Oficerowie straży granicznej rozróżniają życie wartościowe, które godne jest opieki i ochrony – oraz życie, którym cywilizowani Europejczycy się nie interesują.
Pierwsze skojarzenia z Morzem Śródziemnym dla osób z paszportem UE to plaża, słońce i dobre jedzenie. Jeździmy tam, żeby beztrosko spędzić czas i wreszcie nie myśleć przez chwilę o poważnych sprawach i kłopotach. Morze Śródziemne inaczej wygląda jednak dla uchodźców i nielegalnych imigrantów. Dla nich to najniebezpieczniejszy etap podróży do lepszego życia, na którym pokonać muszą dwóch przeciwników: wodę i Frontex.
Przyjemne morze oglądane z perspektywy plaży staje się morderczym żywiołem, gdy płynie się małą łódką lub pontonem. Łódka zawsze jest przeładowana, bo szmuglerzy świetnie znają prawa ekonomii i starają się wycisnąć jak najwięcej z każdego kursu. Płynie się w nocy, co zwiększa zarówno prawdopodobieństwo uniknięcia kontaktu ze strażą graniczną, jak i ryzyko fatalnej w skutkach wywrotki.
Frontex to agencja odpowiedzialna za uszczelnianie zewnętrznych granic Unii. Superszybkie łodzie, helikoptery, samoloty i zaawansowane technologie obserwacyjne fundowane przez Frontex mają trzymać uchodźców i nielegalnych emigrantów z dala od europejskiego bogactwa. Skuteczność agencji sprawiła, że podróż przez Morze Śródziemne wydłużyła się i stała się bardziej niebezpieczna.
Dla wielu imigrantów kończy się ona tragicznie. Tak stało się w przypadku rodziny Adiba Hachacha, syryjskiego emigranta mieszkającego od dwunastu lat w Grecji. Policja zadzwoniła do niego niedawno, prosząc, żeby odebrał ciała i osobiste rzeczy swojego brata Omara, jego żony oraz dwójki dzieci, po tym, jak utonęli między tureckim wybrzeżem a wyspą Lesbos, na jednym z najbardziej uczęszczanych szlaków przerzucania ludzi do Europy. Ciała trzeciego, najmłodszego dziecka, dwuletniej Fatimy, nie odnaleziono.
Bardzo prawdopodobne, że syryjscy uchodźcy padli ofiarą nowej praktyki Fronteksu: zawracania zbliżających się do Europy łodzi do krajów, skąd wyruszyły. To oczywiście wydłuża podróż i zwiększa ryzyko wypadku. Sprawa zdecydowanie wykracza jednak poza zwykłą arytmetykę ryzyka. Działający w naszym imieniu oficerowie straży granicznej rozróżniają życie wartościowe, które godne jest opieki i ochrony, oraz życie, którym cywilizowani Europejczycy się nie interesują.
W komunikatach dotyczących zawracania łodzi zaprzeczenia mieszają się z stwierdzeniami, że Frontex nie ma zwyczaju zdradzać „modus operandi swoich operacji”. Trudno pozbyć się wrażenia, że jest to odzwierciedlenie dzisiejszej polityki UE wobec imigrantów i uchodźców.
Z jednej strony frazesy o prawach człowieka i standardach humanitarnych, z drugiej brutalne traktowanie tych, którzy chcą w Europie znaleźć nowy dom.
Ilustracją takiego podejścia, oprócz praktyk zawracania łodzi, są zarówno centra przetrzymywania imigrantów w Grecji, jak i ośrodki dla uchodźców w Polsce, gdzie warunki urągają ludzkiej godności.
Słuchając historii o tym, jak zwykli ludzie godzą się na zbrodnie, jesteśmy oburzeni i nie możemy uwierzyć, że to w ogóle jest możliwe. Ale nam samym zgoda przychodzi równie łatwo. Przecież chcemy tylko spokoju. I decydujemy się zostawić wolną rękę tym, którzy ten spokój nam zapewniają.
Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.