Twitter wdraża działania, które być może okażą się przyszłością wszystkich mediów społecznościowych. Chcąc odciąć się od fake newsów i mowy nienawiści, nie będzie promował wpisów mediów państwowych, a nawet zaczął specjalnie je oznaczać. Problem w tym, że w służbie populistów działa także wiele mediów prywatnych, a nie wszystkie publiczne bezkrytycznie chwalą rządzących. Jak to zrobić z głową?
Na razie oznaczenia stosowane są wobec kont mediów państwowych z krajów, które są stałymi członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ (USA, Chiny, Rosja, Wielka Brytania i Francja). Pozostałym Twitter będzie się przyglądał. Ograniczenia dotknęły więc rosyjską agencję Sputnik, chińską telewizję CCTV czy anglojęzyczny dziennik „Global Times”, również z Państwa Środka. Ich tweety oznaczone są etykietą „Media powiązane z państwem”.
czytaj także
Dlaczego w podobny sposób nie potraktowano brytyjskiego BBC, amerykańskiego radia publicznego NPR czy francuskiej telewizji France24? Ponieważ – jak tłumaczą administratorzy – kryterium była kontrola państwa nad „treściami redakcyjnymi poprzez środki finansowe, bezpośrednią lub pośrednią presję polityczną i/lub kontrolę nad produkcją i dystrybucją”. Nie będzie więc żadnych dodatkowych etykiet dla mediów, których właścicielem lub większościowym udziałowcem jest państwo – ale ich przekaz jest bezstronny.
Jak dużo państwa w państwie
Pytanie, kto tę bezstronność ocenia. Głosy krytyki posypały się na kierownictwo Twittera w związku z etykietą dla chińskiego portalu Caixin. Publikuje on także treści krytyczne wobec władz, choć w 30 proc. finansuje go China Media Capital – państwowy podmiot venture capital, który wspiera przede wszystkim przedsięwzięcia z dziedziny mediów i nowych technologii.
Co więcej, od medium społecznościowego należałoby oczekiwać szybkiej reakcji na wydarzenia ze świata. W dniu wyborów prezydenckich w Białorusi został odłączony internet, ale czy nadawcy z innych krajów nie publikowali tweetów sprzyjających reżimowi Aleksandra Łukaszenki? Takie treści na pewno zresztą trendowały, jeśli były oznaczone jednymi z najbardziej obecnie popularnych hasztagów nawiązujących do głosowania w Białorusi. Jeśli więc Twitter – jak sam napisał w oświadczeniu o wprowadzeniu etykiet – nie chce promować treści będących „środkiem do realizacji politycznej agendy” władz państwowych – na razie poszedł po linii najmniejszego oporu. Mimo szlachetnych intencji wychodzi na boomera, który nie umie we współczesną propagandę, uprawianą nieraz rękoma opłaconych trolli setki czy tysiące kilometrów od państwa, w którego interesie publikują treści w sieci.
Ponadto zastanawiające jest skupienie Twittera na mocarstwach, nawet jeśli oznaczenie krajów z Rady Bezpieczeństwa ONZ jest pierwszym krokiem, na którym kierownictwo portalu nie zamierza poprzestać. Nie dziwi chęć utemperowania prezydenta USA Donalda Trumpa, który używa Twittera jako głównego kanału komunikacji i zdarzyły mu się zarówno wpisy o charakterze mowy nienawiści, jak i rozpowszechnianie fake newsów. Zawsze warto też mieć na oku Rosję i Chiny. Skoro jednak Francja czy Wielka Brytania uniknęły etykiet, widać jak na dłoni, że członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ tylko oficjalnie jest tu jakimś kryterium wyboru. Wszystko wskazuje na to, że w rzeczywistości chodzi o kontrolowanie oficjalnego przekazu populistów i satrapów. Dlaczego więc w oświadczeniu o wprowadzeniu etykiet nie mówi się wprost o krajach, które nie przestrzegają międzynarodowych standardów praworządności, a ich media wspierają politykę rządu? Może dlatego, że sprawa znów rozbija się o Trumpa.
Polityk po godzinach to nie polityk?
Za państwowe media Twitter uznał również oficjalne konta polityków, dlatego prezydencki profil przywódcy USA @Potus doczekał się oznaczenia. Nie zobaczymy go jednak w opisie znacznie bardziej popularnego konta prywatnego Trumpa, @realDonaldTrump.
Takie rozróżnienie miałoby sens, gdyby politycy po pracy pisali w mediach społecznościowych już tylko o sprawach prywatnych, ale tak na ogół nie jest. A już na pewno nie w tym wypadku – to właśnie na prywatnym profilu Trumpa pojawiały się jego najbardziej kontrowersyjne wpisy. Cytowała je prasa na całym świecie, odnosiły się do nich media, odpowiadali na nie inni politycy. I tym też Twitter tłumaczy swoją decyzję o braku oznaczeń dla kont prywatnych: „Cieszą się one rozpoznawalnością i uwagą mediów oraz podnoszą świadomość opinii publicznej”.
Może i tak, ale z punktu widzenia propagandy politycznej czy dezinformacji bywają bardziej szkodliwe od kont oficjalnych czy w wielu przypadkach również od państwowych mediów. Wydaje się zatem, że w tej zagrywce chodzi już wyłącznie o pieniądze – każdy pełen oburzenia komentarz dotyczący wypocin Trumpa na Twitterze to w końcu… wzmianka o samym Twitterze. Co znowu pozwala mu ominąć własne kryteria wyboru mediów opatrzonych etykietą i czyni je co najmniej mglistymi dla odbiorców. A wydawałoby się, że to w trosce o ich dobro kierownictwo serwisu wprowadza nowe zasady.
Dziwny to ruch jak na portal stawiany innym social mediom za wzór walki z mową nienawiści poprzez „etykietowanie” wypowiedzi Donalda Trumpa o takim charakterze. Rodzi to podejrzenia, że tamte decyzje były podyktowane chwilową koniunkturą (wtedy akurat chodziło o solidarność z Afroamerykanami po śmierci George’a Floyda). Co stoi za tymi obecnymi? Bo jeśli autentyczna chęć uchronienia użytkowników przed propagandą i fake newsami, Twitter potrzebuje lepszego researchu w krajach, które mocarstwami nie są (nasze TVP Info nie doczekało się żadnych ograniczeń, a choćby o nakręcanej przez obecne władze dyskryminacji w Polsce osób LGBT jest głośno również za granicą), i decyzji, czemu właściwie mają służyć etykiety.
czytaj także
Skoro nie są narzędziem cenzury – wszelkie treści na oznaczonych nimi kontach nadal są dostępne – a ich przekaz nie jest obraźliwy czy w ogóle oceniający, informuje po prostu o sposobie finansowania danego medium – to dlaczego prywatne konta polityków „udają”, że mają prywatny charakter? A media państwowe Francji czy Wielkiej Brytanii, oceniane przez administratorów jako wolne od propagandy, mogą równie dobrze uchodzić za niepaństwowe – bo informacji o ich afiliacji na stronie nie ma?
Pokazuje to tylko trudności, jakie napotykają i zapewne będą coraz częściej napotykać social media, które nie chcą stać się bronią masowego rażenia w rękach populistów, a zarazem próbują zachować neutralny charakter. Mimo tych wątpliwości warto mieć na uwadze, że Twitter dopiero wprowadził nowe ograniczenia i planuje jeszcze rozszerzyć ich zasięg – może przy okazji zastanowi się nad tym, co chce poprzez ich zastosowanie przekazać użytkownikom.