Niemcy legalizują małżeństwa jednopłciowe.
Niemiecki Bundestag zdecydował się na zalegalizowanie małżeństw par jednopłciowych: Niemcy stały się trzynastym krajem Unii Europejskiej, w którym osoby tej samej płci mogą wziąć ślub. Ustawę poparły główne frakcje socjaldemokratów z SPD, postkomunistycznej Partii Lewicy oraz Zielonych, a także 75 deputowanych chadeckiej CDU/CSU. Deputowana Angela Merkel (CDU) zagłosowała przeciw.
Tyle suche fakty. Spróbujmy zrekonstruować, jak to się stało, że tak ważna i symboliczna reforma została uchwalona na ostatnim posiedzeniu kadencji Bundestagu, wbrew woli kanclerz Merkel i przed wyborami parlamentarnymi we wrześniu.
Finał długiej walki
Działacze i działaczki niemieckich organizacji LGBT od dziesięcioleci walczyli o pełne zrównanie prawne związków homo- i heteroseksualnych. Począwszy od ogólnoniemieckiej „Akcji Urząd Stanu Cywilnego” z 1992 roku, w ramach której 250 nieheteroseksualnych par bezskutecznie złożyło wniosek o udzielenie ślubu cywilnego, udało im się wywalczyć prawo do zawierania rejestrowanych związków partnerskich, które weszło w życie 1 sierpnia 2001 roku, a także sukcesywne zrównanie prawne tychże związków partnerskich z heteroseksualnymi małżeństwami, m.in. za sprawą wyroków Federalnego Trybunału Konstytucyjnego (choć warto pamiętać, że osoby będące w związku partnerskim wciąż nie mają prawa do adopcji dzieci, chyba że na wniosek indywidualny).
Dzięki determinacji organizacji LGBT i zachowawczemu językowi – stowarzyszenia i grupy porozumiały się, aby nie mówić o „homo-małżeństwach”, ale o „małżeństwach dla wszystkich” – dziś postulat otwarcia małżeństw dla par jednopłciowych popiera aż 74 procent społeczeństwa niemieckiego, w tym, co ciekawe, większość zwolenników chadecji (73 procent), a nawet znaczna część sympatyków prawicowej i antyemigranckiej AfD (40 procent za, 55 procent przeciw).
Rząd PiS atakuje każdy przejaw swobody myślenia i niezależności. Pora na bunt instytucji
czytaj także
Blokada Angeli Merkel
„Małżeństwa dla wszystkich” stały się nośnym tematem w rozkręcającej się właśnie kampanii wyborczej do Bundestagu. Wszystkie trzy lewicowe partie oraz liberalna FDP popierały wprowadzenie małżeństw jednopłciowych, chadecja – a przede wszystkim jej bawarska część, czyli CSU – oraz AfD sprzeciwiały się temu, definiując małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Kanclerz Angela Merkel, uważana przez wiele komentatorek i komentatorów za „modernizatorkę” post-Kohlowskiej CDU, blokowała przez dwanaście lat jej urzędowania wszelkie kroki legislacyjne w tym kierunku. Znamienna jest wypowiedź Merkel z poprzedniej kampanii wyborczej w 2013 roku, kiedy oznajmiła, że „ma pewien problem z całkowitym zrównaniem prawnym [związków jednopłciowych]”, ponieważ jest niepewna dobra dzieci, które wychowują się w takich związkach. Pomimo pomyślnego dla „małżeństw dla wszystkich” wyniku wyborów – partie lewicy zdobyły bezwzględną większość mandatów, gdyż FDP nie przekroczyła progu wyborczego – zawiązała się tak zwana „wielka koalicja” CDU/CSU i SPD, a Angela Merkel pozostała na stanowisku kanclerza. Socjaldemokracja wielokrotnie próbowała przekonać swoją chadecką koalicjantkę do otwarcia małżeństw dla par jednopłciowych, zamiary największej partii niemieckiej lewicy spełzły jednak na niczym. Przełom nastąpił dopiero w ostatnich dwóch tygodniach.
czytaj także
Małe trzęsienie ziemi
Pierwszym ugrupowaniem, które ogłosiło na swojej konwencji przedwyborczej, że nie zawiąże koalicji z partią, która nie zobowiązuje się do wprowadzenia „małżeństw dla wszystkich”, byli Zieloni. Jest w tym wielka zasługa Volkera Becka, wieloletniego działacza ruchu gejowskiego, który od 1994 roku walczy w Bundestagu o prawa społeczności LGBT i wymusił na kierownictwu partii, aby dopisać ten punkt do programu wyborczego. Tydzień później lider FDP Christian Lindner wtórował Zielonym i zaproponował władzom swojej partii, aby podjęli taką samą decyzję. Kiedy 25 czerwca przewodniczący SPD i kandydat na kanclerza Martin Schulz ogłosił na zjeździe partii, że nie podpisze umowy koalicyjnej bez „małżeństw dla wszystkich”, wszyscy trzej potencjalni koalicjanci CDU/CSU uznali równość małżeńską za warunek wstępny do zawiązania koalicji. Angela Merkel znalazła się kropce.
Dzień później, 26 czerwca, kanclerz Merkel brała udział w spotkaniu zorganizowanym przez czasopismo kobiece „Brigitte”. Po dość niezobowiązującym opowiadaniu o ludzkich aspektach sprawowania najważniejszego urzędu w Niemczech, publiczność miała okazję, aby zadać pytanie pani kanclerz. Ponieważ nikt na sali nie chciał podejść do mikrofonu, podniósł się Ulli Köpke, pochodzący z Turyngii mieszkaniec Berlina (i – o ironio! – deklarujący się jako wielki fan Angeli Merkel), i zapytał: „Kiedy będę mógł nazwać mojego chłopaka mężem?” Odpowiedź Merkel była bardzo zawiła, ale warto odnotować jej najważniejszy fragment: „Dlatego chciałabym, żeby prowadzić dyskusję bardziej w tym kierunku, aby to była decyzja sumienia, a nie żebym to ja przeforsowała coś za pomocą uchwały”.
Wbrew temu, co twierdzą niektórzy komentatorzy, Merkel nie opowiedziała się za równością małżeńską, lecz jedynie rozwodniła swoje wcześniejsze, kategoryczne „nie”. Poza tym dobrze wiedziała, że w piątek 30 czerwca odbędzie się ostatnie posiedzenie Bundestagu przed wyborami. Przy całej swojej kalkulacji kanclerz Merkel zapomniała jednak o jednym małym szczególe: w Komisji Prawnej Bundestagu leżał już gotowy projekt wprowadzający „małżeństwa dla wszystkich”, który został zgłoszony przez Nadrenię-Palatynat.
Kontratak Martina Schulza
We wtorek, 27 czerwca, SPD zaprosiła niemiecką prasę, aby przedstawić dziennikarkom i dziennikarzom bilans działalności prowadzonych przez nią ministerstw. Na samym początku konferencji prasowej Martin Schulz ogłosił, że skoro Angela Merkel uznała, że decyzja o otwarciu małżeństw dla par jednopłciowych ma być decyzją sumienia, to SPD będzie nalegała, aby zagłosować nad tą kwestią bezzwłocznie. Decyzje sumienia – stwierdził Schulz – nie mają przecież ograniczeń czasowych, w związku z czym nie widzi on powodu, aby czekać z tą decyzją do następnej kadencji parlamentu. Szef frakcji SPD w Bundestagu Thomas Oppermann dodał: „Piłka leży na jedenastym metrze. Nie ma bramkarza. W takim razie po prostu trzeba strzelić gola”.
czytaj także
Chadecja zareagowała z ogromnym niezrozumieniem i oburzeniem na słowa Martin Schulza. Przewodniczący frakcji CDU/CSU Volker Kauder mówił nawet o „zerwaniu koalicji przez SPD”. Po burzliwej dyskusji i interwencji kanclerz Merkel klub parlamentarny podjął decyzję o zawieszeniu dyscypliny frakcyjnej podczas głosowania w sprawie „małżeństw dla wszystkich”. Chadecja do samego końca blokowała procedowanie ustawy, w związku z czym po raz pierwszy w tej kadencji Bundestagu objawiła się „immanentna” lewicowa większość parlamentarna: zdeterminowane deputowane i deputowani SPD, Partii Lewicy i Zielonych przy dużym sprzeciwie CDU/CSU przeforsowali projekt przez Komisję Prawną i Komisję ds. Wewnętrznych, wymuszając tym sposobem zajęcie się tą sprawą przez Bundestag.
Genialny ruch czy cyniczna gra?
Chociaż większość komentatorek i komentatorów podkreślała symboliczną i społeczną wagę wprowadzenia „małżeństw dla wszystkich”, pojawiło się wiele różnych hipotez na temat konsekwencji politycznych tego wydarzenia. Część dziennikarzy i dziennikarek uznała, że był to genialny ruch… kanclerz Merkel, która tym sposobem odhaczyła niewygodny temat i zabrała lewicy amunicję wyborczą.
Pojawiały się także inne interpretacje tego wydarzenia: Merkel się po prostu przekalkulowała. Chciała zająć się sprawą małżeństw jednopłciowych po wyborach i zapomniała o gotowym projekcie w Komisji Prawnej, a SPD Schulza wykorzystała podkładkę i zrealizowała tym sposobem pierwszą obietnicę wyborczą jeszcze przed wrześniowym głosowaniem. Zakończenie blokady dla projektu „małżeństw dla wszystkich” wiąże się także z pytaniem o istotę niemieckiej chadecji, która w epoce Merkel sukcesywnie opuściła pozycje będące przez dziesięciolecia uznane za jej kręgosłup ideologiczny, choćby poparcie dla energii jądrowej, sprzeciw wobec wprowadzenia pensji minimalnej i likwidacji poboru powszechnego czy właśnie rozumienie małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Co dla jednych jest „pragmatyczną modernizacją” chadecji, dla innych jest cynicznym i oportunistycznym lawirowaniem w celu utrzymania władzy za wszelką ceną. Czy nie przypomina nam to trochę Platformy Obywatelskiej z lat 2007-2015?
Merkelowskie „za, ale przeciw”
Głosowanie nad projektem legalizującym małżeństwa dla par jednopłciowych odbyło się w piątek 30 czerwca, w ostatni dzień pracy osiemnastej kadencji Bundestagu. Po krótkiej, trwającej 45 minut dyskusji, podczas której wypowiedzieli się m.in. wspomniany już Volker Beck (jest to jego ostatni dzień w Bundestagu, gdyż Zieloni nie wystawią Becka w tegorocznych wyborach, m.in. dlatego, że rok temu znaleziono u niego małe ilości narkotyków), a także dobrze znana polskiej czytelniczce konserwatystka Erika Steinbach, która odeszła z CDU po kryzysie uchodźczym, niemiecki parlament przyjął ustawę zdecydowaną większością.
czytaj także
Co ciekawe za ustawą opowiedziało się parę prominentnych chadeczek i chadeków, jak choćby minister obrony narodowej Ursula von der Leyen, szef urzędu kanclerza Peter Altmeier, sekretarz generalny CDU Peter Tauber czy była minister rodziny Kristina Schröder. Kanclerz Merkel nie skorzystała z okazji, aby sprzedać „małżeństwa dla wszystkich” jako konserwatywny projekt, jak zrobił to np. David Cameron. Podczas krótkiego wystąpienia prasowego po głosowaniu Merkel oznajmiła, że prawodawca zlikwidował wszelkie regulacje dyskryminujące pary jednopłciowe, a ona sama zmieniła swoje zdanie na temat adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Zagłosowała jednak przeciwko projektowi, gdyż jest zdania, że niemiecka konstytucja definiuje małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny. Jest to co najmniej dziwna argumentacja: skoro rejestrowane związki partnerskie są zdaniem Merkel de facto tym samym co małżeństwa, a także powinny móc dzieci adoptować, to dlaczego być przeciwko legalizacji równości małżeńskiej?
Zawirowania wokół sprawy „małżeństw dla wszystkich” pokazały przede wszystkim trzy rzeczy. Po pierwsze w Niemczech istnieje większość polityczna poza CDU/CSU. Po drugie można przechytrzyć antypolityczność Angeli Merkel oraz jej pożyczoną od Helmuta Kohla taktykę czekania, aż problem rozwiąże się sam. Po trzecie nie warto lekceważyć szans wyborczych Martina Schulza i jego SPD – równouprawnienie małżeńskie jest ich sukcesem i wzmocni ich w kampanii. Deputowane i deputowani socjaldemokracji wracają do swoich okręgów wyborczych jak piłkarze, którzy strzelili przeciwnikowi bramkę w ostatniej minucie przed końcem pierwszej połowy meczu.
Tego trybunału nie wygasicie. Geje i lesbijki skarżą Polskę w Strasburgu
czytaj także