Unia Europejska

Jones: Wiwat Podemos! Jak może się odrodzić europejska lewica

Hiszpania pokazuje, że na kryzysie nie muszą korzystać partie ksenofobiczne.

Brzmi to już niemal jak polityczny banał: kiedy kraj rozpada się z powodu ekonomicznej katastrofy, jego biedniejący obywatele masowo skręcają na prawo – w stronę brutalnej ksenofobii w populistycznym wydaniu. Wówczas nie ma lepszego kozła ofiarnego od imigranta, na którego można zrzucić winę za brak bezpiecznego zatrudnienia, dostępnych cenowo mieszkań, spadający gwałtownie poziom życia. Wedle tego scenariusza toczą się przynajmniej sprawy w Wielkiej Brytanii czasów austerity. Gniew przeciwko establishmentowi jest kanalizowany przez antyimigrancką partię pod wodzą byłego maklera z londyńskiego City – który chce być bliżej problemów zwykłych ludzi, prywatyzując usługi publiczne, przyznając ulgi podatkowe najbogatszym i niszcząc prawa pracownicze, z wielkim trudem wywalczone przez Brytyjczyków. Hiszpania pokazuje jednak, że można realizować inny scenariusz.

Sytuacja w Hiszpanii jest tragiczna: bezrobocie sięga już prawie 25%, a ponad połowa młodych ludzi nie ma zatrudnienia, co może już na starcie bezpowrotnie zniszczyć ich życie. Imigracja w błyskawicznym tempie zmieniła strukturę społeczną w Hiszpanii – w przeciwieństwie do Wielkiej Brytanii. Jeszcze na początku lat 90. na stu Hiszpanów przypadał mnie niż jeden imigrant. Ale już dekadę później liczba przybyszy wzrosła sześciokrotnie, z 924 tys. oficjalnie zarejestrowanych imigrantów w 2000 roku do 5,6 miliona w 2009. Jednak partie, które w warunkach szalenie wysokiego bezrobocia wybrały szczucie obywateli na migrantów, poniosły sromotną klęskę. Niezadowolenie znalazło inne ujście, dzięki partii zbudowanej na założeniu, że zwykli Hiszpanie i Hiszpanki nie powinni płacić za kryzys, którego nie wywołali.

Politycznym fundamentem Podemos jest nadzieja. W końcu nazwę tej partii można by przetłumaczyć jako „Możemy” albo wręcz „Damy radę”. Powstała ona dopiero w tym roku, ale już zdołała zdobyć 1,2 miliona głosów i pięć miejsc w Parlamencie Europejskim. Teraz wspięła się na szczyty badań poparcia społecznego i ma przewagę nad rządzącą Partią Ludową z prawicy i nad rzekomo centrolewicową PSOE – Hiszpańską Socjalistyczną Partią Robotniczą. Zdyskredytowana elita polityczna w Hiszpanii wyraźnie chwieje się na swojej pozycji. We współczesnej Europie Zachodniej bez trudu znajdziemy przykłady politycznych wzlotów, podobnych do sukcesu Podemos.

Oczywiście Podemos nie wzięło się znikąd. Przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku setki tysięcy oburzonych wyszło w Hiszpanii na ulice, żeby protestować przeciwko politycznym elitom. Nie mieli przywództwa ani wyraźnie wyznaczonego kierunku – tego rodzaju ruchy, mimo że były w stanie zmobilizować ludzi wcześniej niezaangażowanych politycznie, wygasły prawie bez wyjątku. Iñigo Errejón, szef kampanii wyborczej Podemos, napisał przed majowymi wyborami europejskimi: „mobilizacja społeczna była przez długi czas ledwo widoczna. A na sporej części lewicy mieliśmy do czynienia z silnym poczuciem pesymizmu”. Tylko że Podemos jest dzieckiem ruchu oburzonych i dlatego jako partia przywiązuje ogromną wagę do oddolnej demokratycznej partycypacji. Oburzeni spotykali się na osiedlowych zgromadzeniach – Podemos organizuje „koła”, która działają na podobnych zasadach. W Londynie i Manchesterze powstały nawet koła hiszpańskich imigrantów. Pieniądze na kampanię europejską udało im się zapewnić w dużej mierze dzięki publicznym zbiórkom. Część politycznych priorytetów ustalają z pomocą otwartych internetowych głosowań.

Starszy elektorat wciąż pozostaje wierny rozpadającej się PSOE, ale młodzi i wykształceni głosujący odpłynęli do Podemos. Są to po części – opisani przez dziennikarza Paula Masona – „absolwenci bez przyszłości”. Errejón mówi, że według Podemos hiszpański układ dwupartyjny – uformowany w 1975 roku, po śmierci Franco – jest dzisiaj w kryzysie, który skutkuje „upadkiem konsensusu i transformacją tradycyjnych tożsamości politycznych”.

Podemos rozwinęło się głównie dlatego, że wszystkie dobre rady starej lewicy włożyło między bajki. Chociaż bardzo tradycyjna komunistyczna Zjednoczona Lewica (Izquierda Unida) również zanotowały niezły wzrost popularności, uzyskując 10% głosów w eurowyborach, wyprzedzając nawet Podemos. Ale teraz to ta druga partia rośnie w siłę, właśnie dlatego, że porzuciła typowo lewicową terminologię. – Żeby być w stanie uprawiać inną politykę, musimy zacząć używać innego języka – powiedział mi kiedyś Eduardo Maura z Podemos i dodał: – Kiedy zajmujesz się polityką, musisz zadać sobie pytanie: Do kogo chcesz dotrzeć?

Możesz nastawić się na ludzi, którzy już uważają się ze lewicowych. My próbujemy dotrzeć do tych, którzy niekoniecznie widzą siebie w ten sposób.

Zamiast rozmawiać z przekonanymi, Podemos mówi o ratowaniu hiszpańskiej demokracji z rąk „la casta” lub po prostu establishmentu i o pozyskaniu „społecznej większości”, która nie zgadza się na cięcia, włączając w to ludzi, którzy nie identyfikują się z lewicą. Zamiast opowieści o nacjonalizacji, Podemos proponuje publiczną kontrolę i wiarygodność.

Ta strategia ma jakiś sens. W całej zachodniej Europy stara przemysłowa klasa robotnicza – z jej relatywnie stabilną pracą i spójnymi społecznościami opartymi na miejscu zatrudnienia – dopuściła do powstania znacznie bardziej podzielonego i niepewnego sektora usług. Spadek uzwiązkowienia i zimnowojenny zbieg okoliczności, który nazwano „końcem historii”, oznacza też koniec kultury, która stworzyła tradycyjną lewicę – kolejne pokolenia dorastały w świecie, gdzie jej zabrakło. Sposoby organizacji i komunikacji, które definiowały starą lewicę i ruch pracowniczy, nie nadążają za dzisiejszymi czasami. Odpowiedź Podemos jest prosta: zaadaptować się i rozwinąć.

Znajdziemy w Podemos tendencję, które budzą niepokój bardziej tradycyjnych lewicowców. Nowa hiszpańska partia skupia się mocno na swoim charyzmatycznym liderze, Pablo Iglesiasie – akademickim badaczu, który wypłynął dzięki uczestnictwu w telewizyjnych debatach politycznych. Położenia nacisku na postać lidera to decyzja pragmatyczna – rozpoznawalność Iglesiasa była znacznie większa niż samej partii – choć może wyglądać na odejście od kolektywnego podejścia, postrzeganego jako tradycyjnie lewicowe. Hiszpanie najwyraźniej odrobili lekcję z fali progresywnych rządów, które przejęły władzę w Ameryce Południowej.

Podemos nie jest odosobnionym przypadkiem. W Grecji Syriza już dawno zdystansowała Pasok, socjaldemokratyczną partię, która odwróciła się od swoich wyborców, wprowadzając niszczycielską polityki oszczędności. Słoweńska nowa partia Zjednoczona Lewica, a w Holandii Partia Socjalistyczna również zanotowały znaczne wzrosty popularności.

Nie da się patrzeć inaczej niż z podziwem na osiągnięcia Podemos, jeśli żyje się w Wielkiej Brytanii i jest się rozsierdzonym wykorzystywaniem antyestablishmentowych nastrojów przez ksenofobiczny i służalczy wobec najbogatszych UKIP. Niestety, takiej partii jak Podemos nie da się po prostu przeszczepić z jedno kraju do drugiego, w którym jest inny kulturalny i polityczny kontekst. Problemy Wielkiej Brytanii i Hiszpanii są często podobne, to prawda. Ale różnią się skalą i specyfiką. Do tego brytyjska ordynacja wyborcza oparta na zasadzie first-past-the-post stanowi potężną blokadę przed powstawaniem nowych partii.

Nasz system polityczny też jest w niemałym kryzysie, ludzie aż gotują się z niezadowolenia, a łączne poparcie dla dwóch głównych partii ciągle maleje. Jeżeli polityczne elity wciąż nie będą w stanie odpowiedzieć na potrzeby i aspirację ludzi, a bogactwo i władza będą kumulowały się na społecznych wyżynach, to kto wie? Może – ale tylko może – partia, która wyceluje swoją krytykę w bogatych, a nie biednych rozwinie się jak Podemos.

Przeł. Dawid Krawczyk

Owen Jones – dziennikarz „Guardiana”, badacz kultury na Wyspach i autor jednej z głośniejszych brytyjskich książek 2014 „The Establishment – And How They Get Away With It”.
 

 
Artykuł ukazał się na stronach „Guardiana”. Copyright Guardian News&Media © 2014


***

Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij