Teatr

Wspólnota bezradnych

Nowe spektakle Korczakowskiej i Jarzyny. Świat jest zły, ale czy wiemy, co z tym zrobić?

Burza wokół Klątwy to kolejna okazja, aby osoby przebywające na antypodach teatru zwróciły na niego swój wzrok. To niewątpliwie najgłośniejsze w ostatnim czasie wydarzenie teatralne, ale niejedyne. Na warszawskich scenach twórcy dostrzegają i diagnozują coś, co większość z nas z pewnością wyczuwa – kryzys polityczny i społeczny.

Odnajdziemy ten nastrój w spektaklach artystów o zupełnie odmiennych stylistykach – zarówno w najnowszych widowiskach Mai Kleczewskiej, jak i w Sonacie widm Markusa Örhna w Teatrze Nowym. Również Natalia Korczakowska w Berlin Alexanderplatz i Grzegorz Jarzyna w G.E.N-ie zauważają, że świat w zastanym kształcie to dla wielu osób nie najszczęśliwsze miejsce do życia. Ta pierwsza zostawia nas z tą konstatacją, przyczyn upatrując w irracjonalności zła. Ten drugi próbuje przedstawić coś w rodzaju pozytywnego programu zmian.

Przerywaliśmy próby, kiedy aktorzy chcieli wziąć udział w protestach [rozmowa z Markusem Örhnem]

Odpowie ci Lynch

Najnowszy spektakl Natalii Korczakowskiej w Teatrze Studio oparty został na powieści Alfreda Döblina z 1929 roku. Nie da się ukryć – staroć. Niewątpliwie zacna, bo prekursorska m.in. dla współczesnego reportażu, choć sama jest fikcją. To historia człowieka, który po wyjściu z więzienia postanawia być „porządny”, ale jakoś mu nie wychodzi. Trafia do berlińskiego półświatka i przeżywa przygody dla tego środowiska charakterystyczne, tracąc po drodze rękę i ukochaną. W tle mamy rodzący się nazizm i rozważania na temat Losu, który jest udziałem szarego człowieka.

Korczakowską zainteresowała ta historia, ale już niekoniecznie technika, w której została opowiedziana – wielogłosowo, z reporterskim sznytem. Znalazła dla niej zupełnie inny kontekst. Scenę umieściła pośrodku, widownię po dwóch stronach. Boki przesłoniła czerwonymi kotarami, co momentalnie nasunęło skojarzenie z Miasteczkiem Twin Peaks, jak się później okazało – niebezpodstawne. Nawiązań do twórczości Lyncha znajduje się w tym spektaklu o wiele więcej. Aktor śpiewający Blue Velvet, dwójka demonicznych narratorów (Tomasz Nosiński i Katarzyna Warnke) i chyba także odpowiedź na pytanie, które zdaje się stawiać spektakl – dlaczego Franzowi Biberkopfowi (Bartosz Porczyk) nie udało się zostać „porządnym” człowiekiem?

Skojarzenia z „Miasteczkiem Twin Peaks” okazały się niebezpodstawne.

Franek, podobnie jak bohater Zagubionej autostrady, chce postępować dobrze i racjonalnie, nie jest jednak w stanie wygrać ze swoimi demonami. Przychodzą do niego pod postacią wspomnianych wcześniej narratorów, którzy zdają się wiedzieć, że jego los jest przesądzony, a także mrocznego przyjaciela Reinholda (Krzysztof Zarzecki), który jest pociągającym złem w czystej postaci. Podobnie jak urzekający berliński półświatek – w knajpach śpiewa hipnotyzujący transwestyta (Robert Wasiewicz, brawurowo wcielający się też w kolejne kochanki Biberkopfa i Reinholda), na czele szajki stoi nieprzeciętna kobieta (Halina Rasiakówna), a bandyci strzelają z obłędnie kiczowatej broni pokrytej cyrkoniami.

Za smutny los Franza Biberkopfa odpowiadają więc irracjonalne siły zła. Ale nie tylko. Nie należy zapominać, a przynajmniej Natalia Korczakowska nie zapomniała, o społecznym kontekście tej historii. Franek po wyjściu z więzienia próbował być sprzedawcą, jednak handlowanie podstawkami pod krawaty okazało się (o dziwo?) bezproduktywne i upokarzające. Przerzucił się na kolportaż gazet z nazistowskimi treściami, nosząc na ramieniu znaczek do złudzenia przypominający swastykę. Dalej poszło już z górki. Być może to właśnie kontekst społeczny, w jakim się znajdujemy, naciska na spust i uwalnia nasz wewnętrzny mrok. A może to przychodzący gdzieś z dna piekła mrok jest odpowiedzialny zarówno za zło jednostek, jak i społeczeństw, zdolnych odpowiednio – zabić człowieka i stworzyć nazizm.

Jak zrobić musical o głodzie na świecie [rozmowa]

Mindfulness zamiast kontestacji

G.E.N to spektakl bez reżysera, choć i tak wszyscy wiedzą, że jest nim Grzegorz Jarzyna. Osoby pracujące przy tym projekcie zostały podzielone tylko na obsadę i twórców, przy czym nazwisko Jarzyny pojawia się jako jedno z wielu wśród tych ostatnich. I na tym kończy się afektowana skromność – w wywiadach i omówieniach Jarzyna występuje jako reżyser G.E.N-u. Ten zabieg jest symptomatyczny dla całego spektaklu – pomysł dobry, ale na końcu coś siada.

Punktem wyjścia dla twórców G.E.N-uIdioci – film Larsa von Triera z 1998 roku. Opowiada on o wspólnocie młodych ludzi, kontestujących rzeczywistość metodą tzw. spastykowania, tzn. udawania osób z niepełnosprawnością intelektualną. Obnażają przy okazji hipokryzję duńskiego społeczeństwa, które szacunek do osób z niepełnosprawnością ma przykazany, ale troszkę się jednak nimi brzydzi. Kluczowa dla wymowy filmu jest postać Karen, która dołącza do grupy trochę z przypadku. Nigdy do końca się z nią nie stapia, a spastykowanie przychodzi jej opornie. Kiedy w obliczu próby wspólnota się rozpada, Karen jako jedyna doprowadza projekt do końca, tzn. decyduje się na spastykowanie wśród swoich bliskich i przyjmuje okrutne konsekwencje tej decyzji. Dla niej dołączenie do grupy miało, jak się okazuje, ogromne znaczenie – stało się to tuż po śmierci jej synka. Ta grzeczna, nieśmiała kobieta urasta do rangi jedynej prawdziwej buntowniczki.

Tego wątku nie ma w G.E.N-ie, podobnie jak wielu innych. Jarzyna początkowo zamierzał wystawić Idiotów, ostatecznie się nimi tylko zainspirował, zmieniając przesłanie von Triera. Jego spektakl odbywa się w prawie zupełnie pustej przestrzeni. Pośrodku mamy wspólnotę, a na ścianach ekrany, na których wyświetlają się filmiki z jej „akcji”. Charyzmatyczny przywódca grupy Ursus (Dobromir Dymecki) i racjonalny kronikarz (Rafał Maćkowiak) są jakby żywcem wyjęci z filmu, pozostałe postaci to jedynie luźne wariacje na temat faktycznych „idiotów”.

A wnioski są takie, że społeczeństwo to twór raczej obrzydliwy. Zupełnie nie potrafi się odnieść do grupy ludzi zachowujących się dziwnie w centrum handlowym. Najchętniej postępowanie tej grupy by zaklasyfikował i zracjonalizował, czego uosobieniem w spektaklu jest dziennikarka-wyjadaczka, próbująca przeprowadzić z grupą wywiad (Magdalena Kuta). Społeczeństwo posiada także moc, żeby grupę uśmiercić, odbierając jej lidera. Autorski pomysł, żeby do spektaklu wprowadzić ojca Ursusa (Lech Łotocki), był jednym z najbardziej trafionych. Kiedy Ursus równocześnie ze swoim ojcem wygłasza jego tyrady, można sobie oczywiście pomyśleć, że zna je na pamięć, w końcu słuchał ich latami. Można jednak uznać, że Ursus to nieco młodsza, trochę lepsza kopia swojego ojca, skazana na powielanie jego schematów. Ostatecznie skruszony synek opuszcza wspólnotę i wraca z tatusiem do domu.

Diagnoza społeczeństwa u von Triera i Jarzyny jest raczej podobna. Różnią się natomiast dalszymi wnioskami. Von Trier przygląda się samemu buntowi, pokazuje go jako rzecz niełatwą. Same działania rewolucyjne mają w sobie siłę nośną – jest wspólnota, która daje oparcie, i wspaniałe emocje, które rekompensują ewentualne trudności. Sztuką jest zanieść bunt do domu, rodzinnej tragedii, matki o smutnych oczach, wściekłej siostry i meblościanki. Ale tylko wtedy sprzeciw naprawdę wyzwala.

Wnioski są takie, że społeczeństwo to twór raczej obrzydliwy.

Jarzyna zupełnie to pomija, próbuje natomiast pójść dalej. Skoro czynna, anarchistyczna z ducha kontestacja społeczeństwa z różnych względów ma małe szanse powodzenia, to może lepiej będzie uciec w głąb siebie? Może trzeba przytulić swoje wewnętrzne dziecko, przejść na buddyzm i poczuć jedność z drzewami?

Może rzeczywiście, tak ładnie, wzruszająco i naiwnie. Może nie ma się co zżymać na podręczniki mindfulness.

Teatr bezkrytyczny czy bezradny?

Co z obejrzenia tych spektakli wynika, poza mniejszą lub większą przyjemnością? Chyba to, że wiemy, że świat jest niedobry, ale nie wiemy, co z tym zrobić. I to nas łączy – we wspólnotę bezradnych.

*
Berlin Alexanderplatz, reż. Natalia Korczakowska, Teatr Studio w Warszawie
G.E.N, TR Warszawa

W weekend na naszej stronie przeczytacie wywiad Agaty Diduszko-Zyglewskiej z Natalią Korczakowską.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jolanta Nabiałek
Jolanta Nabiałek
Filolożka i kulturoznawczyni
Absolwentka filologii polskiej i kulturoznawstwa na Uniwersytecie Wrocławskim, słuchaczka podyplomowych gender studies w IBL PAN w roku 2017/2018. Publikowała w Internetowym Magazynie Teatralnym „Teatralia” i w Dzienniku Teatralnym. Obecnie zajmuje się promocją w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Prowadzi fanpage „Nie więcej niż pięć linijek”, na którym publikuje mikrorecenzje książek.
Zamknij