Świat

We Francji wyrosła nowa siła polityczna

Najważniejszy w tych wyborach jest znaczący wynik antysystemowej lewicy.

Francuzi nie głosowali w tych wyborach prezydenckich na mniejsze zło. Czyli inaczej niż to się zwykle dzieje w Polsce. Pierwsza tura wyraźnie pokazuje, że francuscy wyborcy głosowali zgodnie ze swoimi poglądami i mogli wybierać spośród alternatyw wobec głównych kandydatów.

Kto na czym wygrał?

Podczas kampanii było widać podwójny podział: dotyczący kwestii ekonomicznych i tożsamości społecznej. W kwestiach ekonomicznych Francuzi podzielili się na tych, którzy wierzą w politykę rygoru, w działania naprawcze na poziomie europejskim, w stabilność, którą ma wprowadzić Europejski Bank Centralny, w rozwiązanie kryzysu przez naprawianie istniejącego systemu i politykę zaciskania pasa – oraz na tych, jak się okazało całkiem licznych, którzy widzą granice systemu, zagłosowali antysystemowo. A Marine Le Pen (17,9 proc. głosów) i Jean-Luc Mélenchon (11,11 proc.) to kandydaci, którzy chcieliby obecny system wywrócić do góry nogami.

Wszyscy komentatorzy twierdzą, że to kwestie ekonomiczne zdominowały kampanię wyborczą i były podstawą dokonywania ostatecznego wyboru. Nicolasa Sarkozy’ego (27,18 proc. głosów) krytykowano za to, że poruszał tematy imigracji, wchodząc na teren Frontu Narodowego – bez powodzenia. Nie umiał wytłumaczyć się z bardzo korzystnego dla zamożniejszych pakietu podatkowego, który wprowadził. Kampania François Hollande’a w dużej mierze poruszała kwestie związane ze wzrostem nierówności społecznych, spadkiem jakości usług publicznych – stąd jego dobry wynik (28,63 proc.).

Druga główna kwestia dzieląca wyborców to tożsamość i integracja społeczna, czyli kwestie imigranckie, laicyzacja. Tutaj tradycyjnie utrzymuje się podział między lewicą i prawicą. Wyborcy prawicy i skrajnej prawicy są za restrykcyjnym podejściem do imigracji i kwestii tożsamościowych. Wpływ ostatnich ataków terrorystycznych na wybory w tych kwestiach był raczej mniejszy niż można by się spodziewać.

Inaczej niż w Polsce w kampanii nie było mowy o kwestiach światopoglądowych, bo we Francji są one załatwione i jest wobec nich konsensus społeczny. Jedyna osobą, która je poruszała, była właśnie Marine Le Pen.

Jeden rozlazły, drugi odważny

Najważniejszy w tych wyborach jest według mnie znaczący wynik antysystemowej lewicy. Od 1981 roku nie zdarzyło się, żeby partia komunistyczna (a w tym przypadku koalicja lewicowych partii – Front Lewicy) uzyskała wynik powyżej 5 procent. To przełom.

Co więcej ten wynik zmienił oblicze radykalnej lewicy – uczynił z niej realną ideologiczną konkurencję dla partii socjalistycznej. Z jednej strony jest to osobista zasługa Mélenchona, z drugiej kwestia oczekiwań społecznych. Już w wyborach w 2002 roku, gdyby podsumować wszystkie głosy oddane na kandydatów lewicowych, było ich bardzo dużo, ale wówczas głosy się rozproszyły, nie trafiły do Jospina, kandydata partii socjalistycznej, tylko do innych, bardziej lewicowych kandydatów.

Teraz partia socjalistyczna też nie miała wiele do zaproponowania. To obecność Mélenchona wymusiła na Hollandzie odniesienie się do pewnych kwestii i np. zmianę stosunku do niezależności Europejskiego Banku Centralnego.

Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne to różnica między Sarkozym i Hollandem jest dość mała. Tymczasem pojawił się kandydat, który proponuje inne rozwiązania: chce odejścia od traktatu lizbońskiego, zmiany struktury władzy tak, żeby Europejski Bank Centralny poddać jakiejś władzy demokratycznej w ramach UE, anulowania części długu krajów najbiedniejszych w Europie, pożyczanie im pieniędzy bez procentu, krytyczny stosunek do wspólnej waluty. Mélenchon głosił też, że będzie chciał wrócić do polityki imigracyjnej z lat 80., czyli dużo bardziej liberalnej niż obecna, że Francja wyjdzie z Afganistanu, uzna państwo palestyńskie. Deklarował, że za jego prezydentury będzie przestrzegane prawo do ziemi, czyli zasada, od której odszedł Sarkozy, że obywatelstwo francuskie przyznaje się każdemu dziecko urodzonemu we Francji, nawet jeśli jego rodzice nie są Francuzami i przebywają we Francji nielegalnie. Program Mélenchona jest odważny i lewicowy w tradycyjnym rozumieniu, solidarnościowy w sensie ekonomicznym i społecznym.

W stosunku do programu Mélenchona program Hollanda wypada blado. O Hollandzie mówiono w tej kampanii, że jest „floppy”, rozlazły, bez osi, bez treści. Wyborców oczekiwali powrotu do bardziej lewicowego programu, w partii socjalistycznej nie znaleźli osoby, która mogłaby skupić te oczekiwania. Zrobił to Mélenchon, który dobrze przemawia, odważnie głosi bardzo lewicowe treści, zarazem nie będąc populistą. Zachowuje się w sposób budzący zaufanie, nie traktuje polityki w instrumentalny sposób – wczoraj, od razu po ogłoszeniu wyborów, bez żadnych rozmów taktycznych prosił swoich wyborców o bezwarunkowe głosowanie na Hollande’a, inaczej niż Francois Bayrou, który chce rozmawiać z kandydatami i dogadywać warunki poparcia ich w drugiej turze.

Francuskiej scenie politycznej bardzo potrzebny był ktoś, kto przesunie ją na lewo. Była silna prawica, skrajna prawica, centryści i partia socjalistyczna, reszta się nie liczyła. Teraz pojawiła się nowa, znacząca siła, która jest w stanie przesuwać oś myślenia politycznego na lewo.

Dlaczego we Francji nie było Oburzonych?

Dobry wynik Melenchona i do pewnego stopnia Le Pena to jest właśnie forma artykułowania oczekiwań antysystemowych. Osoby, które na nich głosowały, sprzeciwiają się polityce europejskiej w jej dotychczasowym kształcie, chcą bardzo głębokiej zmiany systemu zarządzania Unią.

To francuska specyfika: Francuzi są mniej anarchistyczni, a bardziej przywiązani do państwa jako płaszczyzny artykułowania poglądów politycznych i swoich roszczeń. Pamiętajmy, że Sarkozy wprowadził reformę emerytalną wbrew bardzo silnym protestom. Być może to podczas tamtych olbrzymich protestów Francuzi się wykrwawili, wyrazili swój protest wobec systemu i może dlatego później nie wydali z siebie tak silnego ruchu oburzonych.

Sarkozy może wygrać?

Należy też podkreślić, że Sarkozy bardzo istotnie zmienił oblicze francuskiej prawicy – to pierwszy lider prawicy, którzy odszedł od gaullizmu, czyli pewnych zasad republikanizmu, silnego państwa i pewnej socjalności w kwestiach ekonomicznych. Sarkozy prowadził prawdziwą neoliberalną politykę ekonomiczną, w polityce zagranicznej zbliżył Francję do Stanów Zjednoczonych. W związku z tym część francuskich wyborców prawicy, przywiązanych do rysu socjalnego, pozostała bez swojego kandydata, ale też część elektoratu prawicowego bardzo się zmieniła. Prawica przestała być tak socjalna, przestała i budować potęgę państwa. To duża zmiana na francuskiej scenie politycznej.

Wszystkie sondaże, które biorą pod uwagę to, jak wyborcy głosowali w 2007 roku, wskazują, że wygra Holland. Nie sądzę jednak, żeby sprawa była przesądzona, choć do tej pory dynamika była dla Hollanda korzystna. Wszystko zależy od tego, co zrobią wyborcy Frontu Narodowego, którzy teraz głosowali na Marine Le Pen, i centryści, którzy poprali Bayrou. Tradycyjnie centryści dzielą się na trzy równe części: jedna trzecia głosuje na lewicę, jedna trzecia na prawicę, a jedna trzecia – w ogóle. Wyborcy Frontu Narodowego w poprzednich wyborach zagłosowali w dużej większości na Sarkozy’ego, ale w tej kampanii sytuacja znacząco się zmieniła, bo partia Sarkozy’ego – Unia na Rzecz Ruchu Ludowego (UMP) i Front Narodowy bardzo ze sobą rywalizowały. Nie jest więc jasne, co zrobi Le Pen: czy wezwie do tego, żeby nie głosować w ogóle, żeby oddawać głosy nieważne, czy zagłosować na Sarkozy’ego. W każdym razie przeniesienie jej głosów nie jest ani oczywiste, ani automatyczne.

Sarkozy będzie miał bardzo trudne zadanie: będzie musiał zebrać głosy skrajnej prawicy i  centrystów, co oznacza, że będzie kroczył po bardzo cienkiej linii, bo tematy, które będzie musiał poruszać i sposób ich poruszania, żeby zdobyć każdy z tych elektoratów, są sprzeczne.

Anna Blumsztajn – socjolożka, dyrektorka Wielokulturowego Liceum Humanistycznego im. Jacka Kuronia, autorka „Raportu o Kapitale Intelektualnym Polski”, wychowywała się i maturę zdała we Francji

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij