Świat

Reżimowi nie udało się zastraszyć ludzi. Milicja nosi maski – raczej ze wstydu niż z powodu wirusa

„Zatrzymano już 7 tysięcy ludzi, w tym kilkudziesięciu dziennikarzy. Wiadomo, że aresztowanie oznacza dla człowieka pobicie, czasami ciężkie. A czasami śmierć. Ale ludzie już się nie boją, a Łukaszenka będzie rządził społeczeństwem, które go nie uznaje”. Relacja Sławomira Sierakowskiego z protestów powyborczych w Białorusi.

Trzeci i czwarty dzień protestów w Białorusi były inne niż pierwsze dwa. Nastąpiło przejście do protestu rozproszonego, znanego choćby z Hongkongu, trudnego do uchwycenia i zduszenia w jednym miejscu.

Dotąd bowiem na ulicach tworzyły się spontanicznie fronty, a demonstracje były bardzo liczne, po obu stronach. Pod centrum handlowym Riga czy przy metrze Puszkinskaja, na wielkich skrzyżowaniach stawało po jednej stronie kilkanaście tysięcy protestujących, po drugiej kilka tysięcy ludzi aparatu przemocy.

Teraz jednak od defensywy aparat przemocy przeszedł do ofensywy i prewencji zarazem. Po zdławieniu protestów w niedzielę i poniedziałek we wtorek i w środę milicja zaczęła obstawiać ulice, część z nich blokować, a na pozostałych selektywnie zatrzymywać samochody, wywlekać kierowców i ich bić.

Tej nocy milicja zatrzymywała co któryś samochód i biła znajdujących się w środku. Chodzi o zastraszenie społeczeństwa. Na moim nagraniu z objazdu Mińska z kolegami widać, jak pobitego ratuje pogotowie.

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Środa, 12 sierpnia 2020

W nocy z wtorku na środę objechałem całe miasto z grupą kolegów Białorusinów i najwyraźniej pod ochroną rachunku prawdopodobieństwa, bo uniknęliśmy podobnego losu. Nie zdawałem sobie początkowo sprawy, że taki jest właśnie nowy pomysł białoruskich służb – wywlekać kierowców z pojazdów i bić ich przykładnie. Być może za wyborem ofiar stało jakieś kryterium, np. gdy samochodem kierował młody mężczyzna, który mógłby potencjalnie zasilić protest, więc należy go pobić i wybić mu z głowy pomysły na demonstrowanie.

Udało nam się więc nie zostać zatrzymani, ale przejeżdżaliśmy obok scen pobicia, jedną z nich nagrałem. Ofiarą, pobitym na ulicy człowiekiem zajmowała się już dwójka lekarzy, a wokół nich stało kilkunastu OMON-owców.

Protesty rozproszyły się w kilka miejsc. Dalszym jest Puszkinskaja, czyli stacja metra ze skrzyżowaniem. Jest też dzielnica Kamienna Horka i centrum handlowe Riga, przy którym codziennie tworzą się barykady. To te lokalizacje składają się na taki miński Majdan w trzech częściach. Codziennie dochodzi tam do konfrontacji.

Tak wyglądają rany po kulach gumowych.Będzie dziś demonstracja solidarnosciowa lekarzy. Przy okazji: Powstała…

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Środa, 12 sierpnia 2020

W środę, czyli trzeciego dnia protestów, okolice metra Puszkinskaja były całe w kwiatach zawieszanych na ogrodzeniach. To oczywiście forma uczczenia ofiar, osób pobitych i postrzelonych, bo to właśnie w tym miejscu milicjanci strzelali do ludzi z broni długolufowej, z pocisków hukowych i gumowych. O ile jeszcze we wtorek udało się milicji zastawić skrzyżowanie z każdej strony, o tyle już wczoraj protestujące kobiety były na miejscu pierwsze.

Wcześniejszy dzień, a więc wtorek, był pokazem przemocy. Nie tylko milicja poblokowała miejsca demonstracji, ale też ludzie byli bardzo zmęczeni dotychczasowymi dniami protestu, budowaniem barykad, uciekaniem przed OMON-em, spaniem nie u siebie w domu.

Tym bardziej ważne było, co stanie się w środę. To miał być dzień prawdy: czy demonstranci przestraszą się prewencyjnej przemocy, czy też protest będzie kontynuowany?

Ciężar oporu wzięły na siebie właśnie kobiety, które zorganizowały manifestację „Kobiety przeciw przemocy”. Ustawiały się wzdłuż ulic, np. wzdłuż alei Zwycięzców z wyciągniętymi rękami i palcami ułożonymi w znak victorii, a przejeżdżający kierowcy okazywali im solidarność klaksonami. To wszystko wymagało odwagi, ale też ogromnej wytrwałości, bo stały tak nieraz przez cały dzień.

Trwa bardzo wzruszajacy protest „Kobiety przeciwko przemocy”. Kierowcy solidaryzują się klaksonami. Nawet przez okno…

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Środa, 12 sierpnia 2020

Organizowano też marsze kobiet wokół placów, formę protestu o bardziej miękkim autorytecie, który nie polegał na konfrontacji przemocowej, lecz służył poruszeniu serca, był świadectwem moralnym. Do tego dochodził jeszcze protest lekarzy, którzy wychodzili przed szpitale, stali w białych kitlach i trzymali transparenty wzywające do powstrzymania przemocy.

W obu przypadkach przesłanie można streścić w pytaniu: nas też zaatakujecie? Nas też będziecie bić?

I trzeba powiedzieć, że OMON w tej sytuacji trochę zgłupiał, nie wiedział, co robić, nie zdecydował się tych ludzi zaatakować w sposób gwałtowny i bezpośredni. Przy stacji Puszkinskaja – którą jeszcze we wtorek skutecznie odcięła protestującym milicja i gdzie przedwczoraj znalazłem nieszczęsne polskie pociski – kobiety w środę okupowały skrzyżowanie. Milicja interweniowała raczej kiepsko, funkcjonariusze łapali się za ręce i próbowali je szykiem zwartym zepchnąć, ale nie odważyli się ich frontalnie zaatakować. Na ulicach kierowcy celowo zwalniają prędkość do 20–30 km na godzinę, jeżdżą całymi kolumnami w tym tempie i często udaje im się tym sposobem zablokować milicję.

Ludzie przeszli do nowych form protestu, trudniejszych do zdławienia w charakterystyczny dla Łukaszenki, gruboskórny sposób. Jego aparat przemocy jest na to nieprzygotowany, tak jak wcześniej nie był przygotowany na opozycję, której na czele stoją kobiety. Po prostu nie wiedzieli, co zrobić z tą Cichanouską, wyłączali najwyżej internet w rejonie zgromadzeń i zamykali stadiony, kiedy mogła się gdzieś pojawić. I teraz też wyszli na ulicę ludzie, z którymi OMON nie wiedział, co zrobić.

Protestują też ludzie najstarszego teatru państwowego w Białorusi, pisząc: „My, kupałowcy, z bólem patrzymy na to, co dzieje się teraz w naszym państwie. Szanujemy prawa człowieka, ale każdego wieczoru żyjemy jak na froncie. Okaleczeni ludzie nie znikną, nigdy nie zapomną tego, co ich spotkało. Już nie damy rady żyć jak wcześniej. Domagamy się zaprzestania używania siły w stosunku do pokojowych ludzi. Jesteśmy bardzo zaniepokojeni tym, że nasi koledzy, sąsiedzi, znajomi znajdują się w areszcie. Jesteśmy przeciwni terrorowi, przemocy, jesteśmy przeciwni śmierci i rozlewowi krwi w naszym państwie. Chcemy pokoju i spokoju”.

Kolejne dni pokazują więc, że mamy do czynienia z protestem uczącym się, ewoluującym, który potrafi uprzedzać działania milicji i inteligentnie reagować na sytuację. To daje również nadzieję, mimo że przemoc milicyjna jest straszna. Po raz kolejny około 2 w nocy widziałem kilkadziesiąt wozów opancerzonych i autokarów z OMON-em:

Właśnie przejechała mi przed oknem seria 40-50, poprawka: 70-80, opancerzonych ciężarówek, autokarów OMON-u i wozów…

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Wtorek, 11 sierpnia 2020

Zatrzymano już 7 tysięcy ludzi, w tym kilkudziesięciu dziennikarzy. Wiadomo też, że aresztowanie oznacza dla człowieka pobicie, czasami ciężkie. Jest kolejna ofiara śmiertelna, w Homlu, gdzie jest tylu aresztowanych, że z braku miejsca trzyma się ich w szeregach ustawionych na dworze samochodów – chłopak zmarł tam z powodu zbyt wysokiej temperatury.

Są niestety pierwsze przypadki użycia ostrej amunicji udokumentowane przez prasę. Inaczej niż na ukraińskim Majdanie rolę tituszek, czyli opłacanych zbirów bijących często przypadkowych ludzi na ulicy, odgrywa milicja. Wielu demonstrantów podejrzewa, że wśród jej funkcjonariuszy są ludzie przysłani z Rosji, ale nie potrafię tej informacji potwierdzić.

Z drugiej strony coraz więcej ukazuje się nagrań oficerów i ludzi aparatu władzy, którzy zrzucają mundury, rzucają je do kosza lub na ziemię. Mówią: „Hańba!”, deklarują: „Nie będę występował przeciw własnemu narodowi”. Pewien człowiek z administracji Łukaszenki nagrał wypowiedź, w której mówi: „Moją prezydentką jest Swiatłana Cichanouska, bo to ona wygrała wybory”. W jednym z zakładów pracy w Grodnie, dyrektor – aparatczyk – mówi do robotników o Łukaszence, że go naród wybrał. Urządza masówkę jak w PRL, aby pracownicy zbiorowo i zgodnie wyrazili poparcie dla przywódcy, ale kiedy pyta ich, na kogo głosowali, oni zaczynają krzyczeć, że na Swiatłanę Cichanouską…

Ludzie się nie boją się już wyrażać swoich poglądów, pokazują sobie znak „V” na ulicy, pozdrawiają się klaksonami. Ten naród nie daje się zastraszyć i Łukaszenka będzie musiał z tym żyć. Mimo brutalnego dławienia demonstracji nie udało mu się sprawić, że ludzie nie będą się więcej wychylać. To po prostu nie działa. Łukaszenka będzie odtąd rządzić społeczeństwem, które go nie uznaje.

Z powodu protestów zamykane są też kawiarnie i różne zakłady pracy w mieście. Ale najtrudniejszy dla państwa będzie kryzys związany z wyłączaniem internetu. Dla reżimu Łukaszenki segment IT był oczkiem w głowie, flagowym okrętem gospodarki. Białoruś ma bardzo silny sektor nowych technologii i kiedyś mogłaby stać się drugą Estonią, ale nie będzie, jeśli najzdolniejsi ludzie z tej branży zaczną z kraju wyjeżdżać, a dostęp do sieci będzie blokowany.

W tej chwili, a jest czwartek przed południem, kolejne protesty trwają. Aleją Niepodległości na moich oczach przechodzi marsz ubranych na biało kobiet z kwiatami w ręku. Reżimowi nie udało się zastraszyć nawet 14- i 15-letnich dziewczynek. Milicja zaś nosi maski. Raczej ze wstydu niż z powodu wirusa.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij