Ministrowie finansów UE powinni zacząć myśleć, jak można zmniejszyć ciężar greckiego zadłużenia.
Grecki kryzys zadłużenia, który wybuchł w 2010 roku, powraca – i znów zagraża stabilności strefy euro. Był on efektem dwóch czynników. Po pierwsze, niepohamowanego wzrostu wydatków zarówno sektora prywatnego, jak i publicznego w Grecji lat boomu 2000-2010, który przyniósł dług na poziomie niedającym się opanować. Po drugie, beztroskich pożyczek udzielanych Grecji przez banki północy strefy euro. Ani przez moment nie stawiały one sobie pytania, czy Grecy kiedykolwiek te pożyczki spłacą.
Unia Europejska zdecydowała się rozwiązać kryzys zadłużenia przez ukaranie Greków i uratowanie banków północy. Grecji narzucono karny program oszczędnościowy, którego efekty widać dziś w tym kraju na każdym kroku: spadek PKB o niemal jedną czwartą od roku 2010, wzrost bezrobocia do rozmiarów niewidzianych od lat 30. oraz zubożenie dużych części greckiej ludności.
Banki w dużej mierze uniknęły kary. Doszło co prawda do restrukturyzacji greckiego długu u prywatnych inwestorów. Niektóre banki zapłaciły cenę za nadmiar udzielonych Grecji kredytów, ale większość z nich uchroniła się przed tym losem, przerzucając swe greckie wierzytelności na sektor publiczny. Obecnie znajdują się one w rękach rządów narodowych i Europejskiego Banku Centralnego. A te chcą odzyskać swe pieniądze, niezależnie od konsekwencji, jakie przyniesie to Grekom i greckiemu systemowi politycznemu.
Takiemu podejściu towarzyszy oficjalna narracja, zgodnie z którą oszczędności narzucone Grekom są konieczne i ostatecznie przyniosą dobre owoce. Czy faktycznie?
Oczywiście tak, jeśli intencją jest zabezpieczenie interesów wierzycieli, bo w takim wypadku możliwość jest tylko jedna: Grecy muszą zapłacić pełną cenę. A czy to się na końcu opłaci? Tak, oczywiście jeśli oszczędności utrzymane zostaną wystarczająco długo, aby wytworzyć nadwyżki i transfery zasobów z Grecji w kierunku bogatej północy strefy euro.
Narracja ta nie uwzględnia jednak politycznych wstrząsów, jakie przynosi nędza wywołana drastycznymi oszczędnościami. Miliony ludzi wepchnięte w nią przez wierzycieli z północy Europy nie są podmiotami biernymi. Nie tylko protestują na ulicach, co wierzyciele łatwo zniosą. Mogą również zagłosować na partie polityczne obiecujące im lepszy sposób rozwiązania ich problemów. I te partie mogą rozbić zastany porządek polityczny i społeczny.
Wstrząsające jest oglądanie tego, w jakim kokonie żyła europejska elita polityczna, niezdolna wziąć pod uwagę politycznych i społecznych konsekwencji radykalnych programów oszczędnościowych narzuconych przez nią Grecji (ale także innym krajom peryferii).
Ta elita wciąż ma lekcje do odrobienia. Pierwszą reakcją niemieckiego ministra finansów po ogłoszeniu nowych wyborów w Grecji było uznanie, że fiskalną dyscyplinę należy dalej rygorystycznie egzekwować.
Co należałoby zrobić? Wiele zależy od wyników wyborów w Grecji. Radykalnie lewicowa partia Syriza stara się osłabić intensywność programów cięć i wynegocjować z europejskimi władzami restrukturyzację długu. Tak się zaskakująco składa, że te postulaty faktycznie opierają się na prawidłowej analizie greckiego problemu. Bowiem mimo nadzwyczaj ostrych cięć grecki dług publiczny jeszcze wzrósł i obecnie przekracza 170 procent PKB. Balast długu jest tak wielki, że kolejne rządy Grecji nie będą w stanie go obsługiwać.
Zamiast negować te realia, ministrowie finansów UE powinni stawić im czoła. Powinni zacząć myśleć, jak można zmniejszyć ciężar greckiego zadłużenia. Zaprzeczanie rzeczywistości skazuje Grecję na wiele kolejnych lat nędzy i wzmocni ekstremistyczne ruchy polityczne w tym kraju.
Ryzyko dziś polega na tym, że polityczni liderzy strefy euro odmówią redukcji długu Grecji i innych krajów peryferii. W takim wypadku nieunikniony jest fundamentalny kryzys strefy euro. Nawet jeśli Syrizie nie uda się wygrać najbliższych wyborów, w kolejnych wygrają już partie ekstremistyczne. A to może rozsadzić strefę euro jako całość.
Historia uczy nas, że po kryzysie zadłużenia trzeba znaleźć równowagę między interesami wierzycieli i dłużników. W strefie euro przyjęto podejście jednostronne, w którym dłużników zmuszono do poniesienia całego ciężaru dostosowania, a które niemal zawsze prowadzi do rewolty tych dłużników. To się właśnie dzieje w Grecji. Można ją powstrzymać jedynie wówczas, kiedy wierzyciele odważą się zmierzyć z rzeczywistością.
Przeł. Michał Sutowski