Unia Europejska

Gdula: Nędza euroentuzjazmu

Pokolenie '68 wciąż promuje wspólnotowość, lekko przeskakując nad pytaniami o konflikt interesów, kapitalizm i jego powiązania z architekturą UE.

Ulricha Becka warto dziś czytać z tych samych powodów, z jakich miliony Europejczyków słuchają Angeli Merkel. Dziś i jutro Europy zadecydują się nad Szprewą. Każdy więc ważny głos wypowiedziany w Niemczech w debacie o Unii Europejskiej rzeczywiście może mieć znaczenie dla jej przyszłości. Poza tym Beck to jeden z najznakomitszych euroentuzjastów i jego zdanie o dzisiejszym kryzysie w znacznej mierze pokazuje, na co mogą mieć nadzieję zwolennicy UE.

Początek eseju Becka Niemiecka Europa (PWN 2013) nie pozostawia wątpliwości, że dzisiejsza sytuacja jest poważna i nie chodzi wyłącznie o odbudowanie wzrostu gospodarczego. Niemieckie media w lutym 2012 donosiły, że Bundestag zadecyduje o przyszłości Grecji. Parlament jednego państwa UE przegłosuje rozwiązania określające kierunek rozwoju sytuacji w innym kraju, który też pozostaje demokracją. Dla Becka szokujące jest nie tylko samo głosowanie, ale panująca w Niemczech atmosfera przyzwolenia dla rozstrzygania o cudzym losie, bo nawet jeśli na krótką metę w takim układzie może pojawić się zgodność, to w dłuższej perspektywie konflikty są murowane. Mogą one doprowadzić do rozpadu całej Unii i pogrzebania europejskiego projektu.

Dzisiejsza niewesoła kondycja UE bierze się według Becka z podstawowego napięcia między państwem narodowym a instytucjami unijnymi. Państwo wciąż jest podstawową areną demokratycznej polityki, przedmiotem identyfikacji obywateli, miejscem decydowania o budżecie i podmiotem polityki zagranicznej. Z drugiej strony wiele kwestii o żywotnym znaczeniu dla Europejczyków decyduje się na poziomie UE, która daje szansę na poradzenie sobie z procesami globalizacji podmywającymi fundamenty państw, gdy idzie o rynki finansowe, ekologię czy bezpieczeństwo. W kryzysie tarcie miedzy tymi poziomami wzrasta, bo politycy na poziomie krajowym wykorzystują Unię jako symbol marnotrawstwa, alienacji i restrykcyjnych przepisów. W ten sposób można uzyskać od wyborców mandat do rządzenia, ale jednocześnie osłabia się możliwość działania architektów polityki unijnej, którzy poszukiwać chcą nowych rozwiązań na poziomie europejskim, takich jak np. unia bankowa albo podatek od transakcji finansowych.

Jakby tego było mało, dochodzą jeszcze trzy podziały wewnątrz Unii Europejskiej. Po pierwsze mamy wierzycieli i dłużników. Po drugie kraje strefy euro i te, które pozostają poza nią. Trzeci podział bierze się z innego stosunku do pomysłu Europy dwóch prędkości, czyli zacieśniania integracji w węższym gronie państw rdzenia Unii. Same w sobie podziały te mają destrukcyjny potencjał, ale najciekawsza obserwacja Becka polega na stwierdzeniu, że dziś są one wykorzystywane do budowania nowego układu sił w Europie. Ten nowy układ to oczywiście tytułowa niemiecka Europa budowana przez Angelę Merkel.

Wykorzystuje ona istniejącą sytuację, aby wzmocnić pozycję Niemiec zarówno w sensie ekonomicznym, jak i politycznym i moralnym. Merkel umiejętnie wygrywa spory, nie decydując się na przykład ani na solidarność z dłużnikami, ani na politykę powstrzymywania się od pomocy. Oferuje pomoc, ale przy okazji dyktuje swoje warunki: plany oszczędnościowe i pakiety reform. Euro wykorzystuje, aby trzymać na dystans od kluczowych spraw europejskich dużych graczy, przede wszystkim Wielką Brytanię i do pewnego stopnia także Polskę. Przez dłuższy czas, działając w duecie z Sarkozym, prowadziła politykę zawężonej integracji metodą faktów dokonanych, swoje decyzje konsultując wyłącznie z prezydentem Francji.

Najważniejsze jednak w przywództwie Merkel jest przywrócenie Niemcom przekonania, że znowu są liczącą się siłą moralną w Europie.

W końcu południowcy maja kłopoty, a niemiecka ekonomia ma się dobrze. Nie jest to tylko sprawa techniczna, ale emanacja protestanckich cnót: skłonności do ciężkiej pracy i oszczędności. Ten model powinni realizować wszyscy, jeśli tylko chcą wyjść z kryzysu. Co jest dobre dla Niemiec, dobre jest też dla UE. W ten sposób Merkel rozwiązała dylemat napięcia między poziomem unijnym a państwem narodowym. Niemcy popierają Merkel nie tylko dlatego, że chroni ich pieniądze. Równie ważnym powodem jest przekonanie, że Merkel daje Europie dobrą lekcję porządku.

Choć dominacja Niemiec wzięła się z wykorzystania okazji, a nie z jakiegoś spisku niemieckich elit, to realizuje się negatywny scenariusz, w którym górę biorą partykularne interesy. Grozi nam według Becka neokolonializm, dyktatury jako sposób poskramiania niezadowolonych społeczeństw i roztrwonienie wielkiego dorobku Unii, jakiego nawet nie zauważamy: otwartych granic, mobilności, wolności od strachu przed wojną na kontynencie. Zwycięża myślenie w kategoriach konkurowania o ograniczone zasoby, a nie poszukiwania zbiorowych reguł współdziałania, żeby znaleźć wyjście z kryzysu.

Nadzieją na wyjście z sytuacji jest aktywność ruchów społecznych.

Podnoszą one kwestie wykraczające poza logikę państwa narodowego, takie jak ekologia, pacyfizm czy prawa kobiet. Ruchy są wyrazem nowej Europy, bardziej obywatelskiej i wspólnotowej. Ich sukcesy polegają na nagłaśnianiu palących kwestii i tworzeniu klimatu do podejmowania decyzji przez polityków. Dziś mogą pomóc architektom polityki unijnej w opracowywaniu nowych instytucjonalnych rozwiązań, które wprowadzą Europę z powrotem na ścieżkę uwspólnotowienia.

Pewne kwestie sprawiają jednak, że trudno dołączyć do Becka w jego umiarkowanym optymizmie. Po pierwsze na opak stawia on sprawę kryzysu. Ujmuje ją przede wszystkim jako wyraz kondycji współczesnych społeczeństw, którą określa niepewność i ryzyko. Nie możemy wszystkiego przewidzieć i kontrolować, więc pojawiają się zjawiska rozbijające rutynowy bieg rzeczy. Zgodnie ze swoim starym zwyczajem, Beck przenosi na instytucje społeczne, takie jak rodzina, rynek czy zabezpieczenie społeczne, pojęcia wypracowane przy analizie zjawisk przyrodniczych i technologii. Nie dziwi więc stwierdzenie, że dziś nie wiadomo do końca, przeciwko czemu protestować, bo rozprzestrzenia się niewiedza.

Brak systematycznego uwzględnienia kapitalizmu i strukturalnych konfliktów, jakie powoduje, sprawia, że Beck demonizuje Merkel (nazywa ja Merchiavelli). Merkel jest mistrzynią przeciągania decyzji, ustawiania się w pozycji źródła niepewności, zawłaszczania władzy itd. Ten zabieg może mieć pewien sens, jeśli idzie o losy wyborów w Niemczech, ale przesłania to, że Merkel reprezentuje potężne kapitalistyczno-korporacyjne interesy, a nie jest po prostu samotnym księciem. O interesach u Becka jest niewiele także dlatego, że jego wizja zmiany ma wyjść poza wymiar ekonomiczny. Ruchy społeczne składają się u niego z młodych ludzi, którzy są tolerancyjni, myślą w kategoriach wielokulturowości i definiują się zarazem jako członkowie wspólnot narodowych i Europejczycy. Chcą oczywiście mieć pracę i oburzają ich nierówności, ale ma się wrażenie, że to przede wszystkim ludzie ery postmaterialnej.

Ten obraz jest dość odległy od tego, jak wyglądają dziś ruchy społeczne. Ich przedstawiciele chcą częściej w ogóle zakwestionować system polityki oparty na reprezentacji politycznej, niż wspierać światłych architektów europejskich w ich decyzjach. O wiele ciekawsze byłoby postawienie pytania o to, jak ruchy społeczne mogą wejść w sojusz ze starszymi, stabilnymi pokoleniami, które dziś w Europie popierają status quo, od Berlina po Ateny.

Esej Becka, chociaż zawiera sporo ważnych obserwacji dotyczących kondycji współczesnej Europy, rozczarowuje, jeśli idzie o wizję zmiany. Pokolenie ’68 wciąż definiuje problem Unii przez pryzmat odejścia od interesów narodowych w stronę rozwiązań promujących wspólnotowość. Ta perspektywa, przeskakująca nad pytaniami o konflikt interesów, kapitalizm i jego powiązania z architekturą Unii Europejskiej, sprawia coraz bardziej wrażenie pustego uniwersalizmu.

Może i chcielibyśmy być kosmopolitycznymi Europejczykami, ale trudno o tym myśleć, kiedy jest się elastycznym pracownikiem, obywatelem państwa zadłużającego się, żeby ratować banki, albo podatnikiem bez konta w raju podatkowym.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Autor szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij