Świat

Dymek: Brown to nie druga Manning

Etycznych wątpliwości towarzyszących sprawie Barretta Browna nie sposób sprowadzić do czarno-białego konfliktu jednostki z systemem.

Obrona Chelsea Manning sprowokowała niełatwą dyskusję. Dyskusję, w której splatające się wątki jawności, dyskryminacji osób LGBT, patriotycznego obowiązku i bezpieczeństwa narodowego przysłaniały niejasność samego procesu i nadużycia wymiaru sprawiedliwości. W przypadku Barretta Browna nie będzie łatwiej. Ale już sam grożący mu wyroku – ponad 100 lat więzienia – zmusza do przyjrzenia się bliżej sprawie dziennikarza aktywisty.

Nazwisko Browna stało się szeroko znane, gdy ujawnił planowaną przez Bank of America akcję odwetową wobec WikiLeaks i hakerów z Anonymus. Projekt pod kryptonimem Team Themis zakładał m.in zdobycie danych osobowych aktywistów WikiLeaks czy śledzenie aktywności internetowej pracowników Bank of America w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia wewnętrznego. Dokumenty wymieniają też Glenna Greenwalda – dziś współpracownika brytyjskiego „Guardiana” – jako jednego z dziennikarzy o „liberalnym skrzywieniu”, których należy zastraszyć. Innym z elementów planu było spreparowanie fałszywych dokumentów, które – gdyby zostały ujawnione przez WikiLeaks – pozwoliłoby przedstawić Wiki jako autorów fałszywek.

Sprawa wycieku nie była ani pierwszą, ani ostatnią wycieczką Browna na grząski teren powiązań między rządem, prywatnymi agencjami bezpieczeństwa i korporacjami oferującymi usługi pokrywające się z działaniami kontrwywiadu. Przeciwnie, to właśnie z powodu tych zainteresowań i nieustającego aktywizmu mówiono o Brownie, że ma obsesję. Przez pewien czas uznawano go też za „rzecznika prasowego” Anonymous. Podobno ku zażenowaniu członków organizacji, nieuznającej oficjalnych struktur i ponad wszystko ceniącej sobie anonimowość.

Przed oblicze sądu zaprowadziły Browna wydarzenia z 2011 roku. Gdy ujawnił, że dane firmy Stratfor, związanej z Team Themis, zostały przechwycone przez WikiLeaks – na celownik wzięło go FBI, z paragrafu o kradzieży informacji dotyczących kart kredytowych, bo takie też znajdowały się w wycieku. A dokładniej FBI zainteresowało się Brownem dlatego, że link do wycieku przesłał na czacie. Po kolejnym z oświadczeń Browna, w którym wysuwa groźby wobec wymienionych z nazwiska funkcjonariuszy i ich rodzin, trafił do aresztu. Do dziś spędził w nim ponad 300 dni, postawiono mu 17 zarzutów.

W retrospektywie widać, że sprawa Browna od samego początku była bardziej skomplikowana niż przypadki Manning czy Snowdena. A towarzyszących jej etycznych wątpliwości nie sposób sprowadzić do czarno-białego konfliktu jednostki z systemem.

Z jednej strony: Barrett Brown nigdy nie poprzestał na udostępnieniu wycieków. W swojej walce sięgał po cały wachlarz metod. Był autorem frontowych artykułów o prywatności, między innymi w „Guardianie” i „Huffington Post”. A także współautorem książki Flock of Dodos, dobrze przyjętego publicystycznego paszkwilu na kreacjonistów. Ze swoimi przeciwnikami nie obchodził się łagodnie. Potrafił dzwonić do nich z wyzwiskami i oskarżeniami. Wielu z nich obsadził w kluczowych rolach w swojej teorii spiskowej. W filmie na YouTube, który był jednym z bezpośrednich powodów aresztowania, Brown mówi o jednym z agentów FBI: „Cóż, nie mówię, że go zabiję, ale zniszczę mu życie i przyjrzę się jego dzieciom”.

Z drugiej strony: czekający Browna proces, podobnie jak okoliczności śledztwa i aresztowania, budzą słuszne wątpliwości prawne i etyczne. Pojawiają się w tym kontekście pytania: Czy można udostępnienie linka uznać za przestępstwo równoznaczne z kradzieżą informacji? Jak sądzić kogoś za informowanie o wycieku, skoro te same informacje publikują gazety i agencje newsowe na całym świecie? Dlaczego skoro hakerom odpowiedzialnym za to właśnie włamanie grozi 10 lat – Brown może zostać skazany na 105 lat więzienia?

Przynajmniej na ostatnie z pytań znamy odpowiedź: 105 lat to skumulowany maksymalny wyrok za przestępstwa ze wszystkich 17 paragrafów – trzy dotyczą gróźb wobec agenta FBI i jego rodziny,  kolejne dwa są związane z podejrzeniem utrudniania śledztwa. Choć i w tej sprawie nie ma zgody: niektórzy z komentujących sprawę podkreślają, że wybuch wściekłości Browna i jego groźby to wynik odstawienia przez niego heroiny, a swoich kłopotów z narkotykami sam dziennikarz nie ukrywał. Udostępnienie informacji o wyciekach było częścią jego wieloletniego działania jako pisarza aktywisty – dlaczego więc w toku procesu połączono obie sprawy, a Baretta Browna przedstawia się jako niestabilnego psychicznie narkomana i mitomana z obsesją na temat służb?

Jedno jest pewne: Brown nie jest – i chyba już nie będzie – kolejnym Snowdenem, kolejną Manning. Grono jego obrońców jest dużo mniejsze, trudniej byłoby zbudować wokół niego koalicję wsparcia, Brown ma też więcej wrogów: nie uderzył w jedną instucję, lecz w cały ich szereg. Na jego skazaniu zależy nie tylko przedstawicielom FBI i dużej części polityków, ale także reprezentantom prywatnego sektora.

Przekonanie opinii publicznej, że hakerzy i aktywiści WikiLeaks na wolności stanowią zagrożenie dla amerykańskiego porządku, także jest stawką tego procesu.

Nic dziwnego, że dla przeciwników jawności i tych, którym zależy na eskalowaniu podsłuchów i inwigilacji Barett Brown to przeciwnik idealny. Zachowuje się w sposób nieprzewidywalny, działa w pojedynkę, grozi funkcjonariuszom publicznym. W przeciwieństwie do wielu innych whistleblowerek i whistleblowerów świadomie uderza nie tylko w aparat państwa, ale też w osoby prywatne. Prywatno-publiczny konglomerat agencji bezpieczeństwa wykorzysta wszystkie faktyczne i domniemane grzechy Browna, by przedstawić go jako rodzimego terrorystę, atakującego bezpieczeństwo ojczyzny i podważającego skuteczność działania służb – spychając na bok postulaty przejrzystości i odpowiedzialności, które towarzyszą wyciekom.

Jeśli Brown zostanie uznany winnym kradzieży informacji, będzie to sygnał od rządu federalnego, że dobre czasy dla whistleblowerów – jeśli kiedykolwiek takie były – się skończyły. Akt oskarżenia mówi to wprost: powielanie informacji w internecie, nawet na czacie, jest przestępstwem – jeśli te informacje pozwalają uzyskać dostęp do kont bankowych bez wiedzy i zgody posiadaczy.

Wielkie redakcje mają środki, by bronić swoich racji w sądzie, co może okazać się konieczne w sytuacji, gdy coraz więcej informacji uznaje się za tajne. Walczący w pojedynkę tych środków nie mają.

A romantyczny nimb otaczający whistleblowerów może nie wystarczyć.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij