Tegoroczna inauguracja sezonu artystycznego w rodzimych teatrach, filharmoniach czy operach jest wyjątkowa. Jej rozpoczęcie z dniem 1 września nie wynika bowiem z obyczaju, lecz z ustawy. Czy da się zadekretować w ten sposób nowy ład w kulturze? Tekst Igora Stokfiszewskiego.
Tegoroczna inauguracja sezonu artystycznego w rodzimych teatrach, filharmoniach czy operach jest wyjątkowa. Jej rozpoczęcie z dniem 1 września nie wynika bowiem z obyczaju, lecz jest umotywowane ustawowo na mocy nowelizacji prawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, które weszło w życie z początkiem tego roku.
Oprócz zmiany rytmu pracy instytucji kultury z kalendarza rocznego na sezonowy, co uchronić je ma przed koniecznością mierzenia się z kwestiami budżetowymi, kadrowymi i organizacyjnymi na przełomie grudnia i stycznia, to jest w połowie trwania realizacji repertuarowych, nowela wprowadza m.in. kategorię „instytucji artystycznej”, czyli placówki zatrudniającej zawodowych twórców, w której powstają dzieła lub wydarzenia artystyczne. Ma to odróżnić te instytucje np. od bibliotek czy ognisk muzycznych, pełniących funkcje upowszechniania kultury i edukacji kulturalnej. Poza tym nowela otwiera możliwość łączenia instytucji kultury i przekształcania tego typu konglomeratów w „instytucje artystyczne”, czyli ich pełnego uzawodowienia; nakłada obowiązek wyłaniania dyrektorów narodowych instytucji kultury w drodze konkursu; reguluje kwestię kontraktów dyrektorskich i pracowniczych, oraz dostosowuje do nich perspektyw budżetowe placówek, które mają pokrywać się z kadencją dyrektorską.
Nowelizacja ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej jest raczej próbą „dogonienia” rzeczywistych warunków, w jakich współcześnie uprawia się sztukę, niż ambitnym i dalekowzrocznym projektem nowego ładu kulturalnego. Jednocześnie – nowelizacja nie poddaje refleksji owych warunków, pogłębiając proces atomizowania się kultury poprzez coraz dalej posuniętą specjalizację jej zakresu, funkcji i sposobu zbiorowego istnienia. Legislacja dotycząca organizowania i prowadzenia działalności kulturalnej z prawdziwego zdarzenia jest jeszcze przed nami. By jednak stała się ona rzeczywistością, warto zrozumieć, jak w świetle współczesnych przemian społecznych, wydarzeń na przecięciu kultury, społeczeństwa i polityki działalność kulturalna się sytuuje. Nowy ład kulturalny powinien opierać się na spójnej, odpowiedzialnie zdefiniowanej wizji tego, czym jest kultura, jakie pełni funkcje w życiu zbiorowym i jakie współcześnie stoją przed nią zadania.
Ostatnie wypadki kulturalne
W ciągu ostatnich lat byliśmy świadkami szeregu kluczowych dla sporu o kulturę wydarzeń. Tworzą one tło, na które rzutowane były rozważania o kulturze, społeczeństwie i państwie. Współczesny porządek kulturalny regulowany jest przez dwa dokumenty: ustawę o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej z 1991 roku oraz przez Konstytucję Rzeczpospolitej Polskiej uchwaloną w roku 1997. W roku 2009 w Krakowie odbył się Kongres Kultury, podczas którego wyłoniła się grupa działaczy składająca się z dyrektorów placówek, twórców, krytyków i aktywnych w polu kultury organizatorów wydarzeń artystycznych i przybrała kształt oddolnego ruchu Obywateli Kultury. Ruch stał się stroną społeczną w negocjacjach z rządem, mających na celu sformułowanie dokumentu, stanowiącego obustronne zobowiązanie do pracy na rzecz podniesienia prestiżu działalności kulturalnej, jej zabezpieczenia finansowego i symbolicznego, a także dążenia do ustanowienia jak najlepszych warunków dla jej nieskrępowanego rozwoju.
W maju 2011 r. premier Donald Tusk i reprezentanci strony społecznej podpisali „Pakt dla kultury”. Krótko potem sfinalizowane zostały prace nad opisywaną wcześniej nowelizacją ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. W międzyczasie jednak doszło do perturbacji na tle stosunku instytucji państwa do kultury, gdy odmówiono kulturze możliwości zmierzenia się z żałobą narodową po katastrofie samolotu prezydenckiego z 96 reprezentantami państwa na pokładzie w kwietniu 2010 r. poprzez apel ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego o powstrzymaniu się instytucji kultury przed uprawianiem swojej działalności. W efekcie większość z nich decyzją ich kierownictwa motywowaną presją społeczną i polityczną na okres trwania żałoby została zamknięta. Na tle tych wydarzeń zapisy „Paktu dla kultury” mają tym większą wagę, że starają się zdefiniować kulturę i wpisać ją w logikę funkcjonowania państwa, nie zaś usytuować praktyki kulturalne na jej obrzeżach, które w chwilach wyjątkowych okazują się być tyleż groźnym, co niestosownym marginesem.
Kultura przeciw ekonomii
Art. 6. Konstytucji RP głosi, że kultura jest „źródłem tożsamości narodu polskiego, jego trwania i rozwoju”. „Pakt” definiuje ją jako „dobro wspólne”, które „tworzy przestrzeń otwartą na różnorodność myśli, poglądów i postaw obywatelskich”. W tych dwóch definicjach, które oddziela ponad dekada, ujawnia się przesunięcie wyobrażeń towarzyszących kulturze. O ile u progu formułowania zapisów Konstytucji – w połowie lat 90. – postrzegana była ona jako kontener tradycji, mającej balansować niemożliwą do opanowania dynamikę przemian społecznych, determinowanych wolnorynkową transformacją, o tyle dziś, wobec wrażenia zawężania się spektrum rzeczywistych wyborów światopoglądowych, ekonomicznych, egzystencjalnych i duchowych, od kultury wymaga się, by działała na rzecz realnej różnicy, by dostarczała wielowymiarowego obrazu rzeczywistości i scenariuszy życiowych, by stała się otwartym źródłem, które ma za zadanie nasycać zunifikowaną przestrzeń zbiorowego przeżywania świata, prawdziwym pluralizmem „myśli, poglądów i postaw obywatelskich”. W wymaganiu tym kryje się pewna wiara. O ile dwie dekady temu kultura miała bronić zbiorowość przed nieprzewidywalnymi zmianami świata, nadchodzącymi od strony ekonomii – głównego motoru tychże zmian, o tyle dziś wierzy się, że to ekonomia broni zbiorowości przed zmianami, zaś w kulturze lokuje się nadzieję na wypracowanie narzędzi zmiany. Zgodnie z pkt. II. „Paktu dla kultury” „powszechne i aktywne uczestnictwo w kulturze jest jednym z najważniejszych czynników rozwoju społecznego i ekonomicznego”.
Kultura na rzecz rozwoju wspólnoty społecznej
Powyższy zapis mógłby sugerować zrównanie idei rozwoju z różnorodnością, wielowymiarowością i – na wzór poprzednich dekad – awansować pluralizm do rangi zasadniczego warunku jakiegokolwiek postępu. Jednak kolejne słowa „Paktu dla kultury” podają tego typu interpretację w wątpliwość. Gdy mowa o przeszkodzie stającej na drodze zbiorowego rozwoju pisze się w nim, że jest nią „niedostatek kapitału społecznego, czyli niski poziom zaufania do instytucji państwa oraz słabość komunikacji społecznej, współpracy i działania dla dobra wspólnego”. A zatem różnorodność postaw czy poglądów byłaby traktowana jako fakt społeczny, domagający się pielęgnowania, ze względu zarówno na swój demokratyczny wymiar, jak i na rodzaj prawdy o życiu, którą sobą zaświadcza. Rozwój natomiast polegałby na wypracowywaniu narzędzi współdziałania, scalania poszczególnych postaw i poglądów, grup i jednostek, w celu podnoszenia jakości zbiorowego życia. Rozwój byłby postrzegany zatem jako zrównoważone budowanie egalitarnej wspólnoty społecznej. Kultura miałaby dostarczać narzędzi budowania tejże wspólnoty, zaś upowszechnienie i równy dostęp do dóbr kultury, zagwarantowane w ustawie zasadniczej, miałyby zapewnić efektywną i sprawiedliwą dystrybucję tychże narzędzi.
Jak widać, nie tylko wyobrażenia dotyczące kultury uległy zmianom. Również te, dotyczące rozwoju. W okresie tzw. transformacji ideę rozwoju wiązano ze szczególną antropologią. Antropologia ta opierała się na wyobrażeniu wyższości indywidualnych potrzeb i interesów nad potrzebami i interesami ponadindywidualnymi; na egoizmie, który przedkłada nasze „własne” nad nasze „wspólne” i sprawia, że stajemy się dla innych konkurentami lub konkurentkami, zaś życie zbiorowe postrzegamy jako walkę pomiędzy indywiduami i kolektywami, którą można albo wygrać, albo przegrać. Emblematem zwycięstwa jest przede wszystkim wzrastające bogactwo; jego brak określa się jako klęskę wynikającą z niedostosowania się osoby do wymogów współczesnego świata. „Biografizacja ryzyka”, czyli obarczanie pojedynczego życia odpowiedzialnością za triumfy i niepowodzenia, których źródło leży poza indywiduum (np. w systemie ekonomicznym, niewydolności organizacji publicznych itp.), i wycofywanie się instytucji życia zbiorowego z praktykowania solidarności i wzajemnej troski, na rzecz zimnych procedur pośredniczenia pomiędzy obywatelami i zarządzania materialnym wymiarem życia uzupełniają opisywaną antropologię o poczucie samotności i braku nadziei.
Dziś stopień rozwoju społecznego mierzy się raczej jakością życia w przełożeniu na wielość podmiotów, które mogą tej jakości doświadczać. Konkurencję zamienia się we współdziałanie, kapitał ekonomiczny w kapitał społeczny, egoizm w solidarność, zaś dobro jednostki w dobro wspólne. Niezbędne dla rozwoju okazują się wzajemność, troska i umiejętność włączania do własnej grupy reprezentantów innych grup.
Nowy ład kulturalny
Nowy ład kulturalny powinien w związku z tym umożliwiać kulturze – to jest jej instytucjom, praktykom, jej wykonawcom – orientację na organiczne kształtowanie więzi zbiorowych opartych o relacje solidarnej troski i wzajemności oraz na rozpowszechnianie narzędzi osiągniętych w tychże domenach. Nie powinien więc – jak zdaje się to czynić w tej chwili – zmierzać w stronę wyodrębnienia się kultury jako specjalistycznej praktyki odbywanej w „instytucjach artystycznych”, lecz przyjąć kierunek odwrotny. Jeśli już miałby się na czymś wzorować, warto, by wzorował się na praktykach placówek edukacyjnych i upowszechniających kulturę, nie na operze, lecz na domu kultury. Powinien nie tyle wspierać przekształcanie instytucji kultury w „instytucje artystyczne”, ile komunikować i łączyć instytucje kultury z instytucjami i organizacjami społecznymi, poszerzając bazę praktyk kulturalnych o praktyki z repertuaru ingerowania w problemy społecznych. Tylko w ten sposób kultura może spełnić pokładane w niej nadzieje na dostarczenie instrumentów realnej zmiany świata. Powinien także orientować się na kulturę czynną, to jest oddolne mikrokultury różnych zbiorowości, które za pomocą kolektywnych rytuałów budują własną tożsamość i kreują wspólnotowe więzi. Są one ogniskami wspólnoty, którymi z trudem bywają placówki kulturalne. Powinien czynić z instytucji kultury platformy ekspresji wszystkich obywateli, w tym m.in. artystów, szczególną wagę przykładając do udostępniania swych ram grupom sobie obcym, a nawet wrogim – „różnorodność myśli, poglądów i postaw obywatelskich” w działaniu. Przyjmując te parametry za swoje, nowy ład kulturalny może wyjść naprzeciw oczekiwaniom, które w kulturze pokładamy. Dla urzeczywistnienia takiego ładu warto jest współpracować i działać. Dla dobra wspólnego.