W Europie nie brakuje dzisiaj pieniędzy, ale zaufania.
Cezary Michalski: Jak pani ocenia realizm planu Junckera i Komisji Europejskiej, tego unijnego odpowiednika Rooseveltowskiego New Dealu? Dźwignia finansowa mająca z 21 miliardów dać ostatecznie ponad 300 miliardów euro środków inwestycyjnych wydaje się być założeniem bardzo odważnym. W dodatku, czy rzeczywiście ten plan może mieć istotny wpływ na europejską gospodarkę, skoro wcześniej działania Europejskiego Banku Centralnego, instytucji o nieporównanie większych zasobach finansowych, nie wyrwały europejskiej gospodarki ze stagnacji?
Danuta Hübner: To są oczywiście zupełnie inne formy działania. EBC odpowiada za politykę pieniężną i to w tym wyłącznie obszarze może używać bardzo oryginalnych i bezprecedensowych instrumentów, które mają nakłonić banki do rozpoczęcia działalności kredytowej. Czymś zupełnie innym jest program Junckera i Komisji polegający na stworzeniu funduszu mającego ściągać z prywatnego rynku pieniądze, którymi potem będzie dysponował Europejski Bank Inwestycyjny. I będzie nimi finansował różnego typu projekty. Dźwignia, którą oni proponują ma rzeczywiście skromny punkt wyjścia. Wyjściowe pieniądze na gwarancje, które oni mają do dyspozycji to 5 miliardów z Europejskiego Banku Inwestycyjnego i 16 miliardów z budżetu europejskiego.
I z tego Komisja chce przeskoczyć do ponad 300 miliardów.
Te pieniądze wykorzystane jako gwarancja mają pozwolić pójść na rynek i tam zebrać środki. Dźwignia ostatecznie założona jest rzeczywiście ogromna, razy 15, ale pamiętajmy, że Europejski Bank Inwestycyjny w 2013 roku miał dźwignię 1 do 18. Pomysł w ogóle nie jest nowy. W polityce spójności zaproponowałam podobny mechanizm już w 2007 roku. Ostatnio, kiedy gromadziliśmy środki na pomoc Grecji, założyliśmy dźwignię 1 do 10. Dziś płynność finansowa na rynkach jest nieporównanie większa. Problemem jest nie brak pieniądza, ale kompletny brak zaufania.
Brak zaufania do inwestowania w „gospodarkę realną”, w przedsięwzięcia, które mogą się zwrócić w ciągu iluś lat, ale na bardzo niepewnym rynku, po doświadczeniach kryzysu i pokryzysowych zaburzeń w praktycznie każdym sektorze gospodarki?
I tu przychodzi taka silna gwarancja, która po części będzie oparta na środkach z europejskiego budżetu, a po części na gwarancjach Europejskiego Banku Inwestycyjnego mającego potrójne A ze strony agencji ratingowych. Myślę zatem, że ta dźwignia jest realna. Ale chodzi o to, czy po stronie potencjalnych uczestników tego projektu – funduszy emerytalnych, instytucji finansowych, itp. – uda się zbudować zaufanie wyrażające się zainteresowaniem dla kupna obligacji, które wypuści Europejski Bank Inwestycyjny. Komisja ma też teraz przejrzeć wszystkie regulacje, które określają skłonność do inwestowania w Europie. Czy tam nie trzeba dokonać zmian sprawiających, że długoterminowe finansowanie inwestycji będzie opłacalne, być może bardziej opłacalne, niż do tej pory.
Jeśli już porównujemy rzeczy nieporównywalne, czyli próby reagowania na dzisiejszy kryzys do amerykańskich prób reagowania na kryzys z przełomu lat 20. i 30. ubiegłego wieku, to najważniejsza różnica ciągle jest jedna: wówczas pieniądze na inwestycje infrastrukturalne, na roboty publiczne, dotarły do gospodarki realnej. Dziś jest ogromny kłopot z „przepchnięciem” do gospodarki realnej tych ogromnych pieniędzy, które trafiły z budżetów państw do sektora finansowego w ramach dokapitalizowania, ratowania i wzmacniania banków i innych instytucji finansowych. Od paru lat ekonomiści zapowiadają, że te gigantyczne pieniądze w końcu trafią do gospodarki, wręcz spowodują inflację. Zamiast tego mamy utrzymującą się ogromną płynność i deflację. Rozumiem, że plan Junckera jest próbą przełamania tej blokady.
Dwie rzeczy wymagają tu doprecyzowania. Po pierwsze, rzeczywiście, polityka monetarna, która miała pobudzać banki do wzmożenia działalności kredytowej jest mało skuteczna, ponieważ nadal utrzymują się różne inne czynniki, które działają znacznie silniej. Blokując skłonność do inwestowania.
Na przykład brak zaufania, a także istnienie na globalnym rynku finansowym bezpieczniejszych i ciekawszych z punktu widzenia banków okazji do inwestowania tych pieniędzy, niż długofalowe inwestycje w „gospodarkę realną”, niż kredyty dla firm?
A po drugie, akcja Junckera jest bardziej skierowana do instytucji rynku kapitałowego, niż do banków. My jesteśmy w Europie – inaczej niż w USA – gospodarką opartą prawie całkowicie na finansowaniu bankowym. Ale teraz pojawiły się pomysły na stworzenie europejskiej unii kapitałowej. Właśnie dlatego instrumenty opisane w planie Junckera są skierowane przede wszystkim do instytucji rynku kapitałowego, do funduszy różnego typu, choć oczywiście banków też nie wykluczają. Ale to jest jednak trochę inny adresat, zobaczymy, czy tu już można odbudować zaufanie oparte na gwarancjach Europejskiego Banku Inwestycyjnego i budżetu UE. Jeżeli jeszcze Komisja do stycznia przekaże nam listę zmian w europejskich regulacjach rynku kapitałowego, które mają ułatwić inwestowanie instytucjom mającym płynność, zobaczymy, czy razem będzie to stanowić iskrę, która utoruje tej masie krążącego dzisiaj pieniądza drogę do gospodarki realnej. W dodatku te obszary, które zdefiniowano jako adresata projektów Europejskiego Banku Inwestycyjnego – energetyka, gospodarka cyfrowa, transport, innowacyjność – to są miejsca, która zarówno są kluczowe dla konkurencyjności i rozwoju Europy, jak też mogą być atrakcyjne z punktu widzenia długofalowego inwestowania.
Te inwestycje mogą wyzwolić masę krytyczną, przełamując główny hamulec rozwoju gospodarczego w Europie, którym jest brak zaufania wszystkich do wszystkich.
Ten brak zaufania był głównym mechanizmem kryzysowym w Europie. Myśmy „zaimportowali” kryzys ze Stanów Zjednoczonych, ale potem sposób reagowania rządów i instytucji europejskich na kryzys nie budził zaufania rynków. I od tego czasu trwało odbijanie piłeczki pingpongowej pomiędzy rządami i instytucjami europejskimi, a rynkami finansowymi, które na kolejne działania instytucjonalne odpowiadały: „to jeszcze nie to, za mało, obok…”. Zaufanie nie wracało, wzrastały koszty długu publicznego.
Pamiętajmy też o widzu, czyli europejskim społeczeństwie, które poczuło się na tyle wykluczone z tego meczu, że zaczęło głosować przeciwko UE.
Jeśli tym razem uda się nam przełamać dominującą dziś w Europie nieufność, będziemy mieli nie tylko inwestycje modernizujące europejską gospodarkę, ale też będziemy mieli pracę i w konsekwencji odbudowę zaufania społecznego.
Czy europejskie instytucje finansowe zachowają się teraz tak jak finansowe zaplecze gospodarki niemieckiej, które „darowane” przez budżet pieniądze w istotnej części kieruje jednak do gospodarki niemieckiej, czy też będą działać jak finansowe zaplecze gospodarki brytyjskiej, które te „darowane” pieniądze wyprowadza na globalne rynki finansowe, surowcowe itp?
Ja także przez cały czas mam z tyłu głowy obawę, że my znowu hodujemy jakieś nowe „bańki”, nie mając sposobu na kontrolowanie dalszego przepływu tego pieniądza. Że to nie jest tylko rynek sztuki, czy rynek nieruchomości, jak w Anglii…
W dodatku głównie ten londyński i okołolondyński rynek nieruchomości, pompowany przez pieniądze z globalizacji, zupełnie oderwany od sytuacji w całej Wielkiej Brytanii.
Tych obaw ciągle jest sporo. Ale właśnie z tego punktu widzenia plan Junckera ma najwięcej bezpieczników. Te pieniądze są jednak precyzyjnie adresowane. On zawiera taką wizję europejskiej „gospodarki realnej”, taką mapę jej obszarów najbardziej przyszłościowych, gdzie można inwestować zarówno dlatego, że są to obszary kluczowe dla rozwoju i konkurencyjności Europy, jak też dlatego, że te pieniądze się zwrócą. W dodatku my już testowaliśmy analogiczne działania z udziałem Europejskiego Banku Inwestycyjnego w obszarze polityki spójności. To powinno się sprawdzić.
W takim razie gdzie dokładnie adresowane są pieniądze z planu Junckera? Martin Schulz, jakieś półtora roku temu przedstawiał wizję Europy pokrytej na południu panelami słonecznymi, a na północy wiatrakami, z nową infrastrukturą przesyłu tej energii, ze skokiem technologicznym zmniejszającym zużycie energii i surowców, także tych rosyjskich. Czyniącym tę nową energię tańszą, żeby polityka klimatyczna nie podcinała konkurencyjności europejskiej gospodarki. On to oczywiście mówił w ogniu własnej kampanii na Przewodniczącego Komisji, ale na ile plan Junckera, popierany przez chadecję i socjalistów, jest realizacją tych wizji?
Struktura projektu jest ściśle określona. 3/4 środków ma pójść na projekty związane z jak najszerzej rozumianą infrastrukturą. Nie tylko energia i transport, ale także gospodarka cyfrowa. Europa nie uczestniczyła w pierwszej rewolucji cyfrowej, natomiast nie ma żadnego powodu, żeby nie uczestniczyła w kolejnej, która jest za rogiem.
Tym bardziej, skoro wciąż jest jednym z najbogatszych światowych rynków.
Owszem, zatem pieniądze dla tego najszybszego Internetu, żeby pokrył całą Europę, czego wciąż bardzo nam brakuje. Kiedy przemieszczamy się po naszym kontynencie, widzimy, że nie ma pełnego pokrycia, że są białe plamy. A my tu nie mówimy wyłącznie o peryferiach, które ze swej natury mają do wykonania większy wysiłek infrastrukturalny, muszą nadrobić gigantyczne nieraz opóźnienie. Ale jak się jedzie samochodem z Brukseli do Strasburga, czyli w tym symbolicznym instytucjonalnym sercu Unii Europejskiej, to również trafiamy na miejsca, gdzie nie tylko traci się dostęp do szybkiego Internetu, ale gdzie w ogóle nie ma zasięgu. To są dzisiaj realne bariery rozwoju. Dlatego gospodarka cyfrowa będzie jednym z najważniejszych adresatów środków wygenerowanych przez plan Junckera. No i mniej więcej jedna czwarta z tych funduszy będzie wspierała europejski firmy. Nie tylko przedsiębiorstwa małe i średnie, ale także te tak zwane Mid Caps, o kapitalizacji 2-10 miliardów euro, bo to ich słabość kapitałowa jest dziś piętą achillesową unijnej gospodarki. My nie mamy problemów ze start-upami, ale potem pojawia się bariera w postaci braku funduszy, kapitału. I te firmy nie przeskakują do poziomu globalnego.
Unijne multinationale?
Konkurujące na rynku globalnym, dające pracę w Europie, z unijnymi standardami, z płaceniem podatków na terenie Unii.
Skoro już jesteśmy przy płaceniu podatków, to właśnie uratowali państwo Junckera przed wotum nieufności związanym z zarzutami osłaniania przez niego luksemburskiego raju podatkowego. Ta sprawa bardzo mocno osłabiła jego pozycję, nawet jeśli wcześniej za przeprowadzenie ustawy ograniczającej tajemnicę bankową w Luksemburgu zapłacił stanowiskiem premiera, a jego partia zapłaciła utratą władzy. Który z wizerunków Junckera jest zatem prawdziwy? Wizerunek człowieka, który na poważnie zaczął w Unii walkę z rajami podatkowymi, czy człowieka, który przez lata chronił raj podatkowy w Luksemburgu?
Już ostatnie wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały siłę tych wszystkich środowisk czy interesów, które nie są zainteresowane we wzmacnianiu instytucji Wspólnoty. Czasami są nawet zainteresowane w ich destabilizacji i osłabieniu. Zatem nie są też zainteresowane uruchomieniem procesów wychodzenia Unii z kryzysu, odbudowy jej wiarygodności. Stąd pojawiło się wotum nieufności wobec Przewodniczącego Komisji Europejskiej Junkcera. Specjalne rozwiązania podatkowe w Europie istnieją, są na ogół zgodne z prawem. Przykładem mogą być specjalne strefy ekonomiczne, a także wiele specjalnych rozwiązań podatkowych w większości państw członkowskich UE. Należą one do kompetencji narodowych, muszą jednak być zgodne z europejskim prawem pomocy publicznej i nie mieć charakteru dyskryminującego. Natomiast jeśli chodzi o raje podatkowe, które nie są zgodne z prawem europejskim, to już poprzednia Komisja rozpoczęła rzeczywiste i efektywne działania przeciwko nim, obecna Komisja pod przewodnictwem Junckera będzie te działania kontynuować, a to jest uderzenie w naprawdę silne grupy interesu. Jednocześnie jednak jest oczywiste, że informacje na temat wieloletniego stosowania w Luksemburgu specjalnych mechanizmów podatkowych muszą być zbadane. To śledztwo będzie prowadzić duńska pani komisarz odpowiedzialna za pomoc publiczną. Ona będzie działać niezależnie od Przewodniczącego Komisji, a wyniki śledztwa przedstawi w Parlamencie Europejskim.
Każdy premier kraju członkowskiego UE działa na rzecz przyciągania inwestorów i pieniędzy do swojego kraju. Także w Polsce politycy szczycą się specjalnymi strefami ekonomicznymi. I każde z tych działań, każdy z tych mechanizmów, musi być kontrolowany pod kątem tego, czy nie mamy do czynienia ze złamaniem zasady pomocy publicznej, czy nie mamy do czynienia z działaniami dyskryminującymi i uprzywilejowującymi.
Takie śledztwo będzie też przeprowadzone w sprawie Luksemburga. Na razie mamy tylko przecieki. W dodatku wiemy, że w Luksemburgu kluczowa instytucja odpowiadająca za ład podatkowy jest w dużym stopniu niezależna od rządu. Choć rząd oczywiście musiał o jej działaniach i regulacjach wiedzieć. Ja generalnie nie wierzę w spiski, w działanie zakulisowych sił, które „wszystko mogą”, „wszystko kontrolują”. Ale starcie grup interesów, także grup interesów grających na osłabienie UE, to coś zupełnie realnego. Pojawienie się w tym momencie przecieków osłabiających pozycję Przewodniczącego Komisji ma służyć zablokowaniu działań Komisji, podcięciu jej wiarygodności. Sądzę, że to nie jest przypadkowa zbieżność. Trwa walka polityczna o siłę i o kształt Europy. Jean-Claude Juncker pracuje nad wzmocnieniem Unii i myślę, że dlatego został zaatakowany.
Danuta Hübner – ur. 1948, ekonomistka, polityk, minister d.s. europejskich w rządzie Leszka Millera, pierwsza polska Komisarz UE. W tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego uzyskała mandat na kolejną kadencję.