Świat

Widmo prawicy krąży nad Ameryką Łacińską

Opozycja w Wenezueli zdobyła większość po raz pierwszy od 16 lat. To koniec rewolucji boliwariańskiej?

Pod koniec listopada Argentyńczycy wybrali konserwatywnego prezydenta po 12 latach lewicowych rządów. Prawicowa opozycja w Brazylii próbuje właśnie usunąć prezydent Dilmę Rousseff w drodze impeachmentu. A w Wenezueli antychavistowska opozycja MUD (Mesa de la Unidad Democrática) zdobyła w minioną niedzielę większość w parlamencie – po raz pierwszy od 16 lat.

Większość parlamentarna dla antychavistów to nie tyle triumf wizji opozycji, bo tej akurat brakuje, ile porażka rządów prezydenta Nicolasa Maduro. Koalicję MUD złożoną z wielu partii, od skrajnie prawicowych do liberalno-reformistycznych, zlepia w całość tylko jej opozycyjne nastawienie do chavizmu. Tymczasem trzycyfrowa inflacja, rekordowe osłabienie waluty i brak podstawowych dóbr w sklepach wpłynęły na głos wielu, którzy do tej pory wspierali Maduro, a przed nim Hugo Chaveza. Nieudolność rządu to jednak tylko część tej historii, gospodarczą katastrofę tłumaczy też dramatyczny spadek ceny ropy ze 105 do poniżej 50 dolarów za baryłkę w ciągu roku, a także ideologicznie motywowany sabotaż producentów żywności i właścicieli supermarketów.

Pierwsze oficjalne wyniki dają opozycji przynajmniej 99 ze 167 miejsc w jednoizbowym parlamencie, prochavistowska koalicja ma ich zagwarantowanych 46. Narodowa Rada Wyborcza jeszcze oblicza, kto zasiądzie na pozostałych 22 miejscach. Ale Maduro nadaj jest prezydentem i bez kwalifikowanej większości opozycja będzie mieć, przynajmniej na razie, ograniczony wpływ na kształt wenezuelskiej polityki. Jeżeli natomiast uda jej się zająć 112 miejsc w parlamencie, czyli 2/3, będzie mogła rewidować ustawy konstytucyjne i wnieść wniosek do Sądu Najwyższego o impeachment prezydenta.

Bez 2/3 głosów w parlamencie, opozycja i tak zresztą spróbuje odwołać Maduro – w drodze referendum. Mechanizm wprowadzony przez konstytucję z 1999 roku, na początku rządów Chaveza, przewiduje możliwość odwołania każdego wybranego przedstawiciela państwa po upłynięciu połowy jego mandatu, jeżeli o plebiscyt w tej sprawie poprosi wystarczająca liczba obywateli. Mechanizm ten został użyty przeciw Chavezowi w 2004 (po tym jak opozycji nie udało się go usunąć w zamachu stanu w 2002), ale Chávez wyszedł z referendum zwycięską ręką.

Maduro dojdzie do połowy mandatu w przyszłym roku i zwycięstwo opozycji w niedzielnych wyborach oczywiście nie za dobrze wróży dla wyniku referendum nad pozostaniem prezydenta u władzy.

Zaraz po ogłoszeniu pierwszych oficjalnych wyników w niedzielę w nocy, Maduro pojawił się w telewizji, uznając zwycięstwo opozycji i ogłaszając „triumf konstytucji i demokracji”. Na razie, po raz pierwszy od wielu lat, opozycja nie krzyczy, że wynik wyborów został sfałszowany. Nie znaczy to jednak, że nie zacznie wznosić tego rodzaju okrzyków, jeżeli okaże się, że jednak nie zdobyła 2/3 głosów.

W ostatnich wyborach prezydenckich w 2013 r., które namaszczony przez umierającego Chaveza Maduro wygrał z minimalną, 1,5-procentową przewagą głosów nad kandydatem opozycji Caprilesem Radonskim, ten tradycyjnie oskarżył rząd o oszustwo wyborcze. Nawoływał też swoich zwolenników do „okazania wściekłości”; 12 osób zginęło w powyborczych zamieszkach.

Tymczasem amerykańskie Centrum Cartera, które nazywa system głosowania w Wenezueli „jednym z najlepszych na świecie” i które przeprowadziło obserwację nie tylko samych wyborów prezydenckich w 2013 roku, ale także poprzedzającej je kampanii medialnej, potwierdziło, że wybory były sprawiedliwe, wolne i przejrzyste, a w kampanii wyborczej – co za niespodzianka! – to kandydat opozycji Capriles, a nie Maduro, dominował w mediach. Również niedzielne wybory obserwowane były przez międzynarodowych obserwatorów, którzy potwierdzili przejrzystość procesu.

Opozycja postara się teraz przybrudzić legendę Chaveza, bohatera biednych Wenezuelczyków, obwiniając go o obecny kryzys gospodarczy w kraju.

Nie będą pewnie jednak tak mało racjonalni i strategiczni, by zamachnąć się przy tym na rozliczne programy społeczne, które zapoczątkował Chávez, redystrybuując dochody z ropy.

Dzięki tak zwanej Misji Sucre [element misji boliwarskich – serii rządowych programów na rzecz sprawiedliwości społecznej, edukacji i walki z ubóstwem – przyp. red.] dziś wykształcenie wyższe zdobywa trzykrotnie więcej Wenezuelczyków niż w 1998 roku. Wielokrotnie zwiększyła się też liczba lekarzy zatrudnionych w publicznej służbie zdrowia w ramach misji Barrio Adentro, kilka milionów Wenezuelczyków po raz pierwszy poszło do lekarza i zdecydowanie obniżyła się umieralność niemowląt. Tylko między 2003 a 2006 wskaźnik ubóstwa obniżył się o połowę, a odsetek ludności żyjącej w skrajnej biedzie spadł o ponad 70%.

Członkowie ludu Wayúu uczą się pisania w ramach Misji Robinson zajmuje się promocją edukacji i walką z analfabetyzmem. Fot. Franklin Reyes/J.Rebelde, CC.

Po wyniku wyborów w Wenezueli i zwycięstwie konserwatysty Mauricio Macriego w wyborach prezydenckich w Argentynie wielu analityków zastanawia się, czy to początek końca lewicowej epoki w Ameryce Łacińskiej. Epoki, której historię, jeszcze przed Chavezem, współtworzyła Wenezuela słynnym Caracazo w 1989 roku – pierwszym ulicznym powstaniem przeciw neoliberalnej polityce gospodarczej, opartej na „zaciskaniu pasa ludzi zbyt biednych, aby posiadać pas”. Potem zapatyści wymyślili w Meksyku zupełnie nowy dyskurs lewicowy (w czasie, kiedy europejska lewica próbowała nauczyć się mówić na nowo po upadku bloku wschodniego), zwyciężył Chávez, potem Lula w Brazylii i Nestor Kirchner w Argentynie. Wspólnie urządzili oni symboliczny pogrzeb umowie o wolnym handlu między Ameryką Południową a USA. Dołączyli Indianin Evo Morales jako prezydent Boliwii i radykalny ekonomista Rafael Correa w Ekwadorze… Czy Wenezuela epokę tę teraz zakończy?

 

 **Dziennik Opinii nr 342/2015 (1126)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ewa Sapieżyńska
Ewa Sapieżyńska
Iberystka i socjolożka
W latach 2006-2008 doradczyni kancelarii prezydenta i MSZ Wenezueli. Tytuł doktora nauk społecznych zdobyła na Universidad de Chile. Wykładała w Chile i w Polsce. Autorka szeregu publikacji naukowych o wolności słowa, a także z zakresu gender studies. W latach 2015-2018 doradczyni OBWE ds. praw człowieka i gender. Obecnie mieszka w Oslo i zajmuje się analizą polityczną. W 2022 roku opublikowała w Norwegii książkę „Jeg er ikke polakken din”, która z miejsca stała się przebojem na tamtejszym rynku. W 2023 r. książka „Nie jestem twoim Polakiem. Reportaż z Norwegii” ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij