyjaciółki praw kobiet na pewno są po lewej stronie. Projekt „Ratujmy kobiety” i inicjatywa europejska Barbary Nowackiej, #CzarnyProtest partii Razem to polityczne akcje dla kobiet i robione przez kobiety. Mam natomiast wątpliwości co do pomysłu referendum forsowanego przez SLD. Uważam, że prawo do wyboru nie jest kwestią, która powinna być rozstrzygana w referendum – czy ktoś wyobraża sobie referendum na temat „Czy kobieta to człowiek?”.
Co z innymi partiami? Nowoczesna jest bardzo staromodnie zachowawcza, a Grzegorz Schetyna zakaz aborcji z trzema wyjątkami nazywa świętym kompromisem. Jeszcze większym nieporozumieniem jest PSL z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem na czele, który głosował za odrzuceniem projektu Ratujmy Kobiety i procedowaniem projektu Ordo Iuris. Wspominam o tych ugrupowaniach, bo przecież odgrywają wiodącą rolę na marszach KODu i niby bronią demokracji. Ich stanowisko w sprawie prawa do wyboru każe z powątpiewaniem spojrzeć na ich prodemokratyczne deklaracje. Demokracja tak, ale nie dla kobiet?
Przede wszystkim kobiety powinny liczyć na siebie same – rozmawiać, informować, agitować, organizować – to związkowe abecadło zdecydowanie się przyda. Co do partii politycznych – niech ich stanowisko wobec praw kobiet będzie dla nas kobiet głównym kryterium. Postawmy się w końcu w centrum uwagi, bo nikt inny tego za nas nie zrobi. Odzyskajmy Polskę dla kobiet.
Zobacz Sterniczki w Krytyce Politycznej: Robert Kowalski rozmawia z organizatorkami akcji „Ściana furii”.
Czytaj także:
Marcin Chałupka, Intruz w ciele
Jakub Dymek, Czarny protest idzie po swoje
Agnieszka Wiśniewska, Polska wypowiedziała wojnę kobietom
Maciej Gdula, Dzień gniewu i godności
Dominika Wróblewska, Jesteśmy dużo silniejsze, niż kiedykolwiek myślałyśmy
Maja Staśko, Wolność, równość, aborcja
Zobacz:
Fotorelacja z demonstracji Żarty się skończyły
Fotorelacja z wydarzeń Strajku Kobiet w Warszawie
**Dziennik Opinii nr 284/2016 (1484)