Świat

Liedel: Rodzi się nowa forma terroryzmu

Terroryzm stał się jedną z technik prowadzenia działalności politycznej, wszedł do kanonu. Nie zniknie, można go jedynie ograniczać.

Tomasz Stawiszyński: Po ataku w Bostonie zaczęto mówić o nowej generacji terrorystów, tak zwanych „samotnych wilków”. Ludzi niezrzeszonych w żadnej organizacji terrorystycznej, działających na własną rękę, czerpiących inspirację ideologiczną oraz techniczną wiedzę o budowie ładunków wybuchowych głównie z internetu…

Dr Krzysztof Liedel: Od trzech, czterech lat mówimy o zjawisku tak zwanego soloterroryzmu czy też taktyce samotnych wilków. Wynika to przede wszystkim z tego, że światowy jihad jest organizacją stricte sieciową, stanowi luźny związek mniejszych i większych grup, które mają wspólną ideologię i strategię, natomiast jeśli chodzi o planowanie i przeprowadzanie ataków terrorystycznych – robią to osobno, niezależnie od siebie, samodzielnie, choć otrzymują oczywiście wsparcie finansowe czy też szkoleniowe. Ta struktura zaczęła w ostatnich latach ewoluować i pojawiły się również w jej ramach pojedyncze osoby, które decydują się na dokonywanie zamachów. Ci ludzie nie mają żadnych formalnych związków z organizacjami terrorystycznymi, a więc w fazie planowania czy przeprowadzania ataku z nikim nie współpracują, ale bardzo często są przez rozmaite organizacje inspirowane. Bo trzeba pamiętać, że rekrutacja i radykalizacja samotnych wilków odbywająca się za pośrednictwem internetu jest zjawiskiem doskonale zorganizowanym.W strukturach różnych organizacji terrorystycznych są specjalne komórki zajmujące się radykalizacją – umieszczają konkretne treści na forach i stronach, docierają do ludzi na portalach społecznościowych.

Al Kaida od pewnego czasu uznała, że znacznie efektywniejsze jest organizowanie mniejszych zamachów dokonywanych przez pojedyncze osoby, ponieważ w ten sposób da się osiągnąć dokładnie ten sam efekt psychologiczno-medialny, co w przypadku wielkich i spektakularnych przedsięwzięć. A zabijanie jest w terroryzmie wyłącznie narzędziem to osiągnięcia pewnego efektu psychologicznego, propagandowego i politycznego. I być może zamach w Bostonie jest początkiem nowej strategii czy nowej taktyki w działaniu światowego jihadu, w tym także Al Kaidy. Przy czym należy pamiętać, że zjawisko samotnych wilków nie jest charakterystyczne wyłącznie dla terroryzmu islamistycznego. Różnego rodzaju inne nurty terrorystyczne też korzystały z takiej taktyki. Klasycznym przykładem jest Breivik czy zamach w Oklahoma City, gdzie mieliśmy do czynienia z inną motywacją ideologiczną, natomiast jeśli chodzi o taktykę – to były klasyczne samotne wilki.

Duże organizacje terrorystyczne zdają sobie z tego sprawę i dlatego świadomie kierują swój przekaz do samotnych wilków?

– Tak. Ludzie, którzy się tym zajmują, pracują jak dobrze zorganizowany dział marketingowy. Robią wszystko, żeby radykalizujących treści było w mediach jak najwięcej, nie tylko w internecie, także w prasie czy telewizji. Te treści są również bardzo dobrze opracowywane – stosuje się różnego rodzaju manipulacje, socjotechniki. Dodatkowo – typuje się ludzi podatnych na radykalizację. Kiedyś ten proces odbywał się w domach modlitewnych, meczetach czy uniwersytetach. Ludzie byli tam poddawani długoterminowej indoktrynacji. Dzisiaj bardzo często stawia się na tak zwane katalizatory radykalizacji, czyli jakieś zdarzenie w życiu człowieka, które powoduje, że staje się on podatny na tego rodzaju wpływ. Na przykład w terroryzmie czeczeńskim bardzo często rekrutuje się kobiety – zwłaszcza do zamachów samobójczych – które w wojnie z Rosjanami straciły męża, dziecko czy brata. Przeżywają załamanie psychiczne – i wtedy docierają do nich emisariusze organizacji terrorystycznych i namawiają do zemsty. W Wielkiej Brytanii skrajne ruchy islamistyczne próbują wykorzystywać nawet takie sytuacje, kiedy emigrant nie otrzymuje obywatelstwa, albo zgody na prowadzenie działalności gospodarczej. Mówi się mu wtedy, że ten kraj go nie chce, że go odrzuca, traktuje go źle – i powinien za to słono zapłacić.

Czy w przypadku zamachu w Bostonie zadziałał właśnie taki mechanizm?

– Z dowodów, którymi na tym etapie dysponujemy, wynika, że proces radykalizacji odbywał się tutaj przede wszystkim na poziomie internetu, ale dużą rolę odgrywały także podróże starszego z braci w rodzinne strony. Przebywając w Dagestanie, spotykał się z radykalnymi bojownikami – i zapewne wtedy właśnie wszystko się zaczęło. Potem była to już kwestia samonapędzającego się mechanizmu.

Ta nowa strategia – starannie planowanej rekrutacji z użyciem technik psychologicznych i internetu – jest chyba, jak pokazują wydarzenia bostońskie, bardzo skuteczna i trudna do wykrycia…

– Od czasów 11 września 2001 cały czas dyskutujemy o tym, na ile – jako społeczność międzynarodowa – jesteśmy w stanie, w imię bezpieczeństwa, ograniczyć nasze wolności obywatelskie. Oczywiście, internet jest pewnym problemem. Ale jest także ogromnym osiągnięciem cywilizacyjnym. Internet jest wszechobecny i ogólnie dostępny – stoimy jednak przed pytaniem w jak pogodzić wolność i dostępność internetu z bezpieczeństwem. I nie mamy na to w tej chwili odpowiedzi. Internet jest dla terrorystów doskonałym narzędziem – nie tylko jeśli chodzi o rekrutację, ale także komunikację, szkolenie… Wydaje mi się, że pomysł na walkę z terroryzmem nie powinien polegać na ograniczeniu dostępności internetu. Jeżeli dzisiaj internet jest wykorzystywany przez terrorystów do organizowania i planowania zamachów, propagandy, komunikacji czy dezinformacji, to być może ci, którzy zajmują się walką z terroryzmem, powinni stworzyć taki sam system. Powinniśmy również wykorzystywać internet i inne media do propagandy, komunikowania się ze społeczeństwem, do dezinformowania terrorystów, do szkolenia ludzi w jaki sposób mają się zachowywać etc. Jeżeli przyjmiemy, że najważniejsze w terroryzmie jest osiągnięcie efektu psychologicznego i propagandowego, to musimy zrobić wszystko, żeby metody, jakie stosują terroryści, stały się pod tym względem nieskuteczne. Systemy bezpieczeństwa powodują, że zorganizowanie zamachu staje się coraz bardziej skomplikowane i coraz droższe. Nie negocjujemy z terrorystami, traktujemy ich jak bandytów itp. Natomiast cały czas nie mamy pomysłu w jaki sposób zniwelować efekt psychologiczny i propagandowy.

Zamach w Bostonie był w sensie technicznym nieudany – bo użyte w nim ładunki wybuchowe miały zabić znacznie większą liczbę osób. Natomiast efekt psychologiczny wywarł ogromny – cel został więc tak czy inaczej osiągnięty.

Takich przykładów historii jest mnóstwo – zamach jest źle przygotowany, źle przeprowadzony, a mimo to jego społeczno-psychologiczne oddziaływanie jest ogromne. Musimy się nauczyć niwelować i ograniczać właśnie ten aspekt.

Zamach w Bostonie poważnie zachwiał amerykańskim społeczeństwem, które po 11 września 2001 zaczynało powoli odzyskiwać poczucie bezpieczeństwa.

– Jednym z elementów, który złożył się na tak gigantyczny efekt psychologiczny zamachu w Bostonie, było właśnie uspokojenie, o którym pan mówi. Media od dłuższego czasu przekazywały uspokajające informacje – Osama Bin Laden został wyeliminowany, Al Kaida jest słaba, przez kilkanaście lat nie dokonano w USA zamachu. Służby wprawdzie od czasu do czasu podkreślały, że Al Kaida cały czas ma możliwości operacyjne i sprawa nie jest bynajmniej zakończona, ale generalna atmosfera była raczej spokojna. Ten zamach kompletnie to zburzył. USA muszą się liczyć z tym, że w najbliższym czasie będą miały do czynienia z kolejnymi tego typu atakami. Terroryzm stał się po prostu jedną z technik prowadzenia działalności politycznej, wszedł do kanonu. Zamachów będzie raz mniej, raz więcej, natomiast terroryzm nie zniknie. Można go jedynie ograniczać.

**
Dr Krzysztof Liedel jest prawnikiem, zastępcą Dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Pozamilitarnego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, dyrektorem Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij