Środowe wystąpienie Trumpa to w istocie wyrażenie woli powrotu do stanu sprzed zabójstwa generała Sulejmaniego. Na chwilę możemy odetchnąć – ale to jeszcze nie koniec. Iran może szykować kolejną, dotkliwszą odpowiedź.
Na kilka godzin przed tym, jak ciało generała Sulejmaniego zostało złożone w grobie w jego rodzinnym Kermanie, Iran ze swojego terytorium ostrzelał dwie irackie bazy militarne, w których stacjonują wojska USA i międzynarodowej koalicji. Reakcja Teheranu była raczej niespodziewana i nietypowa – Iran najczęściej woli działać za pośrednictwem „proxies” rozsypanych po całym regionie. Bezpośredni atak na bazy wojskowe, w których stacjonują żołnierze USA i międzynarodowej koalicji, wygląda raczej jak działanie obliczone na użytek wewnętrzny, a operacja była uszyta na miarę – rakiety Fateh-313 wystrzelone z irańskiego terytorium dosięgły baz, ale obyło się bez ofiar.
Nieprzypadkowo na celowniku Iranu znalazły się akurat bazy w Iraku. Jak pokazały chociażby „irańskie depesze” opublikowane w listopadzie przez „New York Times”, Irak jest głęboko przeniknięty przez irański wywiad. Irańscy dowódcy musieli dobrze znać te obiekty i bardzo możliwe, że dysponowali także ich planami, co pozwoliło im na zorganizowanie tak precyzyjnego ataku. Iracki premier twierdzi także, że został przez Iran ostrzeżony przed atakiem. To dowodzi, że Iran chciał uniknąć ofiar – nie oznacza jednak, że takie ryzyko nie istniało. Iran, który od lat dużym wysiłkiem i sporymi nakładami finansowymi rozwija swój program rakiet balistycznych, musi mieć do swoich pocisków duże zaufanie.
czytaj także
Operacja Iranu mogła być zatem swoistym ostrzeżeniem i przypomnieniem, że Teheran dysponuje bronią umożliwiającą bardzo precyzyjne ataki. Irański uczony, Abu Mohammad Aszgar Khan, na opisanie irańskiej koncepcji bezpieczeństwa użył terminu bazdosztan. Słowo to oznacza po persku „zapobiec”, „aresztować”, „uwięzić”. Według autora „odstraszanie wywiera na wrogu psychologiczny nacisk, powstrzymując go przed planowaniem lub rozpoczynaniem wojny” i „otwarcie wskazuje mu koszty podjęcia wrogich działań”. Kroki podjęte przez Teheran możemy rozpatrywać częściowo w tych kategoriach.
Po potwierdzeniu przez prezydenta Trumpa, że obeszło się bez ofiar, i wobec braku zapowiedzi militarnego odwetu ze strony USA komentatorzy i analitycy przez wszystkie przypadki odmieniają słowo „deeskalacja”. Rzeczywiście, w krótkiej perspektywie zmniejszyło się ryzyko kolejnych aktów wzajemnej agresji, a sianie zbiorowej paranoi nikomu nie wyszłoby na dobre. To nie oznacza jednak, że możemy już odetchnąć z ulgą ani że widmo wojny całkowicie zniknęło z horyzontu wydarzeń. Trump zdążył już obłożyć Iran nowymi sankcjami, oświadczył, że nie będzie dłużej tolerował jego „destabilizującej aktywności” i zapowiedział, że nie dopuści, by Iran zdobył broń nuklearną – to nie krok w tył, a raczej przygotowanie gruntu pod przyszłe działania.
Iran także nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Być może irańscy decydenci sami nie zdecydowali jeszcze o kolejnych krokach, póki co nadstawiając ucha w oczekiwaniu na reakcję społeczeństwa. Nie wiadomo jeszcze, czy atak na bazy w Iraku zaspokoił żądzę krwi, jaka pojawiła się u części Irańczyków po zabójstwie Sulejmaniego. Tymczasem pierwszym i głównym celem, przed jakim stoi dziś ajatollah Ali Chamenei, jest przetrwanie reżimu, poważnie już nadwyrężonego przez kryzys gospodarczy i nasilające się protesty społeczne. Nawet prezydent Rouhani przyznał w listopadzie, że Iran przechodzi najcięższe dni od czasów rewolucji. Władze mogą zdecydować się na przykład na próbę wywołania globalnego szoku naftowego, choćby przez blokadę cieśniny Ormuz, by wymusić na Europie czy Chinach pomoc w ponownym wprowadzeniu irańskiej ropy na światowe rynki.
czytaj także
Istnieje też scenariusz, w którym nocnym ostrzałem Irańczycy próbowali uśpić czujność Waszyngtonu, jednocześnie szykując o wiele dotkliwszą odpowiedź na dogodniejszym dla siebie gruncie działań asymetrycznych. Hosejn Salami, dowódca Korpusu Strażników Rewolucji, zapowiadał „zemstę strategiczną” w innym miejscu, w innym terminie. Tasnim News Agency, tuba propagandowa Korpusu, wyróżniła pięć cech takiego strategicznego odwetu, z których dwie można uznać za najistotniejsze. Po pierwsze, miałby on dokonać się za sprawą nie jednego aktu, ale całego łańcucha zdarzeń.
Dowódca Korpusu Strażników Rewolucji zapowiadał „zemstę strategiczną” w innym miejscu, w innym terminie.
Po drugie, nie byłby ograniczony geograficznie – agencja powołała się tu na popularność Sulejmaniego nie tylko w Iranie, ale też m.in. w Afganistanie, Iraku, Syrii czy Libanie. Drugim, długofalowym celem reżimu, który stanowiłby niejako testament generała Sulejmaniego, jest doprowadzenie do wycofania się Amerykanów z Bliskiego Wschodu. Wyartykułował to zresztą klarownie sam Chamenei, mówiąc, że to, co ważne, to zakończenie amerykańskiej obecności w regionie. W weekend rezolucję na ten temat przegłosował iracki parlament. Jest to zatem kolejna kwestia, która wciąż pozostaje otwarta i może prowadzić do zaognienia sytuacji.
Wreszcie być może najważniejsza sprawa – irańskiego atomu. Donald Trump wezwał Chiny, Rosję, Francję i Niemcy do opuszczenia zawartego w 2015 roku porozumienia nuklearnego z Iranem, tzw. JCPOA. Mało prawdopodobne, by tak się stało, jednak umowa w praktyce przestała obowiązywać w chwili, kiedy Teheran zapowiedział, że nie krępują go już żadne ograniczenia i że jest gotów wrócić do negocjacyjnego stołu, kiedy USA zaczną przestrzegać jej warunków. To ostatnie oznacza, że Stany Zjednoczone musiałyby zdjąć z Iranu dotkliwe amerykańskie sankcje, na co nigdy nie zgodzi się Donald Trump.
Poważne powody do zaniepokojenia irańskim programem nuklearnym ma chociażby Izrael, zwłaszcza w kontekście możliwości wspomnianych wyżej pocisków balistycznych. Komplementarną funkcję w stosunku do broni jądrowej pełnią technologie jej przenoszenia. Żadne państwo na świecie, które nie jest mocarstwem nuklearnym, nie inwestuje tylu środków w konstruowanie kolejnych rakiet o przeznaczeniu militarnym. Niezwykle trudno jest przewidzieć, jak Irańczycy zagrają atomową kartą – ale pewne jest, że wychodząc z porozumienia, Trump dał im kluczyk do otwarcia kajdanek, które to porozumienie na Teheran nałożyło.
czytaj także
Istnieje pewna dość popularna, przypisywana Albertowi Einsteinowi definicja szaleństwa, według której ma ono polegać na robieniu wciąż tego samego z oczekiwaniem odmiennych rezultatów. Strategia Donalda Trumpa wobec Iranu polega na chodzeniu w kółko praktycznie od początku jego prezydentury. Jednak okoliczności zmieniły się znacząco – obie strony zrobiły coś, co jeszcze tydzień temu nikomu nie przeszłoby przez myśl. Za wcześnie więc, by napięcie ustąpiło. USA i Iran nadal pozostają w klinczu, a irański reżim w miarę pogarszania się sytuacji gospodarczej będzie coraz bardziej zdesperowany.