Polacy na Wyspach żyją w zawieszeniu, niepewni swojej przyszłości. To właśnie ta niepewność męczy ich najbardziej.
Jeżeli był w Zjednoczonym Królestwie ktoś, kto obudził się 24 czerwca z bólem głowy większym niż uradowani zwolennicy Brexitu – chociaż z bardzo odmiennych powodów – byli to zapewne Polacy, którzy (przynajmniej na tę chwilę) uważają Wielką Brytanię za swój dom. „Przed referendum byłam spokojna. Myślałam sobie: Jestem obywatelką Unii, wszystko będzie dobrze”, mówi Ania Brogowicz, pracująca jako executive assistant w londyńskim City. Jednak już następny ranek po głosowaniu był jak kubeł zimnej wody. „Moją pierwszą myślą było: Czy Brytyjczycy nas nienawidzą?”.
czytaj także
Podobnie jak obywatele pozostałych 26 państw członkowskich UE Polacy w Zjednoczonym Królestwie żyją w zawieszeniu, niepewni swojej przyszłości w miejscu, w którym stworzyli sobie dom. Podczas gdy decyzja o osiedleniu się w Zjednoczonym Królestwie zazwyczaj należała do nich, teraz wybór ten został im odebrany, a kwestia zostanie w pełni rozwiązana dopiero wraz z zakończeniem negocjacji między rządem brytyjskim a Brukselą.
Przecież nas stąd nie wymeldują
Choć panuje całkiem spore zamieszanie, nie widać, żeby ktoś specjalnie martwił się tym, że będzie musiał opuścić Wyspy. „Nie wierzę, że któregoś dnia dostanę list z brytyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych mówiący, że mam się spakować i wyjeżdżać”, mówi Ania. Na wszelki wypadek Ania stara się jednak zdobyć brytyjskie obywatelstwo, podobno to coraz częstsza praktyka.
Zaraz po początkowym niedowierzaniu związanym z wynikiem referendum Joanna Kopaczyk, research assistant na uniwersytecie w Edynburgu, mówi, że ponieważ i tak nikt nie wie, co będzie, zdecydowała się po prostu dalej robić swoje. „Jeśli zaczęłabym się tym wszystkim zbytnio przejmować, to zdezorganizowałoby całe moje życie, a na to nie mogę sobie pozwolić”. Przyjęła postawę uważnego wyczekiwania: „Śledzę, co się dzieje, ale nie czuję się przez Brexit zbytnio dotknięta”.
Karol Gos, który prowadzi w Walii firmę handlującą częściami samochodowymi, mówi, że po Brexicie jego znajomi zapewniali go, że „nic złego się nie wydarzy” i nie zostanie deportowany. Wskazuje jednak na pojawiające się w gazetach artykuły o mieszkających długie lata na Wyspach obywatelach UE, którzy mimo tego nie otrzymali stałego pobytu.
Joanna wyjaśnia mi, że jej doświadczenia i odczucia związane z Brexitem niekoniecznie muszą być typowe. Po pierwsze, dostała wsparcie od uniwersytetu, który zapewnił jej pomoc prawną w kwestii pozostania w Zjednoczonym Królestwie oraz aplikowania o zezwolenie na pobyt stały. Po drugie, szkoccy politycy robili wszystko, żeby obywatele UE czuli się ciągle mile widziani. Kontrastuje to mocno z niektórymi postbrexitowymi reakcjami angielskich polityków oraz mieszkańców. Według Barbary Mirowskiej, redaktorki „Polish Express” (polskojęzycznej gazety wychodzącej w UK): „Polacy na Wyspach nie boją się utraty pracy, bo większość z nich to ciężko pracujący i wykwalifikowani pracownicy. Boją się raczej sytuacji, w której zostaną napiętnowani i uznani za element niepożądany”.
…a jednak…
Choć zatem mało kto boi się przymusowego opuszczenia Zjednoczonego Królestwa, widać pewne obawy związane z Brexitem. Dla tych, którzy już tu są, może on oznaczać problemy z łączeniem rodzin i odwiedzinami, a ci dodatkowo jakoś powiązani biznesowo z Polską czy z innymi krajami UE mogą dotkliwie odczuć efekt podatków importowych. „Trzydzieści procent moich interesów robię z krajami EU, więc ważne jest dla mnie pozostanie na wolnym rynku. Jestem dość zaniepokojony tym, jak wpłynie na to Brexit” – mówi Karol. „Na tę chwilę mogę importować z krajów europejskich części bez VAT-u, co pozwala mi na oferowanie konkurencyjnych cen moim amerykańskim i kanadyjskim klientom. Jeśli nie będzie to dalej możliwe, oczywiście stracę tę część mojego biznesu – w tym sensie jest to dla mnie powód do zmartwień”.
Snyder: Brexit nie zabije Europy, ale może ją zmienić nie do poznania
czytaj także
Na Polaków myślących o emigracji w najbliższej przyszłości do Zjednoczonego Królestwa czeka całkiem realna perspektywa otrzymania pozwolenia na pracę, ale też wątpliwości dotyczące najrozmaitszych przepisów. Brakiem jasności co do przyszłości obywateli UE można tłumaczyć fakt, że od zeszłego roku liczba zarejestrowanych pracowników z Polski spadła o szesnaście procent. Polski rząd przewiduje – możliwe, że trochę na wyrost – że z powodu komplikacji po Brexicie oraz dzięki polepszającej się sytuacji ekonomicznej w Polsce wróci do kraju od stu do dwustu tysięcy osób. Anne White, profesorka na wydziale Studiów Polskich na londyńskim uniwersytecie UCL, zauważa jednak, że Polacy żyjący na Wyspach „Świadomie zdecydowali nie wracać do Polski pomimo kryzysu w 2008 roku i coraz gorszego nastawienia wyspiarzy wobec tutejszych Polaków”. Przemyśleli wszystko dokładnie i jednak zostali – dlatego żaden masowy exodus nie jest raczej prawdopodobny.
Oni nas potrzebują
Prawda jest taka, że spora część brytyjskiego przemysłu opiera się na sile roboczej z UE. Jedną z nich jest branża hotelarsko-gastronomiczna, która nie mogłaby funkcjonować bez napływu europejskich pracowników. Według Ufi Ibrahima z Brytyjskiego Towarzystwa Hotelarsko-Gastronomicznego hotele i restauracje będą upadać, jeśli rząd nie pozwoli obywatelom EU na pracę na nisko wykwalifikowanych stanowiskach: „Ludziom nie chcą życiowej zmiany i wyjazdu do Zjednoczonego Królestwa, jeżeli zaraz ktoś ich będzie zmuszał do powrotu” . Żeby stawić temu czoło, Amer Rudd, brytyjska Minister Spraw Wewnętrznych, rozważa wprowadzenie krótkookresowych pozwoleń na prace, tak zwanych „wiz kawiarnianych” (ang. barista visas), które pozwalałyby obywatelom EU na podjęcie rocznej czy dwuletniej pracy w Zjednoczonym Królestwie, ale nie gwarantowałyby dostępu do świadczeń socjalnych.
czytaj także
Jak sugeruje Lord Green, szef think-thanku „Migration Watch UK”: „Możemy tu upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Możemy sprostać wymaganiom pubów i restauracji oraz utrzymać nasze więzi z młodymi mieszkańcami krajów UE, dając im pozwolenie na dwuletnią pracę. Mogliby pracować na każdym szczeblu, ale nie staliby się długoterminowymi imigrantami, którzy stają się obciążeniem dla administracji publicznej. Nie powinni też mieć prawa do dodatków czy mieszkań socjalnych”. Pomysł tylko dwuletniego pobytu, bez perspektywy osiedlenia się na stałe, ma jednal niewielkie szanse wśród młodych Polaków, którzy w takiej sytuacji będą prawdopodobnie poszukiwać lepszych i bardziej stabilnych możliwości.
W poszukiwaniu utraconego spokoju
Polacy na Wyspach skarżą się przede wszystkim na niejasną przyszłość. „To w tej chwili drażliwy temat” – mówi Karol, „Polacy, podobnie jak inni obywatele UE, stali się kartą przetargową w negocjacjach między Wielką Brytanią a Brukselą”. Karol jest zaskoczony i rozczarowany faktem, że brytyjski rząd nie zrobił nic w kierunku zagwarantowania obywatelom UE prawa do stałego pobytu. „W tej chwili nic nie wiadomo, a taki gest rozwiałby wszystkie nasze zmartwienia —po prostu nie podoba mi się takie podejście rządu”.
Panuje przekonanie, że taki gest po prostu im się należy za to, co robią dla brytyjskiej gospodarki. Jak wyjaśnia Karol: „Płacimy podatki i jesteśmy szczęśliwi, że możemy tu być. Jeśli będą nas traktować w ten sposób i będą chcieli naszego wyjazdu, to my chcemy odzyskać nasze pieniądze z podatków”. Ania również próbuje prowadzić dalej swoje życie w Londynie: „Płacę podatki, nie żyję dzięki zasiłkom— tu jest mój dom i tu chcę kontynuować moją karierę”.
przełożył Wojciech Wieczorek
Tekst ukazał się także na łamach Political Critique, anglojęzycznego magazynu tworzonego przez Krytykę Polityczną.