Kultura

Kokainowa saga szczurów z Kalabrii i Meksyku

„Spójrz na kokainę, zobaczysz proszek. Spójrz przez kokainę, zobaczysz świat!” – pisze w swojej powieści reporterskiej Zero zero zero Roberto Saviano. Po ekranizacjach Gomorry i Piranii (wł. La paranza dei bambini). Na HBO dostępna jest kolejna adaptacja pozycji znienawidzonego przez włoską mafię dziennikarza

Tym razem neapolitańczyk odchodzi jednak od grzesznych brudów swojej „małej ojczyzny” i patrzy zdecydowanie szerzej na globalną sieć handlowych powiązań narkokapitalizmu. Bo jak zauważa Saviano w zdaniu wieńczącym książkę: „zero [działa] niczym soczewka lunety, przez którą można oglądać miraż białego złota, najlepszej koki: 000”.

Razy trzy

We Włoszech i Ameryce Południowej za pomocą liczby zer określa się stopień czystości mąki – im więcej, tym produkt czystszy. Autor świadomie zestawia ten składnik kulinarny z narkotykiem, pod którego wpływem świat, niczym ciasto, radośnie puchnie.

Dżentelmeni nie rozmawiają o narkotykach

Twórcy serialu wzięli sobie do serca liczbę tytułowych zer, a ich produkcja naszpikowana jest trójkątnymi zestawieniami postaci i wątków. Mamy tutaj trzech reżyserów trzech różnych narodowości odpowiedzialnych za swoje partie odcinków (Stefana Sollimę, Janusa Metza, Pabla Trapero), trzy perspektywy, przez które przyglądamy się zjawisku korporacyjnej transformacji narkobiznesu (sprzedawców, pośredników, kupców) oraz trzy „rodziny”, głównych bohaterów wielowątkowej opowieści („rodzina militarna” w Meksyku pod wodzą religijnego fanatyka, wielopokoleniowa, włoska familia oraz amerykańskie rodzeństwo w żałobie po ojcu).

I choć sam autor podkreśla w swojej książce, że kokaina przemierza Atlantyk bez trudu „niczym guma”, to podróż serialowego ładunku – z Nowego Orleanu do włoskiej Kalabrii – zdecydowanie należy do jednej z bardziej skomplikowanych operacji w historii gatunku. Operacji, której nie można odmówić produkcyjnego i inscenizacyjnego rozmachu.

Nocni strzelcy na tropie filipińskich szwadronów śmierci

Trudno zresztą nie zestawiać „trzech zer” z Gomorrą. Choć seriale te pochodzą z tej samej „stajni”, więcej zdaje się je jednak dzielić niż łączyć. Oba tytuły znacząco uniezależniają się od swoich literackich pierwowzorów. Saviano interesują przede wszystkim daty, nazwiska, fakty, analiza współczesnych systemów władzy i zniewolenia. Jego powieści są czymś w rodzaju narzędzi, które służą odkrawaniu zainfekowanych elementów rzeczywistości tylko pozornie odległych od naszej. Zresztą nie trzeba się zaczytywać w długich i barwnych monologach neapolitańczyka, żeby stwierdzić, że każdy – chcąc wyrobić nadgodziny, zapomnieć o bólu czy po prostu dziko się zabawić – brać może. Zawsze i wszędzie.

Byłem żołnierzem i nie znosiłem narkotyków. Na emeryturze zacząłem leczyć się psychodelikami

Ekipy Zero zero zero prawie w ogóle nie interesuje społeczny wymiar zjawiska, aspekt „konsumpcji detalicznej” czy wpływ, jaki „biała ropa” ma na ludzki organizm. To przede wszystkim filmowa analiza siatki działań dużej i w dużej mierze niewidzialnej korporacji, która napotkała na swojej drodze pewne przeszkody natury technicznej. Jednak w tle kokainowego sporu dopatrujemy się niekiedy też subtelnych przebłysków bardziej osobistych relacji.

Władze ’Ndranghety pozostają w tym układzie przedstawicielami starego porządku wyznaczonego przez zasady „prawdziwych ludzi honoru”, które bardzo nie chcą odejść do lamusa. Jak mawia w powieści kalabryjski boss: „Zasady organizacji to zasady życia. Prawa państwa to zasady jednej części, która chce wydymać drugą. A my nie damy się wydymać nikomu. (…) Zostawmy idiotom te pierdoły na temat lepszego świata. Bogatym idiotom, którzy płacą za ten luksus. Luksus wiary w szczęśliwy świat, sprawiedliwy świat. Ten kto rządzi, rządzi. Koniec, kropka”.

Weterani leczą stres pourazowy ayahuaską

Szczury z Kalabrii

Bezwzględni kalabryjscy bossowie już dawno odrzucili zresztą nonszalancki wizerunek rodem z Ojca chrzestnego (na których fantazjach zapewne się wychowali) i żeby przetrwać zamienili się – dosłownie i w przenośni – w szczury mieszkające w podziemnych norach. Rodzina to dla nich przede wszystkim skażony emocjonalnym ryzykiem interes, w którym sukces odnosi ten, kto najdłużej i najwięcej może z siebie dać. Kokaina przeobraża się zatem w najtrwalszy „mafijny bankomat”, którego wypłacalność odracza wyrok na ich życie oraz datę ważności piastowanej władzy.


Kalabryjska mafia nie cieszyła się dotychczas taką wizerunkową popularnością – w obrębie kina i telewizji – jak ta sycylijska czy neapolitańska. W świadomości zbiorowej kalabryjska tak naprawdę nie ma twarzy. Do dziś najbardziej udanym filmem o ‘Ndranghecie pozostają Ciemne dusze (wł. Anime nere) Francesca Munziego z 2014 roku. To rodzinny dramat, w którym Kalabria jawi się jako kraina archaiczna rodem z greckiej tragedii – w swoim naturalnym pięknie równocześnie zaklęta, jak i przeklęta. Okazuje się zatem, że na Półwyspie Apenińskim dokonała się nawet regionalna „emancypacja” przestępczości zorganizowanej – okazało się, że każdy region ma ją skrojoną na miarę własnych potrzeb i ego. Bardziej niż o Ojcu chrzestnym, możemy mówić tu co najwyżej o jego żądnych uwagi bękartach.

Chris i Emma

Kogo poznajemy w kolejnych odcinkach Zero zero zero? Włosi czekają na towar. Amerykanie spóźniają się z dostawą. Świeżo osierocone rodzeństwo Lynwoodów (rewelacyjni Andrea Riseborough i Dane DeHaan w roli Emmy i Chrisa), być może najciekawsi bohaterowie serialu, udaje się w niewiarygodną wręcz podróż celem ocalenia rodzinnego biznesu. Wart grube miliony towar został zakupiony przez nich własnym sumptem od meksykańskich narkobaronów, którzy w międzyczasie również muszą walczyć o wpływy na „własnym podwórku”; w tym świecie każdy ma pełne ręce brudnej roboty).

Dilerka w dobie brexitu

Jeśli komukolwiek w „trzech zerach” kibicujemy, to właśnie im. Chris Lynwood odziedziczył po matce pląsawicę Huntingtona i na naszych oczach zamienia się w „tykającą bombę” – nie wiemy, w jakich okolicznościach i z jakim skutkiem uderzy w niego choroba. Emma otrzymała w spadku po ojcu niewątpliwie żyłkę do interesów, jednakże jako kobieta nie jest w tym twardym, męskim świecie traktowana z powagą i należytym szacunkiem. Jej konsekwencja i odporność na ból (szczególnie psychiczny) składają się na najbardziej przejmujące sceny serialu. Choć sympatyczni i doświadczeni przez los, to właśnie pośrednicy w omawianym przez serial systemie wydają się najgorsi. Zadanie to zadanie, a towar to po prostu towar, jak każdy inny. A za wypełnione kokainą metalowe słoje po papryczkach chili gotowi są zabić.

Fortuny w cieniu

Trudno opowiadać o świecie kokainy bez podróży do jej „produkcyjnego serca”, czyli Meksyku i Kolumbii. „Kto nie wie nic o Meksyku, nie znajdzie drogi, która wytycza zapach pieniędzy, nie ma pojęcia, jak dominujący może stać się zapach pieniędzy pochodzący z przestępstwa i że ma on niewiele wspólnego ze stęchłym odorem śmierci, nędzy, okrucieństwa, korupcji. (…) Meksyk jest źródłem wszystkiego” – pisze Saviano.

Nerd z niemieckiej prowincji chce być Escobarem

O krwawej historii tamtejszych karteli i jego licznych powiązań opowiedzieli ostatnio m.in. twórcy popularnej netflixowej serii Narcos (2018) czy El Chapo (2017). W Zero Zero Zero ojczyzna Féixa Gallardo pozostaje napędzanym bezustanną wojną domową „Dzikim Zachodem”, w którym świat prawa (wojsko, policja, prokuratura) ściśle współpracuje z narkobiznesem gwarantując bezpieczeństwo i ciągłość ich interesów.

Wszelkie układy między mafiozami nie trwają jednak tutaj zbyt długo. Chęć dokonania „zamachu stanu” manifestuje się w meksykańskim rozdziale najdobitniej. Były sierżant wojskowy i zarazem mafijny kret Manuel Contreras pragnie wybić się niepodległość i to za pomocą dowodzonej przez siebie paramilitarnej jednostki.

Był sobie chłopak i uzależnił się od metamfetaminy

Meksyk i Kalabria to w gruncie rzeczy podobne historie. Dwie przestrzenie niespożytej, niebezpiecznej władzy, które dorobiły się swoich fortun w cieniu, uciekając od medialnego rozgłosu i nadmiernej ostentacji. Wystarczy pomyśleć o latach, kiedy to oczy całego świata zwrócone były na „El Patróna” Escobara; to jest właśnie czas meksykańskiego przebudzenia mocy.

Globalna historia

O ile w serialowej Gomorze patrzyliśmy na sagę klanów niejako „od wewnątrz” i oddolnie, rzadko kiedy mając szansę na ucieczkę od betonowego piekła stolicy Kampanii, w Zero Zero Zero spoglądamy na dramatyczne wydarzenia z perspektywy globalnej, co generuje emocjonalny dystans względem głównych postaci narkotykowego dramatu.

Sztywniutko? Raczej ładniutko

Strategia zastosowana w strukturze dramaturgicznej Gomorry (szczególnie jej pierwszego i drugiego sezonu) łączyła poszczególne odcinki z konkretnymi postaciami, które stając się ich absolutnymi bohaterami były tym samym skazywane przez scenarzystów na śmierć. I choć zabieg ten można odbierać na dłuższą metę jako przewidywalny, twórcy Gomorry podobnie jak scenarzyści Gry o tron uczynili z niego atut własnej produkcji.

W Zero zero zero ci sami twórcy zdecydowali się na innego rodzaju chwyt, który ucieka od narracyjnej linearności i przezroczystości. W ramach każdego odcinka opowiadanej historii, w momentach, które moglibyśmy zwyczajowo określić mianem cliffhangerów, dochodzi do „czasowej przewrotki” ukazującej ukrytą dotychczas perspektywę innego bohatera biorącego bezpośredni udział w owej – pełnej napięcia i dramatyzmu – sytuacji.

Trefny towar od Netfliksa

Te „podróże w czasie” nie pozwalają jednak na całkowite zakotwiczenie w opowiadanych epizodach i pełne przeżycie wydarzeń „tu i teraz”. Ten zabieg udziwniający zdaje kłócić się zresztą z zastosowaną przez twórców ultrarealistyczną konwencją wizualną, będącą już od lat znakiem rozpoznawczym produkcji sygnowanych nazwiskiem Stefana Sollimy (reżysera m.in. osadzonej w ostrych realiach rzymskich Suburry).

Pablo na gigancie [recenzja Narcos]

Między Meksykiem, Stanami Zjednoczonymi, Afryką a Włochami roztacza się opowieść, która mimo strukturalnych udziwnień opowiada w intrygujący sposób o mechanizmach rządzących współczesnym narkokapitalizmem, ale także o różnych wspólnotach i ich przemianach.

Jeśli serial o trzech zerach doczeka się kontynuacji, mam wrażenie, że jego przyszłością będą sezony o zamkniętym charakterze, skupiające się na pojedynczych spektakularnych misjach, podróżach i walce o wpływy w trudnym świecie narkobiznesu. I choć każdy stara się tutaj jak najdłużej utrzymać przy władzy i życiu, największą wyzwaniem serialu będzie paradoksalnie utrzymanie ciągłości opowieści.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij