W Czechach powstała grupa RFK (Radikální feministické křesťanky – Radykalne feministyczne chrześcijanki), która skupia kobiety przekonane, że feminizm jest niezwykle ważny dla Kościoła katolickiego i dla chrześcijaństwa w ogóle.
Połączył je sprzeciw wobec konserwatywnych tendencji w Kościele katolickim, które w Czechach reprezentuje m.in. ultrakonserwatywny biskup, metropolita Pragi i prymas Czech Dominik Duka. Członkinie RFK podkreślają, że głos kobiet w Kościele katolickim jest niesłyszalny. O swojej wierze, przekonaniach i wątpliwościach opowiedziały w wywiadzie przeprowadzonym przez Ondřeja Slačálka dla Salonu Práva trzy przedstawicielki RFK: Hana (1991), Magda (1990) i Layla (1993). Całość wywiadu dostępna jest tutaj; publikujemy tłumaczenie jego obszernych fragmentów.
Ondřej Slačálek: Krytykujecie Kościół za to, że nie jest wystarczająco demokratyczny?
Magda: Między innymi. Brak kobiet w roli księży oznacza, że nie ma ich tam, gdzie mogłyby podejmować decyzje.
Hana: Ważne jest też, żeby sprzeciwiać się konserwatyzmowi. Nauka Jezusa naprawdę nie jest konserwatywna, wręcz przeciwnie – bardzo wyraźny jest w niej pierwiastek subwersji i antysystemowości.
Jak tłumaczycie silny konserwatyzm czeskiego Kościoła katolickiego?
Hana: Kościół jest instytucją hierarchiczną, która utrwala chrześcijańskie wartości między innymi poprzez kontrolowanie jednostek.
Magda: Gdy ktoś wierzy, łatwo ulega wrażeniu, że tylko on ma rację. Celem staje się wtedy stworzenie równoległego wszechświata, w którym się zamykamy i sami siebie przekonujemy o słuszności naszego zachowania. To jest jednak problem przede wszystkim w Kościołach protestanckich. Kościół katolicki ma raczej tendencję do wykorzystywania duchowości do wspierania rządzących – i do kastrowania jej w ten sposób. A to jest wbrew Biblii. Szczególnie nauka Jezusa, która powinna być przecież kluczowa, po prostu nie ma takiego wydźwięku.
Inspirują was jakieś zagraniczne nurty czy grupy?
Magda: Istnieje szeroki europejski nurt teologii feministycznej, który przechodzi teraz naturalną zmianę pokoleniową. Jego założycielki się starzeją i przestają być aktywne. W niektórych krajach, na przykład w Niemczech, przychodzi młodsze, bardziej radykalne, aktywistyczne pokolenie. Niemcy są akurat krajem, gdzie przynajmniej odrobina feminizmu w teologii jest już czymś standardowym. Kobiety, które mówią to, co my, należą tam do mainstreamu. W Czechach nasze poglądy są postrzegane jako coś rażącego i radykalnego, podczas gdy na Zachodzie podobne rzeczy słychać nawet z ambony.
Hana: Mnie zainspirowały na przykład zakonnice, które jeżdżąc autobusami po USA, głosiły swój program społeczny. Nazywały się „Nuns on the Bus”. Zwierzchnicy Kościoła zakazali im tego, ale robiły to dalej.
Dla mnie strasznie ważna jest świadomość, że nie jesteśmy pierwszą grupą tego typu. I zdecydowanie nie jesteśmy najbardziej radykalne.
Magda: W Niemczech istnieją kółka czytelnicze teologii wyzwolenia, które bywają feministyczne, a także tak zwane polityczne modlitwy wieczorne, rozpoczęte przez grupę skupioną wokół teolożki i aktywistki Dorothee Sölle w 1968 roku w reakcji na sytuację w Czechosłowacji, Wietnamie i Santo Domingo. Niedawno odbywały się tam też na przykład akcje związane ze zmianą klimatu.
Występując ostatnio przeciwko biskupowi Dominikowi Duce, stanęłyście „po stronie rzymskiego biskupa Franciszka”. Ale czy istnieje w Kościele taka strona?
czytaj także
Hana: Chodziło nam o pokazanie, że są dwa różne nurty w Kościele. Nie da się dokładnie określić ich siły, ale ich istnienie potwierdza także to, co dzieje się w mediach: grupa konserwatywnych teologów i przedstawicieli Kościoła stara się oskarżyć Franciszka o herezję, a obok widzimy liberalne skrzydło, które go broni…
Z drugiej strony nie chcemy się wpisywać w pewnego rodzaju „moralizowanie Franciszkiem”, które tak często słyszymy: „Spójrzcie, wasz przedstawiciel jest zupełnie inny niż wy!”. Istotna jest dla nas raczej emancypacja laików bez oglądania się na kościelną hierarchię, a nie podkreślanie, że akurat teraz najważniejsze ogniwo owej hierarchii ma podobne poglądy do naszych.
czytaj także
Magda: W encyklikach Franciszka ważne wydają mi się dwa impulsy. Po pierwsze jego próby reformy moralności seksualnej Kościoła – tę kwestię Franciszek pozwolił rozstrzygnąć synodowi, który wybrał rozwiązanie bardziej konserwatywne niż to, na które liczyłyśmy. Drugą sprawą jest podkreślanie teologii stworzenia oraz duchowej i etycznej wagi ochrony środowiska naturalnego, co uważam za istotniejsze od jego starań o zachowanie tradycyjnej rodziny. Tak naprawdę właśnie w nacisku na troskę o przyrodę papież Franciszek znajduje się blisko teologii feministycznej, choć sam tak raczej nie uważa.
Layla: W ogóle samo istnienie kogoś takiego jak papież Franciszek jest dowodem na to, że różnorodność głosów w Kościele jest możliwa. Już to, że dwa znaczące kościelne obozy zaczynają zaprzeczać sobie nawzajem, o czymś jednak świadczy.
Zgrzytacie zębami, kiedy papież Franciszek mówi o gender? Czy myślicie raczej, że część jego krytyki, kiedy opisuje gender jako narzędzie ideologicznej kolonizacji wykorzystywane przez bogate kraje zachodnie, może być w istocie prawdziwa?
Magda: Ja sama jestem dość krytycznie nastawiona do linii feminizmu reprezentowanej przez Butler i jej tendencji do załatwiania problemu różnic między płciami w ten sposób, że się je ignoruje. Lubię, kiedy feminizm jest choć trochę esencjalistyczny. W ramach feministycznej teologii ten głos jest dość mocny, bo operuje się w niej kobiecymi motywami boskości, mającymi równoważyć te męskie. Kobiece oblicze boskości jest często przypisywane do ziemi, materii, ciała, można je z łatwością połączyć z teologią wrażliwą na przyrodę.
I odwrotnie: przeciążenie męskiego aspektu u Boga prowadzi do pustoszenia natury oraz kryzysu ekologicznego. Kiedy papież Franciszek mówi, że Zachód kolonizuje, do pewnego stopnia ma rację. Ale powinien sobie uświadomić, że społeczeństwa, których zwyczaje chroni, są pełne przemocy domowej – a on, jako męski przedstawiciel Kościoła organizowanego tylko przez mężczyzn, powinien przy każdej takiej krytyce wymierzyć także sobie policzek. Chętnie przyjmuję krytykę genderowego feminizmu z pozycji esencjalistycznych, ale od papieża po prostu nie potrafię jej zaakceptować.
Hana: Zuzanna Radzik i inne teolożki feministyczne z całego świata podobno się zgodziły, że nie rozumieją, z jakich źródeł czerpie papież, więc zaczęły wysyłać mu różne teksty teologii feministycznej. To również reakcja na jego stwierdzenie, że kobiety powinny zajmować się teologią – jakby nie robiły tego od lat!
Co znaczy dla was chrześcijaństwo?
Hana: Konwersji dokonałam dwa i pół roku temu. Wybrałam chrześcijaństwo z powodu potrzeby duchowej, ale także dlatego, że kod kulturowy tej religii jest dla mnie zrozumiały. Mówię, że ją wybrałam, ale właściwie zdecydowałam się na nią, bo czułam, że właśnie nie mogę sobie wybierać. W tradycji chrześcijańskiej istotna jest dla mnie solidarność oraz miłość bliźniego.
Magda: Dla mnie ważna jest możliwość podzielania wyobrażenia o Bogu. Jako chrześcijanka odnoszę się do świata jako do całości, która jest żywa, i mam wrażenie, że stoi po mojej stronie. Pojmuję życie jako coś, co przenika wszystko koło mnie, a ja jestem z nim powiązana.
Layla: Dorastałam w mocno ateistycznym środowisku, a w religii pociągał mnie przede wszystkim aspekt społecznościowy, poszukiwałam alternatywy dla zindywidualizowanego świata. Wybór chrześcijaństwa to dla mnie bardziej sprawa kultury – w Indiach szukałabym więzi z islamem albo hinduizmem. Chyba więc nigdy nie będę mogła się uważać za chrześcijankę, brakuje mi dość zasadniczej kwestii: wiary. Ale znajduję tu coś, czego brakuje mi w świeckim życiu: naukę o solidarności i miłości bliźniego.
Określacie się jako chrześcijańskie feministki. Ale słowo Bóg jest rodzaju męskiego i od dwóch tysięcy lat słuchamy opowieści o tym, jak Bóg wcielił się w człowieka-mężczyznę. Jak to jest? Czy Bóg jest mężczyzną?
Hana: Nie, Bóg nie może być mężczyzną, ponieważ takie kategorie jak gender są narzędziami, za pomocą których staramy się uchwycić samych siebie. Nie bardzo mogą się odnosić do Boga. Zwracanie się do Boga albo do Bogini to po prostu sposoby, by pojąć to, co niewysławialne i nieuchwytne.
Magda: W języku czeskim to rodzaj męski, ale po hebrajsku używa się też liczby mnogiej, a podstawowe Imię Boga jest nawet często zapisywane w rodzaju żeńskim. Istnieją też kobiece imiona Boga, na przykład Sofia. Oczywiście Jezus zwraca się do Boga za pomocą męskiego abba, ale tam wyraźną rolę odgrywa znowu Maryja, przez którą Bóg przychodzi na świat. (…) Nawet jeśli o Bogu pisze się za pomocą męskich imion, to nie można o nim powiedzieć, że jest mężczyzną. Nawet teologowie-mężczyźni tak nie twierdzą, mimo iż niestety tak o nim mówią. Według mnie feminizm jest pożyteczny właśnie dlatego, że często zapominamy o tym aspekcie i wykorzystujemy religię w szowinistyczny i normatywny sposób.
Layla: Jezus jest mężczyzną, ale ma szereg cech i właściwości, które przekraczają męskość; jest w nim wiele innych i ważniejszych rzeczy niż gender. Ale język ogranicza człowieka – gdybyśmy chcieli używać słowa „Bogini”, miałoby to raczej pogańskie konotacje, właściwie by nie działało. Język odgrywa ogromną rolę, ale proste odwrócenie sytuacji i mówienie o Bogu w rodzaju żeńskim naprawdę niczego nie rozwiąże.
Ale Biblia to bardzo seksistowska książka, prawda? Kobiety występują w niej w stereotypowych rolach genderowych – jeśli w ogóle, bo przecież na wielu stronach żadnej nie spotykamy…
Magda: Przeciwnie, sądzę, że wiele biblijnych postaci kobiecych jest niezwykle silnych i znaczących. Na pewno jest to patriarchalna księga, ale tym bardziej wyróżniają się w niej kobiety. Według mnie głównym problemem jest wybór tekstów. Kiedy popatrzymy na przykład na Ewangelię Marii Magdaleny, którą odkryłam dopiero po pięciu latach studiowania teologii, a która została napisana w całości z perspektywy kobiety będącej bardzo blisko Jezusa, to od razu zobaczymy, że teologia jest tam sformułowana inaczej. I oczywiście – część, która się zachowała, jest prawie cała o tym, że mężczyźni ją duszą i w ogóle jej tam nie chcą.
Wyobrażam sobie, że kobiety miały własne miejsce w religii, tylko nie zostało to zapisane albo przestano o nich później mówić. Hebrajskie słowo rachamim oznaczające miłosierdzie wiąże się ściśle ze słowem określającym macicę. A jeden z najważniejszych atrybutów Boga związany jest z piersiami – ma oznaczać, że jest zawsze dostępny i potrafi w pełni zaspokoić człowieka. Tak więc hebrajski Bóg nie jest zupełnie patriarchalny.
Zwyczaj udzielania święceń kapłańskich wyłącznie mężczyznom wywodzi się od tego, że na ostatniej wieczerzy byli tylko mężczyźni. To dziwny argument. Z czasów pierwotnego chrześcijaństwa zachowały się przedstawienia kobiet odprawiających msze. Wiele osób twierdzi, że to tylko ówczesne wyobrażenia, a nie obraz tego, co się naprawdę działo, ale pewności nie ma.
Hana: Moją ulubioną postacią jest święta Tekla, uczennica świętego Pawła. W poświęconym jej apokryfie pojawiają się odniesienia do stosunkowo silnego wtedy ruchu kobiecego, który aktywnie uczestniczył w funkcjonowaniu Kościoła oraz w interpretacji tematów religijnych, a następnie został zadeptany. Ona sama nauczała w męskim przebraniu. Chyba w roku 300 zabroniono kobietom przebierania się za mężczyzn, pewnie dlatego, że dzięki temu mogły same podróżować i głosić Słowo Boże.
Layla: Tak czy siak, wykorzystywanie dzisiaj odniesień historycznych do usprawiedliwienia ucisku połowy populacji wydaje mi się dziwne. Ważne jest, aby zaktualizować całą naukę i jej przesłanie. Istnieje wiele wzmianek o tym, że kobiety były kiedyś aktywne – ale nawet gdyby nie były, to co? Teraz chcą być, a przecież przeszłość nie może być tu decydująca.
Magda: Mnóstwo kobiet, które mogły być uważane za wyraziste teolożki, postrzegano tylko jako mistyczki. No dobra, kobieta mówi coś mądrego, ale to tylko dlatego, że jest natchniona Duchem, a nie z powodu swojego intelektu. Sądzę, że same się tak stylizowały, żeby się obronić przed patriarchalną władzą, która w przeciwnym razie by je zmiotła.
A jaki jest związek między duchowością a emancypacją? Przez dwieście lat mieliśmy ruch emancypacyjny, który łączył się raczej z ateizmem.
Magda: Oczywiście może istnieć duchowość, która prowadzi do posłuszeństwa i podporządkowania, jest manipulacją psychiczną. Krytyka tego wydaje mi się zdrowa i życzyłabym sobie choć odrobiny takiego krytycyzmu wśród członków Kościoła. Równocześnie uważam, że istnieje też duchowość, która nie służy podporządkowaniu człowieka, oraz że właściwa duchowość powinna prowadzić do emancypacji.
Hana: Myślę, że duchowość jest jedną z ludzkich potrzeb i sama w sobie ani nie dąży do emancypacji, ani nie jest wezwaniem do konserwatyzmu. Tak, Kościół katolicki przez ostatnie dwa tysiące lat wykorzystywał duchowość do kontrolowania jednostek. Ale duchowość można też przeżywać w bardzo wzbogacający sposób, znaleźć dzięki niej coś więcej i wyrwać się z codzienności.
A jakie były wasze największe inspiracje do przeżywania duchowości na sposób emancypacyjny?
Hana: Dla mnie było to doświadczenie z okresu dojrzewania: potrzeba relacji z Bogiem, której nie kontrolowałby w żaden sposób Kościół. W wieku piętnastu lat byłam dość antyklerykalna. Sądzę, że religia nie powinna przesadnie określać naszego stanowiska w kwestiach moralnych, ważne jest, żebyśmy się rozwijali i w jakiś sposób nad tym pracowali. A tradycja chrześcijańska jest tu bogata. Tyle że Kościół katolicki jest hierarchiczną strukturą władzy, domagającą się tylko takich aktów, jak chodzenie do kościoła co niedzielę czy coroczne przystępowanie do spowiedzi. Możemy się czuć uciskani.
Hebrajskie słowo oznaczające miłosierdzie wiąże się ściśle ze słowem określającym macicę. A jeden z najważniejszych atrybutów Boga związany jest z piersiami – oznacza, że jest dostępny i potrafi w pełni zaspokoić człowieka. Tak więc hebrajski Bóg nie jest zupełnie patriarchalny.
Magda: Duchowość stawała się dla mnie wyzwalająca dopiero wtedy, kiedy przynosiła naukę o wybaczeniu, kiedy Bóg jawił się jako ktoś, kto jest po mojej stronie. Co, paradoksalnie, nie dzieje się w Kościele zbyt często. Mam wrażenie, że życie kościelne ma straszną tendencję do nadmiernego obciążania nas winą, tym, jak bardzo jesteśmy bezsilni i jak wszystko robimy źle. Później ludzie wyznają w kółko swoje grzechy, a w rzeczywistości tracą umiejętność zmiany samych siebie. Dzisiaj wprawdzie należę do Kościoła, ale zachowuję do niego dystans, i mam wrażenie, że duchowość daje mi siłę, umożliwia mi wyraźniejsze postrzeganie i głębsze doświadczanie świata.
Działacie na granicy dwóch obszarów, lewicy i chrześcijaństwa. Chrystianizujecie lewicę?
Magda: Czasami wydaje mi się, że tak, choć wstydzę się tego i nawet życzyłabym sobie, żeby lewicowi ateiści bardziej się ze mną kłócili. Nieraz specjalnie ich prowokuję. W każdym razie strasznie mi się podoba, że aktywizm, który ma równocześnie chrześcijańskie podłoże, nie jest wyłącznie negatywny. Złość jest na pewno ogromnie ważna, pomaga odkryć pewną autentyczną duchowość, usamodzielnić się i wyemancypować, ale trochę przeszkadza mi wykorzystywanie jej jako podstawowej motywacji, bez uwzględnienia tego, do czego może doprowadzić. Jest to jeden bardzo ważny stan emocjonalny i fakt, że przeważa on w dzisiejszym społeczeństwie, jest chyba nawet uzasadniony, ale dla mnie ważne jest również otwarcie się na inne stany.
Należycie do różnych wyznań, a my wciąż mówimy o katolikach…
Magda: W kościołach protestanckich kobiety pełnią rolę duchownych i panuje tam bardziej przyjazne nastawienie do związków osób tej samej płci, ale sytuacja zdecydowanie nie jest idealna. Niektóre zbory nawet stanowczo nie chcą mieć proboszczki lub po prostu jej nie szanują. Inny przykład: mówi się, że kobieta nie może być tak dobrą proboszczką jak mężczyzna i że nie powinna studiować teologii.
Layla: Znam historię, w której występują proboszcz i proboszczka będący w związku małżeńskim. Oboje osiągnęli tę samą pozycję, ale później czuli presję, żeby kobieta nie była tak widoczna jak mężczyzna, żeby nie poniżała go w ten sposób. Bo niby wyglądało to tak, że on jest przez to mniej mężczyzną i utarte przez tradycję role za bardzo się pomieszały. Tutaj bardzo dobrze widać, że równa reprezentacja płci na jakichś stanowiskach nie musi jeszcze oznaczać, że system zmienił się na lepsze.
Magda: Poza tym również tutaj pojawia się konserwatywna presja. Niektóre wyznania, które wcześniej nie określały jednoznacznie, że pastorem musi być mężczyzna, teraz dodają taką zasadę.
To jest związane z ogólnie konserwatywnym duchem czasu?
Hana: Trudno powiedzieć, ponieważ żyjemy tu i teraz; ciężko zidentyfikować jakieś długotrwałe trendy. Zauważam presję ze strony konserwatyzmu oraz wzrost sił konserwatywnych, ale również zjawiska przeciwnie – ruch feministyczny rośnie w siłę na całym świecie, także w Czechach powstało wiele grup feministycznych. Bardziej niż w czasach konserwatyzmu żyjemy w czasach „na pograniczu” – ale to można by powiedzieć o każdych czasach.
Magda: Chyba trudno zdefiniować konserwatyzm. Na pewno może istnieć również coś takiego jak feministyczny purytanizm. Przez częste nagłaśnianie różnych skandali i przypadków molestowania może dochodzić do stygmatyzacji różnych postaci oraz przejawów seksualności w ogóle. To też jest pewnego rodzaju opowiedzenie się za konserwatyzmem, choć punktem wyjścia jest feminizm. I to mnie irytuje i przeraża. Kwestia przemocy seksualnej czy molestowania jest ważna i trzeba się nią zajmować, ale strasznie bym nie chciała, żeby prowadziło to do surowszej moralności seksualnej.
**
Ondřej Slačálek, SALON, Právo. Z czeskiego tłumaczyła Olga Słowik. Skróty od redakcji.