Świat

Dilerzy walczą o prawa człowieka w Ameryce

W jednym stanie na handlu substancjami psychoaktywnymi można zarobić krocie, i to legalnie, w innym zarobić można wyrok, nawet dożywotni. Drug Policy Alliance publikuje raport o dilerach w Ameryce.

– Dobra, zanim zaczniemy: ręce do góry! – czarnoskóry facet po sześćdziesiątce, w T-shircie do kolan, spodniach opuszczony w kroku i czapce z prostym daszkiem trzyma mikrofon jak hiphopowiec. Dłonią zasłania całą górną część zbierającą dźwięk. – Niech podniesie rękę do góry każdy, kto sam siedział w pierdlu albo miał lub ciągle ma rodzinę czy kogoś bliskiego za kratami. W areszcie, więzieniu, bez znaczenia. No już, ręce do góry – rozkazuje poważnie. Cała sala, kilkadziesiąt osób, trzyma ręce w górze. – Widzicie, sami swoi. Żaden wstyd. To oni powinni się wstydzić, że trzymają nas w więzieniach jak niewolników!

Skacze obok mównicy i nakręca salę. Nazywa się Dorsey Nunn. Znają go tutaj, na konferencji poświęconej polityce narkotykowej, wszyscy, bo od kilkudziesięciu lat walczy w Stanach o „bardziej sprawiedliwą reformę wymiaru sprawiedliwości”. W 2003 założył organizację All of Us or None. Pierwszym celem było usunięcie pytań o karalność z procesu rekrutacji o pracę. Dorsey był nawet w Białym Domu i przekonał prezydenta Baracka Obamę, żeby zrezygnował z oświadczenia o niekaralności przy aplikacjach o pracę w budżetówce.

Dorsey Nunn, założyciel All of Us or None, fot. Annette Bernhardt (CC BY-SA 2.0)

Nunn dobrze wie, jak wygląda adaptacja po wyjściu z więzienia. Za kraty trafił w wieku 19 lat, w roku 1969. Był członkiem gangu i zabił człowieka. Wyrok: dożywocie. Odsiedział 12 lat. Sędzia zgodził się na złagodzenie wyroku i wypuszczenie Nunna na wolność. Ameryka początku lat 80. to było zupełnie inne miejsce niż to, w którym aresztowany był 19-latek z Kalifornii. Po wyjściu nie mógł znaleźć pracy, znajomi albo nie żyli, albo zamieszkiwali więzienne cele. – Nie chcę, żeby ktokolwiek musiał przeżywać ten koszmar, co ja wtedy. Wyrządziłem wielkie zło. Nie ma wątpliwości i żałuję tego. Po wyjściu z więzienia każdy powinien mieć jednak szansę rozpocząć drugie życie – mówił Nunn.

Dilerka w dobie brexitu

Siedziałem z tyłu w sali konferencyjnej siedziby CNN w Atlancie i słuchałem Dorseya, który dostawał brawa prawie po każdym zdaniu. Na sali, jak dowiedziałem się później przy pikantnych skrzydełkach podczas obiadu, były głównie matki, ojcowie i bracia chłopaków odsiadujących wyroki za dilowanie. Organizacja Dorseya walczy o złagodzenie wyroków i kasacje dla tych osadzonych, których przestępstwa nie wiązały się ze stosowaniem przemocy.

Opowiem wam o grze w policjantów i dilerów

czytaj także

Dlaczego? – Nasi synowie handlowali na ulicy. Teraz siedzą w więzieniach. Biali bogacze handlują dokładnie tym samym w pięknych klimatyzowanych sklepach w Kalifornii i są bohaterami. To niesprawiedliwe. Powiem ci, co to jest, bo cię lubię. To jest rasizm – tłumaczyła mi matka chłopaka odsiadującego wyrok w więzieniu stanowym. Siedzieliśmy w lobby siedziby CNN, na piętrze z fast-foodowymi barami. Jak skończyliśmy jedzenie, wokół naszego stolika stało już kilkunastu ochroniarzy. Czarne twarze przeorane bliznami i koszulki z zaciśniętą pięścią (tak wygląda logo All of Us or None) opinające się na przytyranych bicepsach postawiły ochronę stacji telewizyjnej w najwyższy stan gotowości. – Panowie, dziadka się boicie? – podpuszczał ich Nunn.

Kanapowa narkoturystyka

Te skrzydełka jedliśmy ponad dwa lata temu, pod koniec 2017 roku. Dyskusje o polityce narkotykowej zdominowane były wówczas przez kilka innych tematów, utrzymywał się wciąż jeszcze szok po wyborze Trumpa na prezydenta, z drugiej strony bardziej liberalne stany entuzjazmowały się legalizacją rynku konopi, a wszyscy załamywali ręce nad rozwijającym się kryzysem opioidowym. Głosy upominające się o sprawiedliwość dla skazanych dilerów były słyszalne tylko dla tych, którzy naprawdę chcieli ich wysłuchać.

Może to kaznodziejska charyzma Dorseya zrobiła na mnie wrażenie albo ujął mnie spokój zrozpaczonej matki, obok której siedziałem, ale byłem przekonany, że prędzej czy później wywalczą sobie miejsce w głównym nurcie dyskusji o „wojnie z narkotykami”. Jeśli na terenie jednego państwa handel tym samym towarem może być przepustką do wielkiej legalnej fortuny i biletem do więzienia na całe życie, to musi to powodować uzasadnioną frustrację.

Nerd z niemieckiej prowincji chce być Escobarem

W grudniu 2019 roku Drug Policy Alliance, największa amerykańska organizacja pozarządowa zajmująca się polityką narkotykową, opublikowała raport o dilerach. Autorzy poświęcają całkiem przyzwoitą część wstępu rozważaniom językowym i próbują znaleźć odpowiedź na pytanie: czy w ogóle godzi się pisać i mówić „diler”? Bo określenie to obciążone jest oczywiście masą negatywnych stereotypów. Sami, siłując się z językiem, proponują pisać „osoby zaangażowane w sprzedaż bądź dystrybucję narkotyków”, ale szybko jednak się orientują, że też musieliby się do tego stosować, więc z przyczyn „pragmatycznych” nie mogą obiecać konsekwencji.

Po pierwsze nie szkodzić? Nie, po pierwsze zarobić

Szczęśliwie raport nie skupia się na lingwistycznych dygresjach, tylko na faktach i rekomendacjach z nich wynikających. Główny mit, który obalają autorzy, dotyczy zasadności ścigania sprzedawców substancji psychoaktywnych. Mało co tak łączy demokratów i republikanów jak stosunek do dilerów. Z grubsza jedni i drudzy uważają ich za „sprzedawców śmierci” i wierzą, że ściganie handlarzy ogranicza popularność nielegalnych narkotyków.

Liczby prezentowane w raporcie dowodzą czegoś wprost odwrotnego. Od roku 1980 do 2019 liczba osób osadzonych za przestępstwa narkotykowe wzrosła aż o 3000%, z 15 tysięcy do 450 tysięcy. „A narkotyki dostępne są jak nigdy wcześniej za stosunkowo niższą cenę” – czytamy w raporcie.

Były policjant: Konferencje prasowe z narkotykami to szkodliwa szopka

Z tekstu badania dowiadujemy się również, że aż 43% osób zajmujących się dystrybucją narkotyków zmaga się z uzależnieniem od substancji, którymi handlują. Co z kolei skłania autorów badania do wniosku, że w pierwszej kolejności należy im się dostęp do leczenia, a nie wyrok. Zwracają również uwagę, że osoby figurujące w statystykach jako „dilerzy” często nie mają nic wspólnego z handlem substancjami psychoaktywnymi, a prawdziwymi dilerami zostają dopiero po wyjściu z więzienia, gdzie dostają lekcję życia od przestępców. W niektórych stanach wciąż obowiązuje prawo podobne do polskiego. Udzielanie, nawet bezpłatne, substancji psychoaktywnej jest traktowane jako „dilerka”. W raporcie znajdziemy również dane pokazujące, że Afroamerykanie i Latynosi trafiają do więzień znacznie częściej i na dłużej niż biali handlarze narkotyków.

W Warszawie wszyscy biorą dopalacze. Ale często myślą, że to koks

Rozdziały z wynikami badań poprzeplatane są osobistymi historiami dilerów i ich rodzin. Często przepełnionych żalem, poczuciem niesprawiedliwości i gniewu wobec policji, sądu i instytucji państwa.

Raport wieńczą rekomendacje. Dla policji: „[Funkcjonariusze] powinni skupić się na egzekwowaniu prawa, kiedy dochodzi do gróźb, wymuszeń, wyzysku, korupcji i przede wszystkim przemocy wobec innych ludzi”. Od polityków Drug Policy Alliance oczekuje się, że usuną zapisy prawa nakazuje sędziom wydawanie wyroków bezwzględnego więzienia. Na stronach raportu cytowani są sędziowie, którzy z bólem serca wysyłają stosunkowo mało niebezpiecznych przestępców na dziesiątki lat do więzienia, bo nie mają innej prawnej możliwości.

Sztywniutko? Raczej ładniutko

Raport w języku angielskim można pobrać ze strony Drug Policy Alliance.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij