Dzień przed oficjalnym objęciem władzy prezydenckiej przez Władimira Putina na ulice Moskwy wyszło około piętnastu tysięcy demonstrantów. I zapowiadane są kolejne protesty.
„Chcemy, żeby władza była uczciwa. Chcemy, żeby uzurpatorzy odeszli. (…) Chcemy, żeby Rosja żyła dostatnio, bez cynizmu, kradzieży i nędzy – powiedział Borys Niemcow, jeden z liderów rosyjskiej opozycji, w trakcie manifestacji, która odbyła się w Moskwie dzień przed oficjalnym objęciem władzy prezydenckiej przez Władimira Putina.
Z historii pewnego placu
Plac Błotny znajduje się w centrum stolicy Rosji, w miejscu, gdzie rzeka Moskwa tworzy łuk, skręcając w stronę mostu Krymskiego, dokładnie naprzeciw Kremla. W ostatnich miesiącach miejsce to stało się najbardziej wyrazistym symbolem protestów obywatelskich w Rosji. Tu gromadzili się uczestnicy wielotysięcznych manifestacji, stąd wyruszali w marszach kontestujących politykę władz Federacji Rosyjskiej. Protestujący za każdym razem żądali szybkiego przeprowadzenia reform politycznych i społecznych (między innymi rejestracji partii opozycyjnych), uwolnienia więźniów politycznych, unieważnienia wyników grudniowych wyborów parlamentarnych, przeprowadzenia uczciwych wyborów prezydenckich i ponownych wyborów do Dumy. Wiecujących nie zniechęcała ani niska temperatura, ani ostrzeżenia policji na temat słabej konstrukcji mostu wiodącego na plac Błotny.
Zimowe protesty z nadzieją przywitano w wielu europejskich krajach, zwłaszcza w byłych państwach obozu sowieckiego, a zarazem z niepokojem obserwowano ich gasnącą siłę. Wielu publicystów pisało wówczas o „zmarnowanej szansie”, podkreślając, że przekrój społeczny ruchu zasadniczo przekreśla prawdopodobieństwo jego powszechnego sukcesu. Jednak bez względu na liczbę uczestników protesty należy uznać za wyrazisty sygnał początku pewnego procesu – obywatele, zgodnie ze swoimi przekonaniami, zaczęli domagać się zmian w sposobie sprawowania władzy.
Zwyrodnienie systemu politycznego, przeciwko któremu zwrócili się protestujący, ma swoją „reprezentację personalną”. Powrót Władimira Putina na Kreml – od lat przewidywany przez komentatorów sceny politycznej w Rosji – stał się przyczyną kolejnej manifestacji, która została brutalnie rozpędzona przez oddziały specjalne policji. Nie wiadomo ostatecznie, czy bezwzględna reakcja władzy jest świadectwem bezradności wobec społecznego oporu, czy też proklamacją końca rosyjskiego „snu o wolności”.
Niepokorne miliony
Uczestnicy Marszu Milionów zgromadzili się na placu Kałuskim, a następnie próbowali przejść na pobliski plac Błotny. W akcji wzięło udział około piętnastu tysięcy demonstrantów, którzy wznosili okrzyki: „Rosja bez Putina”, „Putin to złodziej”, „Putin to nie nasz prezydent”. Manifestanci przypięli do ubrań białe wstążki symbolizujące sprzeciw wobec fałszerstw wyborczych z grudnia ubiegłego roku. Do starć z siłami policyjnymi doszło w momencie, gdy organizatorzy – widząc, że siły porządkowe zamknęły część placu Błotnego – zrezygnowali z wiecu, ogłaszając bezterminowy strajk siedzący. Policja uznała to za prowokację i rozpoczęła pacyfikację manifestacji. W ruch poszły pałki i gaz łzawiący.
W oficjalnym komunikacie rzecznik praw człowieka Federacji Rosyjskiej Władimir Łukin stwierdził, że „odpowiedzialność za zajścia spada na tę część organizatorów, którzy urządzili siedzący strajk”, podkreślając zarazem „poważne uchybienia ze strony policji”. Manifestanci obrzucili funkcjonariuszy OMON-u kamieniami, kawałkami asfaltu, racami świetlnymi, butelkami, zaatakowali również dziennikarzy i zniszczyli wóz transmisyjny rosyjskiej telewizji NTV. Policja zatrzymała około czterystu osób, w tym liderów opozycji: Siergieja Udalcowa, Borysa Niemcowa i Aleksieja Nawalnego, którym za „nawoływanie do naruszenia porządku publicznego” grozi kara do dwóch lat pozbawienia wolności.
Strażnik tronu
Jeśli można mówić o „zmarnowanej szansie”, to raczej w odniesieniu do prezydentury Dmitrija Miedwiediewa, którą niemal powszechnie uznaje się za fasadową. Imitator i strażnik tronu – jak określa byłego prezydenta Lilia Szewcowa, główna analityczka moskiewskiego Centrum Carnegie – nie odniósł zasadniczo żadnego znaczącego sukcesu w polityce wewnętrznej, choć bez wątpienia potrafił nieco złagodzić negatywną opinię o Rosji na arenie międzynarodowej. Krytyka decyzji o rozpoczęciu wojny z Gruzją w sierpniu 2008 roku i bojkot Rosji zmusiły go do ogłoszenia w listopadzie 2010 roku słynnego resetu w stosunkach z Zachodem, co może być uznane za największe osiągnięcie Miedwiediewa w polityce zagranicznej.
Klęską zakończyło się natomiast wdrożenie narodowego programu walki z korupcją planu reformy służb mundurowych. Zmiany w mechanizmie wyboru gubernatorów także trudno uznać za sukces, skoro, jak pisze w tekście Scheda po Miedwiediewie Wacław Radziwinowicz z „Gazety Wyborczej”, „on sam w ostatnich tygodniach dosłownie rzutem na taśmę zdymisjonował prawie wszystkich gospodarzy regionów, których kadencja kończyć się powinna w najbliższym czasie. I na ich miejsce na kolejne cztery lata naznaczył nowych”.
Powrót cara
W samo południe orszak prezydenta-elekta wjechał na Kreml. Po przyjęciu raportu od komendanta twierdzy Władimir Putin udał się do Sali Gieorgijewskiej, gdzie odbyła się główna część ceremonii, na którą zaproszono trzy tysiące osób, w tym członków rządu, deputowanych do Dumy Państwowej, sędziów, szefów misji dyplomatycznych, duchownych, ludzi nauki i kultury. Prezydent-elekt odebrał insygnia władzy z rąk Walerija Zorkina, przewodniczącego Sądu Konstytucyjnego, a następnie złożył przysięgę prezydencką, zobowiązując się do „przestrzegania praw i swobód człowieka i obywatela”, obrony konstytucji oraz suwerenności, integralności i bezpieczeństwa państwa.
W trakcie uroczystości na Kremlu policja zatrzymała około 120 osób pod zarzutem „próby przeprowadzenia pikiety nieuzgodnionej z władzami”. Jeszcze 7 maja na placu Maneżowym w Moskwie ma się odbyć kolejny wiec protestacyjny. Tymczasem ustępujący prezydent Dmitrij Miedwiediew zlecił radzie do spraw rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i praw człowieka przygotowanie projektu zmian w ustawie o wiecach i zgromadzeniach publicznych. Projekt ma wzmocnić „gwarancje przestrzegania praw i swobód obywateli Federacji Rosyjskiej”.
Władza w Rosji się przejęła.
Jacek Głażewski – historyk literatury, krytyk, tłumacz. Pracuje na Uniwersytecie Warszawskim i w Fundacji Centrum prof. Bronisława Geremka.