Muzyka

Bożek: Taśmy z Afryki

Interesują mnie rzeczy popularne w kraju pochodzenia, ale nieznane poza nim – mówi Brian Shimkovitz, twórca bloga i wytwórni Awesome Tapes From Africa.

„Zatweetowałem ostatnio, że internet w Europie jest do dupy, a ktoś mi odpowiedział, stary, musisz pojechać do Afryki. Wiesz, w Afryce jest lepszy internet niż w Niemczech!” – mówi mi Brian Shimkovitz tuż przed swoim występem w warszawskim Placu Zabaw podczas kolejnej edycji cyklu „Lado w mieście”. I pewnie dobrze wie, co mówi, bo stereotypy dotyczące Afryki oraz ich przełamywanie są jego specjalnością od dobrych 10 lat. Brian prowadzi bowiem niezwykle popularnego bloga Awesome Tapes From Africa (od 2006 roku) i wytwórnię płytową o tej samej nazwie (od 2011 roku), dzięki którym prezentuje muzykę z tego kontynentu daleko odbiegającą od wszelkich europejskich czy amerykańskich oczekiwań co do rdzennych „afrykańskich brzmień”.

 

Inicjacja Briana do brzmień Afryki Zachodniej przebiegła dość standardowo, poprzez Felę Kutiego, nigeryjską legendę highlife’u (popularny gatunek muzyczny w Nigerii i Ghanie). I tak ten fan Grateful Dead, którym zresztą nigdy nie przestał być, stał się kolekcjonerem i koneserem brzmień z Nigerii i Ghany. A dzięki temu, że studiował etnomuzykologię na Uniwersytecie Indiany, udało mu się załapać na wyjazd do Akry, gdzie zamierzał badać tamtejszą scenę muzyki highlife. Ale jak się miało okazać, nie było to takie łatwe. „Gdy wreszcie tam dotarłem, zorientowałem się, że highlife właściwie jest tam nieobecny, za to wszyscy rapowali! Okazało się, że zmiana rozpoczęła się już we wczesnych latach 90., kiedy Ghańczycy zaczęli naśladować amerykański hip-hop. Wkrótce wersy składali już w języku Twi, a melodie i rytmy zapożyczali z highlife’u”. Hiplife, wraz z gospel, wyparł starą muzykę, choć oczywiście nie do końca. „Highlife wciąż trzyma się mocno, choć przede wszystkim wśród starszych słuchaczy. Highlife’u czasem słuchają też młodsi, ale nie przypomina on raczej muzyki granej przez te wieloosobowe zespoły z sekcjami dętymi – ta wersja jest bardziej elektroniczna i prostsza”.

 

 

Brian, trochę zszokowany, bardziej zaciekawiony, szybko zaprzyjaźnił się z nowymi brzmieniami Ghany. Właściwie nie miał wyboru, bo: „Muzyka jest tam wszędzie. W salonach fryzjerskich albo w restauracjach są wielkie kolumny ostrzeliwujące przechodniów”. W roku 2002, w którym przyjechał tam po raz pierwszy, rolę dźwiękowych bomb pełniły kasety, najtańszy i najprostszy do skopiowania nośnik. Szczęśliwie nie miał z tym problemu, bo jako porządny słuchacz Greatful Dead miał w domu furę kaset. Ten legendarny zespół pozwalał fanom na swobodne nagrywanie swoich koncertów, w efekcie czego istnieją chyba kasetowe bootlegi ze wszystkich występów.

 

Nieustraszony Shimkovitz rzucił się w wir zakupów już od pierwszego dnia w Akrze. Kasety, za dolara od sztuki, kupował na kopy. „Czasami szukałem muzyki konkretnych grup etnicznych albo granej na konkretnym instrumencie, częściej jednak kupowałem na oko lub ucho” – mówi. W wyborze pomagali mu sprzedawcy, podtykający pod nos coraz to innych artystów, i znakomite okładki, które, choć nieraz wyglądają jakby odbito je na kolorowym ksero, są jak mapy prowadzące do niezwykłych skarbów. Brian pakował te skarby w pudła i wysyłał do Stanów, a poza tym… kupował dalej. W końcu jego kolekcja urosła do ponad czterech tysięcy taśm, choć z czasem dostęp do nowych stawał się coraz trudniejszy. Już podczas kolejnej wizyty w Ghanie w roku 2004 Brian zauważył, że kaset jest coraz mniej. „Taśmy znikają, większość ludzi po prostu je wyrzuca”. Nowa muzyka przeniosła się do nowych mediów, na YouTube’a czy blogi. Ludzie trzymają też muzykę na komórkach i wymieniają się nią poprzez Bluetooth. Rynek zaczęły też zdobywać płyty CD: „Gdy byłem w Ghanie po raz pierwszy w ogóle nie były tam popularne. Teraz pojawiają się nawet VCD z klipami z Ghany, Nigerii czy Jamajki, mają tę zaletę, że spiracisz je łatwiej niż DVD”. Jednak dla chcącego nic trudnego, więc Brian wciąż ma dostęp do świeżych kaset. „W zeszłym roku byłem w Etiopii i okazało się, że w większości sklepów nie sprzedają już taśm, choć gdy ładnie poprosić, na zapleczu coś się znajdzie”.

 

 

Wróćmy jednak do roku 2006, kiedy Brian przeniósł się do Nowego Jorku i zaczął pracować jako PR-owiec oraz opiekun zespołów wydawanych przez etniczną wytwórnię World Circuit. „Brakowało mi jakiegoś hobby – wspomina ten okres. – Chciałem dać innym usłyszeć, jak brzmi tam muzyka, pokazać im albumy, których nie da się znaleźć na Zachodzie, a które przecież bardzo mnie ekscytowały”.

 

Zaczęło się skromnie, od jednej kasety wrzuconej na bloga o nazwie, która mówi wszystko: Awesome Tapes From Africa. Szalony hiplife’owy, house’owy album Ata Kaka Oba Simaa, od razu chwycił, może dzięki nucie egzotyki, może dzięki fantastycznej okładce z uśmiechniętym wokalistą w obcisłej dżinsowej kurtce i o fantastycznej seksualnej energii jakby pożyczonej od Prince’a, a może przez dziwnie wysokie wokale, które, jak się okazało długo potem, były „zasługą” inżyniera dźwięku niepotrafiącego porządnie wyregulować prędkości taśmy matki. Choć Oba Simaa nie odniósł sukcesu w Ghanie, niemal z marszu stał się manifestem Awesome Tapes From Africa.

 

„Chodziło o to, żeby pokazać słuchaczom muzykę, której zachodnia branża muzyczna nie mogłaby promować jako «muzyki afrykańskiej».

 

Nie robię nic specjalnego, po prostu biorę rzeczy, które lubię, i je gram. Nie manipuluję nimi, nie przystosowuję ich do zachodnich gustów, pozwalam – i użyję tutaj tej kliszy – muzyce mówić za siebie.

 

Nie jestem muzykiem, producentem, wolę raczej umożliwić innym bardzo utalentowanym i ciekawym ludziom zaprezentowanie swojej muzyki ludziom takim jak my, którzy nie wiedzą, gdzie jej szukać. Ani nawet jej nie szukają, bo moja strona nie jest adresowana do zatwardziałych fanów muzyki afrykańskiej. Na Awesome Tapes From Africa wchodzą ludzie z polskich forów dla fanów metalu, fani muzyki tanecznej”.

 

I tak Ata zapoczątkował lawinę. Shimkovitz zaczął regularnie uzupełniać bloga o kolejne taśmy z czterotysięcznej kolekcji (warto zwrócić uwagę na niesamowite, wręcz dziecięco entuzjastyczne opisy), aż w końcu w roku 2011 rozszerzył profil działalności Awesome Tapes o pełnoprawne wznowienia taśm wydawane na płytach winylowych, CD i oczywiście taśmach. To naturalne o wiele trudniejszy model, bo zanim wyda się taką płytę, należy odszukać artystę, uzyskać jego pozwolenie, a następnie sprawiedliwie podzielić się zyskiem (Shimkovitz preferuje podział pół na pół). Do legendy przeszły już jego poszukiwania Ata Kaka. Brian szukał go nie tylko w Ghanie, ale też w diasporach Hamburga i Toronto. W końcu, po sześciu latach, udało mu się namierzyć jego dwudziestoletniego syna żyjącego w Toronto. „Widział, że piosenki jego ojca mają po sto tysięcy wyświetleń na YouTubeie, ale nie miał pojęcia, jak to się stało. BBC nagrało o tym słuchowisko [Nazywa się Ata Kak and the Crate Diggers i niestety jest już niedostępne na stronie radiostacji – przyp. JB]. To było najbardziej niesamowite doświadczenie w moim życiu” – ekscytuje się Shimkovitz.

 

 

Wznowienie Oba Simaa jak dotąd się nie ukazało, ale wytwórnia Awesome Tapes From Africa wydała, w pełni legalnie, siedem innych albumów, często o równie niesamowitej historii. „Kiedyś jakaś stacja radiowa z Północnej Karoliny wysłała mi niepodpisaną kasetę. Nawet nie wiedziałem, skąd ten gość wziął tę taśmę, ale to, co usłyszałem, zwaliło mnie z nóg. To było kilka lat temu. Wypuściłem ją na bloga z komentarzem, że to najlepsza kaseta, jakiej kiedykolwiek słuchałem. Później dowiedziałem się, że to Aby Ngana Diop, która zmarła w 1997 roku. Szukałem jej rodziny z Dakaru dobrych kilka lat. Nie miałem pojęcia o muzyce, jaką grała, a odnalezienie tych informacji zajęło mi jeszcze więcej czasu niż odnalezienie jej. W końcu spotkałem pewnego profesora MIT, który kiedyś prowadził z nią jakieś badania. Okazało się, że ta muzyka nie była popularna nawet w Dakarze, a ona wydała tylko jeden album, który zresztą nie zdobył jakiejś niesamowitej popularności. Wprawdzie w Senegalu jest znana, ale żaden Senegalczyk nie powiedziałby, że należała do narodowego panteonu. Chodzi mi o to, że choć z pozoru odkryłem coś zapomnianego i nieznanego, w rzeczywistości to wcale takie nie było. I właśnie takie rzeczy mnie interesują, popularne w kraju pochodzenia, ale nieznane poza nim. Niektóre z tych płyt sprzedały się w nakładzie ponad 100 tysięcy egzemplarzy. W końcu to olbrzymie kraje, w Nigerii żyje niemal 200 milionów ludzi!”.

 

Album Aby Ngana Diop Liital ukaże się we wrześniu 2014 nakładem Awesome Tapes From Africa


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Bożek
Jakub Bożek
Publicysta, redaktor w wydawnictwie Czarne
Publicysta, redaktor inicjujący w wydawnictwie Czarne, wcześniej (do sierpnia 2017) redaktor prowadzący w Wydawnictwie Krytyki Politycznej. Absolwent Centrum Kształcenia Międzynarodowego Politechniki Łódzkiej i socjologii na Uniwersytecie Łódzkim. Redagował serwis klimatyczny KP. Otrzymał drugą nagrodę w konkursie w Koalicji Klimatycznej „Media z klimatem!”. Współtworzył Klub Krytyki Politycznej w Łodzi.
Zamknij