Świat

Pandemia? Rasizm policji? Nie, Trump poszedł na wojnę z Twitterem

Choć światowe centrum pandemii Covid-19 przesunęło się do Ameryki, a w Minneapolis trwają wielotysięczne rozruchy po zabiciu przez policję czarnego mężczyzny, to prezydent USA Donald Trump postanowił przerzucić siły na front walki z… Twitterem.

Ku zaskoczeniu wielu, po kolejnej manipulacji Donalda Trumpa cierpliwość wyczerpała się… samemu Twitterowi. Od dwóch dni platforma ta uważniej przygląda się poczynaniom amerykańskiego prezydenta w sieci, wklejając pod kolejne tweety Trumpa krótkie komunikaty: „materiał zmanipulowany”.

Trump zareagował niemal natychmiast, oskarżając internetową platformę o cenzurę i ingerencję w publikowane przez niego treści. Rzeczniczka prasowa Białego Domu powiadomiła media o tajemniczym dekrecie prezydenckim, który ma być wymierzony w media społecznościowe. Ten zmaterializował się w kolejnej dobie.

W myśl dekretu Trumpa Twitter i Facebook miałyby zmienić swój status z mediów wymiany informacji na wydawniczy. Zdaniem Trumpa dodatkowe informacje flagujące podawane przez niego tweety są atakiem na wolność słowa i otwartym zaangażowaniem się platformy internetowej w kampanię prezydencką. Rozporządzenie Trumpa ma jednak charakter głównie polityczny, pozbawiony mocy prawnej i niemal na pewno zostanie zakwestionowane przez prawników i sądy.

Już po wypowiedzeniu przez Trumpa wojny Twitterowi platforma oflagowała jeden z jego ostatnich wpisów na portalu jako „gloryfikujący przemoc”, ukrywając tym samym jego treść.

Chodzi o tweet Trumpa, w którym grozi mieszkańcom Minneapolis odpowiedzią militarną Gwardii Narodowej USA i otworzeniem ognia w przypadku zamieszek w mieście wywołanych zabójstwem 46-letniego czarnoskórego mężczyzny, który został uduszony kolanem podczas interwencji przez tamtejszego policjanta.

W kolejnym tweecie dotyczącym zamieszek Trump nazwał protestujących „bandytami” (ang. thugs) i znowu zagroził interwencją militarną. Ten wpis również nie umknął uwadze Twitterowi i również został oznaczony w ten sam sposób.

Płytki fake prezydenta Trumpa

Wszystko zaczęło się od filmu podanego dalej przez prezydenta, w którym jego główny konkurent w wyścigu po prezydenturę Joe Biden miał rzekomo wyrażać poparcie dla prezydenta USA.

Trump podał dalej zmanipulowane i skrócone nagranie jednej z publicznych wypowiedzi publicznych Bidena. „Jedyne, do czego jesteśmy w stanie doprowadzić, to reelekcja Donalda Trumpa” – zdawał się mówić demokrata w nagraniu. Jednak całość wypowiedzi brzmiała: „Jedyne, do czego jesteśmy w stanie doprowadzić, to reelekcja Donalda Trumpa, jeśli zaangażujemy się wyłącznie w ten wewnętrzny pluton egzekucyjny” (ang. circular firing squad, czyli sytuację, w której spory toczone wewnątrz partii prowadzą do całkowitego rozkładu). Używając tego samego idiomu, przed walkami frakcyjnymi ostrzegał wcześniej demokratów były prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama.

Ten ucięty, czternastosekundowy filmik został oryginalnie opublikowany przez Dana Scavina – człowieka odpowiedzialnego za media społecznościowe Białego Domu. W poprzedniej kampanii prezydenckiej Trumpa, w której również był on członkiem sztabu odpowiedzialnym za media społecznościowe, Scavino opublikował na Twitterze Trumpa antysemicki obrazek, ukazujący Hillary Clinton w towarzystwie gwiazdy Dawida i napisu: „Najbardziej skorumpowana kandydatka wszech czasów”. Pomimo prób dowodzenia, że żydowska gwiazda miała być jedynie odznaką szeryfa, tweet usunięto, a gwiazdę ostatecznie przerobiono na koło.

Nierówna walka Trumpa z prawdą

To tylko jeden z fake newsów wylewających się z mediów społecznościowych Donalda Trumpa. Zaledwie rok po ogłoszeniu jego prezydentury dziennik „New York Times” opublikował listę wszystkich jego kłamstw od momentu inauguracji. Jest ona upiornie imponująca: okazuje się, że prezydent publicznie kłamał każdego miesiąca, a w lutym 2017 roku aż trzynaście razy.

Na COVID-19 w samych Stanach Zjednoczonych zmarło już ponad sto tysięcy zarażonych osób. Zdaniem WHO centrum pandemii koronawirusa przesunęło się do obu Ameryk, zbierając śmiertelne żniwo zwłaszcza w rządzonych przez Trumpa Stanach Zjednoczonych. I to nie powstrzymało jednak amerykańskiego prezydenta przed zatruwaniem debaty publicznej kolejnymi kłamstwami i półprawdami o pandemii.

Trump od początku trwania globalnego kryzysu COVID-19 zaprzeczał, by był on czymś poważnym. W lutym 2020 roku zapewniał nawet, że w okolicach kwietnia, „kiedy zrobi się trochę cieplej, wirus w cudowny sposób ulotni się”.

W tym samym miesiącu umniejszał istniejącemu zagrożeniu, mówiąc: „Kiedy masz piętnastu zakażonych i tych samych piętnastu w ciągu kilku dni zmniejszy się do zera, to oznacza, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty”.

Odnosząc się do pierwszych obostrzeń związanych z zamykaniem szkół i miejsc pracy, Trump na Twitterze stwierdził, że „nie można pozwolić na to, by rozwiązanie było gorsze od samego problemu”.

Choć wszyscy wyraźnie widzieli, że Trump całkowicie zlekceważył zagrożenie, jakie niesie dla świata koronawirus, to amerykański prezydent zaledwie miesiąc później nieoczekiwanie stwierdził, że „postrzegał go jako pandemię, zanim jeszcze tak ją nazwano”. Powtarzał też, że „nikt nie mógł przewidzieć takiego rozwoju wydarzeń”, co – po raz kolejny – jest nieprawdą. Kiedy COVID -19 został w styczniu zidentyfikowany po raz pierwszy w Chinach, już wtedy przez ekspertów postrzegany był jako poważne globalne zagrożenie.

Na początku kryzysu epidemicznego Trump uspokajał Amerykanów porównując koronawirusa do – groźniejszej według niego – sezonowej grypy. Wystarczyłoby jednak posłuchać ekspertów, żeby dowiedzieć się, że COVID-19 jest chorobą 10 razy bardziej śmiertelną od sezonowej grypy. Co gorsza, używając tego porównania, Trump zniechęcał Amerykanów do zachowywania odpowiedniego dystansu, będącego jak na razie najskuteczniejszą metodą walki z wirusem.

Jaszczuroludzie w koronach wirusów

Dwa lata po słynnej liście kłamstw i niedopowiedzeń Trumpa z pierwszego roku prezydentury, sporządzonej przez „The New York Times”, wyliczenie niedawno powtórzył „Washington Post” i doliczył się już 15 413 publicznych kłamstw i stwierdzeń wprowadzających w błąd w ciągu 1055 dni. Trump manipulował i okłamywał opinię publiczną średnio 15 razy na dobę.

Do końca kadencji Trumpa zostało jeszcze 235 dni.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij