Kultura

Kanapowa narkoturystyka

Netflix ujawnia: narkotyki są nielegalne, a gangsterzy sporo na nich zarabiają.

Tytuł mówi wszystko. Opowieści z narkoświata. Trochę jak Opowieści z Narnii, czyli jakiejś tajemniczej krainy. Zamiast przekrojowego obrazu narkobiznesu – od wytwórców, przez handlarzy, po klientów – produkcja Netfliksa oferuje oderwane od siebie historie, których wspólnym elementem jest po prostu nielegalny proceder, jakim zajmują się przestępcy. Same narkotyki są tu pretekstem do wejścia w świat szybkich pieniędzy, a widz jest jedynie turystą, przed którym autorzy odsłaniają tylko te najbardziej efektowne i emocjonujące aspekty handlu.

Określenie „narkoświat” znamionuje rzeczywistość inną niż nasza, wymagającą wprowadzenia, jakby ten cały proceder dział się z dala od nas, praworządnych obywateli. Najważniejszymi punktami w tym równoległym wszechświecie są Phoenix, Paryż, Rio de Janeiro i Londyn, pokazane tu jako wielkie ośrodki przestępcze, gdzie interesy półświatka kręcą się wokół zakazanych używek. Same używki zaś potraktowane są bardzo powierzchownie, jako problem, którego przyczynom próżno poświęcać uwagę.

Wolne Konopie zapowiadają obywatelski projekt dekryminalizujący marihuanę

Mało tu zgłębiania przyczyn popularności danych substancji czy samego rozróżniania między nimi – marihuana i kokaina pojawiają się obok siebie, chociaż jedynym co je łączy jest fakt, że za ich posiadanie można trafić do więzienia. Gdyby tematem serii uczynić przemyt innych nielegalnych środków, choćby gum do żucia do Singapuru, serial potraktowałby sprawę z równie znikomą wrażliwością.

Wyjątkiem jest ostatni odcinek poświęcony MDMA, odstający poziomem od reszty. Pozostałe trzy wyglądają jakby twórcy zbyt dużo czasu spędzili grając w niezbyt ambitne gry pokroju Call of Duty i chcieli przeszczepić estetykę strzelanek do dokumentu. Najwyraźniej widać to w odcinku o Rio, gdzie widz „wciela się” w policjanta przeszukującego fawele z karabinem w ręku.

Dilerka w dobie brexitu

Budujący napięcie lektor i zbliżona formuła odcinków – handlarze, policjanci, transport i obławy mundurowych – sprawiają, że serial nie wnosi wiele do dyskusji o samych narkotykach, a stanowi głównie pożywkę dla głodnych kolejnej dawki narkopornografii. Zamaskowani przestępcy pozują z bronią, przemytnicy ujawniają niektóre ze swoich sztuczek, a policjanci utyskują na jakość sprzętu. A to przecież nie są relacje live z Instagrama, tylko poważna produkcja, zrobiona za prawdziwe pieniądze i ewidentnie traktujące siebie samą bardzo serio.

Rzecz dla turystów

Ludzie występujące w filmie nie są aktorami – dowiadujemy się z wprowadzenia. Niby nie są, ale teatralność niektórych scen jest po prostu śmieszna, zwłaszcza tych z akompaniamentem w postaci „ostrych” gitarowych riffów i przypadkowo dobranego hip-hopu. Każdy gangster pojawiający się w serialu opowiada o tym, że doszedł na szczyt ciężką pracą, jest w tej grze tylko dla pieniędzy, a sam narkobiznes jest nieuniknionym elementem globalnej ekonomii – dopóki jest popyt, handel będzie się kręcić. Nie są to prawdy objawione, co poniekąd pozwala uwierzyć, że wypowiadający się ludzie nie są aktorami, bo tym przygotowano by jednak ciekawsze kwestie.

Nerd z niemieckiej prowincji chce być Escobarem

Wprowadzenie do ich świata ułatwiają tłumaczenia, pozwalające zrozumieć, że „ten-a-key” oznacza dziesięć tysięcy dolarów za kilogram. Wszystko jest tu podane na tacy, w porcjach tak małych, że tylko pobudzają apetyt.

Krojenie haszyszu czy produkcja tabletek MDMA to bardziej interesujące momenty, jakie ma do zaoferowania serial, ale na przykład produkcji metamfetaminy już nie zobaczymy, chociaż twórcy zapewniają nam dostęp do typowej narkotykowej kuchni. Bierzemy udział w akcjach policyjnych, widzimy aresztowania, są miotacze ognia i szczekające amstaffy. To wszystko jedynie atrakcje turystyczne, obrazy, do których możemy wracać we wspomnieniach, nawet odwoływać się w dyskusjach, ale gdyby tak zadać sobie pytanie, dlaczego tak wielu ludzi zarabia na narkotykach? W krótkim serialu odpowiedzi szukać próżno.

Migranci to towar. Jego wartość mierzy się bezbronnością i desperacją

Skutki bez przyczyn

Z odcinka o Phoenix dowiadujemy się co prawda, że rozwój części metropolitalnej miasta okupiony jest rosnącymi nierównościami społecznymi, ale na tym koniec. Narkotyki i problemy społeczne jakimś cudem nie mają w serialowym uniwersum ze sobą nic wspólnego.

Twórcy opowieści z narkoświata w ogóle mają problem z łączeniem ze sobą zjawisk w spójne historie, o związkach przyczynowo skutkowych nie wspominając. Dowiadujemy się, że Ameryka zmaga się ze śmiertelnym kryzysem opioidowym. Arizona, której stolicą jest Phoenix, ma z kolei problem przede wszystkim z metamfetaminę – ratownicy częściej wzywani są do osób zażywających narkotyki niż legalnie dostępne leki.

Ja mam fach w rękach, ja bym diabła zespawał [rozmowa]

Problemy tego kalibru zostają zrównane z „epidemią” haszyszu we Francji, będącej światową stolicą tej relatywnie niegroźnej używki. W odcinku poświęconemu MDMA poznajemy naturalną inklinację Brytyjczyków do odurzania się tabletkami, a nawet kilku z nich zabiera głos by wytłumaczyć, o co dokładnie chodzi w ekstazie. Ale już popularność haszyszu we Francji pozostaje zagadką.

Potrzeba dużo dobrej woli, żeby traktować przemyt haszu z tą samą powagą, co handel metamfetaminą, ale twórcy serialu nie zadają sobie trudu by odpowiednio nakreślić sensowny kontekst.

Był sobie chłopak i uzależnił się od metamfetaminy

Po kilkudziesięciu minutach podejście oparte na epatowanie obrazami brania, ścigania, aresztowań staje się po prostu męczące. I co gorsza, może być szkodliwe. Pokazywanie jak Heather – kobieta od 20 lat używająca metamfetaminy, wykształcona i prowadząca własną firmę – wstrzykuje sobie narkotyk bez żadnego komentarza może zachęcić do sięgania po nielegalne środki, a chyba nie taka była intencja autorów.

Sztywniutko? Raczej ładniutko

Biorąc pod uwagę wspomniane wyżej przykłady trudno jednoznacznie zdefiniować grupę docelową tego mini-serialu, który, chociaż krótki, jest w przeważającej części wtórny i najzwyczajniej nudny. Broń, pieniądze i narkotyki powinny przyciągać uwagę, ale oferując niewiele ponad ich reprezentacje na ekranie, Opowieści z narkoświata stanowią kolejny przykład bardzo przypadkowego dokumentu, którego twórcy stawiają jedynie na sensacje. Szkoda, bo sproblematyzowanie omawianych zagadnień w zestawieniu z ładnymi obrazkami, jakie bez wątpienia ma do zaoferowania serial, dałoby dużo lepszy efekt.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Łukasz Muniowski
Łukasz Muniowski
Amerykanista
Adiunkt w Instytucie Literatury i Nowych Mediów na Uniwersytecie Szczecińskim. Autor i tłumacz książek o sporcie.
Zamknij