Unia Europejska

„Zachęcają do atakowania Ukraińców”. Po śmierci młodego Roma w Czechach wrze

Przed miesiącem w czeskim Brnie doszło do bijatyki między grupą Ukraińców a kilkoma Romami, z których jeden został śmiertelnie pchnięty nożem. Atmosfera między obiema grupami jest napięta i przybiera charakter konfliktu etnicznego, napędzanego prorosyjką dezinformacją. Z Brna dla Krytyki Politycznej Michal Chmela.

Przybyłego niedawno z wizytą do Pragi ukraińskiego prezydenta, Wołodymyra Zełenskiego, przywitały nie tylko owacje i uściski, ale i żądania dwóch nieprzebierających w słowach organizacji międzynarodowych, zajmujących się prawami i sytuacją Romów w Europie.

Czego mogły chcieć od prezydenta pogrążonego w wojnie kraju? Domagały się, by prezydent Zełenski potępił przemoc, której w ubiegłym miesiącu dopuścili się rzekomo uchodźcy z Ukrainy na dwóch młodych Romach. I by Zełenski położył w ten sposób kres narastającemu systematycznie napięciu między czeskimi Ukraińcami i Romami.

Incydent, o którym mowa, miał miejsce około miesiąc temu. W Brnie kłótnia z powodu zbyt głośno grającej muzyki przerodziła się w bójkę, w której dwóch Romów zostało dźgniętych nożem, w tym jeden – ze skutkiem śmiertelnym. Według doniesień policji „nóż trzymał w ręku obcokrajowiec z Europy Wschodniej”.

Opowieść o Romach w czasach wojny i nie tylko

czytaj także

Opowieść o Romach w czasach wojny i nie tylko

Magdalena Krysińska-Kałużna

Dwa dni później, w tym samym mieście, grupa Romów zaatakowała na ulicy Ukraińców. Sytuacja szybko eskalowała w burdę pełną gębą, z rzucaniem po sobie krzesłami włącznie.

Do kolejnej awantury doszło dwa tygodnie później, skutek – rany cięte nożem. Wkrótce po niej pewna romska matka zgłosiła, że dwóch ukraińskich młodocianych groziło jej córce nożem. Na posterunku lokalnej policji zjawiła się grupa 50-100 osób, by dopilnować, że incydent zostanie zbadany. Przypadki nękania Romów, o które oskarża się Ukraińców, wciąż się w Czechach mnożą.

Siewcy paniki łączcie się!

Obwinianie o narastające napięcie uprzedzeń, dezinformacji czy też starej dobrej nienawiści wobec każdego, kto odważy się wyglądać lub zachowywać inaczej niż my, wydaje się kuszące, jednak to tylko mały wycinek tego odrażającego obrazka.

Czeskie powietrze kipi od propagandy, rozsiewanej za sprawą entuzjastycznych amatorów w postaci fejków o kolejnych atakach z ludobójstwem w tle („powiedzieli, że wszystkich nas, Romów, pozabijają” – to prawdopodobnie dzieło absolwenta tej samej szkoły autobiografikcji, skąd pochodził fake o tym, jak cała flota autokarów rozwiozła setki Arabów po wiejskich bezdrożach Czech w 2015 roku).

Fake newsy chętnie czerpią też z odgrzebywanych starych artykułów o ultraprawicowych gangach, mordujących Romów w Ukrainie czy niestarzejącej się śpiewki o tym, jak rząd zabiera pieniądze grupie A (tu wstawić grupę, do której należymy) i daje je grupie B (a tu wstawić grupę, do której nie należymy). Albo iście profesjonalnych steków bzdur, jak choćby zorganizowana w ubiegłym miesiącu demonstracja na rzecz wyrzucenia z kraju wszystkich Ukraińców.

Zwłaszcza to ostatnie wydarzenie pokazuje ogromną elastyczność czeskiej sceny dezinformacyjnej: to, co z założenia miało być uroczystym upamiętnieniem ofiary pierwszego ataku nożem, przepoczwarzyło się we wspólne przedsięwzięcie antyszczepionkowców, prorosyjskich propagandzistów i przeciwników imigracji.

Jednak być może najbardziej zaskakujący byli powracający jak bumerang  ultraprawicowcy i ich miłośnicy, którzy nagle jakby zapadli na jakąś przedziwną selektywną amnezję i stwierdzali, że tak naprawdę to życie Romów nie jest im kompletnie obojętne. Zmienili zdanie do tego stopnia, że nawet wyrazili swoje poparcie i chęć udziału w  odwołanym (o, przezorności!) proteście.

To, że to nagłe pseudopoparcie ultraprawicowców dla Romów – nieważne, czy będące skutkiem uszkodzenia tego, co tam ultraprawicowcy mają zamiast mózgu, czy też wynikające z prostej obawy, że im samym zabraknie potem Romów do bicia i zabijania – pokazuje najdobitniej, jak wielka panuje wśród wielu Romów frustracja i bezsilność w obliczu powszechnego rasizmu i braku poszanowania ich praw w Czechach.

Sytuacja jest więc taka: ludzie, których przez całe życie nazywano tutaj leniami, podejrzanymi pasożytami i niższą kategorią człowieka tylko dlatego, że mają inny kolor skóry, są dziś gotowi sprzymierzyć się z nienawidzącymi ich ultraprawicowcami, byle tylko nie musieć słuchać zapewnień, że Ukraińcy to nie rasistowskie brutale, którzy przyjechali do Czech przyjmować pomoc i zasiłki, o jakich Romowie mogli tylko pomarzyć.

Mniejszości niemile widziane

Uprzedzenia wobec Romów są głęboko zakorzenione w większości aspektów czeskiego społeczeństwa, a kompletny brak woli politycznej, by coś z tym zrobić, tylko utrwala ten stan rzeczy.

Romów wykorzystuje się jako polityczny worek treningowy, zwłaszcza na poziomie samorządowym. Mniej lub bardziej otwarte rasistowskie sentymenty są obecne w szeregach nawet tych najbardziej tradycyjnych, jakże nobliwych partii, zaś eksmisje „problematycznych” rodzin to recepta na szybki skok w preferencjach wyborczych w całym kraju, co prowadzi do obrzydliwego przerzucania się przez gminy tym gorącym politycznym ziemniakiem.

Liberalny czeski prezydent odwiedzi dziś quasi-autorytarną Polskę. Co z tego wyniknie?

Jakby tego było mało, większość Romów żyje poniżej granicy ubóstwa. Znaczna ich część jest bezwzględnie wykorzystywana, kiedy szukają lokum – właściciele nieruchomości często zwyczajnie nawet nie chcą wziąć pod uwagę możliwości wynajęcia mieszkania osobie o nazwisku kojarzącym się z ludnością romską. Pod hasłem „nie dla mniejszości” w czeskich ogłoszeniach kryje się „zakaz wstępu dla Romów” albo „żadnych Romów w okolicy”. Wielu z nich zmuszonych jest przez to dać się wyzyskiwać, wynajmując pojedyncze pokoje za kosmiczne ceny i żyć w obskurnych ruderach. Całe generacje nie mają szans wyjść z tego ubóstwa.

Nawet wykształcenie niewiele pomaga – w dzisiejszych czasach w naszych sprawiedliwych Czechach możemy poszczycić się segregacją w szkołach podstawowych, gdzie u zdrowiusieńkich romskich dzieci diagnozuje się lekką niepełnosprawność psychiczną i przenosi się je do szkół i klas „specjalnych”, w bezpiecznej odległości od lepszych, tych właściwych, białych dzieci.

Tak krótkowzroczna perspektywa w polityce to jedyna znacząca perspektywa. Mobilność społeczną w Czechach można włożyć między lewicowe bajki, bo w takich warunkach żyje tu nie tylko społeczność romska.

Pomoc solą w oku

W Czechach już przed rosyjską inwazją żyła spora grupa ukraińskich pracowników. Budowali nam domy, brukowali ulice, układali kable, tyrali w naszych fabrykach i naprawiali rzeczy, które psuliśmy. Wielu było tu nielegalnie, ale dopóki można było im płacić mniej niż ustawowe minimum i dopóki wiedzieli, gdzie ich miejsce („chcę cię widzieć tylko wtedy, kiedy cię potrzebuję”), nikt nie zadawał zbędnych pytań.

Wszystko to zmieniła wojna w Ukrainie i jej intensywna obecność w mediach. Nagle zaczęto interesować się uchodźcami, a wszystkie kroki naszego nieskończenie dobrego rządu zmierzały do zapewnienia im pomocy – oczywiście pod warunkiem, że mieli właściwy kolor skóry. Ukraińscy Romowie tymczasem, którzy dotarli na czeskie ziemie, mieli po dwakroć przechlapane: byli obcy i znajomi zarazem, zmuszeni do koczowania na dworcach kolejowych z minimum zasobów dostarczanych im przez organizacje pozarządowe, stając się przedmiotem rasistowskich wyzwisk ze wszystkich stron: od polityków i mainstreamowych mediów po podróżujących pociągiem.

Było to tak naprawdę nie do uniknięcia: jawne lekceważenie ze strony obecnego rządu tego, jak się żyje komukolwiek oprócz bogaczy sprawiło, że władza desperacko potrzebuje dobrej prasy, stąd ów wielki zapał, by pokazać humanitarne oblicze Republiki Czeskiej. Ta zaiste godna pochwały myśl jednak okrutnie nie wypaliła.

W Czechach wrze. „Należy spodziewać się społecznego niezadowolenia i radykalizacji”

Szczerze, to ktoś jednak powinien był na to wpaść i zareagować zawczasu. Kiedy ceny dóbr podstawowych rosły na potęgę, koszty energii były windowane i stopniowo wypruwano wnętrzności czeskiemu systemowi socjalnemu, można się było spodziewać, że komuś nie spodoba się wydawanie pieniędzy na obcokrajowców, skoro Czesi biednieją. Dorzućmy do tego drążącą niestrudzenie skałę kroplę antyukraińskiej propagandy w kombinacji z idyllicznym, pielęgnowanym przez władzę i media obrazem akceptującego i humanitarnego czeskiego społeczeństwa, które nagle stało się otwarte i chętne, by pomagać nowoprzybyłym. Dodajcie do tego inspirujące historie opowiadane przez uśmiechniętych uchodźców z Ukrainy, którzy dostali szansę zacząć wszystko od nowa, w nowej pracy, w nowym mieszkaniu, i polityków z chronicznym słowotokiem na temat gładkiej integracji (w przeciwieństwie do innych mniejszości – tu porozumiewawczo puszczamy oczko). To i tak cud, że to wszystko załamało się tak późno.

Walka o miejsce na obrzeżach społeczeństwa

Oczywiście rzeczywistość miała się nijak do prezentowanych obrazów. I prawdopodobnie właśnie to stało się zarzewiem konfliktu między Romami i Ukraińcami w Czechach. Wbrew początkowemu optymizmowi większość uchodźców skończyła na niepewnych, słabo opłacanych stanowiskach. W tym roku dwie trzecie z nich znalazły się poniżej granicy ubóstwa, a osiemdziesiąt procent wiąże koniec z końcem tylko dzięki zasiłkom.

Wynika to m.in. z problemów w nauce czeskiego, jednak ważniejszym powodem jest to, że państwo robi co może, by rzucać kłody pod nogi tym, którzy chcą uzyskać na przykład nostryfikację dyplomu ukraińskiej szkoły wyższej. Obecnie proces ten trwa kilka miesięcy i wymaga zdania wieloetapowego testu… po czesku. I tak oto lekarze i inżynierowie obsługują nas w restauracjach i kopią rowy, ponieważ nie stać ich na szczegółowe przygotowania konieczne do potwierdzenia, że ich dyplomy są ważne.

Aktualne napięcie to nic innego niż walka o miejsce na obrzeżach czeskiego społeczeństwa. Zajmujący je od dawna Romowie boją się, że utracą nawet tę ostatnią i niewielką przestrzeń, która jednak należała do nich. Ukraińscy uchodźcy osiedlają się w tych samych miejscach, podejmują tę samą niewykwalifikowaną, nisko opłacaną, niestabilną pracę, wkraczają w ten sam, nieprzyjazny labirynt systemu pomocy społecznej, ale są biali, a wszechobecny od dziesięcioleci rasizm nie pozostawia żadnych wątpliwości co do tego, komu przypadnie rola tej bardziej nielubianej mniejszości.

Oliwy do tego płonącego gówna dolewa fakt, że w ciągu roku władze faktycznie zrobiły więcej dla integracji ukraińskich uchodźców niż robiły dla Romów przez dziesięciolecia. W końcu przecież to są Czechy – kraj, gdzie różnorodność to brzydkie słowo, a emancypacja to coś, o czym kłapią ozorem wyłącznie obrzydliwe feministyczno-marksistowskie wiedźmy.

Po kryzysie finansowym, pandemii i kryzysie inflacyjnym wielu z nas zaczyna budzić się ze słodkiego snu o życiu w dobrobycie i uświadamiać sobie, że nie będzie dla nas w tym kraju ani godnej pracy, ani przystępnych mieszkań, ani przyszłości. Po przebudzeniu się warto pamiętać, że Romowie wiedzieli o tym znacznie wcześniej.

Romowie to najliczniejsza mniejszość współczesnej Europy i wszędzie są dyskryminowani

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michal Chmela
Michal Chmela
Tłumacz, dziennikarz
Tłumacz, dziennikarz, korespondent Krytyki Politycznej w Republice Czeskiej.
Zamknij