Madryt może skazać prezydenta Katalonii na karę więzienia, jeżeli ten ogłosi niepodległość regionu. Na Katalończykach nie robi to wrażenia.
W Katalonii trwają przyspieszone wybory do parlamentu regionalnego, zwołane przez aktualnego prezydenta regionu Katalonii Artura Masa. Zwolennicy różnych bloków politycznych zgadzają się przynajmniej w jednej kwestii: a mianowicie, że wybory te będą historyczne.
Artur Mas ogłosił, że wybory 27 września to swoiste referendum nad ewentualną niepodległością regionu i jego odłączeniem od Hiszpanii. Mimo rosnących sympatii niepodległościowych w Barcelonie, rząd centralny w Madrycie reaguje na dzisiejszy plebiscyt otwartą niechęcią. Wcześniej, decyzją z 2010 roku, Trybunał Konstytucyjny Hiszpanii nie pozwolił Katalonii na organizację referendum niepodległościowego i unieważnił część artykułów ze statutu autonomii Katalonii, zmniejszając jej niezależność. Madryt zmienił też prawo centralne w taki sposób, by móc skazać Prezydenta Katalonii na karę więzienia, jeżeli ogłosiłby niepodległość regionu. Mas chciałby teraz obejść ten zakaz, organizując dzisiejsze „historyczne przedwczesne wybory” do regionalnego parlamentu, a wygraną swojego bloku planuje potraktować jako głos Katalończyków za niepodległością regionu.
Ale nieugięta postawa władz centralnych przyczynia się tylko do wzrostu popularności partii niepodległościowych w Katalonii.
„Prawdopodobne jest zdobycie większości przez blok Artura Masa, który obiecał niepodległość Katalonii – to pierwszy argument za wagą tych wyborów. Poza tym możliwe jest, że aż 2/3 miejsc w parlamencie regionu zdobędą partie, które chcą – jeżeli nie pełnej niepodległości – to więcej autonomii dla Katalonii. A po trzecie, w grudniu odbędą się wybory do hiszpańskiego parlamentu narodowego, w skład którego wejdą z pewnością nowe partie Podemos i Ciudadanos, przełamując monopol władzy dwóch tradycyjnych partii (socjalistów i prawicowej Partii Ludowej) po raz pierwszy od 45 lat, czyli od końca dyktatury Franco. Wybory w Katalonii nabierają w tym kontekście szczególnego znaczenia, bo wyłoni się z nich rząd, który negocjować będzie z nowymi władzami Hiszpanii” – wyjaśnia w rozmowie z Krytyką Polityczną dziennikarz Arturo Puente, który od lat śledzi procesy polityczne w Katalonii.
Podziały wobec kwestii niepodległości, nałożone na klasyczną dla Hiszpanii oś lewica-prawica, dają w efekcie w Katalonii całą gamę różnorodnych pozycji i odmienny od reszty kraju „ekosystem polityczny”. I tak w skład bloku niepodległościowego Razem na Tak (Juns Pel Sí), oprócz większości członków CiU, byłej konserwatywnej koalicji prezydenta Masa, która rozpadła się w czerwcu, wchodzi również Lewica Republikańska (Esquerra Republicana).
Tymczasem politolożka Kate Shea Baird podważa polityczne intencje obecnego Prezydenta Katalonii i tłumaczy, że Mas strategicznie dołączył do Razem na Tak i utrzymuje od paru lat temat niepodległości na tapecie, odwracając uwagę medialną od skandali korupcyjnych w swojej nieistniejącej już koalicji CiU, a także od cięć budżetowych i prywatyzacji usług publicznych, które wciela w życie.
Dziennikarz Arturo Puente zwraca natomiast uwagę, że partie wchodzące w skład CiU miały jeszcze niedawno zupełnie inne podejście do kwestii niepodległości, ale „nowa fala niepodległościowa w Katalonii, która zaczęła się około 2011, przekonała ich, żeby wsiedli do niepodległościowego dyliżansu i postarali się przejąć lejce”.
– Dziś Artur Mas kusi wysoką zawartością niepodległości w swoim nowym politycznym Pedigree, przewyższającą nawet pozostałych, tradycyjnych niepodległościowców katalońskich – żartuje Puente.
To właśnie obietnica niepodległości teoretycznie umożliwia Razem za Tak koalicję z Lewicą Republikańską. Do bloku nie przystąpiła w końcu też inna niepodległościowa partia lewicowa, CUP, ale niewykluczone, że wejdzie ona do rządu koalicyjnego po wyborach.
W większości sondaży prowadzi Razem za Tak, ale zdobycie przez nich większości absolutnej jest niepewne i CUP może się tu stać języczkiem u wagi.
Tymczasem wewnątrz CUP trwa nadal debata nad ewentualnym przystąpieniem do rządu z Razem za Tak.
– CUP to radykalna partia antykapitalistyczna i jednocześnie niepodległościowa, i to znacznie bardziej radykalna, jeżeli chodzi i kwestię niepodległości niż jej ewentualni koalicjanci. Jeżeli wstąpi do rządu z ostoją neoliberalizmu, Razem za Tak zdradzi swoje skrzydło lewicowe, ale jeżeli do niego nie przystąpi, zawiedzie swój elektorat niepodległościowy. Prawdopodobnie zwycięży jednak analiza, że niepodległość jest teraz osiągalna, a rząd antykapitalistyczny w Katalonii nie. Dlatego raczej wygra w CUP opcja rządu koalicyjnego z Razem na Tak – tłumaczy Arturo Puente.
„Katalonia – tak, możemy!”
O drugie miejsce w sondażach walczą Obywatele (Ciudadanos, nowa, centrowa partia apelująca do młodszych wyborców) i koalicja Catalunya Sí que es Pot („Katalonia – tak, możemy”), której trzonem jest Podemos, obok zielonych i dwóch mniejszych partii lewicowych.
Możliwy jest – choć zdecydowanie mniej prawdopodobny niż rząd Razem na Tak plus CUP – scenariusz koalicji powyborczej Katalonia – tak, możemy! i lewicowych partii niepodległościowych: CUP i Lewicy Republikańskiej. Nadzieję na taką koalicję znaleźć można w Podemos i w sektorach CUP, jednak Arturo Puente jest bardzo sceptyczny co do takiego obrotu rzeczy: „Lewica Republikańska raczej nie wyłamie się z Razem na Tak, bo jest więźniem własnego dyskursu niepodległościowego”.
Zarówno Podemos jak i Ciudadanos to partie, które powstały i wyrosły w Hiszpanii cierpiącej przez skutki kryzysu gospodarczego, w momencie osłabienia obu tradycyjnych partii przez skandale korupcyjne.
Katalonia – tak, możemy! to koalicja tych samych partii, które w maju wyniosły do władzy Adę Colau z ruchu przeciw eksmisji, pierwszą w historii kobietę sprawującą urząd burmistrza Barcelony.
O ile centroprawicowi Obywatele opowiadają się za centralizacją władzy w Hiszpanii, o tyle centrolewicowa Katalonia – tak, możemy! to „agnostycy w kwestii niepodległości”, jak nazwał ich The Guardian. Nad kwestię terytorialną przedkładają kwestie społeczne, opowiadając się przeciw cięciom wydatków na służbę zdrowia i edukację. W swoim manifeście tłumaczą, że chcą „pełnej suwerenności Katalonii w sprawach społecznych, narodowych i demokratycznych. Prawdziwej suwerenności, a nie suwerenności na papierze, podporządkowanej nakazom Trojki czy porozumienia handlowego TTIP”.
Katalonia – tak, możemy! proponuje partycypacyjne wypracowanie nowej konstytucji dla Katalonii – zdaniem Kate Shea Baird to właśnie ten aspekt dzisiejszych wyborów jest historyczny. Katalonia – tak, możemy! przekonuje, że proces konstytucyjny jest możliwy wewnątrz ram instytucjonalnych kraju. Ale warunkiem do tego, co podkreśla Puente, byłoby osiągnięcie przez wszystkie partie popierające proces autonomizacji Katalonii co najmniej 2/3 głosów w parlamencie narodowym w wyborach w grudniu, a to nie wydaje się obecnie możliwe.
Czy na pewno niepodległość?
Tymczasem badania opinii publicznej w Katalonii pokazują, że po tym, jak poparcie dla niepodległości Katalonii skoczyło z 20% w 2010 do 40% w 2011, by osiągnąć nieco ponad 50% w kolejnych latach, w ostatnim roku trend ten zaczął się odwracać i poparcie dla niepodległości zaczęło spadać.
Sondaże przedwyborcze potwierdzają, że paradoksalnie poparcie dla partii opowiadających się za niepodległością jest większe, aniżeli poparcie dla samej idei niepodległości.
Dlaczego? W kontekście Katalonii sama idea niepodległości budzi bardzo dużo wątpliwości. Merkel i Cameron postraszyli w ostatnich dniach wyrzuceniem Katalonii z Unii Europejskiej, jeżeli region samodzielnie ogłosi niepodległość. CUP sama zakłada wyjście z Unii, natomiast Razem za Tak chcieliby w niej pozostać i tłumaczą, że Unia zmieni swoje stanowisko, kiedy zostanie postawiona przed aktem dokonanym niepodległości Katalonii.
– Obawy o praktyczne skutki niepodległości w kontekście kryzysu w strefie euro nasiliły się po referendum w Grecji. Przecież tam też chodziło o rząd niepodległego państwa, zdolny do samodzielnego przeprowadzenia referendum, ale już nie do realizacji jego demokratycznego wyniku – wyjaśnia Kate Shea Baird.
Arturo Puente wskazuje na dwie możliwe przyczyny spadku poparcia dla idei niepodległości. Z jednej strony, poparcie to osiągnęło już swój „sufit”, a z drugiej strony pojawienie się Katalonii – tak, możemy! i ich propozycji partycypacyjnego procesu ku nowej konstytucji „rozbudziło nadzieję wśród zwolenników większej autonomii, że jest jakaś nowa droga, by rozszerzyć prawo do samostanowienia Katalonii, ale bez opuszczania Hiszpanii”.
Uprawnionych do głosowania w dzisiejszych wyborach jest 5,5 mln obywateli i obywatelek Katalonii. Wstępne wyniki będą znane dzisiaj około godziny 20.
Ewa Sapieżyńska – iberystka i socjolożka, adiunkt na Uniwersytecie SWPS.
**Dziennik Opinii nr 270/2015 (1054)